Mimo że już wcześniej powstawały podobne konstrukcje, to właśnie kartaczownica Gatlinga nazywana jest ojcem współczesnych karabinów maszynowych. Konstruktor tej śmiercionośnej broni twierdził, że stworzył ją… w celach humanitarnych. O jej historii pisze Leszek Erenfeicht w książce Słynna broń 2.
Richard Jordan Gatling urodził się 12 września 1818 roku w Hertford, Karolina Płn., w rodzinie plantatora bawełny (ale wynalazcy z powołania, który nawet otrzymał dwa patenty na maszyny rolnicze swego pomysłu) Jordana Gatlinga.
Reklama
Człowiek interesu
Sam dość wcześnie poszedł w ślady ojca, już w wieku 21 lat patentując ulepszony siewnik własnego pomysłu, a potem dziewięć innych maszyn, głównie do obróbki zebranej bawełny. W odróżnieniu od wielu innych niewolników geniuszu Gatling nie zajmował się wszystkim i nie tworzył wynalazków z bezinteresownej potrzeby tworzenia – wymyślał urządzenia, na które był popyt, po czym utrzymywał się ze sprzedaży praw do ich produkcji.
Żonaty z córką profesora medycyny z Indianapolis, pod wpływem teścia skończył nawet studia medyczne (w roku 1850, w wieku 32 lat), ale zarabiane na wynalazkach pociągało go bardziej niż kitel i stetoskop – więc choć używał do śmierci tytułu doktora medycyny, to nie ma dowodów, by kiedykolwiek prowadził rzeczywistą praktykę lekarską.
Około 1860 roku rozpoczął prace nad wynalazkiem, który go unieśmiertelnił – karabinem Gatlinga. Inicjatorem tych prac był zapewne przyjaciel rodziny, płk Richard A. Maxwell, a poza tym na linii Masona-Dixona, wyznaczającej granicę Północy i Południa w powietrzu, czuć było prochem na długo przed salwami wymierzonymi w Fort Sumter, które rozpoczęły wojnę domową.
Konstrukcja Gatlinga, w odróżnieniu od automatycznego karabinu maszynowego Maxima, nie była wcale pionierska w swojej dziedzinie. Dziś zwykle się tego nie pamięta, ale US Army używała przed Gatlingiem kilku typów kartaczownic (zarówno salwowych, np. Billinghurst-Requa, jak i napędowych, np. Agera), a i w czasie wojny OBIE strony miały po kilka ich rodzajów w użytku.
Wszystkie te modele łączyła jedna wspólna cecha: były bardzo drogie, bardzo zawodne i bardzo, ale to bardzo bezużyteczne – a mimo to ich wynalazcy, znajdując możnych politycznych protektorów, zapewniali sobie zyskowne zamówienia (zwykle za drobną opłatą dla decydujących o zamówieniu).
Humanitarne pobudki
Z Gatlingiem było inaczej, ale wojskowi mieli już dość dotychczasowych doświadczeń z „młynkami do kawy” Agera i na samo hasło „karabin maszynowy” reagowali alergicznie. W dodatku szef Służby Uzbrojenia unionistów, gen. James W. Ripley, był zatwardziałym konserwatystą i sama idea „mechanizacji wojny” przez powierzanie jakichkolwiek zadań maszynom była mu moralnie obca i etycznie wstrętna.
Reklama
W jego pojęciu użycie maszyn odzierało szlachetną wymianę ciosów z honoru i zamieniały ultima ratio regum w zwykłą bezmyślną jatkę. Z kolei Gatling stworzył swoją broń z pobudek… humanitarnych. Jak wielu podobnych mu niedopieczonych przyjaciół ludzkości przed nim i po nim, Gatling łudził się, że rodzaj ludzki opamięta się w swoim szaleństwie pod wpływem straszliwej hekatomby, jaką wywoła jego wynalazek, i się zaraz weźmie i poprawi.
No jasne – tak samo jak dr Guillotine polepszył swoim wynalazkiem los skazanych na śmierć, jak potem zapobiegł dalszym wojnom wynalazek dynamitu przez Nobla, a stworzenie bomby atomowej przez Oppenheimera zatrzymało wyścig zbrojeń… Gatling podnosił jeszcze i ten argument, że ponieważ jego karabin zastępuje setkę żołnierzy, to pozwala prowadzić wojny mniejszymi kosztami ludzkimi, bo mniej bliźnich będzie wystawionych na choroby, jakie zwykle towarzyszyły konfliktom – a zwykle wysyłały one do grobu wielokrotnie więcej ludzi niż same działania wojenne.
