W innym artykule pisałem o tym, że w czasie II wojny światowej setki tysięcy Polaków znalazło się w szeregach Wehrmachtu. Przytłaczająca większość z nich trafiła tam pod przymusem. Jak zatem byli traktowani? Czy Niemcy szykanowali rekrutów ze Śląska, Wielkopolski i Pomorza?
Zagadnieniem tego, jak obchodzono się z Polakami służącymi w Wehrmachcie zajął się profesor Ryszard Kaczmarek. Historyk ustalił, że niemieckie dowództwo zalecało, aby poborowych z trzecią grupą Volkslisty – czyli gros Polaków wcielanych do hitlerowskiej armii – „traktować podobnie, jak innych poborowych”. Taka była teoria.
Reklama
Ciche szykany
Zdaniem autora książki Polacy w Wehrmachcie w większości przypadków „zalecenia spełniały swoją rolę”. Ale jednak nie zawsze.
Nie brakowało przypadków represji. I to nie tylko z powodu nieznajomości języka niemieckiego czy niechętnej postawy wobec służby dla „tysiącletniej” Rzeszy. Jak donosił jeden z raportów Delegatury Rządu na Kraj:
Ślązacy w armii niemieckiej podlegają «cichym» szykanom. Przy odbiorze np. zaświadczenia urlopowego muszą płacić 2 Rm. na rzecz Czerwonego Krzyża, taką samą kwotę muszą wpłacać przy odbiorze tzw. Soldbuchu. Opłaty te ściąga szef kompanii. Niemcy są od nich zwolnieni.
Przy wydawaniu kart żywnościowych urlopowych Ślązacy nie otrzymują zaopatrzenia na 2—3 dni. Jest to zjawisko tak powszechne, że należy wnioskować raczej, że kryje się za tym specjalne zarządzenie, kosztem Polaków przeprowadzające oszczędności, niż oszustwo urzędnika aprowizacyjnego.
Wbrew sugestiom członków polskiego podziemia profesor Kaczmarek stanowczo twierdzi, że nie było takiego rozporządzenia. Ale nie znaczy to wcale, że Polacy w Wehrmachcie posiadali te same prawa co Niemcy.
Reklama
Dowództwo, obawiając się buntów i masowego przechodzenia na stronę wroga, dbało o to, aby w oddziałach (do szczebla kompanii) Polacy nie stanowili więcej niż 5% żołnierzy. Z czasem, gdy przymusowy pobór przybrał na sile, próg ten zaczęto ponosić. W końcu doszło do tego, że latem 1944 roku na froncie zachodnim w niektórych oddziałach było już nawet 12% rekrutów z ziem okupowanej Polski.
Polak nie ma co liczyć na awans
Przez pierwsze trzy lata Polacy wcieleni do Wehrmachtu nie mogli też liczyć na awanse. Jak czytamy w książce profesora Kaczmarka, jeżeli już się takowe zdarzały to miały „charakter wyjątkowy i co najwyżej do stopnia obergefreitra (starszego szeregowego), ale tylko po wyróżnieniu się na polu bitwy”.
Dodatkowo, aby wspiąć się w żołnierskiej hierarchii należało „potwierdzić dobrą znajomość języka niemieckiego w mowie i piśmie” i co jeszcze istotniejsze „nie budzić zastrzeżeń pod względem stosunku do państwa narodowosocjalistycznego”. W związku z tym kandydat do awansu musiał otrzymać pozytywną opinię „od miejscowego kierownika politycznego NSDAP”.
Folksdojczom „trzeciej kategorii” nie wolno też było pracować w roli pisarzy sztabowych. Kategorycznie sprzeciwiał się temu niemiecki kontrwywiad.
Nadchodzą zmiany
Sytuacja uległa pewnej zmianie dopiero w 1943 roku. Związane to było z masowym poborem oraz nadaniem posiadaczom trzeciej kategorii Volkslisty niemieckiego obywatelstwa na 10 lat. Dowództwo Wojsk Lądowych nie wymagało dłużej opinii kierownika politycznego NSDAP przy awansach na starszego szeregowego. Działo się tak jednak tylko, gdy „została wykazana odwaga na polu bitwy”.
Mimo dyskryminacji niejeden żołnierz szybko zaadaptował się do nowej rzeczywistości. Dobrze świadczą o tym przywoływane w książce Polacy w Wehrmachcie wspomnienia pewnego poborowego
Po paru latach pobytu na froncie człowiek przyzwyczaja się do tego wszystkiego, co tworzy wspólnotę żołnierską. Mogę z całą stanowczością stwierdzić, iż armia niemiecka dbała o swoich żołnierzy we wszystkich aspektach, co powodowało, że człowiek czuł się związany z tą instytucją.
Żołnierz musi być zawsze syty, wtedy myśli o wojowaniu, Żołnierz głodny nie myśli o wojowaniu, ale o tym, jak się najeść, wtedy wojsko przestaje być wojskiem i staje się bandą rabusiów. Doskonała organizacja, logistyka, technika wojskowa oraz profesjonalizm dowódców powodowały, że żołnierz nie przestawał wierzyć w zwycięstwo.
Dezerterowali na potęgę
Oczywiście większość powołanych siłą do Wehrmachtu Polaków niespecjalnie wierzyła w to zwycięstwo. W efekcie masowo przechodzili oni na stronę aliantów najpierw we Włoszech, a potem we Francji. To właśnie oni stanowili podstawę uzupełnień dla armii generała Andersa i dywizji pancernej generała Maczka.
Reklama
Bibliografia
- Ryszard Kaczmarek, Polacy w Wehrmachcie, Wydawnictwo Literackie 2010.
3 komentarze