Samo nazwisko Kronenbergów stało się synonimem bogactwa. Ich kariera stanowiła zasługę jednego człowieka. A zdobyta fortuna przepadła w mgnieniu oka.
Leopold Kronenberg (1812-1878) osiągnął niemal wszystko, co sobie wymarzył.
Miał ogromny pałac w Warszawie, zbił majątek na dzierżawie monopolu tytoniowego, wprowadził do Kongresówki kapitał francuski, założył Bank Handlowy, Towarzystwo Kredytowe miasta Warszawy, Kasę Przemysłowców, Warszawskie Towarzystwo Ubezpieczeń od Ognia, Towarzystwo Kopalń Węgla i Zakładów Hutniczych, był udziałowcem spółek górniczych, hutniczych i cukrowniczych, sfinansował budowę Kolei Nadwiślańskiej… Brakowało mu tylko jednego. Dobrego następcy.
Reklama
Największy polski krezus XIX stulecia dochował się trzech synów i tyluż córek (z których jedna nie dożyła pełnoletniości). Z dziećmi niewątpliwie wiązał ogromne nadzieje. Córki dzięki małżeństwom weszły do znanych rodów – Maria poślubiła Karola Zamoyskiego, wprowadzając swoją rodzinę do kręgu arystokracji rodowej, a Róża za Aleksandra Orsettiego.
Z pannami Kronenberg poszło niezgorzej. Problem sprawiali jednak synowie. Pytanie, komu przekazać rodową fortunę stale spędzało sen z powiek schorowanemu Leopoldowi, który z roku na rok miał coraz większe trudności z utrzymaniem wszystkich interesów w ryzach.
Nie wytrzymał presji. Stanisław Leopold Kronenberg
Największe nadzieje długo wiązano z najstarszym synem. Stanisław miał przejąć schedę po ojcu i kierować rodzinnym imperium. W Heidelbergu uzyskał doktorat z filozofii, a w Paryżu kształcił się w zakresie ekonomii. W czasie wojny francusko-pruskiej (1870-1871) walczył w szeregach francuskich, za co został awansowany do stopnia porucznika i otrzymał odznaczenie.
Stary Kronenberg starał się wprawiać Stanisława w zarządzaniu majątkiem. W tym celu wysłał go do Petersburga, aby na miejscu pilnował interesów rodziny, zdobywał doświadczenie i wyrabiał sobie kontakty. W stolicy rosyjskiego imperium Stanisław prowadził negocjacje między innymi z carskim ministrem finansów. Na jego nieszczęście oprócz interesów głowę zaprzątały mu… mężatki. Zwłaszcza jedna.
Na ustach śmietanki towarzyskiej znalazł się romans Kronenberga z żoną wysokiego urzędnika. Pani Elżbieta Półtoracka musiała kompletnie stracić dla niego głowę, skoro porzuciła męża, rozwiodła się i po kilku latach życia na kocią łapę wyszła za Stanisława. Żeby nie było zbyt słodko, porzucony mąż wytoczył ciężkie działa. Publicznie oskarżył nowego partnera wiarołomnej małżonki o stosowanie przemocy wobec ich kilkuletniej córeczki.
W efekcie młody Kronenberg trafił przed sąd. Bronili go znamienici słudzy Temidy, którym udało się oddalić zarzut. Paskudny, publiczny skandal skompromitował jednak Stanisława w oczach ówczesnej socjety, a Leopoldowi przysporzył wielu zgryzot.
Reklama
Kiedy Kronenberg-ojciec wycofał się w końcu z życia publicznego, zarząd imperium i tak spadł na barki pierworodnego. Szło mu całkiem nieźle, zyskał szacunek środowiska i angażował się w wiele przedsięwzięć. Niestety dla rodziny, zmogła go ciężka choroba (psychiczna), która wykluczała jakąkolwiek dalszą pracę przy kierowaniu fortuną Kronenbergów.
Wolał muzykę od biznesu. Władysław Edward Kronenberg
Po tym, jak Stanisław odsunął się w cień, ster rodzinnego imperium przejął Władysław Edward, średni syn. Jako inżynier ukończył on prestiżową paryską uczelnię techniczną. Od początku garnął się do ekonomii, próbując wykorzystywać w praktyce zdobyte doświadczenie. Był jeden tyci szczegół, który przeszkadzał mu we wszystkim… kompletnie nie miał głowy do interesów. Odbiło się o potworną czkawką fortunie Kronenbergów.
