29 grudnia 1386 roku na podparyskiej arenie spotkali się dwaj zakuci w zbroje rycerze. Jean de Carrouges twierdził, że przeciwnik zgwałcił jego żonę. Jean Le Gris, już uniewinniony przez sąd, wypierał się wszelkiej winy. Decyzją parlamentu sprawę miał ostatecznie rozstrzygnąć tak zwany sąd Boży – pojedynek na śmierć i życie między oskarżycielem i oskarżonym.
Kiedy odprawiono wszystkie ceremonie i wypowiedziano konieczne słowa, nadszedł wreszcie czas na walkę. Jean de Carrouges i Jean Le Gris weszli do swoich pawilonów, gdzie po raz ostatni dokonali starannego przeglądu zbroi i broni.
Reklama
Księża pospiesznie wynieśli ołtarz, krucyfiks i modlitewnik, zważając, aby nie zostawić żadnych świętych przedmiotów na polu walki. Dwaj służący wyrównali piasek w miejscu, gdzie stał ołtarz, ponownie tworząc tam gładką białą powierzchnię. Król, jego dwór i nieprzebrany tłum patrzyli na arenę, z niecierpliwością wyczekując rozpoczęcia pojedynku.
Kiedy wojownicy dali znak, że są gotowi, i wszyscy opuścili pole, herold ponownie wkroczył na jego środek. Stanął naprzeciw [króla] Karola VI, czekając, aż zapadnie całkowita cisza. Kiedy wszystkie głosy umilkły, ciszę zakłócało tylko parskanie koni i łopot proporców nad czerwono-srebrnymi pawilonami.
Nagle herold zakrzyknął donośnym głosem, tak żeby wszyscy go usłyszeli: ‒ Faites vos devoirs! (Czyńcie swoją powinność!)
Niech idą!
Zanim po raz trzeci, zgodnie z wymogiem prawa, wydał ten rozkaz, obaj uczestnicy wypadli z pawilonów z przypasaną bronią i zamkniętymi zasłonami hełmów. Podążały za nimi grupki niespokojnych służących.
De Carrouges i Le Gris ruszyli w pobrzękujących zbrojach ku swoim wierzchowcom. Obaj pewnie oparli osłonięte żelazem stopy na podestach obok koni i przygotowali się do ataku. Herold opuścił pole, a jego miejsce zajął marszałek.
Reklama
Czterech wysoko urodzonych świadków, czyli escoutes, również stanęło na wyznaczonych stanowiskach – po dwóch na każdym krańcu ‒ przed otwartymi bramami, zagradzając je trzymaną poziomo włócznią. Marszałek stanął pośrodku pola i dał znak białą rękawicą. Wszyscy zgromadzeni zwrócili oczy w jego stronę.
Obaj wojownicy stali w gotowości obok swoich wierzchowców, z uwagą słuchając i obserwując marszałka, który powoli podnosił rękawicę nad głowę. Nagle wyrzucił ją w powietrze, wznosząc zwyczajowy okrzyk:
‒ Laissez-les aller! (Niech idą!)
Nim rękawica dotknęła ziemi, a marszałek po raz trzeci wydał rozkaz, wojownicy chwycili za łęki siodeł i z pomocą służących dosiedli koni. Giermkowie przygotowali też kopie i tarcze. Rycerze mieli już wcześniej przypasane miecz i sztylet, a dodatkowo przy siodle każdego z nich wisiał drugi, dłuższy miecz oraz topór. (…)
Gdy tylko wojownicy znaleźli się w siodłach i zostali w pełni uzbrojeni, służący czym prędzej się od nich odsunęli. Do ostatniego dozwolonego przed walką kontaktu wojowników z postronnymi osobami dochodziło w czasie dosiadania wierzchowców. Od tej chwili byli zdani wyłącznie na siebie.
Walka bez zasad
Jean de Carrouges i Jacques Le Gris natychmiast spięli ostrogami swoje konie. Czterej escoutes zagradzający wejście na pole opuścili włócznie i uskoczyli na bok, aby wojownicy mogli galopem wjechać przez bramy.
