Niemiecka ofensywa w Ardenach, rozpoczęta 16 grudnia 1944 roku, była desperacką próbą zadania Amerykanom i Brytyjczykom tak dużych strat, aby oba państwa zgodziły się na podpisanie pokoju. O powodzeniu całej akcji miały zdecydować zaskoczenie oraz szybkość, z jaką uda się przejąć przeprawy na rzece Mozie. Miały je opanować oddziały podszywające się pod żołnierzy USA, którymi dowodził Otto Skorzeny. Operacja Gryf nie potoczyła się jednak zgodnie z planem.
Niemieckie przygotowania do ostatniej wielkiej ofensywy na froncie zachodnim zaczęły się już latem 1944 roku. Celem było zajęcie portu w Antwerpii, gdzie płynęło zaopatrzenie dla alianckich armii szykujących się do zadania decydującego uderzenia na III Rzeszę.
Reklama
Tajna misja Skorzenego
Hitler planował, że dzięki elementowi zaskoczenia uda się wbić klin między niczego niespodziewające się amerykańskie armie dowodzone przez generała Omara Bradleya oraz brytyjskie siły marszałka Bernarda Montgomery’ego.
Następnie Niemcy mieli otoczyć przeciwnika i go zniszczyć. Brunatny dyktator łudził się, że zadanie dużych strat wrogowi doprowadzi do podpisania pokoju na zachodzie, co pozwoli przerzucić siły na front wschodni.
Klucz do sukcesu stanowiło zaskoczenie aliantów oraz jak najszybsze zdobycie przepraw przez rzekę Mozę. Dlatego jednym z pierwszych ludzi, którzy dowiedzieli się o planach Hitlera był Obersturmbannführer Otto Skorzeny.
To on rok wcześniej dowodził akcją uwolnienia Benito Mussoliniego, czym bardzo zaimponował przywódcy III Rzeszy. Teraz powierzono mu jeszcze ważniejsze zadanie. Jak czytamy w książce Antony’ego Beevora Ardeny 1944-1945 Hitler rozkazał Skorzenemu:
(…) rozpocząć przygotowania do utworzenia specjalnych grup bojowych, przebranych w amerykańskie mundury, które opanowałyby przeprawy. (…) Zgodnie z rozkazem Skorzeny zwrócił się wkrótce do OKW z prośbą o przydzielenie mu związków o sile brygady. Operacji nadano kryptonim „Gryf”.
Reklama
Początkowo planowano wystawić trzy zmotoryzowane bataliony, wzmocnione bronią pancerną i artylerią. Dodatkowo należało sformować specjalne grupy dywersyjne do działań na zapleczu wroga, złożone z żołnierzy znających język angielski. Wszystkie jednostki miały posiadać amerykańskie uzbrojenie i umundurowanie.
Oczekiwania kontra rzeczywistość
Rzeczywistość szybko zweryfikowała oczekiwania Obersturmbannführera. Okazało się, że mimo najwyższego priorytetu, jaki otrzymała jego misja dostarczono mu zaledwie 2 shermany z 20 obiecanych. W przypadku innych pojazdów sytuacja wyglądała podobnie.
Z zamówionych blisko 250 jeepów udało się znaleźć ledwie 30, z niemal 200 ciężarówek zrobiło się 15. Problemem było nawet umundurowanie oraz uzbrojenie osobiste. Dlatego ostatecznie wystawiono tylko dwa bataliony, zresztą wyposażone w niemieckie czołgi oraz działa samobieżne, które tylko przemalowano zgodnie z amerykańskim regulaminem.
Formacja, którą szumnie nazwano 150. Brygadą Pancerną była zlepkiem „kilkunastu różnych kompanii; prawie każda pochodziła z innej dywizji. W jej skład wchodzili żołnierze z wojsk lądowych, Luftwaffe oraz Waffen-SS”.
Reklama
Nieliczny, zdobyczny sprzęt amerykański otrzymali jedynie członkowie specjalnych grup dywersyjnych, które nazwano jednostką „Einheit Stielau”. Poruszając się jeepami dywersanci mieli zbierać informacje, wprowadzać zamieszanie w szeregach przeciwnika, niszczyć łączność oraz atakować sztaby.
Do formacji zgłosiło się 150 żołnierzy. Ale tylko około 10 znało amerykański slang, a 40 mówiło biegle po angielsku. Reszta posługiwała się językiem przeciwnika w stopniu najwyżej przeciętnym.
