Racje żywnościowe, jakie otrzymywali więźniowie Auschwitz-Birkenau były głodowe. Gdyby osadzeni na własną rękę nie „organizowali” jedzenia oraz innych niezbędnych produktów nie mieliby żadnych szans na przetrwanie. O tym, jak to wyglądało opowiedziała w swojej relacji Helena Włodarska, więźniarka nr 37625.
W języku obozowym słowo „organizacja” miało bardzo szeroki zasięg działania, jak: wymiana żywności, inaczej handel wymienny, przemyt i inne formy. Wielkim przestępstwem była kradzież chleba lub czegokolwiek współwięźniowi.
Reklama
„Organizowanie” żywności w Auschwitz?
Pozwolę sobie przytoczyć kilka charakterystycznych sposobów „organizowania”, które najczęściej stosowano. Jak wiadomo, lagrowe racje żywnościowe były tak skąpe, że powodowały choroby głodowe i całkowite wyniszczenie organizmu.
Więźniarki i więźniowie pracujący w kuchni umieszczali w pojemnikach na spodzie gotowane ziemniaki w skórkach, nakrywając je z wierzchu śmieciami, skąd wywożący mogli je wydobyć i zaspokoić głód. Ukradkiem wydawano też większą ilość zup, niż było wyznaczone.
Ci, którzy dochodzili do pracy na polach uprawnych (Budy, Hermenże, Rajsk), mogli sami się dożywić i jeszcze przynieść innym trochę marchwi, pietruszki, brukwi, listki kapusty zjadane na surowo, gdyż o gotowaniu nie można było marzyć. Schowane pod pasiakami i niewidoczne przy przejściu przez bramę do obozu.
Istniało „komando” mierników, elektrykarzy, którzy mieli możliwość kontaktów z ludnością cywilną. Mieszkańcy okolicznych wiosek wykładali żywność w umówionych miejscach, skąd więźniowie ją zabierali, dzieląc między sobą.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Spalili strażników żywcem w piecu krematoryjnym. Największy bunt więźniów w AuschwitzByło również tzw. „Scheissekomando” przyjeżdżające z Oświęcimia I do wywożenia nieczystości w Brzezince. Beczkowóz miał podwójne dno, gdzie przewożono leki, materiał opatrunkowy, drobne narzędzia lekarskie przesyłane również z organizacji tamtego terenu.
Paczki żywnościowe
Fabryka chemiczna IG Farben z Oświęcimia zatrudniała więźniów i ludność cywilną. Ci ostatni oddawali swoje posiłki współtowarzyszom, przynosząc jeszcze dla nich z domu paczki żywnościowe.
Reklama
W 1943 roku, to jest początek mojego pobytu w obozie, było dozwolone przesyłanie paczek od rodzin. Mnie zezwolono napisać pierwszy list do Rodziców dopiero po 5 miesiącach.
W tym czasie ciężko chorowałam i wtedy otrzymałam skromną paczkę, którą podzieliłam się z koleżankami. (…)
„Organizowanie” odzieży w Auschwitz
Sama pracowałam w takim „komandzie” w ciągu kilku miesięcy w 1944 roku i przykładowo opiszę, jak się odbywała „organizacja”.
Po rannym apelu, idąc do pracy, wkładałam podarte „łachy” i drewniaki, na co nie zwracały uwagi dozorczynie Niemki, w czym kto przychodzi. Przy sortowaniu były piękne suknie, futra, wytworna bielizna, co nęciło wzrok, lecz rozsądek dyktował ostrożność.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Ubierałyśmy po jednej sztuce zwykłej bielizny, ciepłą suknię, sweter, pończochy, dobre buty, ciepłą chustkę, wszystkie w ciemnych kolorach. Po pracy zawsze była rewizja przy wyjściu, a my, skurczone, podszyte strachem, czekałyśmy, czy co nie rzuci się w oczy naszym oprawczyniom.
Zawsze udawał się przemyt, a po przyjściu do bloku oddawałam potrzebującym koleżankom. W następnym dniu znowu ubierałam, co najgorsze, i tak historia powtarzała się codziennie.
Nosiłyśmy również do „sauny” obuwie dla wyjeżdżających transportem. Odbywało się to w ten sposób, że do koca nałożono sporo par butów nieprzeliczonych, trzymając za rogi koc, szłyśmy powoli, obserwując, czy jest obecny esesman. Jeżeli teren był bezpieczny, wyrzucałyśmy kilka par butów na ziemię, które w momencie znikały zabrane przez więźniarki.
Jak organizowano leki w Auschwitz?
Rewir kobiecy w Brzezince w 1943 roku był obsadzony przez polskie i radzieckie lekarki więźniarki oraz pielęgniarki nieujawniające oficjalnie swego zawodu. Personel lekarski organizował leki z aptek esesmańskich, oddawał własne środki przysyłane od rodzin do ratowania życia więźniarek. (…)
Reklama
Wszystkie transakcje na terenie rewiru, jak handel wymienny, przemyt i inne formy, były przeprowadzane z wielką czujnością i w ścisłej konspiracji, obawiając się donosicieli, co groziło „bunkrem”, a nawet karą śmierci.
Miejscem wymiany po wieczornym apelu były małe pola między blokami lub zakątki między pryczami. (…)
Muszę przyznać, że w obozie było wiele jednostek żerujących na krzywdzie współwięźniarek. Utkwił mi w pamięci pewien fakt, jeden z wielu świadczących o pasożytnictwie.
W pierwszych dniach marca 1943 roku z bloku śledczego w Oświęcimiu I przyprowadzono do Brzezinki dużą grupę więźniarek. Byłyśmy jeszcze we własnych ubraniach i czekałyśmy 2 dni między blokami na miejsce przeznaczenia, bez dachu nad głową. Każda z nas była zmaltretowana, zziębnięta, głodna i były wypadki omdlenia.
W tym czasie podeszła do naszej grupy więźniarka w starszym wieku, mówiąc szeptem: „Jeśli macie pierścionki, zegarki i inną biżuterię, to dajcie, a ja wam przyniosę chleba”. Prawie wszystkie oddały, co miały wartościowego. Niestety nie widziałyśmy jej więcej.
Reklama
Źródło:
Powyższa relacja znalazła się w aneksie książki Niny Majewskiej Brown pod tytułem Anioł życia z Auschwitz, zainspirowanej losami Stanisławy Leszczyńskiej, słynnej położnej z Auschwitz.
Niezwykła opowieść na kanwie losów położnej z Auschwitz
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
1 komentarz