Do jakiego stopnia wychowanie determinuje rozwój człowieka? Czy opieka (lub jej brak) jest ważniejsza od genów? Badacze wciąż spierają się w tej podstawowej kwestii z zakresu psychologii. Bezcenne wnioski można próbować wyciągać z historii „dzikich dzieci”, które dorastały bez towarzystwa człowieka, tylko pod opieką zwierząt.
Historie dzieci wychowanych przez wilki, niedźwiedzie, albo psy zawsze cieszyły się ogromnym wzięciem. Stanowiły stały motyw baśni, podań, a następnie powieści czy relacji prasowych. Niemal wszystkie z nich były jednak fałszywe, albo dalece wyolbrzymione.
Reklama
Co odróżnia nas od zwierząt?
Prawdziwe przypadki dzikich dzieci to niemal ewenement. Jak komentuje Michael Newton na kartach książki Savage Girls and Wild Boys. A History of Feral Children, prowokują one do zadawania zasadniczych pytań o to, kim jesteśmy: „Czym jest ludzka natura? Czy coś takiego w ogóle istnieje? Co odróżnia nas od zwierząt?”.
Historie dzikich dzieci stoją też u podstaw badań z zakresu języka i związku między mową a tożsamością i zdolnościami kognitywnymi. Nieodłączną cechą dzieci wychowanych przez zwierzęta jest bowiem brak zdolności mówienia.
Dziki podopieczny królowej
Mało kto zdaje sobie sprawę, że niemal wszystkie wymienione pytania zadawano już przed stuleciami, także w Polsce. W swojej nowej książce pt. Damy srebrnego wieku, przedstawiam niezwykłą i niemal kompletnie zapomnianą historię z polskiego dworu królewskiego epoki Wazów.
Królowa Ludwika Maria Gonzaga (na tronie od 1646 do 1667) była wielką miłośniczką nauki. Dobrze wykształcona, fascynowała się między innymi astronomią, chemią i fizyką.
Reklama
Projekty badawcze, jakie podejmowano w jej otoczeniu zasługują na osobny artykuł. Tutaj starczy stwierdzić, że za sprawą Ludwiki Marii do Polski trafiły pierwsze maszyny liczące, pierwsze zegary wahadłowe czy nawet pierwsze termometry.
Zdarzyło się, że królowa osobiście odwiedziła największe w Europie obserwatorium astronomiczne, zorganizowane w Gdańsku przez Jana Heweliusza. Przymierzała się także do wizyty w szybach kopalni soli w Wieliczce.
Ten akurat wyjazd się nie odbył. Do skutku doszedł za to eksperyment z dziedziny psychologii i nauki behawioralnej.
Kuriozum, ciekawostka, obiekt badań
W ostatnich latach życia Ludwiki Marii na dwór dotarły wieści o odnalezieniu na Litwie dziecka, które zostało wychowane w puszczy przez niedźwiedzicę, razem z jej miotem.
Królowa kazała sprowadzić to stworzenie, wówczas siedmio- lub może ośmioletnie, do stolicy. Chłopiec został oddany zakonnicom, by uczył się języka. Przebywał też długo na dworze, jednocześnie jako obiekt badań oraz swoiste kuriozum i towarzyska ciekawostka.
Reklama
Nawet po paru miesiącach wciąż miał problem z utrzymaniem wyprostowanej pozycji. Podobno z czasem zaczął rozumieć wszystko, co do niego mówiono, sam nigdy jednak nie odezwał się ni słowem. Nie dał się też poskromić, wywołując awantury i skandale w otoczeniu królowej.
„Ze ślinami cisnął królowej między oczy”
Pamiętnikarz Jan Chryzostom Pasek opowiadał, jak to podczas obiadu zdarzyło się, że dzikie dziecko znieważyło królową. Ludwika Maria podała chłopcu gruszkę w cukrze. Ten wziął ją do ust, posmakował, ale zaraz wypluł na rękę i „ze ślinami cisnął królowej między oczy”.
„Król począł się śmiać okrutnie” — notował Pasek. Żona syknęła coś do niego po francusku, ale w odpowiedzi Jan Kazimierz tylko głośniej zarechotał. Gonzagówna w gniewie zerwała się od stołu. Monarcha natomiast zaraz nakazał gościom „wina dawać” i „pić za ową furię”.
Pomimo incydentu najjaśniejsza pani nie odprawiła „dzikiego” dziecka. Dopiero po jej śmierci chłopca oddano pod opiekę jakiemuś szlachcicowi. Ten zaś rychło stracił cierpliwość do agresywnego wychowanka niedźwiedzicy i kazał mu założyć kajdany.
***
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę poświęconą niezwykłym kobietom XVII stulecia i wpływowi, jaki wywarły na tę epokę przepychu i upadku. Damy srebrnego wieku kupicie na Empik.com.