Niemcy skrupulatnie wszystko zaplanowali. Mamili chorych oraz personel Szpitala dla Nerwowo i Psychicznie Chorych w Kobierzynie wizją przenosin w nowe miejsce. Jednak kiedy 23 czerwca 1942 roku okupant przystąpił do realizacji zbrodniczego planu wielu pacjentów doskonale zdawało się sprawę co ich czeka. Błagali o życie, ale SS-mani nie mieli dla nich żadnej litości.
Niemcy prowadzili systematyczną eksterminację podopiecznych szpitala w Kobierzynie niemal od pierwszych dni okupacji. Drastycznie ograniczając racje żywnościowe doprowadzili do śmierci głodowej setek chorych (więcej na ten temat pisałem w osobnym artykule).
Reklama
Tak zaczęła się druga faza
Sędzia Roman Kiełkowski, który niedługo po wojnie badał los pacjentów placówki z ramienia Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce, podkreślał, że:
Wstępem do drugiej fazy likwidacji chorych było wywiezienie pacjentów Żydów do zakładu psychiatrycznego dla Żydów „Zofiówka“ w Otwocku pod Warszawą. 8. IX. 1941 r. wywieziono tam z Kobierzyna 41 chorych, a 11. IX. 1941 r. — 50 chorych. Na miejscu pozostawiono tylko trzech czy czterech chorych dogorywujących.
Wszyscy przetransportowani do podwarszawskiego miasteczka stracili życie podczas likwidacji tamtejszego getta 19 sierpnia 1942 roku. Tych, którzy zostali w małopolskiej placówce okupant zamordował dwa miesiące wcześniej.
Zamiast szpitala placówka Hitlerjugend
Już w połowie maja 1942 roku w szpitalu zaczęli pojawiać się prominentni funkcjonariusze SS z wyższym dowódcą SS i Policji w Generalnym Gubernatorstwie Obergruppenführerem Friedrichem Krügerem na czele. Jak czytamy w raporcie sędziego Kiełkowskiego:
Reklama
W tym czasie odwiedził zakład również Reichsminister Aksmann, przywódca młodzieży hitlerowskiej, który oznajmił niemieckiemu kierownikowi zakładu Krollowi, że szpital musi być zlikwidowany w najkrótszym czasie z uwagi na konieczność założenia na tym terenie placówki dla Hitlerjugend.
Na trzy tygodnie przed planowanym mordem zabroniono personelowi wypisywania pacjentów do domów. Jednocześnie placówka nadal prowadziła przyjęcia.
Pielęgniarka Janina Sroka, po latach wspominała, że „rozniosła się wieść o ewakuacji i odtąd pod bramę przychodzili krewni pacjentów pytać o ich los”. Część rodzin chciała „zabrać bliskich do domu”, ale Niemcy ogłosili „że jeśli kogoś zabraknie, będą rozstrzeliwać pracowników szpitala”.
Osiem wagonów
Kolejnym etapem przygotowań do eksterminacji chorych było wydanie lekarzom 18 czerwca polecenia opuszczenia szpitala. Mieli na to trzy dni. Zakazano im również – ze skutkiem natychmiastowym – wstępu na oddziały.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Cztery dni później z zakładu usunięto kapelana oraz siostry zakonne pełniące posługę pielęgniarską. W tej sytuacji pozostał już tylko nieliczny, świecki personel pomocniczy. Jednocześnie 22 czerwca „przybyli rano na teren cmentarza zakładowego od strony Krakowa samochodem SS-mani i wykopali duży głęboki grób w południowej części cmentarza”. Po południu zaś na przyszpitalną bocznicę kolejową:
(…) przytoczono ze stacji Swoszowice 8 pustych krytych wagonów towarowych. Wagony te zamówił poprzedniego dnia niemiecki zawiadowca stacji Swoszowice, mówiąc do świadków Kocha i Michałka, że wagony te są potrzebne do wywiezienia chorych z Kobierzyna do Oświęcimia.
Reklama
Nazajutrz sprowadzono na cmentarz zakładowy wóz z wapnem i na tym zakończone zostały techniczne przygotowania do ostatecznej likwidacji chorych w Kobierzynie.
„Nie było litości”
Do zbrodni Niemcy przystąpili popołudniu 23 czerwca. Wcześniej, aby uspokoić pacjentów podano im obfity posiłek i poinformowano, że zostaną przetransportowani do Drewnicy koło Warszawy. Część ofiar jednak doskonale zdawała sobie sprawę, jaki los chcą zgotować im oprawcy z SS.
Dzięki relacji Janiny Sroki wiemy, że chore z jej oddziału „błagały, by je zostawić. Jedna umiała mówić po niemiecku i prosiła ich, całowała po rękach. Czuły, że idą na śmierć. Nie było litości, musiały zejść do samochodu”.
Jak pisał sędzia Kiełkowski „akcja przewożenia chorych z oddziałów odbywała się stosunkowo szybko”. Ofiary wieziono ciężarówkami na bocznicę kolejową, a następnie ładowano do wagonów, które jeszcze tego samego dnia odjechały do Auschwitz. Po dotarciu do obozu cały transport został natychmiast zagazowany.
„Całe okno było zbryzgane krwią”
Na oddziałach pozostawiono „jedynie nielicznych chorych bezwzględnie nie nadających się do transportu”. Ich esesmani zamordowali na miejscu. Janina Sroka wspominała, że gdy w nocy wymknęła się z pomieszczenia, gdzie Niemcy zamknęli personel i poszła na oddział, na własne oczy zobaczyła dowody zbrodni. W separatce, w której została jedna z jej podopiecznych zauważyła:
(…) na podłodze plamy krwi. Całe okno było zbryzgane krwią. W tej drugiej, większej sali też było dużo świeżej krwi, w miejscu, gdzie zastrzelono dwie pozostałe pacjentki. Ciał już nie było, sprzątnięto je w nocy.
Zwłoki pomordowanych trafiły do zawczasu przygotowanego masowego grobu. Pochowano w nim również 25 Żydów ze Skawiny, których Niemcy zapędzili do grzebania swoich ofiar.
Łącznie 23 czerwca 1942 roku życie straciło blisko 600 podopiecznych kobierzyńskiego szpitala. Niedługo po dokonanej zbrodni „Niemcy przywieźli do szpitala dzieci polskich volksdeutschów, które miały być wychowywane w duchu hitlerowskim”.
Reklama
Inspiracja
inspiracją do napisania tego artykułu stała się nowa powieść Maxa Czornyja pt. Sanatorium Zagłada, której akcja została osadzona w szpitalu w Kobierzynie podczas II wojny światowej. Książka ukazała się nakładem wydawnictwa Filia.
Nowa powieść Maxa Czornyja
Bibliografia
- Krystyna Różnowska, Można oszaleć. Osobliwy świat szpitala psychiatrycznego, Wydawnictwo WAM 2017.
- Zagłada chorych psychicznie, „Biuletyn Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce”, T. 3, Wydawnictwo Głównej Komisji Badania Zbrodni Niemieckich w Polsce 1947.
1 komentarz