Surowe ściany, prosta bryła, stonowane barwy. Tak wyobrażamy sobie prawdziwe średniowieczne budowle. I tak są one od lat niszczone i przerabiane, by sprostać naszym oczekiwaniom.
Gołe mury. Nie raz i nie dwa staję – jak zapewne podobnie stają szanowni czytelnicy – wobec zjawiska zachwytu nad nieobrobionymi głazami, „czysto gotycką” albo „czysto romańską” ścianą z kamieni lub cegieł, z jednym jedynym zastrzeżeniem, wysuwanym przez moich znajomych: „po jakiego grzyba stoją tu jeszcze te barokowe ołtarze, psujące jedność stylu”, podczas gdy kiedyś – to znaczy w średniowieczu – „było tak pięknie i surowo!”.
Reklama
Tego rodzaju uwagi nie dowodzą ani braku oczytania, ani też ignorancji moich przyjaciół, czy też szanownych czytelników. Przeciwnie – podobne sądy formułują ludzie obyci i oczytani w literaturze swojej epoki.
Kryteria estetyczne i konserwatorskie zmieniają się bowiem z biegiem dekad, począwszy od pierwszych świadomych prac konserwatorskich wieku XIX. Zmieniała się nie tylko wiedza o tym, jak wyglądały średniowieczne budowle w rzeczywistości, ale i pogląd na to, jak powinny one wyglądać dziś.
Nie wszyscy muszą wiedzieć, że jedno i drugie – średniowieczna rzeczywistość i konserwatorska koncepcja – to dwie rzeczy zupełnie różne.
Kościół Mariacki w Krakowie. Można dostać oczopląsu?
Gotycki kościół Mariacki w Krakowie. Niektórzy wchodząc doń, doznają oczopląsu. Błękitne sklepienie usiane gwiazdami, tysiące różnych barwnych motywów na ścianach, a u końca tego gotycko-mozaikowego tunelu złoto-błękitny ołtarz Wita Stwosza. Poza tym przy ścianach i filarach– barokowe ołtarze. Czy to nie zgrzyt?
<strong>Przeczytaj też:</strong> Unikalne dzieło średniowiecznej sztuki. Zapłaciły za nie prostytutkiW dodatku, kiedy przyjrzymy się z bliska malowanym aniołom i liściastym łodygom ornamentów, zorientujemy się szybko, że ta polichromia nie pochodzi z wieków średnich, ale sprzed lat stu kilkudziesięciu.
Wcześniej ściany kościoła Mariackiego pokrywały barokowe stiuki! Autorem pomysłu ich usunięcia i radykalnej renowacji, przeprowadzonej w latach 1889-1891, był architekt Tadeusz Stryjeński, projektodawcą malowideł Jan Matejko, a jednym z wykonawców Stanisław Wyspiański. A zatem wszystko nie tylko pstrokate, ale i nieśredniowieczne!
Reklama
Niemniej restauratorzy kierowali się zasadą głoszoną wówczas przez jednego z nestorów polskiej historii sztuki, że „w kościele znaleźć się mogą sprzęty i pomniki, obrazy i rzeźby różnych epok, ale w architekturze gmachu jedność stylowa jest warunkiem koniecznym” (Władysław Łuszczkiewicz; skądinąd piękna to idea, choć jak zobaczymy, może mieć czasem opłakane skutki).
Kościół Bożego Ciała na Kazimierzu. „Nowe tendencje estetyczne”
Teraz kolej na gotycki kościół Bożego Ciała na krakowskim Kazimierzu, remontowany od 1898 roku. Wnętrze nawy utrzymane w surowym kamieniu i cegle. Aż przyjemnie popatrzeć. To jednak również owoc arbitralnej decyzji konserwatora z końca XIX wieku, kiedy to zerwano tynki, ukazując owe „średniowieczne” gołe mury.
Tę decyzję sprowokowały „nie tyle błędne mniemanie o średniowieczu, co nowe tendencje estetyczne” (Jerzy Frycz), czyli owoc wrażliwości modernistycznej, która kochała uwydatniać konstrukcję w jej surowości, chropowatości, w jej materiale.
