Piloci Dywizjonu 303 strzelali do bezbronnych, poddających się wrogów. Brytyjczykom nie mieściło się to w głowach

Strona główna » II wojna światowa » Piloci Dywizjonu 303 strzelali do bezbronnych, poddających się wrogów. Brytyjczykom nie mieściło się to w głowach

„My chcieliśmy tylko zestrzelić samoloty, natomiast Polacy chcieli też zabić ich załogę” – wspominał pewien brytyjski pilot. „To prawda” – komentuje Sławomir Koper w książce Skrzydlata ferajna. – „Nasi piloci nie mieli żadnych skrupułów”.

Polacy [biorący udział w bitwie o Bitwie o Anglię w 1940 roku] zadziwiali Brytyjczyków swoją zajadłością. Atakowali Niemców z bezprzykładną odwagą, nie zwracając uwagi na dysproporcje sił. Mieli z hitlerowcami rachunki do wyrównania i nie zamierzali z tym czekać.


Reklama


Najważniejszym celem było uśmiercenie załogi

„Polacy nienawidzili Niemców” – potwierdzał jeden z brytyjskich pilotów. – „My chcieliśmy tylko zestrzelić samoloty, natomiast Polacy chcieli też zabić ich załogę”.

To była prawda, nasi piloci brali odwet za postępowanie Niemców w Polsce. Nie mieli żadnych skrupułów i wychodzili z założenia, że „dobry Niemiec to martwy Niemiec”. Nie zadowalali się zniszczeniem samolotu wroga, bo ich najważniejszym celem było uśmiercenie jego załogi.

Samoloty Dywizjonu 303 w szyku bojowym. Fotografia ze zbiorów Ministerstwa Informacji i Dokumentacji rządu RP na emigracji.

„Tego było mało Polakom”

„[Brytyjski dowódca Dywizjonu 303 major Ronald Kellett] opowiedział mi onegdaj” – wspominał brytyjski pilot i malarz Cuthbert Orde – „jak prowadził lot patrolowy, kiedy nagle samotny niemiecki bombowiec wyłonił się akurat przed nim i nieco poniżej”.

Kellett zanurkował i zestrzelił go, na czym sprawa powinna się zakończyć. Ale tego było mało Polakom – mimo że nieprzyjacielski samolot się palił, wciąż był w jednym kawałku.


Reklama


Jak jeden mąż rzucili się na niego, szalejąc w trakcie nurkowania, a wiele pocisków przeszyło skrzydła [samolotu] Kelletta, bo nie mogli się doczekać, kiedy zejdzie im z drogi. I wykończyli bombowiec, który rozpadł się na tysiąc kawałków.

Polacy byli głodni walki, toteż najbardziej nienawidzili dni wolnych od lotów. Zauważył to Kellett, który za uchybienia dyscyplinarne zaczął stosować karę… tygodnia urlopu, dzięki czemu dyscyplina natychmiast się poprawiła.

Tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Skrzydlata ferajna. Ci cholerni Polacy (Bellona 2020).

„Minę miał prawie ekstatyczną”

Orde nigdy nie zapomniał tego, jak w mesie pełnej pilotów odezwały się głośniki wzywające na start. Poderwano stacjonujące w Northolt dywizjony brytyjski i kanadyjski, natomiast Polacy zamarli w oczekiwaniu. Wreszcie przyszedł czas także na nich:

Na twarzach wszystkich odmalowało się odprężenie, a Urbanowicz wzniósł obydwie ręce, zaciskając pięści nad głową, by za chwilę zamaszyście je opuścić. Minę miał prawie ekstatyczną. Potem wszyscy wybiegli z pomieszczenia.


Reklama


Nie strzelał do Niemca, bo „było zbyt dużo świadków”

Polacy odpłacali Niemcom pięknym za nadobne i strzelali do załóg opuszczających na spadochronach zniszczone samoloty.