Zniszczenie 150. Brygady
Rozpoczęcie ofensywy w Ardenach, której dla zmylenia wroga nadano początkowo kryptonim Wacht am Rhein („Straż nad Renem”), wstępnie planowano na 27 listopada. Jednak z uwagi na problemy logistyczne oraz oczekiwanie na złą pogodę, która miała sparaliżować alianckie lotnictwo, atak kilkukrotnie przekładano. Ostatecznie nastąpił on 16 grudnia.
Co prawda Niemcom udało się całkowicie zaskoczyć Amerykanów i Brytyjczyków, ale mimo początkowego chaosu aliancka obrona szybko stężała. W związku z tym na drogach utworzyły się gigantyczne zatory.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Uniemożliwiło to 150. Brygadzie Pancernej Skorzenego wykonanie rozkazów obsadzenia mostów. W tej sytuacji Obersturmbannführer poprosił, aby dowodzona przez niego jednostka została wcielona w skład 6. Armii Pancernej.
Tak też się stało i 21 grudnia formacja wzięła udział w nieudanym szturmie na Malmédy. Niepowodzeniem zakończył się również kolejny atak podjęty następnego dnia. Jak pisze Beevor:
Reklama
W wyniku gwałtownych walk, jakie wybuchły, słaba liczebnie brygada bardzo szybko utraciła swój potencjał bojowy. Bazooki okazały się śmiertelnie niebezpieczne dla Panther imitujących wozy amerykańskie.
W ciągu dwóch dni, to jest 21 i 22 grudnia, wzmocniony 120. pułk piechoty odparł wszystkie natarcia 150. BPanc., niszcząc większość jej wozów bojowych.
Na tropie dywersantów
Również grupy dywersyjne nie mogły pochwalić się wielkimi sukcesami. Członkowie „Einheit Stielau” przestawiali drogowskazy, a nawet – jak pisze jeden z biografów Skorzenego – przecięli „główny kabel telefoniczny łączący kwaterę główną Bradleya w Luksemburgu z atakowaną w Ardenach 1. Armią Amerykańską dowodzoną przez generała Courtneya Hodgesa”. Ostatecznie nie miało to jednak większego wpływu na przebieg batalii.
Sabotażyści zostali szybko wyłapani, zdradzały ich bowiem detale. Podejrzenia wzbudzało na przykład to, że zawsze poruszali się jeepami we czterech, tymczasem amerykańscy żołnierze jeździli trójkami.
Reklama
Nieznajomość amerykańskiego slangu sprawiała zaś, że wystarczyła nawet krótka pogawędka z prawdziwymi żołnierzami US Army, a byli dekonspirowani. Schwytani Niemcy – z uwagi na charakter ich działań – nie trafiali do niewoli, ale przed plutony egzekucyjne.
Podwładnym Skorzenego udało się za to skutecznie zasiać panikę w szeregach wroga. Wszędzie bowiem wypatrywano potencjalnych dywersantów, którzy według plotek mieli nawet próbować porwać głównodowodzącego alianckimi siłami w Europie generała Dwighta D. Eisenhowera.
Jak podkreślał później generał Bradley: „przez pewien czas pół miliona żołnierzy amerykańskich bawiło się ze sobą na drogach w kotka i myszkę. (…) Nic nie chroniło od inkwizycyjnych pytań na każdym skrzyżowaniu dróg”.
Ogółem akcja Skorzenego – tak jak i cała ofensywa w Ardenach –okazała się kompletnym fiaskiem. Zaledwie kilku członków grup dywersyjnych zdołało powrócić. Sam Obersturmbannführer – mimo że Hitler zakazał mu brać udział w walkach na pierwszej linii – został ranny w głowę, gdy obok jego kwatery wybuchł pocisk artyleryjski.
Inspiracja
Inspiracją do napisania tego artykułu stała się powieść Macieja Siembiedy pt. Nemezis (Wydawnictwo Agora 2023). Jej główny bohater Bruno Janoschek w swoim burzliwym życiu między innymi służył w elitarnym oddziale Skorzenego.
Porywający thriller o sile braterstwa i pragnieniu zemsty
Bibliografia
- Antony Beevor, Ardeny 1944-1945 , Znak Horyzont 2015.
- Przemysław Słowiński, Otto Skorzeny. Pierwszy komandos Trzeciej Rzeszy Bellona 2016.
- Stuart Smith, Otto Skorzeny. The Devil’s Disciple, Bloomsbury Publishing PLC 2018.