Mało który temat w polskiej nauce wzbudza tyle emocji, co kwestia pochodzenia Słowian. Problem próbowano wyjaśniać z użyciem metod historycznych, archeologicznych, genetycznych czy antropologicznych. Słowianie to jednak w pierwszej kolejności wspólnota języka. Od średniowiecza określano tak ludzi, którzy mogli różnić się wyglądem i obyczajem, ale przyjęli tę sama słowiańska mowę. Czy więc wyrazy, którymi posługiwali się nasi przodkowie i którymi sami wciąż się posługujemy mogą powiedzieć skąd pochodzimy?
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki. „Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy” już dostępna w księgarniach.
Przeróżne próby dociekań wciąż nie przyniosły definitywnej odpowiedzi na pytanie o początki kultury słowiańskiej. Wbrew ostatnio popularnej opinii badanie DNA nie mogą rozwikłać tej kwestii. Przez długi czas największe nadzieje na przełom wiązano zresztą nie z nimi, lecz z analizą języka, jakim Słowianie posługiwali się w najwcześniejszym okresie.
Reklama
Zrozumienie jego rozwoju i przemian, jakim ulegał, miałoby bowiem rzucać światło zarówno na lokalizację kolebki Słowian, na ich wczesne kontakty z sąsiadami, jak i na proces rozprzestrzeniania się członków ludu po Europie. Tyle w teorii. Praktyka okazuje się bardziej skomplikowana.
Dlaczego badania języka nie dają prostych odpowiedzi co do pochodzenia Słowian?
Przede wszystkim lingwiści nie mają dostępu do żadnych prawdziwie pierwotnych przykładów języka Słowian, nie mogą namacalnie śledzić jego ewolucji.
Od wieku VI, gdy pierwsze źródła wspomniały o „Sklawinach”, do połowy wieku IX nie został spisany ani jeden tekst w języku słowiańskim. A przynajmniej o takim tekście nie mamy jakichkolwiek informacji. Z tego okresu znane są tylko pojedyncze słowa, cytowane w utworach greckich i łacińskich, a przy tym często zniekształcane.
Dopiero pod koniec IX stulecia zaczęły powstawać teksty staro-cerkiewno-słowiańskie: wychodzące spod ręki misjonarzy, początkowo obcych, tworzone w czysto religijnym kontekście i w kilku wybranych punktach regionu, a nie na całej Słowiańszczyźnie. Najstarsze zachowane po dziś dzień manuskrypty staro-cerkiewno-słowiańskie są zresztą nawet późniejsze, pochodzą z X wieku.
Językoznawcy odwołują się do tych odosobnionych materiałów i do zapisów z kolejnych wieków. One także są jednak bardzo skąpe, przynajmniej w kręgu wpływów Kościoła rzymskiego. Tam bowiem, gdzie chrześcijaństwo zostało przyjęte z Zachodu – a więc w Polsce, w Czechach czy na Połabiu – na piśmie przez całe średniowiecze używano niemal wyłącznie łaciny, w literaturze nie było miejsca dla języków lokalnych, narodowych.
Reklama
W efekcie badacze często nie mają innego wyjścia, jak tylko porównywać wyrazy i zasady językowe z czasów nowożytnych czy wprost współczesnych. A więc późniejsze o tysiąc i więcej lat od momentu, gdy Słowianie pojawili się na arenie historii. Na tej podstawie powstają całe słowniki wczesnego języka słowiańskiego lub prasłowiańskiego. Wszystkie operują materiałem rekonstruowanym i są owocem teorii, których nie sposób zweryfikować.
Klucz, którego nie posiadamy
Nawet eksperci, którzy – jak Kazimierz Godłowski – zgadzali się, że język to potencjalnie najlepszy klucz do zrozumienia początków Słowiańszczyzny, byli zmuszeni wnioskować, że tego klucza… wcale nie posiadamy.
Badania lingwistyczne prowadzą bowiem nieustannie do przeciwstawnych wniosków i nawet w stopniu większym niż w innych naukach mnożą się w nich „całkowicie sprzeczne ze sobą hipotezy” oraz „odmienne interpretacje tych samych danych”.
