Na wieść o sowieckiej inwazji na Polskę władze naczelne nakazały żołnierzom unikać walk z nowym agresorem i wycofywać się ku granicy. Mieszkańcy Grodna w województwie białostockim nie zamierzali jednak godzić się na kapitulację. W dniach 20-22 września 1939 roku doszło do niezwykle zażartego boju o miasto, w którym zniszczono niemal 20 wrogich czołgów.
O tym, że wybuchła wojna, miasto nad Niemnem boleśnie przekonało się już 1 września1939 roku. Na Grodno spadły wtedy bomby i nie był to jedyny nalot Luftwaffe.
Reklama
Przez kolejne dni prasa i radio na bieżąco informowały o wydarzeniach na froncie, aż wreszcie pojawiła się wiadomość o sowieckiej agresji – kilka dni później wojna znów wkroczyła do Grodna. Tym razem na gąsienicach sowieckich czołgów. Spotkała się jednak ze zdecydowanym oporem.
„Składali broń żołnierze, składali i oficerowie”
17 września koszary w Grodnie były puste. Stacjonujące w mieście pułki piechoty, pułk artylerii oraz inne jednostki wysłano na zachód przeciwko Wehrmachtowi. W mieście pozostały tylko dwa niepełne bataliony piechoty, do tego około 200 żołnierzy z zaimprowizowanego oddziału, trochę żandarmów i policjantów. Zabrakło też artylerii, jeżeli nie liczyć dwóch działek przeciwlotniczych. (…)
Jeszcze przed tragicznym 17 września generał Józef Olszyna-Wilczyński, dowódca zgrupowania „Grodno”, na prośbę majora Benedykta Serafina, komendanta Komendy Uzupełnień w Grodnie, zgodził się na utworzenie oddziału ochotniczego.
Wieść o wkroczeniu Sowietów była dla majora szokiem. Zebrał wówczas żołnierzy na dziedzińcu koszar i łamiącym się głosem poinformował, że bolszewicy przekroczyli granice Polski. Uznał sytuację za beznadziejną i zezwolił podwładnym na złożenie broni.
Reklama
„Składali broń żołnierze” – wspominał harcmistrz Brunon Hlebowicz – „składali, niestety, i oficerowie rezerwy. Kto jednak nie chciał złożyć broni, a wybierał walkę o honor miasta, o honor żołnierza polskiego, miał przejść na prawe skrzydło”.
Uzbrojenie obrońców Grodna
Cywilnym koordynatorem obrony Grodna był wiceprezydent miasta Roman Sawicki, który podczas walk o polskie granice przez 20 lat należał do Samoobrony Grodzieńskiej. Wezwał mieszkańców, by zgłaszali się jako ochotnicy i z odpowiednim zaświadczeniem pobierali z koszar karabiny oraz amunicję. (…)
Zaimprowizowana grupa obrońców Grodna liczyła około 2,5 tysiąca żołnierzy i ochotników. Posiadali działka przeciwlotnicze przystosowane do strzelania na wprost oraz 24 ciężkie karabiny maszynowe.
Przygotowano także zapas butelek z płynem zapalającym, które miały odegrać ważną rolę w odpieraniu sowieckiego natarcia na miasto. Natomiast młodzież zgłaszająca się na ochotnika z braku uzbrojenia otrzymywała jedynie stare francuskie karabiny Lebel używane podczas ćwiczeń przysposobienia wojskowego. (…)
Reklama
Z benzyną na czołgi
Grodno zostało zaatakowane 20 września. Jedenaście sowieckich czołgów z batalionu rozpoznawczego 27 Brygady Pancernej przedarło się przez obronę mostu na Niemnie i wtargnęło do centrum miasta.
„Major Glinka powiedział, że z karabinów nic czołgowi nie zrobimy” – relacjonował jeden z obrońców – „trzeba butelki z benzyną, a że wokół nas byli uczniowie, więc jeden z nich pobiegł i przyniósł bańkę z benzyną, był to syn urzędnika pocztowego, a raczej kierowcy auta”.
