Dzieciobójstwo było w przedwojennej Polsce upiornie częstym zjawiskiem. Prasa raz po raz donosiła o matkach, które dusiły, topiły, albo wrzucały do ognia swoje niemowlęta. Mężczyźni dopuszczali się równie straszliwych czynów. Oto historie najgorszych ojców II Rzeczpospolitej.
Na Górnym Śląsku „czynem mrożącym krew w żyłach wsławił się” 19-letni Wilhelm Tkaczyk z Katowic.
Reklama
Jak donosił „Tajny Detektyw” z kwietnia 1931 roku, mężczyzna udusił swoje nieślubne dziecko, a następnie poćwiartował zwłoki i zakopał je w pobliżu lotniska. Na jego ślad „naprowadziły władze doniesienia nieszczęśliwej matki, która na próżno szukała swego dziecka”.
Matka nie pozwoliła sprzedać synka
Edwin Schmalz z Ryczy w powiecie żnińskim w tym samym roku wykazał się nawet większym bestialstwem.
Już od dnia narodzin swego nieślubnego syna – owocu związku ze służącą, Heleną Siekierską – „ze wszystkich sił dążył do usunięcia go ze świata, chcąc widocznie uniknąć późniejszego płacenia alimentów”.
Matka, przeczuwając najgorsze intencje kochanka, strzegła dziecka jak oka w głowie. Kiedy ojciec zaproponował, by sprzedać je pewnemu restauratorowi za 1000 zł, kobieta z oburzeniem odmówiła.
Wydawało się, że była to już ostatnia ze strony Schmalza próba pozbycia się dziecka. Wkrótce jednak chłopiec ciężko zachorował. Siekierska nie mogła liczyć na pomoc wyrodnego ojca, więc pożyczyła pieniądze od znajomych i pojechała do lekarza.
Reklama
„Niestety pomoc była spóźniona” – donosiła prasa. – „Lekarz stwierdził silne powiększenie wątroby spowodowane zatruciem organizmu”.
Chłopczyk zmarł.I zaraz wyszło na jaw, że mały Erwin wcale nie był chory, ale został z premedytacją otruty. Schmalz oskarżył o zbrodnię Siekierską, ale ta skutecznie wybroniła się przed policją. Śledczy uwierzyli w jej wersję wydarzeń i aresztowali mężczyznę. Ten zresztą sam udowodnił swoją winę, już po fakcie podrzucając butelkę z trucizną do łóżka Siekierskiej. W drugiej instancji został skazany na 6 lat więzienia.
„Po przekonaniu się, że niema nikogo w pobliżu…”
Stanisław Galewski z Krotoszyna także zabił ze względu na pieniądze. Wprawdzie nie groziły mu alimenty, bo dzieci miał ślubne, ale – jak wyjaśniał przedstawicielom prawa – mało zarabiał i mieszkał w ciasnej chałupie. Dlatego też 9 maja 1936 roku zabrał dwie swoje córki, czteroletnią Łucję i siedmioletnią Kazimierę, na spacer nad stawem. W „Dzienniku Porannym” pisano:
Tam zatrzymał się na chwilę (…) i po przekonaniu się, że niema nikogo w pobliżu wepchnął równocześnie obie córki do stawu. Ponieważ staw w tym miejscu był bardzo głęboki, dziewczynki utonęły natychmiast.
Galewski jak gdyby nigdy nic wrócił do domu, zjadł z żoną obiad i przez resztę dnia zachowywał się zupełnie spokojnie. Dopiero kiedy połowica zaczęła się niepokoić nieobecnością córek, sam zaproponował jej by wezwała policję.
Nie była to z jego strony trafna decyzja. Już miesiąc później sąd skazał go na 15 lat więzienia – wręcz niespotykanie wysoką karę za dzieciobójstwo.
Dzieci były dla niego jak szczury
Na pewno nie o pieniądze chodziło natomiast Pawłowi Grzeszolskiemu z Sosnowca. Był dyrektorem fabryki metalowej, nieźle zarabiał.
Reklama
Jego czyny naprawdę wstrząsnęły społeczeństwem – na przykład „Dziennik Poranny” w ciągu dwóch miesięcy pisał o nim czternaście razy. A co takiego zrobił Grzeszolski? Przez kilka lat systematycznie dosypywał swoim dzieciom truciznę do jedzenia.
W końcu w wieku szesnastu lat, po długiej chorobie, bliźnięta (Jerzy i Lucyna) zmarły. Zmarła także zatrudniona przez Grzecholskiego służąca, Cabajówna.
Na rozprawę sąd powołał ponad 150 świadków. Przyjechali dziennikarze z Warszawy, Wilna, Łodzi, Poznania. Słowem z całej Polski. Prokuratura opierała się na wielokrotnych sekcjach zwłok i opiniach biegłych. Sam oskarżony do końca nie przyznawał się do winy, był to więc proces poszlakowy. Truciciel został skazany na dożywotnie więzienie i pozbawienie wszystkich praw publicznych.
Zaraz po wydaniu wyroku „Dziennik Poranny” poinformował, że Grzecholski „zachowywał się zupełnie spokojnie” podczas transportu do więzienia. Kilka tygodni później dziennikarze donieśli też, że oskarżony zaczął się uczyć za kratkami języków obcych.
Reklama
Najgorsi mordercy przedwojennej Polski. Kryminalne tajemnice i niewyjaśnione zbrodnie
Bibliografia
- „Dziennik Poranny”, 1936; „Ilustrowana Republika”, 1932; „Ilustrowany Kuryer Codzienny”, 1926; „Prąd”, 1931; „Tajny Detektyw”, 1931.
1 komentarz