Jan Kazimierz Waza we francuskim więzieniu. Jak polski królewicz został "więźniem kardynała"?

Strona główna » Nowożytność » Jan Kazimierz Waza we francuskim więzieniu. Jak polski królewicz został "więźniem kardynała"?

Jan Kazimierz Waza (ur. 1609) był przed objęciem tronu awanturnikiem, kondotierem, a przez krótki czas nawet kardynałem. Na niemal dwa lata tkwił też we francuskiej niewoli jako osobisty więzień potężnego kardynała Richelieu.

W połowie lat 30. XVII wieku francuska dyplomacja dokładała wielkich starań, by doprowadzić do sojuszu z Polską. Najpotężniejszy człowiek w kraju, kardynał Richelieu, chciał wciągnąć Rzeczpospolitą w wielką wojnę trzydziestoletnią, która w tym czasie rozrywała Europę.


Reklama


Starania spełzły jednak na niczym. Pomimo wstępnych deklaracji i gestów uprzejmości, nowy polski król Władysław IV Waza nie zdecydował się na małżeństwo z francuską księżniczką. Zamiast tego poszedł w ślady ojca i wybrał ślub z Habsburżanką.

Kardynał Richelieu czuł się nie tylko urażony, ale wręcz oszukany. Twierdził, że Polacy bezczelnie wodzili go za nos. Gdy po paru latach pojawiła się okazja do zemsty, nie wahał się ani przez moment. Za ujmę, którą rzekomo wyrządził mu Władysław IV Waza postanowił ukarać jego najbliższego krewnego.

Kardynał Richelieu na portrecie pędzla Philippe'a de Champaigne.
Kardynał Richelieu na portrecie pędzla Philippe’a de Champaigne.

Królewicz bez skórki chleba

Jan Kazimierz Waza był młodszym, przyrodnim bratem polskiego monarchy. Gdyby żył w jakimkolwiek innym kraju, to z racji samego pokrewieństwa mógłby liczyć na cenne nadania, dumne tytuły i najwyższe urzędy. Polska szlachta, obsesyjnie obawiająca się tyrańskich ciągot suwerenów, blokowała jednak krewniakom królów drogę do… wszystkiego.

Monarchom elekcyjnym, ich żonom, synom i braciom surowo zakazywano posiadania ziemi nad Wisłą. Pomimo wieloletnich starań Jan Kazimierz nie zdołał wywalczyć dla siebie też żadnego innego źródła stałych dochodów. Prosił o osadzenie na lennym księstwie kurlandzkim, ale szlachta stanowczo odrzuciła taki pomysł. Ubiegał się przynajmniej o jakieś starostwo, lecz i ten wniosek napotkał na zajadły opór.


Reklama


Król Władysław IV musiał rozpłakać się na sejmie i błagać o opiekę nad rodzeństwem, by zgromadzeni posłowie niechętnie przyznali Janowi Kazimierzowi zwierzchność nad dwoma poślednimi kompleksami dóbr. Nominacja pozostała zresztą na papierze. A wojewoda poznański Krzysztof Opaliński miał pełną rację, gdy stwierdził, że Polacy żałowali młodszym Wazom nawet „skórki z chleba”.

Habsburskie obietnice

Jan Kazimierz nie widział dla siebie innego wyjścia, jak tylko szukać szczęścia za granicą. Mamiony solennymi obietnicami Habsburgów stanął murem za projektem odnowienia sojuszu z Austrią.

Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.

W 1635 roku wstąpił nawet na własną rękę do armii sąsiada i na czele pułku kirasjerów bił się z Francuzami. Potem w imieniu brata osobiście wyruszył do Wiednia po nową królową Cecylię Renatę.

Cesarz zapowiadał, że w zamian przyzna Janowi Kazimierzowi regularną pensję, a także jakieś księstwo na Morawach lub Śląsku. Oczywiście tego nie zrobił. Stale nagabywany, scedował sprawę na hiszpańskich krewniaków. W styczniu 1638 roku Jan Kazimierz ruszył do Madrytu, podobno zapewniony, że otrzyma godność wicekróla Portugalii oraz tytuł naczelnego admirała floty.