Czołgi atakowali butelkami głównie ochotnicy. 19-letni Janusz Budzanowski unieruchomił w ten sposób jedną z maszyn, odnosząc śmiertelną ranę. Na inny czołg rzuciła butelkę dziewczyna w mundurku gimnazjalnym. Jej atak okazał się bardzo skuteczny, gdyż załoga zginęła w płonącej maszynie.
Był to czarny dzień sowieckiej brygady. Tym razem piechota nie wspierała czołgów, co okazało się poważnym błędem. W zabudowanym terenie stawały się łatwym celem obrońców, mimo że w Grodnie brakowało typowej broni przeciwpancernej.
Woleli zginąć niż się poddać
„Udane zniszczenie pierwszego czołgu stało się podnietą do dalszej akcji” – wspominał inny z obrońców miasta. – „Drugi czołg unieruchomiony na ulicy Dominikańskiej wparł się do połowy swego cielska w wystawę sklepową. Załoga opuściła czołg i została wzięta do niewoli. Trzeci na ulicy Hoovera również unieruchomiony, załoga także go opuściła. Czwarty na placu Batorego, piąty na ulicy Mostowej i szósty na ulicy Skidelskiej”.
Okazało się, że w zniszczonych lub unieruchomionych czołgach znajdowali się nie tylko czerwonoarmiści, lecz także miejscowi komuniści pełniący funkcję przewodników. Napastnicy liczyli na ich pomoc także w samym Grodnie. (…)
Reklama
„Koło szkoły Stefana Batorego stało parę czołgów sowieckich” – wspominał kolejny z obrońców. – „Milicjanci, przeważnie młodzież żydowska z karabinami i czerwonymi opaskami na ramionach, byli zajęci rozmową z rosyjskimi żołnierzami. Ukryci za drzewami czekaliśmy. Ktoś nas zauważył. Milicjanci zaczęli strzelać w naszą stronę”.
Los grupki młodych obrońców byłby przesądzony (z czołgu przez megafon wezwano ich do poddania się), gdyby nie poświęcenie dwóch z nich. Kapral Woźniak i uczeń Chaim Margolis wzięli w dłonie granaty i zamaskowali je białymi chustkami. A potem podnieśli ręce, sugerując, że chcą się poddać, i ruszyli w stronę Sowietów. Gdy byli już blisko, niespodziewanie rzucili granaty…
„Wyzwoliciele ludu roboczego”
Pierwszego dnia walk z samolotów sowieckich rozsypano nad miastem ulotki wzywające do poddania się – tłumaczono w nich, że Armia Czerwona przychodzi w celu „wyzwolenia ludu roboczego”. Podobnie zresztą indoktrynowano czerwonoarmistów, a jeden z wziętych do niewoli prosił, by nie robić mu krzywdy, gdyż przybył właśnie jako wyzwoliciel.
Nocą z 20 na 21 września do miasta weszły 101 i 102 Rezerwowe Pułki Ułanów, a dowodzenie przejął generał Wacław Przeździecki. Poświęcenie obrońców miasta wywarło na przybyłych ogromne wrażenie. Przewodnikiem plutonu podporucznika Janusza Wielhorskiego, był niespełna 14-letni harcerz. Chłopak nosił automatyczny winchester, „na którego kolbie miał już »zakarbowanych« kilku »kacapów«” na rozkładzie”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Następnego dnia ponownie zaatakowały czołgi, tym razem jednak pojawiła się również piechota. W kierunku sowieckich maszyn znów poleciały butelki z benzyną, a jedną z nich rzucił 13-letni Tadeusz Jasiński. Zaraz potem został schwytany przez czerwonoarmistów i użyto go w charakterze żywej tarczy.