Średniowiecze nie lubiło gołych ścian
Kocham oba te wnętrza. Każde ma swoje piękno. Niemniej, jeśli miałbym wybierać – wolę kościół Mariacki.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Czy w średniowieczu ludzie wierzyli, że Ziemia jest płaska?Koncepcja Stryjeńskiego i Matejki odzwierciedla bowiem średniowieczny ideał, przynajmniej jeśli chodzi o barwność ścian. Bo średniowiecze nie lubiło ani gołych rzeźb kamiennych, ani gołych murów. Surowość uważano raczej za stan nieukończenia. Jeśli tylko inwestora było stać, pokrywano powierzchnie ścian barwną polichromią lub malowidłami.
Poza tym owszem, i w romanizmie, i w gotyku ściany często pozostawiano w niby-gołej-cegle i w niby-gołym-kamieniu, zawsze jednak był to zabieg artystyczny, bo mur powlekało się najpierw przynajmniej pobiałą, aby dopiero na jej tle namalować zarysy kamiennych bloków lub fugi pomiędzy cegłami, równe i piękne.
Reklama
Sklepienie zaś chętnie malowano na niebiesko, dodając złote gwiazdy. Natomiast żebra sklepień, lizeny, kolumienki służek – przybierały z reguły barwy kontrastowe, mocne, które podkreślały wizualnie konstrukcyjną (no, teoretycznie konstrukcyjną) rolę tych elementów.
Krzykliwe, jaskrawe barwy
Obierano barwy zdecydowane, nawet krzykliwe, które niekiedy by nam dziś „zgrzytały”. Powtórzmy, że dotyczyło to nie tylko powierzchni ścian, ale i wszystkich kamiennych rzeźb.
Darmo trudzą się specjaliści, aby spopularyzować ten fakt, a jeden z nich zatytułował nawet popularną syntezę średniowiecznej sztuki: Quand les cathédrales étaient peintes – Kiedy katedry były pomalowane.
Jednakże pełne rekonstrukcje dawnej, średniowiecznej kolorystyki nie są zbyt częste. I chyba słusznie. Byłyby nazbyt szokujące dla współczesnego widza, więc nie ma się co upierać.
<strong>Przeczytaj też:</strong> „Bliskowschodnia twierdza” templariuszy w Polsce. Na całym świecie nie ma drugiego takiego budynkuWersja mocno przygaszona
Nie dziwi też, że czasem konserwatorzy (jakby na pół z rekonstrukcyjnej śmiałości, a na pół z estetycznej bojaźni?) podejmują decyzje „pośrednie”.
Na przykład katedra gnieźnieńska, wybitny zabytek XIV wieku, której gotyckie filary i sklepienia lśniły niegdyś wszystkimi barwami tęczy, otrzymała polichromię odtworzoną nie do końca: jej ścianom oddano wprawdzie znaczną część dawnych barw, ale w wersji mocno przygaszonej.
Reklama
Dodajmy, że w przypadku katedry gnieźnieńskiej polichromia była w średniowieczu wprost konieczna, bo żebra jej sklepień pokrywają tysiące drobnych, płaskorzeźbionych wyobrażeń (w istocie odciśniętych z form w tzw. sztucznym kamieniu), które bez barw nie byłyby ani widoczne, ani nazbyt estetyczne; ich ogólnikowe zarysy z góry zapewne przeznaczano pod pędzel malarza.
Co jest autentyczne?
Obie konserwatorskie propozycje, ta epatująca surowymi murami i ta bogata w kolory, narodziły się w wieku XIX. I obie zasadniczo trwają w różnych odmianach do dziś.
I tu pojawia się kwestia druga – problem autentyczności zabytku. Często o niej słyszymy, często jej wręcz pożądamy, ale prawda nie jest prosta.
Jeśli dokonamy porządnej renowacji jakiegoś dzieła, może wyglądać „jak nowe”. I nagle ci, którzy byli przyzwyczajeni do ułomnej Wenus z Milo – bez ramion, które pożarł jej ząb czasu – zobaczywszy ją z ramionami i naturalistycznie pomalowaną, doznają szoku. A przecież starożytny rzeźbiarz tworzył ją po to, aby była kompletna i nie tylko kształtem, ale i barwą przypominała żywą istotę ludzką.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Jednakże już w XIX stuleciu wyróżniono obok innych wartości dzieła sztuki – wartość „starożytniczą”, która działa siłą – by tak rzec – „starego” autentyku.
