W karczmie za stołem. Grafika XIX-wieczna.

Najbardziej szkodliwe przedsięwzięcie w dziejach polskiej wsi. Dla zysku szlachcice zatruli całe pokolenia chłopów

Strona główna » Nowożytność » Najbardziej szkodliwe przedsięwzięcie w dziejach polskiej wsi. Dla zysku szlachcice zatruli całe pokolenia chłopów

Od XVII stulecia właściciele folwarków z pełnym rozmysłem zaczęli rozpijać własnych chłopów. Handel zbożem nie był już tak opłacalny, jak wcześniej, szlachcice woleli więc przerabiać zbiory na wódkę i przymusowo sprzedawać ją poddanym. W ciągu stu lat liczba wiejskich gorzelni wzrosła o ponad 500%, nie brakowało też majątków, gdzie panowie uzyskiwali ponad połowę zysków z obrotu gorzałką. Skutki były katastrofalne.

Właściciele folwarków już w XVI wieku zbijali niezłe pieniądze na produkcji piwa i sprzedawaniu go własnym chłopom. Wyliczono, że przychód dworu zwykle przekraczał koszty warzenia trunku o 33%. Nawet, gdy pan nie produkował piwa, ale tylko sprowadzał je do wsi i sprzedawał z przebitką, zyskowność przedsięwzięcia sięgała 25%.


Reklama


Chodziło o kwoty nie do pogardzenia. Nie tak wysokie jednak, by zrekompensować szlachcie spadek ceny zboża i problemy z jego zbytem, narastające w XVII stuleciu.

Z przynajmniej dwóch względów browarnictwo nie mogło spełnić wszystkich oczekiwań panów folwarcznych. Dawne piwo było kaloryczne, ale niskoprocentowe. Dla wieśniaka nie stanowiło napoju wyskokowego, lecz raczej element pożywienia. Nawet wlanie w siebie kilku pełnych kufli niekoniecznie groziło upiciem.

Scena w karczmie. Grafika nowożytna
Scena w karczmie. Grafika nowożytna.

Chłopów dało się przyzwyczaić do opróżniania beczek, trudno jednak było wpędzić ich w nałóg; sprawić, że z własnej woli będą wracać po więcej i więcej. Produkcja piwa nie czerpała poza tym ze zwykłych zasobów folwarków. Wymagała dodatkowego surowca, chmielu.

„Genialny w swej prostocie pomysł”

Na kolejnym etapie w historii karczemnego wyzysku rozwiązano obie te „trudności”. „Pojawił się genialny w swej prostocie pomysł” – komentuje profesor Kacper Pobłocki. – „Przetwarzać zboże na wódkę, a następnie zmusić chłopa do jej konsumpcji”.


Reklama


Historia na dobrą sprawę się powtórzyła. Gorzałka zdobyła popularność wśród szlachty już w XVI stuleciu, długo jednak – jak niegdyś piwo – była traktowana jako napój elit.

W czasach renesansu wieśniacy zupełnie jej nie znali. W początkach wieku XVII wciąż stanowiła na prowincji atrybut szlacheckich pijatyk, ale nie element życia najniższej warstwy. Zmieniło się to, gdy dochody folwarków zaczęły radykalnie spadać.

Idea pojenia chłopów wódką nie miała jednego ojca. Kiełkowała w różnych regionach, szybko i na szeroką skalę, bo z perspektywy szlachty wydawała się najbardziej racjonalna. Dawała nadzieję na łatwe zyski i na osiągnięcie od dawna upragnionej izolacji prywatnych włości od reszty Rzeczpospolitej.

Szlachecki sen o perpetuum mobile

System propinacji stanowił kwintesencję perpetuum mobile, o jakim zawsze marzyli ziemianie. Chłopi mieli uprawiać zboże, zbierać je, zwozić do gumna, młócić, przetwarzać ziarno w gorzelni, a na koniec – wypijać uzyskaną wódkę, płacąc w zamian sowicie dworowi.


Reklama


Pan, dotąd uzależniony od rynkowych cen zboża, zmuszony negocjować warunki zbytu i doglądać terminowej sprzedaży, jako właściciel gorzelni nie robił nic poza najmowaniem nadzorców. Mechanizm, raz wprawiony w ruch, kręcił się, bo na każdym odcinku napędzali go sami chłopi.

