Operacja Róża. Dzień, w którym rozpoczęła się budowa Muru Berlińskiego

Strona główna » Historia najnowsza » Operacja Róża. Dzień, w którym rozpoczęła się budowa Muru Berlińskiego

Po zakończeniu II wojny światowej Berlin został podzielony na strefy okupacyjne. Wschodnia część przypadła w udziale Sowietom, nad zachodnią pieczę sprawowali Amerykanie, Brytyjczycy i Francuzi. Jednak aż do 12 sierpnia 1961 roku ludność mogła względnie swobodnie się między nimi przemieszczać. Wszystko zmieniło się dosłownie jednej nocy. O tym, jak przebiegała operacja Róża, która dała początek budowie Muru Berlińskiego, pisze Helena Merriman w książce pt. Tunel 29. Miłość, szpiegostwo i zdrada: prawdziwa historia niezwykłej ucieczki pod Murem Berlińskim.

W Berlinie Wschodnim zapadał zmierzch. Ulice pokryte były serpentynami i pastelowymi zaciekami z lodów po dorocznym dziecięcym święcie. Dzieciom, rozhasanym od nadmiaru cukru, pozwolono położyć się spać później i teraz wyginały szyje, przyglądając się fajerwerkom na niebie.


Reklama


Przyjęcie u Waltera Ulbrichta

Podczas gdy w górze z wizgiem rozbłyskały sztuczne ognie, dalej na wschodzie najwyższe dowództwo sił zbrojnych raczyło się luksusowymi przysmakami. Na bankiecie podano rarytasy, których na ogół nie widziało się w Niemczech Wschodnich: kiełbasę, cielęcinę, wędzonego łososia, kawior.

Oficerowie nie mieli pojęcia, na co się zanosi i do czego to zmierza. Słyszeli tylko, że tej nocy ma być przeprowadzona jakaś tajna operacja. Dokładnie o ósmej wieczorem otworzyli zapieczętowane koperty i przeczytali szczegółowe instrukcje, uściślające, co należy zrobić w kolejnych godzinach nocy.

Cztery sektory okupacyjne Berlina utworzone bezpośrednio po II wojnie światowej (Stefan-Xp/CC BY-SA 3.0).
Cztery sektory okupacyjne Berlina utworzone bezpośrednio po II wojnie światowej (Stefan-Xp/CC BY-SA 3.0).

Tymczasem architekt tego całego przedsięwzięcia, [przywódca NRD] Walter Ulbricht, wydawał przyjęcie ogrodowe. Było to do niego zupełnie niepodobne: z usposobienia mruk, nie umiał przyjaźnie gawędzić, nie miał przyjaciół, lecz oto gościł ministrów w swojej leśnej daczy.

Rozbrzmiewała muzyka, w tle puszczano sowiecką komedię, by stworzyć pozory lekkiej rozrywki, lecz atmosfera była drętwa. Nikt nie wiedział, dlaczego się tu znaleźli, za to każdy widział przyczajonych wśród brzóz żołnierzy.

Po kolacji, mniej więcej o dziesiątej w nocy, gdy do Berlina Wschodniego zmierzały setki czołgów i transporterów opancerzonych, gotowych wyłapać każdego, kto chciałby się wymknąć, Walter Ulbricht skierował swych gości do pokoju, w którym oznajmił nowinę: za chwilę zamknie granicę między Berlinem Wschodnim a Zachodnim. Gdyby ktoś chciał go powstrzymać, ostrzec przyjaciół czy nawet sam uciec, już jest za późno. Są zamknięci. Wszystko zostało ustalone.

Można było rozpocząć operację Róża.

150 ton drutu kolczastego

Zaczęło się od latarń ulicznych. Wyłączono je o pierwszej w nocy. Po to, by nikt nie zobaczył, co właściwie się dzieje. Następnie dziesiątki tysięcy żołnierzy zajęło pozycje, tworząc krąg wokół Berlina Zachodniego, tak aby nikt nie wymknął się w ostatniej chwili. Zajęło to pół godziny.


Reklama


Teraz przystąpiono do budowy. Walter Ulbricht powierzył ją swoim najbardziej zaufanym jednostkom: policji granicznej, policji prewencyjnej, zwykłej policji, tajnej policji i wreszcie dwunastu tysiącom członków Betriebskampfgruppen – milicji złożonej ze specjalnie wyszkolonych robotników fabrycznych.

Wódz pomyślał o najdrobniejszych szczegółach: ilu ludzi należy wysłać na każdy posterunek graniczny, ile im dać amunicji – na tyle, żeby odstraszyć mieszkańców, lecz nie za dużo, by sprawy nie wymknęły się spod kontroli.