Obszarpany, obtłuczony, ale prawdziwy?
Nie zawsze jest ważne, czy zabytek jest piękny – ważne, że jest autentyczny, choć obszarpany i obtłuczony.
Doceniamy więc dzieło nie ze względu na estetykę, którą wyznawał jego twórca, ale przez wzgląd na samą jego sędziwość i na to, że jest dla nas świadkiem historii. Wtedy nawet uszkodzenia, jakie zadał mu ząb czasu, urastają do miana atrybutów swoiście pojmowanej urody.
Reklama
Tak było, jest i będzie. Oceniając wedle takich kryteriów, odarty z tynku prawdziwy mur średniowieczny będzie dla nas zachwycający, bo „autentyczny”. Natomiast pięknie odtworzone średniowieczne malowidła mogą razić nas nowością i (rzekomym) brakiem „autentyzmu”. (…)
Wzór idzie z Paryża
Jak widzieliśmy, dążenie do autentyzmu może mieć różne oblicza. Zarówno „odtwarzanie” jak i „pozostawianie w stanie surowym” mogą się okazać konserwatorskim oszustwem. Czy jednak na pewno oszustwem?
Jednym z najwcześniejszych świadomych i nowoczesnych przedsięwzięć konserwatorskich była renowacja paryskiej Sainte Chapelle, kaplicy wzniesionej na zlecenie króla Francji św. Ludwika w ciągu zaledwie kilku lat i poświęconej w roku 1248.
W niespełna sześć stuleci później, w roku 1836, dwaj wybitni badacze i praktycy architektury: Jean-Bap-tiste-Antoine Lassus i Eugène Viollet-le-Duc, przeprowadziwszy gruntowne studia nad tym obiektem, podjęli się jego odnowienia.
<strong>Przeczytaj też:</strong> 30 najdziwniejszych średniowiecznych ilustracjiRenowacja czy fałszerstwo?
Prace [restauracyjne nad Sainte-Chapelle] rozpoczynały nową erę [w dziejach konserwacji zabytków]. […]
Pomimo zniszczeń i absurdalnych decyzji […] ich efekt jest oczywisty: sposób postepowania, zastosowane technologie i spójność koncepcji doprowadziły jeśli nie do dokładnego odtworzenia wyglądu kaplicy z czasów Ludwika Świętego – a tego przecież nikt nigdy nie zdołałby zapewnić – to co najmniej do zaproponowania rozwiązań szczególnie zadowalających.
Reklama
Oczywiście, można żałować, że nie mamy dziś żadnego punktu odniesienia, który pozwoliłby nam na pierwszy rzut oka odróżnić części oryginalne od całkowicie odtworzonych w wieku XIX.
Proszono niegdyś stojącego u kresu życia rzeźbiarza Victora Geoffroy-Dechaume’a, który tyle swojej artystycznej umiejętności włożył w renowację kaplicy, aby wskazał, które z figur Apostołów zdobiących górną kaplicę, wyszły spod jego dłuta?
Doskonałość tych rzeźb, ale też – co trzeba podkreślić – obfitość pokrywającej je polichromii nie pozwalały bowiem jednemu z najlepszych specjalistów tamtego czasu, Robertowi de Lasteyrie, wykładowcy École des chartes, na odróżnienie jednych od drugich. Niestety! Rzeźbiarz odpowiedział, że już tego nie pamięta…
I trzeba było sumiennych studiów Francisa Salet, aby każdemu z artystów oddać to, co do niego należało. Można by dojść do wniosku, że ta renowacja zaowocowała fałszerstwem. Z punktu widzenia poglądów wykutych w II połowie XX wieku, taki wniosek nie byłby pozbawiony podstaw.
Jean-Michel Leniaud, „Sainte-Chapelle – zabytek XIX wieku”
<strong>Przeczytaj też:</strong> To jedno z najważniejszych świąt kościelnych. Powstało 1000 lat później niż myśliszKtórą epokę zachować?
Dziś zazwyczaj oczekuje się, aby wszelkie dodatki, uzupełnienia, zmiany w materii zabytku zaznaczać w sposób wyraźny, czytelny przynajmniej dla oka specjalisty. Co, niestety, często psuje jednolitość obiektu, który przestaje być dziełem sztuki, zaczyna zaś być konserwatorskim preparatem.