Strażnicy natychmiast zatrzasnęli i zamknęli na klucz ciężkie wrota, po czym stanęli przy nich z bronią. Marszałek pospiesznie opuścił pole przez niewielkie drzwiczki znajdujące się pośrodku ogrodzenia – naprzeciw królewskiej loży – i również starannie je za sobą zamknął. De Carrouges i Le Gris byli teraz uwięzieni na polu turniejowym. (…)
Reklama
Obaj ściągnęli wodze wierzchowców, które niecierpliwie przebierały kopytami. „Pięknie osadzili swoje konie, gdyż obaj byli wprawnymi wojownikami. Francuska szlachta patrzyła na nich z przyjemnością, przybyła bowiem, aby obejrzeć ich walkę”. (…)
De Carrouges i Le Gris mieli stoczyć bezlitosną walkę na śmierć i życie, do czasu, aż jeden z nich zginie lub przyzna się do winy. Zwycięstwo było równoznaczne z udowodnieniem własnej racji i winy przeciwnika. Wskazywało, że pokonany dopuścił się krzywoprzysięstwa. Przegrana stanowiła dowód popełnienia zbrodni i gdyby zwyciężony nie zginął na polu walki, zostałby skazany i powieszony.
Walka miała być nie tylko bezlitosna, lecz także pozbawiona zasad. W walce na śmierć i życie, inaczej niż w czasie turniejów rycerskich, przeciwnik miał prawo zaatakować od tyłu, mierzyć w szczelinę wzrokową hełmu, oślepić piaskiem, podstawić nogę, kopnąć czy skoczyć na wroga, gdy ten potknie się i upadnie.
„Z opuszczonymi kopiami ściskanymi w dłoniach”
Jean de Carrouges jako oskarżyciel zaatakował pierwszy. Obniżył kopię, oparł ją o wycięcie w tarczy, ścisnął mocno pod prawym ramieniem i uważnie wycelował w przeciwnika. Następnie spiął konia ostrogami i ruszył z kopyta w kierunku wroga.
Reklama
Jacques Le Gris, widząc, że de Carrouges przechodzi do ataku, natychmiast również obniżył kopię, spiął wierzchowca i wyjechał mu naprzeciw. W chwili rozpoczęcia natarcia rycerzy dzieliło około sześćdziesięciu pięciu metrów. Silny koń bojowy był jednak w stanie w ciągu kilku sekund przejść do galopu.
Doszło do „celnego, mocnego uderzenia w tarcze, tak że obaj niemal wypadli z siodeł”. Widzowie aż się wzdrygnęli, a walczący mężczyźni „odchylili się niemal na zady wierzchowców”. Byli jednak wybornymi jeźdźcami, więc „ścisnęli konie kolanami i utrzymali się w siodle”.
Zadając jednocześnie cios kopią, doskonale zrównoważyli uderzenie przeciwnika. Żaden nie został ranny ani nie spadł na ziemię, obaj zachowali też kopie i tarcze. Po ciosie „każdy wrócił na swój kraniec pola, aby chwilę odpocząć i dojść do siebie”.
Podczas drugiego starcia wymierzyli ostrza kopii nieco wyżej, celując w głowę rywala. (…) Ponieważ jednak ostrza uderzyły w szczyty hełmów, „ześliznęły się z nich, nie zadając ran”. Przeciwnicy „zgrzali się” i postanowili nieco odpocząć przed trzecią szarżą.
Po krótkiej przerwie, „poprawiwszy tarcze i spojrzawszy na siebie przez szczeliny zasłon”, ponownie spięli konie ostrogami i ruszyli do natarcia „z opuszczonymi kopiami ściskanymi w dłoniach”. Tym razem obaj celowali w tarczę przeciwnika. (…) Drzewca roztrzaskały się pod wpływem siły uderzenia, a ich części „poleciły wyżej, niż ktokolwiek zdołałby je wyrzucić”.
Reklama
Z kopii zostały tylko kikuty, a stalowe ostrza ze sterczącymi drzazgami wbiły się w tarcze walczących. Uderzenie sprawiło, że „ich wierzchowce straciły równowagę”, a jeźdźcy niemal zostali wysadzeni z siodeł. Większą część siły uderzenia przyjęły jednak drzewca broni, obaj wojownicy zdołali więc utrzymać się na koniach. (…)
„Przeraźliwie zakwiczał, po czym zadrżał”
Kiedy de Carrouges doszedł do siebie, popędził na swój kraniec pola, zawrócił, po czym rzucił bezużyteczny kikut kopii, wyrwał ostrze z tarczy i sięgnął po topór zawieszony na obręczy przy siodle. Le Gris poszedł w jego ślady. Wojownicy z toporami w gotowości po raz kolejny ruszyli na siebie, tym razem jednak wolniej, starając się zająć jak najlepsze pozycje. (…)
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Podczas gdy konie krążyły, rozrzucając piach na wszystkie strony, mężczyźni walczyli „ciało przy ciele, pierś przy piersi”, wymachując ostrzami toporów ponad głowami. W trakcie tego tańca śmierci kilkakrotnie skrzyżowali broń. (…)
„Kilkakrotnie się rozdzielali, aby odpocząć i ochłonąć, po czym podejmowali daremną walkę”. W końcu Le Gris spiął konia ostrogami, udając, że znów chce odpocząć, po czym nagle najechał na przeciwnika z boku.