Wprawdzie w oficjalnych wspomnieniach i dokumentach nie ma o tym mowy, ale pewne niedomówienia jednoznacznie to potwierdzają. Dużo do myślenia daje wyznanie Fericia przyznającego, że nie strzelał do Niemca tylko dlatego, że „było zbyt dużo świadków”.

Nie musiało to być jednak prawdą, chociaż możliwe, że Niemca trafił inny z pilotów. Gdy bowiem zestrzelony przez Fericia porucznik Hasso von Perthes wylądował na ziemi, był ciężko ranny i raczej trudno przypuszczać, że obrażeń doznał w kabinie swojego samolotu. W angielskim szpitalu stwierdzono, że „odniósł liczne rany od pocisków z karabinów maszynowych” i „był w stanie krytycznym”. Nie odzyskał przytomności i zmarł dwa tygodnie później.

„Brał mnie za Niemca”

John Kent wspominał, że jego polscy koledzy mieli mu za złe, iż nie zabił niemieckiego pilota, który po zestrzeleniu jego samolotu opadał na spadochronie. Podobnie jednoznaczna jest relacja Zdzisława Krasnodębskiego, opisującego moment opuszczenia swojego płonącego hurricane’a:

Pamiętając przykre chwile z Polski, spadochronu nie otwieram, aby jak najszybciej wyjść ze strefy walki i nie być celem. (…) Znajduję rączkę, pociągam, mocne szarpnięcie i robi się cicho i spokojnie, tylko z góry dochodzą odgłosy walki. Po chwili usłyszałem zbliżającą się maszynę, pomyślałem o historii, która lubi się powtarzać, ale na szczęście był to hurricane, który osłaniał mnie do samej ziemi.

Lotnicy Dywizjonu 303 oglądają szczątki zestrzelonego junkersa. Fotografia z 1941 roku.

Dowiedziałem się później, że był nim Witek Urbanowicz, który w pierwszym momencie brał mnie za Niemca i chciał zmienić kierunek mojej drogi, nie na ziemię, a wprost do nieba [podkreślenie S.K.], uratowała mnie żółta maewestka [kamizelka ratunkowa – S.K.], którą rozpoznał.

Charakterystyczne, że relacja Krasnodębskiego, często powtarzana w różnych opracowaniach, z reguły była ocenzurowana w interesującym nas fragmencie…

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Strzelał, chociaż Niemiec chciał się poddać

Nie wiadomo, czy do spadochroniarzy strzelał też Josef František, jednak z pewnością miał na sumieniu inny postępek, który wskazywał, że w pełni przystosował się do zasad walki stosowanych przez pilotów Luftwaffe.

„Pewnego dnia uszkodził dwusilnikowego messerschmitta Bf 110 – relacjonował Zumbach – który kiwaniem skrzydeł i wypuszczaniem podwozia dał do zrozumienia, że chce się poddać”.


Reklama


Eskortowany przez naszego myśliwca zaczął podchodzić do lądowania w Manston. František doszedł jednak do wniosku, że zamiar Niemca nie jest szczery i w ostatniej chwili rzuci się do ucieczki, więc na wszelki wypadek zestrzelił go sto metrów przed progiem pasa. Wylądował następnie koło szczątków ofiary i z pistoletem w garści zaczął wśród nich szukać pamiątek należnych zwycięzcy.

Anglicy byli oburzeni. W odpowiedzi na ich zarzuty František rozerwał czaszę spadochronu Niemca i poprosił obecnych, aby na kawałku tkaniny złożyli swoje podpisy. Wyjaśnił, że zbiera autografy głupków… Nie bardzo rozumiejąc łamaną angielszczyznę pilota, podpisali!

Przeczytaj też o tym, jak wyglądały powojenne losy polskich bohaterów Bitwy o Anglię.

Źródło

Powyższy tekst stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Skrzydlata ferajna. Ci cholerni Polacy (Bellona 2020). Możecie ją kupić w księgarni Świata Książki.

Prywatne losy najlepszych polskich lotników

Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce korektorskiej.

Autor
Sławomir Koper
8 komentarzy

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.