Pod tym względem, zwłaszcza w Polsce, dochodzi dodatkowy dylemat. Jakże często wybitne zabytki romańskie i gotyckie są jednocześnie wybitnymi zabytkami baroku lub nawet wieku XIX.
Reklama
Ich pierwotne mury niemal w całości się zachowały, ale wewnątrz późniejszych, również zabytkowych struktur. Który z etapów istnienia takiej budowli wypada eksponować?
„Polska sztuka konserwacji”
Tak zwana (z przekąsem i niefachowo) „polska szkoła konserwacji” radziła sobie niekiedy z tym problemem (i czasem radzi sobie tak nadal) bardzo radykalnie – a zatem wyrzuca się cały barok i cały wiek XIX, pozostawiając gołe, „pierwotne” ściany.
Niekiedy zaś „po Salomonowemu” – wtedy powstaje „efekt salcesonu”: restauratorzy wycinają w ścianach dziury i szczeliny, a przez te prześwity majaczą w części lub w całości dawne filary, okna, portale romańskie i gotyckie.
Wielu właścicieli czy też użytkowników tego rodzaju obiektów (a mamy ich w Polsce tysiące) odczuwa prawdziwą dumę z posiadania tak spreparowanych budowli. Ale ani w średniowieczu, ani w baroku nikt nie uznałby tych dzieł za piękne. Bywa jednak znacznie gorzej.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Sewillę plądrowali przez tydzień, Lizbonę przez 13 dni. Wyprawy wikingów na muzułmańską AndaluzjęAkcja „reromanizacyjna” w Gieczu
Podpoznański Giecz był za pierwszych Piastów grodem pierwszorzędnej wagi, potem podupadł i dziś jest małą wioseczką. Spośród jego dawnych świątyń przetrwał dwunastowieczny, kamienny kościół, stojący poza obrębem starego grodu.
Ma jedną tylko, prostokątną nawę, do której otwiera się półkolista apsyda, mieszcząca ołtarz główny. „Czysty” i malowniczy romanizm. Na dawnych fotografiach kościół ten wygląda jednak inaczej, śmiem twierdzić, że bardziej malowniczo.
Reklama
Chylące się ściany, inny niż dzisiaj dach, rozbudowana, garbata jakby bryła z niziutkimi przybudówkami i drewnianą wieżą przylepioną asymetrycznie do reszty.
Miniaturowe wnętrze kwitło barokowymi ołtarzami, na których stały liczne figury brodatych świętych. Stare ławki, balaski, drewniany chór ze stromymi schodami. W wyniku powojennej akcji „reromanizacyjnej” przywrócono „autentyzm”. To znaczy: wieża znikła, wszelkie przybudówki też, a wnętrze epatuje surowością kamienia i… „neutralnego” betonu.
Balaski szlag trafił (bo, jak wszystko prócz murów, nie były romańskie), nie pozostał też ani jeden ołtarz, wszelkie ozdoby wymiotło, a barokowe rzeźby zasiliły zbiory Muzeum Archidiecezjalnego lub przeszwarcowano je po cichu na ołtarze okolicznych parafii (czego, niestety, konserwator w dokumentacji nie odnotował).
Nie zostało nic… ze średniowiecza
Teoretycznie we wnętrzu miała pozostać jedna jedyna, autentyczna, kamienna, „romańska” ponoć, mensa głównego ołtarza. Potem jednak wyszło na jaw, że mensa też jest nowożytna. Usunięto więc także i ją.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Prawdziwa skala średniowiecznych bitew. Ilu żołnierzy rzeczywiście brało w nich udział?Odczyszczono też ściany zewnętrzne, a ponieważ część kamiennych ciosów kiepsko się w nich trzymała, całe lico uległo wymianie na… „jeszcze bardziej romańskie”, tyle że mało autentyczne. Teraz wnętrze i zewnętrze kościółka w Gieczu jest niezwykle „średniowieczne”, a w gruncie rzeczy… po prostu modernistyczne. Odpowiada jednak wyobrażeniom ludzi współczesnych o średniowieczu. (…)
Kolegiata w Łęczycy… z dodatkami
Jeszcze inaczej przedstawia się historia szacownej kolegiaty w Tumie pod Łęczycą, która robi w podręcznikach za sztandarowy przykład polskiego romanizmu i słusznie, bo jej bryła prezentuje się niezwykle okazale, ona sama zaś jest pierwszorzędnym dziełem architektury, który każdy Polak powinien obowiązkowo zobaczyć.