Reklama
Nieszczęsny drugi syn próbował swoich sił w tekstyliach. Nieopodal Częstochowy rozpoczął budowę fabryki płótna, mającej zachwiać rynkową pozycją zakładów żyrardowskich. Niestety przeliczył się ze swoimi możliwościami i nawet z ogromnym majątkiem Kronenbergów pod ręką nie był w stanie sfinansować budowy fabryki. Na domiar złego nie zdołał pozyskać żadnych inwestorów, przez co zmuszony był sprzedać nieukończony zakład za połowę ceny swoim rywalom.
Władysław Edward załamany kompletną klapą, jaka nie zdarzyła się dotąd żadnemu Kronenbergowi, wyjechał z Polski i osiadł w Paryżu. Zajął się tam czymś zgoła odmiennym od wykształcenia jakie odebrał i od dotychczas podejmowanej pracy. Przyjąwszy pseudonim Władysław Wieniec począł komponować i klecić wiersze. Zmarł w wieku 44 lat.
Wyzuty z ambicji i z ryzykanctwa. Leopold Julian Kronenberg
Stanisław zachorował, Władysław Edward wyjechał w niesławie, rad nie rad ster imperium musiał przejąć Leopold Julian. Najmłodszy syn nigdy nie zdradzał zamiłowania do ekonomii i bankowości, niemniej jeszcze za życia ojca został zmuszony do zgłębiania tych dziedzin. Niby umiał zjednywać sobie ludzi, ale stale odczuwał ciężar dziedzictwa Leopolda-seniora. Cień patriarchy wyzierał z każdego kąta, paraliżując go i odbierając samodzielność.
Przed laty ojciec, chcąc wprawić go w interesy i jednocześnie posiadać na miejscu kogoś zaufanego, posłał Leopolda Juliana do Petersburga. Już wtedy komentowano, że wrodzona podejrzliwość młodego Kronenberga oraz jego kompletny brak zapału do pracy w sektorze finansów i do podejmowania wszelkich wyznań będą mu szkodzić.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Córka niewolników i ofiara przemocy. Jakim cudem została pierwszą amerykańską milionerką?W praktyce okazało się, że najmłodszy syn nie był zbyt długo prezesem petersburskiego oddziału Banku Handlowego. Wkrótce po objęciu stanowiska postanowił z niego zrezygnować i przekazać je niejakiemu Janowi Goldstandowi. Ten młody człowiek znał się na rzeczy, jednak był wyjątkowo zachowawczy, przez co nie angażował się w nowe, ambitne interesy. Na nieszczęście dla Kronenbergów, szybko podkupiła go konkurencja.
Choć Leopold Julian, podobnie jak średni brat, interesował się muzyką, jednak nie był w stanie w pełni się jej poświęcić. Po odejściu Stanisława, skupił w swoim ręku prezesury wielu instytucji, z których nie mógł tak łatwo zrezygnować. W tym samym czasie kolejne koncesje i monopole przechodziły Kronenbergom koło nosa, kolejne złote interesy udawały się bez ich udziału. Rodzinne imperium powoli się kurczyło, do czego przyczynił się każdy z trzech braci. Już w roku 1897 Leopold Julian zamknął rodzinny dom bankowy, z którego narodziła się fortuna Kronenbergów. W międzywojniu sprzedał także imponującą rezydencję Leopolda-seniora.
Ostatnie pokolenie. Koniec rodu Kronenbergów
Stopniowo doszło do tego, że Kronenbergowie zostali przede wszystkim z dobrami ziemskimi, które za czasów świetności były co najwyżej reprezentacyjnym dodatkiem do ich fortuny. Leopold Julian skończył jako ziemianin żyjący wspomnieniami. Ród Kronenbergów, który niegdyś trząsł całą Kongresówką, w dwudziestoleciu międzywojennym zupełnie stracił na znaczeniu.
Kiedy w latach 70. umarł ostatni jego członek, syn Leopolda Juliana, nikt nie zwrócił na to większej uwagi. Zresztą on też nie był żadnym geniuszem finansów, ale „rolnikiem z wykształcenia i zamiłowania”.
Reklama
Źródło:
- Andrzej Żor, Kronenberg. Dzieje fortuny, Wydawnictwo Naukowe PWN, 2011.