Rentowność była wprost imponująca. W ostatnich latach istnienia Polski przedrozbiorowej szlachcic inkasował za sprzedaż jednego korca żyta przerobionego na wódkę prawie cztery razy więcej pieniędzy niż za zbycie tej samej ilości w postaci zboża. Jego zyski w praktyce zależały tylko od tego, jak wiele alkoholu był w stanie wlać w gardła chłopów.

W karczmie za stołem. Grafika XIX-wieczna.
W karczmie za stołem. Grafika XIX-wieczna.

W licznych majątkach na każdego gospodarza nakładano kontyngent wódki, płatny niezależnie czy trunek wypito czy nie. Metoda była sprawdzona, opierała się ściśle na przymusie i groźbie kary. Sięgano też jednak po środki mniej natarczywe. Chodziło o to, by uczynić z wódki element wiejskiej kultury; rzecz absolutnie nieodzowną w codziennym życiu chłopa, a nie znienawidzony symbol wyzysku.

„Przez gardło powraca do kieszeni pańskiej”

O tym, jak wielkie korzyści przynosiło gorzelnictwo i jak bardzo szlachta wierzyła w nowy model grabienia poddanych świadczą same liczby.

Na przykład w Wielkopolsce od czasów potopu do schyłku epoki stanisławowskiej liczba dworskich gorzelni wzrosła aż o 548%. Przed drugim rozbiorem wódkę produkowano już w niemal co piątej wiosce w regionie. W innych częściach kraju propinacja rozwinęła się na nawet większą skalę. I niemal bez wyjątku produkowały one trunek na lokalne potrzeby, a nie na eksport.

W dobrze prosperujących, powiązanych z rynkiem i położonych blisko rzek majątkach, produkcja alkoholu mogła przynosić właścicielowi lub dzierżawcy od niespełna dziesięciu do dwudziestu kilku procent całych dochodów. Tam jednak, gdzie handel zbożem uległ zupełnemu załamaniu, albo urodzajność pól była niewielka, produkcja piwa i wódki stawała się podstawą funkcjonowania folwarków.


Reklama


W górzystej części Małopolski dawała 30% dochodów, w dobrach osieckich na Mazowszu 50–60%, w wielkopolskim Przespolewie ponad 60%. Na Podolu, zwłaszcza po pierwszym rozbiorze i w warunkach ogromnego chaosu gospodarczego, do 80%.

To już był model w którym folwark istniał niemal tylko po to, by rozpijać chłopów. A ci mieli wszelkie powody, by wypominać szlachcicom, że każdy ich grosz „przez gardło powraca do kieszeni pańskiej”.

Scena w karczmie. Obraz XIX-wieczny.
Scena w karczmie. Obraz XIX-wieczny.

Chora sprzeczność

Przymus picia stanowił ogromne obciążenie dla chłopów, zwłaszcza że z upływem lat nie byli dłużej w stanie funkcjonować bez wódki. Paradoks systemu propinacji polegał jednak na tym, że szkodził on także szlachcicom. Im sprawniej działało dworskie perpetuum mobile, tym większe przynosiło zyski i… większe straty.

Była to, jak stwierdził jeden historyk, „gospodarka samobójcza”. Panowie spychali poddanych już na samo dno nędzy. Chłop wiecznie głodny i zdesperowany nie przedstawiał dużej wartości jako siła robocza. Chłop marzący tylko o kolejnej szklanicy i przepuszczający wszystkie pieniądze na alkohol – tym bardziej.


Reklama


Z chorej sprzeczności zdawali sobie sprawę tylko nieliczni. Krytyka uderzała w pierwszej kolejności… w samych chłopów. Panowie budowali po pięć karczem we wsi i imali się każdego sposobu, by zmusić wieśniaków do zakupu gorzałki. Potem zaś zarzucali poddanym, że ci są rozpijaczonym bydłem, niezdolnym do ludzkich odruchów i jakiejkolwiek samokontroli.

Takie ataki padały też z ust księży, ochoczo współuczestniczących w rozpijaniu chłopstwa. Pewien pleban spod Rzeszowa na początku XIX stulecia wprost pisał, że źródłem alkoholizmu są „grubiaństwo i dzikość ludu prostego”, bo przecież, „prostak nie mając wstydu i zastanowienia, gorzej niż najbrzydsze zwierzęta, na podłą rozpustę sobie pozwala”.

***

O tym jak wyglądało życie na polskiej wsi, czym naprawdę była pańszczyzna i jak chłopi nad Wisłą stali się niewolnikami przeczytacie w mojej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.

Cała prawda o życiu polskich chłopów pańszczyźnianych

panszczyzna - okladka
Autor
Kamil Janicki

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.