„Śmiercionośna maszyna toczy się naprzód” – wspominała Grażyna Lipińska – „a ja stępiała na wszystko lecę prosto na nią. Przeraźliwy zgrzyt ślimaka… Czołg staje tuż przede mną. Na łbie czołgu rozkrzyżowane dziecko, chłopczyk. Krew z jego ran płynie strużkami po żelazie”. (…)
Reklama
„Z płaczem przechodziliśmy przez Grodno”
Sowiecki atak był tak skuteczny, że generał Przeździecki wycofał ułanów z miasta. Major Serafin miał żal do niego, że nie został poinformowany o tej decyzji.
Po południu walki toczyły się wyłącznie w centrum Grodna. Wieczorem broniło się już tylko kilka odizolowanych punktów, m.in. zamek oraz sąsiadujące ze sobą gmach szkół zawodowych i koszary 81 Pułku Piechoty im. króla Stefana Batorego.
Walczyli tam żołnierze, policjanci, ochotnicy, a gdy kończyła się amunicja, dyskretnie wycofywali się z zajmowanych pozycji – jako mieszkańcy Grodna doskonale znali bowiem wszystkie tamtejsze zakamarki i przejścia. Aby nie robić dodatkowego hałasu, zdejmowali buty, związywali sznurówkami i wieszali je sobie na szyi. W ten sposób znaczna część obrońców Grodna opuściła nocą miasto, a niektórzy powrócili do domów.
„Z płaczem przechodziliśmy przez Grodno” – wspominał ochotnik Olgierd Kozłowski. – „Wszyscy chcieliśmy walczyć, ale był rozkaz wycofania się w kierunku Litwy”.
Sowiecka zemsta
W walkach o miasto zginęło ponad 50 Sowietów, a 160 zostało rannych, ponadto uszkodzono lub zniszczono niemal 20 ich czołgów. Dlatego tuż po opanowaniu Grodna Armia Czerwona przystąpiła (przy pomocy miejscowych komunistów) do wyszukiwania i rozstrzeliwania obrońców miasta.
„Nad ranem przybiegli do naszej piwnicy dwaj bracia Waniukiewicze – 16 i 20 lat” – wspominała ich rówieśniczka.
Do swego domu już nie dobiegli, bo szosą jechała kawaleria. (…) Inni szli piechotą w tych czapach z »czubami«, brudni, straszni. Szli szosą, to tylko ja z dziadkiem wyjrzałam i zaraz schowaliśmy się, ale nas zauważono. Przybiegli do piwnicy i kazali wychodzić.
Reklama
Cóż, kobiety z dziećmi, dziadek stary, miał 72 lata, i ci młodzi Waniukiewicze. Rusek podszedł i na oczach wszystkich strzelił tym dwom prosto w twarz – mózg widziałam, głowy rozbite.
Miejscem egzekucji stały się lasek Sekret oraz Psia Górka, zwana także Myśliwską (dziś w granicach Grodna), na której zabito 20 uczniów ochotników, a Sowieci przez trzy dni nie pozwalali pochować ich ciał.
Obrońców miasta mordowano także w ogrodach przy ulicy Pohulanka, w pobliżu klasztoru franciszkanów, na przedmieściu Rumlówka, w koszarach 76 Pułku Piechoty oraz koło majątku Poniemuń pod Grodnem. W sumie Sowieci zabili w odwecie około 300 obrońców Grodna.
Nowe Orlęta
Przez wiele lat opowiadano, że generał Władysław Sikorski nadał – czy też planował nadać – Grodnu Order Virtuti Militari. Taki zamiar miał wyrazić podczas spotkania z obrońcami miasta, żołnierzami 6 Dywizji Piechoty. Stwierdził wówczas, że stali się „nowymi Orlętami”, i zobowiązał się zadbać, „by wasze miasto otrzymało Order Virtuti Militari i tytuł „Zawsze Wiernego”.
Reklama
Sikorski nawiązał w ten sposób do odznaczenia Lwowa tym orderem i nadania miastu tytułu Semper Fidelis, zawsze wierny. Za postawę swoich mieszkańców we wrześniu 1939 roku Grodno z pewnością zasługiwało na takie wyróżnienie…
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka pt. Ostatnie lata polskich Kresów (Wydawnictwo Fronda 2020).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.
2 komentarze