Reklama


Historycy wciąż nie są pewni, czy propozycja była szczera, czy też królewicz u celu znów zderzyłby się z zamkniętymi drzwiami. O odpowiedź trudno, bo Jan Kazimierz nigdy do Hiszpanii nie dotarł.

Propozycja nie do odrzucenia

Statek wiozący go z Genui przez Morze Śródziemne musiał zboczyć z kursu z uwagi na sztormową pogodę. Chcąc nie chcąc, zdecydowano się na krótki przystanek we francuskim porcie Saint-Tropez.

Jan Kazimierz Waza około 1630 roku.
Jan Kazimierz Waza około 1630 roku. Portret pędzla nieznanego polskiego malarza.

Jan Kazimierz dobrze wiedział, że kardynał Richelieu uważa go za wroga własnego i Francji. Trapiony chorobą morską, postanowił jednak zejść na ląd i spędzić noc w mieście. Potem zaś, gdy nie spotkała go żadna krzywda, dał się przekonać do kilkudniowej podróży po wybrzeżu.

Przemieszczał się incognito, ale nie w faktycznej tajemnicy. Gdy 8 maja 1638 roku stanął w Marsylii, jeden z jego towarzyszy zasłyszał na targu, jak kramarze dyskutują o planowanym przez władze aresztowaniu polskiego królewicza.

Nawet ta wiadomość nie skłoniła Jana Kazimierza do opamiętania. Wrócił na statek, potem zaś znowu go opuścił. Być może sądził, że jako brat króla Polski jest nietykalny. Pierwszy minister Francji na pewno tej opinii nie podzielał.

Okręt zrobił jeszcze jeden niezapowiedziany przystanek, tym razem w porcie wojennym Tour de Bouc. 9 maja komendant nadbrzeżnej twierdzy kazał wycelować w niego armaty. Nazajutrz Jan Kazimierz dostał serdeczną propozycję, po której należało spodziewać się najgorszego.


Reklama


Królewiczowi przekazano, że namiestnik prowincji pragnie odbyć z nim przejażdżkę po okolicy i osobiście zaprezentować mu prowansalskie porty. Dynasta dobrowolnie, może nawet z pewnym entuzjazmem, opuścił jednostkę. I szybko uświadomił sobie, że nie jest gościem, ale więźniem.

Szykany, ciasnota, izolacja

Przez pierwsze miesiące przetrzymywano go na zamku w mieście Salon. Potem w ściśle odizolowanej twierdzy Sisteron, na szczycie stromej skały wznoszącej się pięćset metrów nad poziomem morza. Warunki wprost wołały o pomstę do nieba.

Twierdza Sisteron. Rycina z połowy XVII wieku.
Twierdza Sisteron. Rycina z połowy XVII wieku.

Królewicza oddzielono od dworzan, też aresztowanych, ale przeniesionych do odrębnego budynku. Do towarzystwa miał tylko spowiednika i jeszcze jednego duchownego. Jan Kazimierz zajmował pojedynczą, ciasną izdebkę, oni drugą.

Pozbawione sprawnych kominów pomieszczenia stale wypełniał duszący dym. Kontakt ze światem zewnętrznym był niemal żaden. Na dodatek królewiczowi nie zapewniano wyżywienia. Mógł tylko kupować prowiant, zresztą po ogromnie zawyżonych cenach.


Reklama


Za zgodą, a nawet na rozkaz kardynała Richelieu Jana Kazimierza spotykały ciągłe szykany. Robiono też wiele, by zniszczyć jego renomę i nastawić przeciw niemu opinię we Francji oraz za granicą.

Oficjalne powody uwięzienia dwór wyłożył w komunikacie wydrukowanym przez prasę. Twierdzono, że królewicz zszedł na ląd nie dla rekreacji, ale jako habsburski szpieg, pragnący zobaczyć z bliska instalacje wojskowe i porty.

Tekst powstał w oparciu o moją nową książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.