Artykuł stanowi fragment książki Heleny Merriman pt. Tunel 29. Miłość, szpiegostwo i zdrada: prawdziwa historia niezwykłej ucieczki pod Murem Berlińskim (Wydawnictwo Insignis 2023)

Do przejść granicznych podjeżdżały ciężarówki i wysadzały żołnierzy uzbrojonych w karabiny maszynowe, a ci natychmiast przykucali na ulicach, kierując broń na zachód. Za nimi wysiadała druga grupa żołnierzy i wyładowywała potężne zwoje drutu kolczastego.

Było go łącznie sto pięćdziesiąt ton. Sprowadzano go w sekrecie w ciągu ostatnich kilku tygodni od producentów z Niemiec Zachodnich, a nawet z Wielkiej Brytanii. Jednostki policyjne przechowywały zwoje drutu, nie mając pojęcia, do czego będzie potrzebny. W kolejnym ruchu żołnierze wyjmowali drewniane słupki, po czym za pomocą stalowych prętów rozciągali między słupkami drut kolczasty, zamykając przejścia graniczne.


Reklama


Unieruchomienie transportu

Zaczęli od Potsdamer Platz, najbardziej ruchliwego przejścia między Berlinem Wschodnim a Zachodnim. Stąd przemieszczali się do kolejnych posterunków granicznych, uważając, aby druciane ogrodzenia biegły dokładnie po granicy, ani na milimetr nie zahaczając o Zachód – nie chcieli wywołać wojny.

I tak kolczaste zasieki przegrodziły parki, place zabaw, cmentarze, place, nic ich nie zatrzymało. Nie było nieprzyjemnych niespodzianek, niczego, z czym żołnierze by sobie nie poradzili. Zawczasu starannie zmapowano każdy najmniejszy odcinek czterdziestotrzykilometrowej granicy wewnętrznej i stujedenastokilometrowej granicy oddzielającej po obwodzie Berlin Zachodni od Niemiec Wschodnich. Wszyscy dokładnie wiedzieli, co mają robić.

Plac Poczdamski w Berlinie podzielony zasiekami. Zdjęcie z listopada 1961 roku (domena publiczna).
Plac Poczdamski w Berlinie podzielony zasiekami. Zdjęcie z listopada 1961 roku (domena publiczna).

O wpół do drugiej w nocy uzbrojone jednostki unieruchomiły transport publiczny kierujący się na Zachód. Żołnierze rozdzielili tory kolejowe i zaplombowali stacje zarówno podziemne, jak i naziemne. Pracowali ciężko, ale noc przebiegła spokojnie. Walter Ulbricht wybrał na swoją operację idealny czas: niedzielny przedświt w szczycie lata, gdy wielu wschodnich berlińczyków, tak jak Joachim, było na wakacjach.

Wódz wiedział, że powodzenie akcji zależy od czynnika zaskoczenia. Nie chciał bałaganu. Nie byłoby dobrze, gdyby ktokolwiek próbował przeszkodzić podczas blokowania miasta.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Do szóstej rano w niedzielę 13 sierpnia żołnierze zamknęli 193 ulice, 68 przejść granicznych i 12 stacji kolejowych.

Wykonali zadanie.

W pułapce na myszy

O świcie w niedzielę 13 sierpnia jako pierwsi wstali robotnicy miejscy. Od razu ich tknęło, że coś się stało. W bladym świetle poranka widzieli na ulicach ludzi w mundurach: żołnierzy, policjantów, pograniczników, a za nimi rysujące się masywne sylwetki czołgów. Potem zobaczyli drut kolczasty na granicy.


Reklama


Początkowo nie wiedzieli, co myśleć. Wędrowali wzdłuż a jeżonego kolcami ogrodzenia, próbując dociec, skąd się wzięło i czemu ma służyć. W miarę jak budzili się kolejni ludzie, do granicy podchodziło coraz więcej osób. Zebrała się grupa mężczyzn i z krzykiem pytali strażników granicznych, co się dzieje. Gniew tłumu narastał, aż pogranicznicy strzelili gazem łzawiącym. Krztusząc się i kaszląc, ludzie uciekli z załzawionymi oczami.

Potem pojawiły się suki policyjne. Krążąc ulicami, puszczały z głośników obwieszczenie władz oznajmiające, że odtąd granica jest zamknięta.

Wybuchła panika.

Prowizoryczny mur dzieloący wschodnią  zachodią część miasta. Zdjęcie wykonane 16 sierpnia 1961 roku (Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0).
Prowizoryczny mur dzielący jedną z ulic Berlina. Zdjęcie wykonane 16 sierpnia 1961 roku (Bundesarchiv/CC-BY-SA 3.0).

Rodzice pakowali walizki i wlekli dzieci na stacje kolejowe, mając nadzieję, że nadal kursują pociągi do Berlina Zachodniego. (…) Okazało się jednak, że na stacji Friedrichstrasse zamiast przejechać przez granicę, usłyszeli komunikat: Der Zug endet hier – „Pociąg kończy bieg”.