Konstrukcja kartaczownicy Gatlinga
Jego karabin był na dobrą sprawę rozwinięciem broni Agera, karabinu rewolwerowego, w którym kolejne stadia dosyłania, odpalania i wyrzucania tulei z ładunkiem następowały w kolejnych komorach bębna, podstawianych w miarę jego obrotu przed wlot pojedynczej lufy. Gatling jednak zamiast bębna z komorami zastosował wirnik (rotor) – cylinder, w który od przodu wkręconych było sześć luf, a z tyłu w specjalnych gniazdach poruszały się odtylcowe zamki.
Typ użytej amunicji przesądził o znacznym stopniu komplikacji konstrukcji – broń tego typu znacznie by zyskała na użyciu scalonej amunicji w łuskach metalowych, ale to była wówczas dopiero raczkująca technologia. Karabin Gatlinga opatentowany w roku 1862 był więc zasilany specjalnymi tulejami, w które od przodu wkładano papierowy patron z pociskiem karabinowym Minie kalibru .58 i prochem, a z tyłu na integralnym kominku osadzano kapiszon.
W tym pierwszym modelu wprowadzono od razu zasilanie grawitacyjne – tulejami, a potem nabojami opadającymi na drogę zamka pod własnym ciężarem. Po wprowadzeniu tulei w wyżłobienie wirnika między wlotem lufy a cofniętym w tym stadium zamkiem wirnik obracał się, a prowadzące zamek wodzidło wysuwało zamek, napinając sprężynę bijnika.
Wysuwający się naprzód zamek dociskał tuleję do tylnego płasku lufy, a krzywka powodowała zwolnienie bijnika, który uderzał w kapiszon, odpalając ładunek. Po obrocie wirnika o kolejną lufę zamek prowadzony swoim występem w wodzidle nieruchomej komory zamkowej cofał się ponownie, uwalniając tulejkę, która teraz (na pozycji godziny szóstej) wypadała pod własnym ciężarem z broni, gotowa po oczyszczeniu do powtórnego załadowania i użycia.
Reklama
Na uzbrojeniu Armii Stanów Zjednoczonych
Zagadnienie uszczelnienia połączenia lufy i tulei okazało się ponad siły wynalazcy – świeże tuleje i lufy przylegały do siebie jako tako, ale po kilku użyciach deformowały się zarówno stalowe tuleje, jak i lufy, prowadząc do przedmuchów gazów. Gatling spróbował wówczas tulei mosiężnych, które dobite zamkiem odkształcały się, dopasowując do stalowej lufy.
Pomogło to tylko na krótko – za to niepodparta z zewnętrznego boku tuleja, pełniąca w tym układzie funkcję komory nabojowej, czasami pękała, rozrzucając we wnętrzu komory zamkowej odłamki powodujące zacięcia wymagające demontażu całej broni.
W 1865 roku karabin został ulepszony przez zastosowanie nabojów scalonych bocznego zapłonu i zamków prowadzonych przez elipsoidalną prowadnicę na wewnętrznej ściance komory zamkowej. Dopiero zmiana na stanowisku szefa Służby Uzbrojenia otworzyła drogę do przyjęcia tak ulepszonych karabinów Gatlinga do uzbrojenia Armii Stanów Zjednoczonych, ale nastąpiło to już po zakończeniu wojny secesyjnej, 24 sierpnia 1866 roku.
Tym razem Armia, która wcześniej nie chciała nawet słyszeć o jego broni, zamówiła od razu 100 egzemplarzy, zmuszając wynalazcę do poszukiwań producenta zdolnego wytworzyć tak długą serię. Tak rozpoczęła się współpraca z Coltem, trwająca do końca życia Gatlinga i kariery wojskowej jego karabinu, która doprowadziła w końcu, w roku 1897 do wchłonięcia Gatling Gun Co. przez potentata z Hartford.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Światowa kariera
Przyjęcie do uzbrojenia poprzedziły długie, wyczerpujące próby, w których Gatlingi musiały udowodnić niechętnym wojskowym swoją przydatność. Montaż na artyleryjskich podstawach i masa sięgająca setek kilogramów sprawiły, że oddano je w pacht artylerii – co w żadnym kraju nie skończyło się dobrze, bo dla artylerzystów to za mały kaliber i za mały zasięg, żeby je traktować poważnie.
Gatlingi stały się bronią pomocniczą, przeznaczoną do obrony baterii przed szturmami piechoty, do obrony kluczowych mostów i tłumienia zamieszek (w tej dziedzinie swą premierę miały w Nowym Jorku, w lipcu 1863 roku, gdy redakcja New York Tribune przywitała ogniem dwóch kartaczownic uczestników zamieszek poborowych, którzy przyszli podpalić redakcję w odwecie za krytykę rozruchów).
Reklama
Kiedy już US Army się do nich przekonała, przyszedł czas na sukcesy zagraniczne i produkcję licencyjną w Wielkiej Brytanii, Austrii, Chinach – nawet w Rosji. W 1871 roku pojawił się pierwszy model na naboje centralnego zapłonu, a w 1890 – pierwszy na naboje z prochem bezdymnym. Gatlingi w wielu armiach świata stały się powszednim widokiem.