De Carrouges uniósł tarczę, żeby odeprzeć cios. Le Gris mocno chwycił topór obiema rękami i z całej siły się zamachnął. Żeleźce uderzyło w uniesioną tarczę, ześliznęło się po niej i zjechało na koński kark. (…) Ostrze przecięło kręgosłup. Koń przeraźliwie zakwiczał, po czym zadrżał pod de Carrouges’em.
Nogi załamały się pod wierzchowcem, a krew pociekła z jego nozdrzy i karku, wsiąkając w piach. Rycerz zeskoczył z okaleczonego zwierzęcia, miał jednak na tyle przytomności umysłu, by chwycić topór. Le Gris nadal krążył wokół przeciwnika i ponownie zaatakował rycerza, teraz pozbawionego konia. Rzucił się na de Carrouges’a, przycisnął zakrwawione żeleźce do boku i uderzył zakrzywionym ostrzem topora. (…)
De Carrouges, widząc, że Le Gris jedzie w jego stronę z uniesionym toporem, i słysząc za sobą przedśmiertne rzężenie swojego wierzchowca, odskoczył od bijącego kopytami zwierzęcia i stawił czoło natarciu.
Reklama
Gdy Le Gris przymierzał się do kolejnego ciosu trzymaną w obu rękach bronią, de Carrouges nagle uskoczył, a jego przeciwnik obrócił się i stracił równowagę, co osłabiło jego uderzenie. Wierzchowiec Jacques’a Le Gris zachwiał się, a de Carrouges ruszył naprzód, aby wbić szpikulec swojego topora w brzuch zwierzęcia poniżej klamry popręgu. Cała żelazna część broni zanurzyła się w trzewiach konia – ostrze, żeleźce i dziób – niczym harpun.
„Widok cieknącej krwi wywołał drżenie”
Obaj mężczyźni byli już zmęczeni, przerwali więc walkę, żeby odpocząć i dojść do siebie. Przez cały ten czas tłum ani razu nie zakłócił ciszy. Oniemiali z przerażenia i fascynacji widzowie oglądali walkę w grobowej ciszy.
Pierwszy ruch zrobił de Carrouges. Okrążył martwe konie, aby z krótkim mieczem stawić czoło przeciwnikowi. (…) [Mężczyźni], „ruszyli sobie naprzeciw i zaatakowali wściekle i bez trwogi”. Zrazu powoli, a następnie coraz szybciej i szybciej zadawali mieczami pchnięcia i odparowywali ciosy – obaj walczyli „bardzo dzielnie”. (…)
Jean de Carrouges walczył pieszo w ciężkiej zbroi, dodatkowo był osłabiony ostatnim atakiem gorączki. Być może choroba wpłynęła na jego refleks, a może oślepiło go słońce odbijające się od zbroi przeciwnika. (…) Bez względu na przyczynę, gdy rycerze, dysząc, krążyli wokół siebie i „zadawali pchnięcia, ciosy i cięcia”, Le Gris nagle dostrzegł szansę i skoczył naprzód.
Celował w nogę wroga i zadał mu cios w udo. Kiedy miecz przebił mięsień, de Carrouges poczuł przenikliwy ból. Krew trysnęła z rany i spływała po nodze. „Widok cieknącej krwi wywołał drżenie wśród widzów”. Tłum wydał cichy pomruk.
Reklama
Rany nóg, a ud w szczególności, były bardzo niebezpieczne, ponieważ prowadziły do szybkiej utraty krwi i utrudniały walczącemu poruszanie się, uniemożliwiając mu wykonywanie manewrów obronnych, nie wspominając o ataku. Jeanowi de Carrouges groziła porażka i „wszystkich, którzy go kochali, ogarnęło przerażenie”. (…)
„Zgromadzonych ogarnął wielki strach”
W ciągu kilku sekund mogło dojść do rozstrzygnięcia walki. „Zgromadzonych ogarnął wielki strach. Wszyscy obecni zakryli usta; ludzie ledwo oddychali”. Wtedy Le Gris popełnił poważny błąd. Zamiast mocniej pchnąć przeciwnika, wyciągnął miecz i cofnął się o krok. (…) De Carrouges dostrzegł [natomiast] sposobność do ataku.
