Na samym początku był potwór. Była też podstępna zbrodnia, zabrakło za to dzielnego szewczyka, a nawet… smoka. Najstarsza wersja legendy o zasiedleniu Wawelu ma niewiele wspólnego z powtarzanymi dzisiaj, ugrzecznionymi opowiastkami dla dzieci.
Historię przeniósł na pergamin Wincenty zwany Kadłubkiem – kapelan książęcy, wielki erudyta, wykształcony zapewne na zachodnich uczelniach, a wreszcie biskup krakowski. Był to pierwszy rodzimy dziejopis, autor Kroniki polskiej powstałej na przełomie wieków XII i XIII.
Reklama
Historia smoka wawelskiego… bez smoka
U zarania państwa polskiego Kadłubek widział postać króla imieniem Krak. Czy też raczej imieniem Gracchus, bo biskup, zafascynowany literaturą klasyczną, nagminnie przerabiał miejscowe nazwy własne tak, aby nadać im łacińskiego polotu.
W myśl mitu założycielskiego, przedstawionego na kartach Kroniki polskiej, Krak jako pierwszy przekonał uczestników słowiańskiego wiecu, że „śmieszne jest okaleczałe bydle” albo „bezgłowy człowiek”. I że poważny kraj także potrzebuje swojej głowy, a więc wodza.
Członkowie zgromadzenia łatwo poznali, że przemawia do nich człowiek obdarzony „darem wypowiadania głębokich myśli”. Postanowili więc wybrać Kraka na swojego pierwszego monarchę. Nie zawiedli się.
Według opowieści Kadłubka nowy król ustanowił w Polsce prawa, zagwarantował wolność i zadbał o sprawiedliwe stosunki społeczne tak, by bogaci nie mogli dłużej ciemiężyć maluczkich. Za jego sprawą kraj został ponoć „doprowadzony do świetnego rozkwitu”. Wtedy jednak świeżo zaprowadzonemu porządkowi zagroziła żarłoczna bestia.
Reklama
Pierwsze wcielenie smoka wawelskiego
„Był w załomach pewnej skały okrutnie srogi potwór, którego niektórzy zwać zwykli całożercą” – pisał Kadłubek.
Na potrzeby opowieści stworzył całkiem nowe słowo. Zbitka holophagus, którą posłużył się w kronice, niby to wzięta z języka greckiego, nie występuje w żadnym innym średniowiecznym tekście. Łatwo jednak odgadnąć jej dokładne znaczenie.
Tak jak na przykład ichtyophagus był rybożercą, tak monstrum rezydujące „w załomach skały” było, cytując jednego z badaczy legendy, „połykaczem, pochłaniającym w całości, jednym haustem swoje ofiary”.
Kadłubkowe monstrum, choć niesamowicie groźne, nie zachowywało się jak dzikie, bezrozumne zwierzę. Holophagus potrafił liczyć i pertraktować. Szybko sterroryzował Polaków, a ich króla ośmieszył, czy nawet wyzuł z faktycznej władzy.
Potwór oczekiwał, że w każdym tygodniu otrzyma konkretną, „wyliczoną” ilość bydła. Jeśli ofiary nie dostarczyły haraczu na czas i we właściwej liczbie, to połykacz karał je proporcjonalnie do skali naruszenia kontraktu. Porywał i pożerał tyle osób, ile brakowało wołów.
Reklama
Nie wolno „uchylać się od sławy”
Krak nie był w stanie, jak pisał Kadłubek, „znieść tej klęski”. Ale jako człowiek posunięty w latach nie mógł też osobiście ruszyć do boju z potworem. Najważniejsze zadanie powierzył swoim dwóm synom.
W długiej przemowie zagrzewał ich do walki i napominał, że nie wolno „uchylać się od sławy, która narzuca się sama”. Zaznaczył też jednak, że królewicze nie powinni „wystawiać się zbytnio” i ryzykować, bo przecież są jego następcami.
Potomkowie Kraka natarli zbrojnie na bestię. A potem zrobili to ponownie, ponownie i ponownie. „Doświadczyli po wielokroć otwartej męskiej walki”, ale każda „próba sił” okazywała się daremna. Holophagus przepłaszał ich i żądał nowych ofiar.
Wreszcie zdesperowani królewicze posunęli się do podstępu. „Zamiast bydląt podłożyli w zwykłym miejscu skóry bydlęce, wypchane zapaloną siarką” – pisał Kadłubek. Nieświadomy niczego całożerca „połknął je z wielką łapczywością”, po czym „zadusił się od buchających wewnątrz płomieni”.
Reklama
Kryminalny zwrot akcji
W tym punkcie iście baśniowa opowieść nabiera kryminalnego posmaku. Młodszy z synów Kraka, nierad, że brat tarasuje mu drogę do tronu, wykorzystał okazję i kiedy tylko bestia wydała ostatnie tchnienie, rzucił się na konkurenta z bronią.
Dokonał morderstwa, po czym zabrał ciało starszego królewicza i ze łzami wyznał ojcu, że ten poległ w walce z potworem. Krak bez wahania przyjął taką wersję. Wkrótce umarł, szczęśliwy, że wciąż ma dziedzica i że za sprawą bohaterskich czynów syna państwu nie grozi dłużej największe niebezpieczeństwo.
Dopiero po zgonie władcy kainowa zbrodnia wyszła na jaw. „Młodszy Krak”, tylko tak określony w kronice, został skazany na wieczne wygnanie, tron zaś przeszedł w ręce jedynej córki i ostatniego żyjącego dziecka wielkiego monarchy – królewny Wandy. Objęła ona władzę nie tylko nad Polską, ale też nad nowym, stołecznym grodem.
Pierwsza legenda o założeniu Krakowa
„Na skale całożercy wnet założono sławne miasto. I póty nie zaprzestano obrzędów pogrzebowych [Kraka], póki nie zostały zamknięte ukończeniem budowy miasta” – pisał Kadłubek.
Osada, jak stwierdził, otrzymała miano „Gracchovia” od „imienia Grakcha”. Kronikarz podał jednak także wersję alternatywną: „Niektórzy nazwali miasto Krakowem od krakania kruków, które zleciały się tam do ścierwa potwora”.
****
Niemy świadek koronacji i upadków, ceremonii i pożarów, schadzek i skrytobójstw. Wawel. Biografia to pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski. Powyższy tekst powstał na jej podstawie. Dowiedz się więcej na Empik.com.