Mało jest postaci, które wpłynęły na dzieje Polski w równie wielkim stopniu, a pozostały niemal zupełnie nieznane. Włoski szlachcic Jan Wawrzyniec Pappacoda omotał Bonę Sforzę, skłonił ją do wyjazdu z kraju, a w spisek na jej życie wciągnął… cały dwór władczyni.
Widmo śmierci krążyło nad ponurym zamczyskiem we włoskim Bari. Miejsce, które jeszcze niedawno kojarzyło się z wystawnymi balami i wyrafinowanymi ucztami z udziałem najwybitniejszych włoskich artystów, teraz świeciło pustkami. Pani zamku, polska królowa Bona Sforza, leżała półprzytomna w swojej komnacie sypialnej. Umierała. Już sam ten fakt uzasadniałby żałobną atmosferę.
Reklama
Każdy pomagał zabić
Pałac położony na smaganym lodowatym wiatrem wybrzeżu Adriatyku krył jednak ponurą tajemnicę: monarchini została otruta. Jakby tego było mało, w spisek mający pozbawić ją życia zaangażowali się niemal wszyscy członkowie otoczenia Bony Sforzy. Od zaufanej pokojówki Maryny, po ulubionego lekarza Antoniego di Matera.
Zastraszony lub przekonany łapówkami – każdy z nich wziął na siebie część winy. Prawdziwy morderca i dyrygent wydarzeń był jednak tylko jeden: Jan Wawrzyniec Pappacoda.
Mało jest postaci, które wpłynęły na dzieje Polski w równie wielkim stopniu, a pozostały niemal zupełnie nieznane. Nie zachował się żaden portret Pappacody, niewiele wiadomo o jego młodości i pochodzeniu.
Na pewno urodził się w okolicach Bari. Był arystokratą, ale nie szczycił się szczególnie wysokim wykształceniem. Nie znał nawet łaciny. Jak sam stwierdził, nie nauczył się jej, bo jako dziecko cierpiał na padaczkę. Słowem – niedouczony przeciętniak. Przynajmniej z pozoru.
Reklama
Perfekcyjny moment
W otoczeniu polskiej królowej pojawił się zupełnie niespodziewanie i trzeba mu przyznać, że perfekcyjnie wybrał moment. Przybył do Polski zaraz po śmierci króla Zygmunta Starego w kwietniu 1548 roku. Owdowiała Bona właśnie straciła gros swoich wpływów politycznych.
W decydującą fazę wszedł jej wielki konflikt z synem, Zygmuntem Augustem. Nie chodziło tylko władzę. Bona szczerze wierzyła, że to August wpędził swojego ojca do grobu, decydując się na bezmyślne małżeństwo z Barbarą Radziwiłłówną. Nowy król był z kolei przekonany, że Bona zabiła mu pierwszą żonę i już czyha na życie drugiej. Matkę i syna dzieliła szczera nienawiść.
Dla otoczenia Bony, która jeszcze niedawno była najpotężniejszą osobą w kraju, było jasne, że zwycięzcą tego sporu może być wyłącznie nowy król. Na ewakuowanym do Warszawy dworze zapanował popłoch.
Monarchinię opuszczali nawet najwierniejsi słudzy i sojusznicy. W tym czasie, gdy zdrada była na porządku dziennym, a Bonę traktowano niczym trędowatą, królowa jak nigdy potrzebowała oparcia. I właśnie wtedy, niczym z nieba, spadł jej Jan Wawrzyniec Pappacoda.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Niedouczony fircyk czy mistrz podstępu?
Jednego dnia był nikomu nie znanym dworakiem. Kolejnego – już zarządzał majątkiem monarchini na Mazowszu. Stał się dla niej podporą i doradcą. A jeśli wierzyć źródłom – także kimś więcej. Neapolitański kronikarz Antoni Bulifon twierdził, że polska królowa „była bardzo zakochana w Janie Wawrzyńcu Pappacodzie, szlachcicu neapolitańskim, swoim dworzaninie”.
Podobne opinie można odnaleźć także w szeregu innych włoskich źródeł. I choć nie da się tego dowieść z całą pewnością, to Bona chyba rzeczywiście zapałała uczuciem do młodego, rzutkiego arystokraty.
Reklama
Żadnej wątpliwości nie ulega fakt, że obdarzyła go bezprecedensowym zaufaniem. Stał się jej prawą ręką, miał nawet dostęp do pieczęci królowej i do podpisanych przez nią in blanco wzorów dokumentów. Szybko awansował do rangi szefa dyplomacji Bony. Wyjeżdżał w najważniejsze zagraniczne misje, szczególnie często bywał na dworach Habsburgów w Wiedniu i Madrycie.
To on skłonił Bonę do opuszczenia Polski i przeniesienia się do rodzinnego księstwa Bari. On też przekonał królową, by pożyczyła Habsburgom ponad czterysta tysięcy złotych dukatów, czyli słynne „sumy neapolitańskie”. Wyrażając zgodę podpisała na siebie wyrok śmierci.
Ostatni spisek
Królowa do ostatnich chwil nie domyślała się, że ma do czynienia z wrogim agentem. Jan Wawrzyniec był w rzeczywistości wiernym sługą Habsburgów. Prawdopodobnie już w tej roli przybył do Polski i na rozkaz nienawidzącej Bony niemieckiej dynastii omotał monarchinię w chwilach jej największej słabości.
Gdy wycisnął ją już niczym cytrynę, zawiązał intrygę mającą na celu zagarnięcie dziedzictwa Bony i zatarcie śladów. Polska królowa otrzymała dwie dawki trucizny – pierwszą w kielichu z lekarstwem, drugą w ulubionej potrawie.
Dla pewności i zastraszenia pozostałych spiskowców Pappacoda zabił także lekarza, który podał Bonie pierwszą porcję jadu. Wreszcie zaraz przed śmiercią królowej, podyktował w imieniu półprzytomnej, majaczącej Sforzówny jej testament.
Oczywiście wedle dokumentu cały majątek Bony, łącznie z jej włoskimi księstwami, miał przejść na własność Habsburgów. Szereg posiadłości i całe skrzynie pieniędzy Pappacoda zapisał też samemu sobie.
Reklama
Wprawdzie nazajutrz Bona odzyskała jeszcze przytomność i zdołała spisać prawdziwy testament, nie miało to jednak większego znaczenia. Gdy tylko władczyni zmarła 19 listopada 1557 roku, Pappacoda zadbał o zamordowanie każdego, kto mógłby zaświadczyć o legalności tego dokumentu.
Poznaj też dalsze losy mordercy Bony Sforzy. Co się stało z Janem Wawrzyńcem Pappacodą?
Fascynujące losy najpotężniejszej królowej w dziejach Polski
Bibliografia
Artykuł powstał w oparciu o materiały, które zebrałem pracując nad książką Damy złotego wieku, poświęconą fascynującym czasom Bony Sforzy, Barbary Radziwiłłówny i Anny Jagiellonki. Bibliografię, na której bazowałem, a także pełną historię spisku na życie polskiej władczyni znajdziesz w książce. Nowa edycja do kupienia na Empik.com.
3 komentarze