Mimo bolesnej rany „rycerz, wcale nie pokonany, okazał jeszcze większy zapał bitewny. Zebrał całą swoją siłę i odwagę, żeby ruszyć na przeciwnika”. (…)
Dalszy bieg wypadków zdumiał wszystkich obecnych. „Lewą ręką Jean de Carrouges chwycił Jacques’a Le Gris za szczyt hełmu, przyciągnął przeciwnika do siebie i cofając się o kilka kroków, pchnął go na ziemię, na którą tamten upadał jak długi i z której nie mógł wstać z powodu ciężaru własnej zbroi”.
Dzięki temu zaimprowizowanemu atakowi de Carrouges zdobył przewagę. Zaskoczony nagłym upadkiem i unieruchomiony przez zbroję Le Gris nie był w stanie bronić się mieczem. Przeciwnik stał nad nim, wymachując klingą, i bez trudu odparowywał niezdarne ciosy, które próbował zadać leżący wróg.
Silny mężczyzna – a Le Gris odznaczał się ponoć wyjątkową siłą – w dobrej zbroi mógł sprawnie poruszać się pieszo. Jednakże sytuacja wojownika w ciężkiej zbroi, który się potknął lub upadł, zwłaszcza gdy rywal stał nad nim z przygotowanym do ciosu mieczem, była niemal beznadziejna. Leżących rycerzy często zabijano niczym homary w ich własnych skorupach. (…)
„Wyznaj swoją zbrodnię!”
Jean de Carrouges usiadł okrakiem na klatce piersiowej wroga i zaczął dźgać ostrzem miecza jego hełm. Podczas gdy Le Gris rzucał się i wierzgał, rozrzucając piach na wszystkie strony, de Carrouges ani na chwilę nie przestawał uderzać brzeszczotem w spiczasty dziób ciężkiej zasłony hełmu przeciwnika, wciskając jego głowę w ziemię.
Reklama
W końcu de Carrouges przestał zadawać ciosy i zamiast tego zaczął manipulować przy blokadzie zamykającej zasłonę hełmu przeciwnika. Le Gris, zrozumiawszy zamiar de Carrouges’a, jeszcze gwałtowniej stawiał opór. Przewracał się z boku na bok, żeby udaremnić próby wroga, a jednocześnie bezskutecznie usiłował dosięgnąć miecza. (…)
Tłum obserwował mężczyzn z pełnym fascynacji przerażeniem, tymczasem de Carrouges krzyknął do Jacques’a Le Gris. Jego głos stłumiła zasłona, ale znajdujący się najbliżej widzowie byli w stanie dosłyszeć jego słowa:
– Wyznaj! Wyznaj swoją zbrodnię!
„A zatem będziesz potępiony”
Le Gris zaczął jeszcze gwałtowniej kręcić głową, jakby odmawiał przyznania się do winy, a jednocześnie starał się uniemożliwić rycerzowi otwarcie zasłony hełmu. De Carrouges desperacko manipulował przy zamku okutymi w żelazo dłońmi, a zrozumiawszy daremność swoich wysiłków, sięgnął po miecz i z całej siły zdzielił jego ciężką rękojeścią w hełm Le Grisa.
Dźwięk metalu uderzającego o metal dotarł do najdalszych krańców pola, a wewnątrz hełmu musiał być ogłuszający. (…)
W końcu, po kolejnym ciosie rękojeścią, stalowy trzpień zamka puścił. Zasłona się otworzyła, ukazując twarz wroga od czoła po podbródek. Le Gris zmrużył oczy, widząc słońce i znajdującą się zaledwie kilka centymetrów od niego twarz przeciwnika. De Carrouges uniósł sztylet, ponownie wołając:
Reklama
– Przyznaj się!
Le Gris, unieruchomiony przez bezlitosnego rycerza, odkrzyknął, starając się, aby usłyszeli go wszyscy zgromadzeni:
– W imię Boga i na zgubę i potępienie mojej duszy jestem niewinny!
– A zatem będziesz potępiony! – krzyknął rycerz.
Z tymi słowami de Carrouges wbił ostrze sztyletu w gardło wroga. Przytrzymując jego hełm drugą dłonią, z całej siły pchnął ostrą klingę w odkryte blade ciało i zatopił ją aż po rękojeść.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Erica Jagera pt. Ostatni pojedynek. Zbrodnia, skandal i sąd boży w średniowiecznej Francji (przeł. Jakub Jedliński, Wydawnictwo Marginesy 2022).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.