Reklama
Odwiedzającym już z daleka ukaże się piękna, kamienna bryła, istny monolit. Tymczasem jest to w znacznym stopniu twór konserwatorskiej doktryny czasów niedawnych.
Jak każda szanująca się kolegiata, świątynia ta od momentu budowy obrastała powoli w różnostylowe dodatki, zarazem pozbywając się części swoich pierwotnych ścian. Wszystko dlatego, że jej romańska nawa główna zawaliła się jeszcze w średniowieczu, po czym wzniesiono ją na nowo, już w stylu gotyckim i z cegły.
Odtąd też empory nad nawami bocznymi były ostrołukowe. Z czasem i one znikły, bo je w XVIII wieku zamurowano. Znikły też małe wschodnie wieżyczki i wyższe partie emporowych ścian. Za to wielkie wieże zachodnie podwyższono, dodając im potężne, barokowe hełmy.
Całą bryłę kościoła pokrył tynk, a wewnętrzne elewacje otrzymały wyrobione w tymże tynku pilastry i ślepe wnęki. Autorem tych przeróbek był między innymi (tych innych niestety nie znamy) sam Efraim Schröger, wybitny architekt na prymasowskiej służbie.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Najgorsze przydomki polskich władcówAha, w jakimś momencie poszerzono też dawne, pierwotnie wąskie, romańskie okna prezbiterium. Powstało więc ciekawe dzieło sztuki nowożytnej ze średniowiecznymi fragmentami, które zakryło sobą pierwotne, romańskie jądro budowli.
Ukryć średniowieczną ścianę… żeby było średniowiecznie
W 1939 roku kolegiata mocno oberwała i po wojnie trzeba było przystąpić do remontu, który dał pretekst dla radykalnej „reromanizacji”.
Bez żalu rozebrano do końca uszkodzone, barokowe hełmy i odtworzono wschodnie wieżyczki (przy czym ich „romańskie” formy trzeba było wymyślić, bo nie zachowały się żadne wizerunki).
Zdarto też tynki ze ścian zewnętrznych i wewnętrznych, ale w nawie głównej ukazały się pod nimi ceglane mury z XIV wieku, które „psuły” kamienną jednolitość zabytku. I otóż pro publico bono postanowiono ukryć je pod… granitową okładziną, która udaje kamienny, romański wątek.
Reklama
A ponieważ kłuły też w oczy „ahistoryczne” (choć autentyczne, bo co najmniej XVIII-wieczne), szerokie okna prezbiterium – postanowiono przerobić je na „romańskie”.
Tylko że „prawdziwe” romańskie musiałyby być znacznie węższe, a to zaciemniłoby wnętrze. Tego znów sobie nie życzono. Więc ostatecznie okna nie zostały sprowadzone do rozmiarów „romańskich”, dano im tylko „romański” makijaż, i już.
Obecnie miłośnik zabytków wchodzi do „całkowicie” romańskiego kościoła, z „romańskimi” oknami i „romańskimi” ścianami, ale wszedłszy, nagle dostrzega, że „autentyczne” ściany romańskie zmieniły się wewnątrz w „autentyczne” gotyckie.
Tym „autentyczniejsze”, że w znacznym stopniu odarte z tynków i pozostawione w stanie, w którym zapewne nigdy wcześniej nie były oglądane. Chyba że podczas budowy, kiedy średniowieczni murarze jeszcze stali na rusztowaniach…
Źródło
Tekst, który przeczytałeś stanowi fragment książki prof. Jacka Kowalskiego pt. Średniowiecze. Obalanie mitów, która ukazała się nakładem Zony Zero. Możesz ją kupić w atrakcyjnej cenie w księgarni internetowej wydawcy.
Znany historyk sztuki obala przesądy i mity o średniowieczu
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów i skrócony.
2 komentarze