Kiedy w lipcu 1876 roku 7. pułk kawalerii Custera został wybity nad Little Big Horn, od razu orzeczono, że to pozostawienie hamujących marsz Gatlingów przyczyniło się do masakry. Rok później w Bułgarii starły się armie rosyjska, z licencyjnymi Gatlingami Gorłowa, z turecką, uzbrojoną w oryginalne Gatlingi. Mając Gatlingi, Brytyjczycy zaczęli swoją kampanię wybijania raczej niż podbijania „dzikich” ludów Afryki i Azji – którą kontynuowali do końca XIX wieku, zmieniając po drodze kartaczownice na lżejsze i łatwiejsze w transporcie Maximy.
Brytyjczycy nie byli jedyni, który napędowe karabiny maszynowe zmieniali na automatyczne. Stosunek wojskowych do tej zmiany ilustruje słynna odpowiedź rosyjskiego oficera na twierdzenia Maxima, że jego karabin strzela 600 razy na minutę: „To kłamstwo! Żaden człowiek nie jest w stanie tak szybko kręcić korbą!”. Jakoż i nie musiał – rewolucja Maxima polegała właśnie na tym, że od teraz „kręcić” zaczęła sama maszyna. Wojskowym w to graj!
Zmierzch popularności
Pojawienie się nowych rodzajów amunicji karabinowej, małokalibrowych i elaborowanych prochem bezdymnym, było wyrokiem śmierci dla ręcznie napędzanych kartaczownic wszelkich systemów. Odkąd Maxim przekupił Basila Zaharoffa, by handlował jego karabinami, zniknął ostatni człowiek zdolny przekonać (uświęconymi tradycją środkami, w rodzaju sabotażu lub korupcji) wojskowych każdego kraju świata do przewagi kartaczownicy nad karabinem maszynowym.
Reklama
Wiek pary i elektryczności wziął ostatecznie górę nad przesądami światło ćmiącymi. Gatling próbował zatrzymać nieuniknione, oferując coraz mniejsze, sprawniejsze i lżejsze modele, na czele ze słynnym Camel Gunem, stworzonym dla tureckiej kawalerii na wielbłądach, działającej na Bliskim Wschodzie.
W końcu poza Amerykanami nikt już nie zamawiał i nie kupował Gatlingów – zaś w Ameryce odżyły one nad podziw po roku 1898. W czasie trwającej w tym roku wojny z Hiszpanią na Kubie działał eksperymentalny samodzielny pododdział, w ramach którego 121 ludzi obsługiwało cztery Gatlingi – wymyślony, zorganizowany i dowodzony przez por. Jamesa H. Parkera.
Parker wyzwolił kartaczownice z niewoli u artylerzystów i uczynił z nich to, czym karabin maszynowy miał się stać w niedługiej przyszłości – broń bezpośredniego wsparcia piechoty w natarciu i obronie, odnosząc przy tym sukcesy mocno nagłośnione przez innego zrywającego ze schematami weterana kampanii kubańskiej, Theodora Roosevelta, wyniesionego przez tę kampanię do Białego Domu. Kiedy „Teddy” Roosevelt został prezydentem, Gatlingi stały się w US Army nienaruszalną świętością.
Ostatni Mohikanie świata kartaczownic
To dzięki nim i niekonwencjonalnej taktyce Parkera 1. pułk kawalerii ochotniczej Roosevelta zdobył kluczowe wzgórze San Juan, przesądzając o losach kampanii w środkowej części wyspy – i to pomimo tego, że broniący się tam Hiszpanie mieli cekaem Maxima. Kiedy więc na przełomie wieków była szansa na przezbrojenie w Maximy także armii amerykańskiej, zamiast tego powstały nowe modele 10-lufowych Gatlingów M1900 i M1903 kalibru 7,62 mm – ostatni Mohikanie świata kartaczownic.
Reklama
To one stanowiły gros amerykańskiej broni maszynowej w chwili rozpoczęcia I wojny światowej. Colt dostarczył ich ostatnią partię Służbie Uzbrojenia jeszcze w roku 1911, tym samym, w którym do uzbrojenia weszła czterdziestka piątka Browninga!
Oddając jednak sprawiedliwość prezydentowi Theodorowi Rooseveltowi, przyznać należy, że wreszcie zrozumiał błąd, jakim było trzymanie się kartaczownic, i z kolei wymusił przyjęcie w 1904 roku cekaemu Maxima, który jednak napotkał na mur nieprzychylności Służby Uzbrojenia Armii USA – sekującej go na równi z cekaemem Browninga.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Leszka Erenfeichta pt. Słynna broń 2. Ukazała się ona w 2023 roku nakładem wydawnictwa Bellona.