Koh-i-noor, dar maharadży Pendżabu dla brytyjskiej królowej, miał być przebojem londyńskiej Wielkiej Wystawy. To do niego skierowali swoje kroki pierwsi goście… by już po chwili wyjść z poczuciem skrajnego rozczarowania. Co poszło nie tak?
Królowa Wiktoria oczekiwała zaplanowanego na 1 maja 1851 roku otwarcia Wielkiej Wystawy z prawdziwą niecierpliwością. Wraz z księciem małżonkiem, Albertem, chciała roztoczyć przed zgromadzoną w Londynie publicznością obraz brytyjskiej potęgi. Ekspozycja, umiejscowiona w Pałacu Kryształowym, przedstawiała największe osiągnięcia kulturalne i przemysłowe imperium.
Reklama
Organizatorzy zgromadzili na niemal siedmiohektarowej przestrzeni ogromną liczbę przedmiotów. Tym, który wzbudzał ich największą dumę, był jednak zdobyty i przywieziony zaledwie rok wcześniej na Wyspy diament o nazwie Koh-i-noor, czyli „Góra Światła”. Już wówczas zaliczano go do grona najpiękniejszych klejnotów na świecie; spodziewano się, iż stanie się największą atrakcją wystawy.
Entuzjazm podchwyciły gazety, które jeszcze przed wielkim otwarciem rozpisywały się na temat kamienia i jego historii. Kiedy zatem pierwsi goście wkroczyli do Pałacu, nic dziwnego, że skierowali się w stronę Koh-i-noora. Diament spoczywał w złoconej skrzynce, na czerwonym aksamicie.
„Brylanty są w zasadzie bezbarwne…”
Wbrew powszechnym oczekiwaniom „bohater” wystawy nie wzbudził jednak zachwytu. „Po zamknięciu wystawy pierwszego dnia stało się jasne, że z Koh-i-noorem jest coś nie w porządku” – opowiada Anita Anand, współautorka książki opowiadającej historię słynnego diamentu. – „Zwiedzający, którzy obejrzeli go z bliska, odchodzili niezadowoleni”.
Rozczarowanie gości Pałacu Kryształowego dosadnie wyraziła gazeta „Illustrated London News”. Jej redaktorzy nie przebierali w słowach:
Brylanty są w zasadzie bezbarwne, a najwspanialsze nie mają żadnych skaz ani zanieczyszczeń jakiegokolwiek rodzaju i przypominają kroplę najczystszej wody. Koh-i-noorowi brakuje szlifu, który wydobyłby jego czystość i blask, i z tego powodu rozczaruje wielu, jeśli nie wszystkich, którzy z taką niecierpliwością parli naprzód, żeby go zobaczyć.
Taki stan rzeczy zmartwił najbardziej księcia Alberta, liczącego na to, że powodzenie wystawy jemu samemu przysporzy popularności. Niemal natychmiast podjął on próbę uratowania dobrej sławy eksponatu. Jak pisze Anand:
Już po kilku dniach królewski małżonek kazał otoczyć klejnot lampami gazowymi, by zalśnił w oczach gości wystawy, ale nie na wiele się to zdało. Niebawem odwiedzający Pałac Kryształowy odwrócili się plecami do Koh-i-noora i po prostu omijali go z daleka.
Wielki przegrany Wielkiej Wystawy
To, co nastąpiło w kolejnych miesiącach, można nazwać regularną wojną o uwagę publiczności. Organizatorzy nie zamierzali się poddawać. Najpierw pokazali kamień w nowej oprawie. Gdy to nie pomogło, zbudowano skomplikowaną konstrukcję, wykorzystującą lustra i lampy gazowe, by dodać diamentowi blasku. Umieszczono go też na innej tkaninie o kolorze, który dziennikarze określali jako „coś pomiędzy wściekłym różem a cesarskim fioletem”.
Wysiłki w końcu zostały zauważone przez prasę, która na powrót zainteresowała się kamieniem. Uważano też, że nowa ekspozycja przydaje mu tajemniczości – teraz dostęp do gabloty był utrudniony i można było oglądać diament tylko pojedynczo.
Sukces niezwykłej „metamorfozy” Koh-i-noora był jednak w najlepszym razie umiarkowany. 23 czerwca 1851 roku „London Evening Standard” donosił:
Najwyraźniej jest w tym kamieniu coś odpychającego, bo im bardziej się go podświetla, tym mniej jest skłonny do pokazywania swojej wspaniałości. Goście z soboty, którzy ulegli pokusie zmiany stosunkowego chłodu panującego w nawie głównej na temperaturę 28−29 stopni, bo taki duszny upał panuje w kabinie brylantu, w żadnym wypadku nie odeszli usatysfakcjonowani jego wyglądem […].
I tak, wywołując – trzeba przyznać – trochę zachwytów, ale jeszcze więcej szyderstw, najsłynniejszy diament w historii dobrnął do końca wystawy. W październiku 1851 roku, „wolny od dalszych publicznych upokorzeń” (jak określa to Anand) trafił z powrotem do królewskiego skarbca. Na prawdziwe uznanie musiał jeszcze trochę poczekać: przyniósł mu je dopiero nowy szlif, wykonany w 1852 roku.
Reklama
Bibliografia:
- William Dalrymple, Anita Anand, Koh-i-noor. Historia najsłynniejszego diamentu świata, przeł. Krzysztof Obłucki, Noir sur Blanc 2019.
Ilustracja tytułowa: Koh-i-noor w czasach swojej świetności, w koronie królowej Marii (fot. domena publiczna).