Nie zachował się żaden opis pierwszego zbliżenia Bony Sforzy i Zygmunta Starego. Goście ceremonii weselnej zorganizowanej w 1518 roku opisali jednak wszystko, co poprzedzało moment przypieczętowania związku króla i włoskiej arystokratki. Oto, jak mogły wyglądać ostatnie chwile przed „tym” i jak następnie komentowano doznania monarchy.
Poniższa scena, fabularyzowana, ale oparta na źródłach z epoki, pochodzi z książki Kamila Janickiego pt. „Damy złotego wieku”. Szerzej o obyczajach związanych z nocami poślubnymi epoki renesansu przeczytacie TUTAJ.
Bona uśmiechała się nieznacznie, kiwając raz po raz głową w stronę dostojnych towarzyszy. Wszyscy siedzący naprzeciwko niej mężczyźni tryskali doskonałym humorem. Przerzucali się żartobliwymi toastami, a kielichy wypełnione najprzedniejszymi trunkami nieustannie wędrowały do ust. Twarz Bony też promieniała serdecznością, ale zupełnie nieszczerą.
Reklama
Zabawa i dowcipy były absolutnie ostatnimi z rzeczy, na które miała w tym momencie ochotę. Odruchy wpajane przez lata przez powściągliwą matkę brały jednak nad nią górę. Restrykcyjne dworskie wychowanie nie pozwalało ani na moment wyjść z roli wielkiej damy. Nikt poza nią samą nie miał więc pojęcia o tym, jak przeraźliwie jest zmęczona i stremowana.
Powieki ciążyły jej tak, jakby wykuto je z mosiądzu. Jednocześnie czuła, jak głos więźnie jej w gardle na samą myśl o tym, co ma nastąpić. Przede wszystkim jednak było jej potwornie niewygodnie.
Cały wysiłek wkładała w to, by siedzieć w sposób pełen elegancji i dostojeństwa. Na wielkim, miękkim i zapadającym się królewskim łożu, na oczach przynajmniej dwudziestu świadków, nie było to łatwą sztuką.
Staropolska tradycja
Królowa znajdowała się w tak zwanej wielkiej izbie na drugim piętrze Wawelu, gdzie na potrzeby jej nocy poślubnej wstawiono ceremonialne łoże małżeńskie. Na przeciwległym skraju posłania siedział Zygmunt.
Reklama
Wydawało się to nieprawdopodobne, ale z twarzą czerwoną od wypitego alkoholu i wyszczerzonymi zębami przypominał monarchę w jeszcze mniejszym stopniu niż podczas ich pierwszego spotkania – cztery dni wcześniej na polach pod Łobzowem.
Zgodnie ze staropolską tradycją młodą parę do łożnicy odprowadzili najznamienitsi goście. Wokół łoża z baldachimem służba ustawiła krzesła dla dostojników, książąt i reprezentantów cesarza. Wniesiono łakocie i napoje.
Wywiązała się rozmowa tak swobodna i rubaszna, na jaką pozwalało chyba tylko to jedno, jakże rzadkie wydarzenie w życiu dworu. Niedwuznaczne żarty i erotyczne aluzje były kierowane przede wszystkim w stronę Zygmunta, Bona mogła więc bez słowa wodzić wzrokiem po jednej z najpiękniejszych sal Zamku Wawelskiego.
Strop pokryty złotymi rozetami, wspaniałe freski bezpośrednio pod sufitem oraz ściany obite grubą złotą materią. Do tego posadzka z równego niczym tafla szkła kamienia, wyłożona drogocennym czerwonym dywanem.
W łóżku z nieznajomym
Bona niemal nie znała człowieka, z którym zaraz miała znaleźć się w za kotarą łoża. Gdy jechała do Polski, wymienili garść grzecznych listów. W samym Krakowie zdołali zamienić ze sobą kilka słów podczas uroczystości, prowadzili urywkowe rozmowy w trakcie uczt.
Zygmunt odwiedzał też Bonę w jej apartamentach w pierwszych dniach po przyjeździe. Nawet te spotkania nie miały jednak w sobie choćby krztyny prywatności. Władca przybywał do pani małżonki w asyście senatorów, by prowadzić oficjalną dyskusję, wygłaszać okrągłe formułki i wysłuchiwać przemówień.
Reklama
Bona, przepojona niepewnością, mogła tylko zgadywać, jakim okaże się człowiekiem. Na co dzień, ale też za moment, w łożu.
„Przywiozła nam trzy podarki…”
Wreszcie goście powstali z krzeseł. Wyniesiono tace i kielichy, zniknęły zdobne krzesła. Nie minęło nawet kilka minut, a ciężkie wrota komnaty zatrzasnęły się za ostatnim z pokojowców. Rozpoczynała się właściwa noc poślubna. I jeśli wierzyć legendzie – miała się potoczyć wprost katastrofalnie.
Podobno pierwsze intymne spotkanie z Boną tak bardzo rozczarowało Zygmunta, że ten natychmiast opuścił sypialnię, zasiadł do kałamarza i zwierzył się pamiętnikowi ze swoich wrażeń.
„Regina Bona attulit nobis tria dona: Faciem pictam, vulvam non strictam et pecuniam fictam” – biegły dwie strofy wiersza, który rzekomo spłodził w tej chwili natchnienia. W wolnym tłumaczeniu na polski znaczyłyby one: „Królowa Bona przywiozła nam trzy podarunki: zamalowaną makijażem twarz, zbyt luźną pochwę i zmyślone pieniądze”.
Reklama
Problem polega na tym, że zmyślone były nie tyle pieniądze, co sam wierszyk. Pochodził z powstałej wiele lat później niemieckiej kroniki skandali obyczajowych. Jego autorem na pewno nie był polski król. Już prędzej któryś z zapiekłych przeciwników Bony, agent wrogiego dworu, albo po prostu jakiś niewybredny dowcipniś.
O tym co faktycznie nastąpiło w wielkiej izbie trudno nawet spekulować. Nazajutrz król nie wyraził w każdym razie rozczarowania. Przeciwnie: na Wawelu szybko zaczęto zdawać sobie sprawę, że Jagiellończyk na dobre zadurzył się w dwa razy młodszej, pięknej małżonce…
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Kamila Janickiego pt. Damy złotego wieku. Jej nowe, poprawione wydanie niedawno trafiło do sprzedaży (Wydawnictwo Literackie 2021).