Podobny osąd wygłosił Konrad Jażdżewski. A na koniec skwitował, że ogromne i niemożliwe do pogodzenia różnice „stawiają pod znakiem zapytania” sam sens używania argumentów językowych przy wyjaśnianiu genezy Słowian, skoro zupełnie „odrębnych stanowisk bronią jednakowo wybitni uczeni”.
Reklama
Oba cytowane komentarze wygłosili archeolodzy, specjaliści z zewnątrz. Ale i sami językoznawcy nie kryją sceptycyzmu, przynajmniej wobec ustaleń konkurentów. Twierdzą, że ci wyciągają wnioski w niewłaściwy sposób, błędnie rekonstruują formę dawnego języka i nie mają racji w kwestii jego ewolucji.
Większość ponad tezy kolegów po fachu przedkłada własne interpretacje… przez innych równie krytykowane. Ale niektórzy, jak zmarła niedawno profesor Hanna Popowska-Taborska z Instytutu Slawistyki PAN, wprost przyznają, że ich dziedzina nie jest jak na razie zdolna podać rozwiązania wielkiej zagadki. Co najwyżej serwuje serię różnych rozwiązań, z których żadne nie wydaje się przekonujące.
Odpowiedź ukryta w słowiańskich nazwach drzew?
Sugerowano na przykład, że o pierwotnym obszarze słowiańskiego osadnictwa mogą świadczyć nazwy drzew.
Jak w połowie XX wieku tłumaczył wybitny etnograf i slawista Kazimierz Moszyński te drzewa, które występują na wschodzie, na obszarach dzisiejszej Ukrainy czy Białorusi, są w językach słowiańskich określane wyrazami rodzimymi.
Z kolei drzewa rosnące naturalnie tylko na zachód od Bugu – jak jawor, buk, brekinia czy czereśnia – otrzymały swoje nazwy pod wpływem innych języków. To miałoby oznaczać, że pierwsi Słowianie ich nie znali. A jeśli tak było, to widocznie Prasłowiańszczyzna nie obejmowała ziem polskich.
Teoria była, a nawet wciąż jest chętnie przytaczana przez allochtonistów – naukowców twierdzących, że Słowianie przybyli ze wschodu, a ich kolebką były na przykład poleskie bagna. Dzisiaj „drzewna” interpretacja budzi już jednak duże wątpliwości.
Jak tłumaczą sceptycy, obce nazwy wcale nie musiały funkcjonować od zawsze. Możliwe, że buk czy jawor miały w języku wczesnych Słowian inne określenia, które z czasem zastąpiono, gdy nasiliły się kontakty z sąsiadami, a na Słowiańszczyznę zaczęli napływać liczni osadnicy z Niemiec. Rzecz jest dzisiaj nie do sprawdzenia.
Reklama
Pradawne nazwy rzek a problem kolebki Słowian
Śladów wyznaczających granice kolebki próbowano też szukać chociażby w nazwach terenowych, zwłaszcza w nazwach rzek, o których ogółem wiadomo, że są bardzo trwałe, utrzymują się nawet nie przez wieki, ale tysiąclecia.
Problem w tym, że badania tak zwanych hydronimów nieodmiennie prowadzą na manowce. Jak dosadnie skomentował językoznawca Witold Mańczak, na przykład nazwę Odry różni badacze identyfikowali na przemian jako celtycką, iliryjską, germańską, słowiańską, albo wreszcie nierozpoznaną, ale jednak niesłowiańską.
Ogółem dzisiaj dominuje opinia, że wielkie rzeki nie noszą ani nazw słowiańskich, ani germańskich, lecz znacznie starsze określenia, indoeuropejskie. Niewiele więc mogą one powiedzieć o początkach Słowiańszczyzny.
Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż szuka się nowych sposobów ich interpretacji. Na przykład wspomniany profesor Mańczak przez dekady krytykował sam pomysł wykorzystywania hydronimów w badaniach nad genezą. Wreszcie jednak zmienił zdanie i stwierdził, że dokładne formy nazw rzek z obszarów Polski muszą oznaczać, że Słowianie nie poznali ich od Germanów, lecz posługiwali się nimi wcześniej. A więc stanowili rodzimą ludność na obszarze między Bałtykiem i Karpatami.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Poza tym w nauce powraca opinia, że hydronimy na Polesiu nie są w większości słowiańskie, lecz bałtyjskie, bliższe dzisiejszemu językowi litewskiemu czy łotewskiemu. To także miałoby oznaczać, że nie stamtąd przyszli Słowianie.
Niejasne powiązania
Sprzecznych koncepcji można by przytoczyć znacznie więcej. Dzisiaj przyjmuje się powszechnie, że języki słowiańskie dzielą się na trzy wielkie grupy: wschodnią, zachodnią i południową. Wciąż jednak nie ma zgody co do tego, w jakiej kolejności wykształciły się poszczególne odmiany i z jakich powodów narastały różnice między nimi.
Reklama
Niektórzy twierdzą, że tylko język Słowian wschodnich dał początek mowie południowych, co by oznaczało, że to z ziem obecnej Ukrainy wyruszali migranci. Inni są jednak zdania, że w językach południa tak samo widać wpływy zachodnie. To zaś pozwalałoby lokować kolebkę nad Wisłą.
Równie wiele kontrowersji budzi kwestia kontaktów słowiańsko-germańskich. Język niemiecki ogromnie wpłynął na polski czy czeski, ale datowanie zmian nie jest łatwe. Niektórzy uważają, że mowy mieszały się od zawsze, dochodziło do kontaktów już w czasach rzymskich albo i wcześniej. Inni jednak datują zjawisko na okres po chrystianizacji i nie wiążą go z genezą Słowian.
Wschodni trop w sprawie pochodzenia Słowian
W ostatnich dekadach powrócono nawet – na gruncie językowym – do wyjątkowo kontrowersyjnej koncepcji pochodzenia Słowian znad Dunaju, a więc z ziem panońskich. Z kolei Tomasz Jasiński, bazujący między innymi na badaniach prowadzonych w Serbii, szczególny nacisk kładzie na fakt, że język prasłowiański wykazuje niemożliwe do zignorowania wpływy irańskie.
Na ich podstawie stwierdził, że kolebka znajdowała się nie na Polesiu, ale na żyznych stepach nadczarnomorskich, a wcześni Słowianie żyli pod władzą Scytów i następnie Irańczyków, którzy narzucili im swoją religię oraz światopogląd.
Reklama
I choć autor przedstawia taką wizję z pełną stanowczością, to nawet on przyznaje, że ta bazuje na porównaniach nieistniejącego języka Prasłowian z również nieistniejącym językiem Scytów, którego drobne, trudne do interpretacji relikty przetrwały tylko w źródłach greckich i w języku dzisiejszych Osetyjczyków żyjących na Kaukazie. Nie są to na pewno argumenty jednoznaczne.
Co wiemy niemal na pewno?
Tylko w kilku kwestiach w nauce o języku panuje względna zgoda. Są to jednak zagadnienia fundamentalne.
Niemal wszyscy badacze, i to nie tylko lingwiści, przyjmują, że mniej więcej do roku 500 n.e. język Słowian był jednolity, każdy rozumiał każdego, istniały może gwary, ale nie dialekty. Różnice pojawiły się dopiero później, w następstwie migracji i rozprzestrzeniania się kultury słowiańskiej.
Z tego założenia wynikają dwa kolejne. Jeśli Słowianie mieli jedną mowę i jeśli wyraźne podobieństwa między ich językami utrzymują się do dzisiaj, to widocznie pierwotnie zajmowali oni względnie niewielkie terytorium. Ich odrębny język musiał się też zacząć wykształcać niedawno, zapewne dopiero u schyłku czasów rzymskich.
Niezależnie od tego, gdzie żyli przodkowie Słowian wcześniej, w epoce starożytnej, posługiwali się mową tak odmienną, że byłoby nadużyciem także ją nazywać językiem słowiańskim.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Pozycja już dostępna w przedsprzedaży.