Argument brzmiał przekonująco, zwłaszcza że wiedziano już powszechnie, iż Jan Kazimierz wyczekiwał nominacji na admirała hiszpańskiej floty. Może początkowo w tak grubymi nićmi szytą intrygę wierzył nawet pierwszy minister. Nie to jednak sprawiło, że uczynił Jana Kazimierza swoim więźniem.

Kuszenie królewicza

Nawet gdy kardynał nabrał pewności, że nieproszony gość nie próbował pozyskać żadnych francuskich sekretów, a tylko wykazał się szokującą dezynwolturą, wciąż czuł, że opłaca mu się trzymać Polaka na uwięzi.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Jan Kazimierz był jego wrogiem. W drodze do Iberii zawarł potajemne układy z Habsburgami. Przysięgał też, że pragnie „żyć i umierać w służbie króla Hiszpanii”. Co więcej, widziano w nim potencjalnego następcę polskiego tronu — Władysław IV był bowiem schorowany i jak na razie bezdzietny.

Richelieu miał dwa cele, z pozoru zupełnie sprzeczne. Starał się złamać psychicznie, zniszczyć i skompromitować aresztanta. Jednocześnie oczekiwał, że Jana Kazimierza uda się przeciągnąć na stronę Francuzów.


Reklama


Już w pierwszym więzieniu, w Salonie, zaczęto z rozmysłem manipulować wówczas dwudziestodziewięcioletnim Wazą. Profesor Władysław Tomkiewicz, który sprawie uwięzienia królewicza poświęcił całą książkę, stwierdził, że komendant straży zamkowej wcielił się w rolę „węża-kusiciela”.

Dzień po dniu przekonywał więźnia kardynała, że za wszystkie jego męki odpowiada nie Richelieu, lecz…. Władysław IV. Bo wyparł się go, bo nie walczył wystarczająco o jego uwolnienie, bo pewnie nawet się cieszył, że usunięto z drogi następnego człowieka w kolejce do tronu.

Château de Vincennes na rycinie z połowy XVII wieku
Château de Vincennes na rycinie z połowy XVII wieku

Wysłannik „człowieka w czerwieni” konsekwentnie sączył Janowi Kazimierzowi truciznę do uszu. Jednocześnie zaś namawiał go, by pokłonił się przed swym oprawcą, zdecydował podporządkować Luwrowi, osiadł we Francji i poślubił miejscową arystokratkę.

Królewicz nie musiał nawet pytać którą. Richelieu już przygotował odpowiedź. Chciał, by jego więzień ożenił się z Marią Gonzagą – tą samą kobietą, której rękę wcześniej oferowano samemu Władysławowi IV Wazie.


Reklama


„I ptak by nie przeleciał”

W sierpniu 1639 roku, sporo ponad rok po uwięzieniu, Jana Kazimierza przeniesiono w kolejne miejsce, dobrze znane wszelkim francuskim malkontentom. Dostał celę w donżonie Vincennes – więzieniu stanu przeznaczonym dla opozycjonistów i położonym bezpośrednio pod Paryżem.

Cela znajdowała się na trzecim piętrze. Aby się do niej dostać, należało się wspiąć po stu kilkudziesięciu wąskich, krętych stopniach. Okna były tak ściśle zakratowane, że — jak stwierdził jeden z dworzan królewicza — „i ptak by przez nie nie przeleciał”. Wnętrze było ciemne, kontrola absolutna, bo wartownicy dzień i noc towarzyszyli osadzonemu.

Nie czekali za drzwiami, ale tkwili wprost przy nim, bez przerwy. Jana Kazimierza nie pozbawiono całkowicie towarzystwa, ale jego świta została poważnie odchudzona. W efekcie jeden z Polaków, który wcześniej siedział z dynastą w tym samym więzieniu, skarżył się władzom: „wszystkim nam zabroniono zbliżać się do niego, zakazano pisać… Nic nie wiemy dotychczas, nawet czy żyje”.

„Królewicz był rzeczywiście w złym stanie zdrowia i ducha” — podkreślał jeden z biografów Jana Kazimierza, Tadeusz Wasilewski. Nadal też bombardowano go propozycjami. Łącznie z najważniejszą, matrymonialną.

***

Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.

Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.