Przed uderzeniem we wrogie szeregi husarze byli nieraz narażeni na zmasowany ostrzał z łuków z użyciem tysięcy lub nawet dziesiątek tysięcy pocisków. W bitwie pod Newlem, stoczonej w 1562 roku, 1700 żołnierzy polskiej husarii natarło na moskiewski pułk wielki liczący 15 000 ludzi. Jak udało im się przetrwać deszcz strzał, który posypał się na ich głowy, ciała i konie w ciągu sądnych kilkudziesięciu sekund, które mogły zaprzepaścić wszelkie szanse na sukces?
Była godzina 12, samo południe 19 sierpnia 1562 roku. Rozpoczynała się druga faza bitwy pod Newlem. Jazda polska ruszyła stępa naprzeciw moskiewskiego tłumu wylewającego się pomiędzy wzgórza. Jednocześnie dworianie moskiewscy rozpoczęli ostrzał z łuków zbliżającej się husarii.
Reklama
Deszcz 2 tys. strzał pokrył całą przestrzeń na wysokości wzgórza nr 4. Zdecydowana większość jeźdźców moskiewskich miała łuki kompozytowe konstrukcji azjatyckiej. W porównaniu z rzadziej używanymi, tańszymi łukami drewnianymi były one lżejsze, mocniejsze i – co najważniejsze – miały lepszy zasięg.
Według cesarskiego posła Zygmunta Herbersteina (1571) ,,lejca uzdy używa się u nich [tj. Rosjan] długiej z dziurką na końcu; przywiązują ją do [jednego z] palców lewej ręki, żeby można było złapać łuk, i naciągnąwszy go, wystrzelić [nie wypuszczając lejc]. Chociaż trzymają w rękach uzdę, łuk, szablę i bicz jednocześnie, jednak zręcznie i bez wszelkiego trudu umieją się nimi posługiwać”.
Deszcz strzał i „faktycznie bezbronni” Polacy
Część dworian mogła naciągnąć łuki za pomocą zekiera, czyli pierścienia chroniącego kciuk ręki cięciwnej. Na odległość 300 m dzielącą wzniesienia nr 2 i 3 od 4 nie byli w stanie precyzyjnie celować. Strzelali więc na wyczucie ,,nawiasem”, ukośnie w górę. Kąt podniesienia broni był zbyt duży, by łucznik obserwował cel.
Wystrzelona strzała miała paraboliczny tor lotu – wznosiła się i opadała. Chorągwie polskie rozpoczynały natarcie w szyku luźnym. Jeźdźcy zajmowali przestrzeń szerokości około 2,5 m.
Reklama
Ustawienie takie miało na celu ograniczenie skutków broni miotającej. Wprawdzie teoretycznie jedna strzała padała co 25 cm w 500-metrowej linii frontu (wliczając w to odstępy pomiędzy chorągwiami), to i tak skuteczność ostrzału z 200–300 m była znikoma.
Faktycznie bezbronni w początkowej fazie walki Polacy mogli bowiem pokładać nadzieję jedynie w swym uzbrojeniu ochronnym, które im grubsze i mocniejsze, tym bardziej było odporne na ostrzał łuków. Przed strzałami padającymi ukośnie z góry najlepiej zabezpieczały hełmy, obojczyki i napierśniki oraz tarcze.
Dworianie byli mniej szybkostrzelni od Tatarów. Można założyć, że oddawali jeden strzał co 10 sekund. Jazda polska natomiast – po przejechaniu 70 m w 20 sekund – zwiększyła tempo, przechodząc w kłus (około 3,33 m/s), a więc pokonywała w przybliżeniu 100 m w pół minuty.
W tym czasie zawisła już nad nią trzecia chmura strzał. Jeśli nawet do celu trafiała co setna, to i tak straty po stronie polskiej od 6 tys. strzał mogły sięgnąć 20 rannych i zabitych koni oraz dziesięciu jeźdźców, czyli średnio sześciu–siedmiu husarzy w każdej z trzech chorągwi.
Reklama
Co zmniejszało skuteczność ostrzału?
Celne strzelanie z łuków utrudniało dworianom kilka czynników. Widoczność pogarszało sierpniowe słońce świecące strzelcom prosto w oczy.
W rozpoznaniu szyków husarskich przeszkadzały furkoczące długie proporce przymocowane do drzewców kopii. Były różnobarwne, ale o dominujących kolorach w poszczególnych chorągwiach, co ułatwiało z kolei polskim dowódcom ich odróżnienie.