I zaraz do wagonów weszli funkcjonariusze VoPo (Volkspolizei – Policja Ludowa), którzy otrzymali zadanie pilnowania granicy. Wypędzili wszystkich z pociągu na przepełniony peron. Siedząc na walizkach, kobiety, dzieci i dorośli mężczyźni płakali nad nierealnością sytuacji. Jakaś starsza pani podeszła do funkcjonariusza VoPo i zapytała, kiedy będzie następny pociąg do Berlina Zachodniego. Ten zaśmiał się jej w twarz.

 – To koniec – oparł drwiąco. – Wszyscy siedzicie w pułapce na myszy.


Reklama


„Ulbricht! Morderca!”

Tymczasem przy drucie kolczastym tysiące wschodnich berlińczyków stało jak w osłupieniu: matki z dziećmi posadzonymi na biodrze, maluchy z przytulankami, grupki tyczkowatych nastolatków. Niektórzy pytali o Amerykanów – przecież na pewno coś zrobią, może rozjadą to ogrodzenie swoimi czołgami?

Ale amerykańskie czołgi wcale się nie pojawiły. W pewnym momencie podjechało kilka brytyjskich dżipów – postały chwilę i odjechały.

Zasieki, które w nocy z 13 na 14 sierpnia 1961 roku podzieliły Berlin. Zdjęcie wykonane w sierpniu roku (Bundesarchiv/Nachlass Helmut J. Wolf/CC-BY-SA 3.0).
Zasieki, które w nocy z 12 na 13 sierpnia 1961 roku podzieliły Berlin. Zdjęcie wykonane w sierpniu roku (Bundesarchiv/Nachlass Helmut J. Wolf/CC-BY-SA 3.0).

Po drugiej stronie granicy, w Berlinie Zachodnim, młodzi ludzie na motocyklach przedarli się do bramy Brandenburskiej, przy której wschodnioniemieccy żołnierze pruli jezdnię młotami pneumatycznymi, by wbijać w nią betonowe słupy.

 – Ulbricht! Morderca! – zaczęli skandować młodzi, a do nich dołączyli inni.

Setki ludzi wrzeszczało na żołnierzy. Aż w końcu, gdy groziło, że protest wymknie się spod kontroli, odciągnęła ich zachodnioniemiecka policja prewencyjna.


Reklama


I wtedy berlińczycy uświadomili sobie, co ta bariera oznacza.

Matki z Berlina Wschodniego zostały odseparowane od swoich nowo narodzonych dzieci, bracia od sióstr. Przyjaciół, kochanków, dziadków – wszystkich rozdzielił drut kolczasty. Ci w Berlinie Wschodnim, którzy mieli telefony, próbowali zadzwonić do dzieci albo znajomych w Zachodnim. Wykręcali numer i…

Nic.

Linie telefoniczne łączące Berlin Wschodni z Zachodnim odcięto. Walter Ulbricht pomyślał o wszystkim.

Żołnierze z NRD pod Bramą Brandenburską. Zdjęcie wykonane 14 sierpnia 1961 roku ( Bundesarchiv/Peter Heinz Junge/CC-BY-SA 3.0).
Członkowie Robotniczych Oddziałów Samoobrony pod Bramą Brandenburską. Zdjęcie wykonane 14 sierpnia 1961 roku ( Bundesarchiv/Peter Heinz Junge/CC-BY-SA 3.0).

Dramat rozdzielonych rodzin

I tak, gdy zbliżał się wieczór, wschodni berlińczycy zrozumieli, że mogą już tylko machać: machali rękami, wspiąwszy się na dachy samochodów, machali białymi chusteczkami z okien mieszkań. Nie mieli pojęcia, czy jeszcze kiedyś zobaczą swoich rodziców, swoje dzieci.

Jest mnóstwo zdjęć z tamtego dnia, lecz jedno się wyróżnia. Przedstawia matkę z niemowlęciem stojącą za drutem kolczastym w Berlinie Wschodnim. Reszta rodziny znajduje się po drugiej stronie, a ona unosi wysoko bobasa, żeby tamci mogli go widzieć, podczas gdy rozdzielająca ich bariera wznosi się coraz wyżej. Tego wieczoru, kiedy zaszło słońce, do ludzi zaczęła docierać cała groza sytuacji.

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Heleny Merriman pt. Tunel 29. Miłość, szpiegostwo i zdrada: prawdziwa historia niezwykłej ucieczki pod Murem Berlińskim. Jej polska edycja ukazuje się 12 kwietnia 2023 roku nakładem Wydawnictwa Insignis. Tłumaczenie: Patrycja Zarawska.

Prawdziwa historia niezwykłej ucieczki pod Murem Berlińskim


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.