Wreszcie z powodu suchej pory roku szarżujące konie wznosiły na wietrze tumany kurzu, co ograniczało widoczność, a więc i celność broni miotającej.
Najtrudniejszy moment szarży
Pokonanie następnych kilkudziesięciu metrów było dla husarzy szczególnie niebezpieczne. Dworianie wstrzelili się w szybko zbliżające się cele i chorągwie znalazły się pod 20-sekundowym ostrzałem 4 tys. łuków.
Ze względu na ilość padających strzał był to dla nacierających najtrudniejszy moment. Wprawdzie czas był krótszy, ale straty na 150–200 m od linii przeciwnika mogły dorównać poprzednim. Byłyby większe, gdyby większość strzał lecąc zakrzywionym torem zbyt wysoko lub za nisko, nie omijała celów. I gdyby nie skuteczne uzbrojenie ochronne polskich jeźdźców.
Ochrona głów polskich husarzy
Na ostrzał z góry najbardziej narażone były żołnierskie głowy, stąd szczególne znaczenie miała ich osłona metalowymi hełmami.
Według hipotetycznych wyliczeń w chorągwi Leśniowolskiego przyłbice miało 85 kopijników i 80 husarzy (w sumie 72% jej składu osobowego) szyszaki 40 husarzy (17%), a futrzane kołpaki lub skórzane czapy 25 husarzy (11%). U Zborowskiego w przyłbice było wyposażonych 66 husarzy i 28 kopijników (68%), w szyszaki 20 husarzy i – ze względu na lepszą widoczność przy zbroi kopijniczej – 25 arkebuzerów (w sumie 32%). W chorągwi Oleśnickiego przyłbice posiadało 47 husarzy i 18 kopijników (razem 65%), a szyszaki 16 husarzy i 19 arkebuzerów (35%).
Reklama
W sumie więc 324 z 470 jeźdźców pierwszego rzutu hufca walnego, czyli średnio 70%, wyposażonych było w przyłbice, 120 w szyszaki (25%), a 25 (5%) nie miało metalowych osłon głów.
Można założyć, że na 150 m od linii wroga, jazda polska, będąca dotąd przez 40 sekund pod ostrzałem 10 tys. strzał spadających ukośnie z góry, poniosła straty wynoszące 20 jeźdźców i 40 koni. Jeśli więc jedna na 100 strzał trafiła w odkryty cel, to zaledwie co drugi moskiewski łucznik nie zmarnował swych pięciu przez siebie wystrzelonych.
Straty wśród ludzi i wierzchowców
Przypuszczalnie zostało wyeliminowanych z walki ze względu na swe słabe osłony głów – po 5 husarzy Leśniowolskiego i arkebuzerów Zborowskiego. Liczba poległych mogła być większa niż rannych, przy czym te proporcje były zapewne odwrotne w wypadku koni, z których mogło paść co najmniej po 10 sztuk w każdej chorągwi.
Tak więc szczelne osłony głowy i szyi, jakimi były przyłbice z folgowymi kołnierzami, dostatecznie chroniły przed ukośnym ostrzałem. Dotyczy to zwłaszcza tradycyjnych, prostych przyłbic husarskich. Były one masywne, miały okrągłe, gładkie dzwony z wystającymi grzebieniami, a ich opuszczone w czasie natarcia zasłony na twarze nie były zbytnio rozbudowane.
Reklama
Bardziej podatne na penetracje grotów strzał mogły być delikatniejsze przyłbice ,,maksymiliańskie” używane przez kopijników. Ich zasłony miały rozbudowane i wystające otwory oczne i wentylacyjne uformowane w ostry dziób tzw. wróbli. Z drugiej strony wydłużone, jajowate dzwony były w nich żłobkowane, co ułatwiało ześlizgiwanie się grotów.
Większe straty w koniach spowodowane były brakiem zbroi (ladrów), czyli napierśników, osłon karku, boków i zadu końskiego. Tylko nieliczne konie kopijnicze miały nagłówki płyt lub kolczych plecionek. Zaznaczyć jednak należy, że ranne konie w większości nadal kontynuowały bieg w kierunku linii wroga.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Newel 1562. Ukazała się ona w kultowej serii Historyczne Bitwy wydawnictwa Bellona w 2023 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.