Powołany do życia 14 maja 1955 roku Układ o Przyjaźni, Współpracy i Pomocy Wzajemnej, zwany powszechnie Układem Warszawskim, był sowiecką odpowiedzią na powstanie NATO i plany przejęcia do niego RFN. Oficjalnie sygnatariusze zobowiązywali się „swoje spory międzynarodowe rozwiązywać za pomocą pokojowych środków, aby międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo nie zostały zagrożone”. O tym, jakie intencje naprawdę przyświecały włodarzom Kremla pisze doktor Lech Kowalski w książce Bracia Moskale a Układ Warszawski.
Na temat okoliczności powołania ww. tworu militarnego, który miał dodatkowo trzymać w ryzach posłuszeństwa nie dość jeszcze zniewolone przez Sowietów państwa Europy Środkowo-Wschodniej oraz szantażować i nękać Europę Zachodnią, napisano w okresie Polski Ludowej tysiące prac pseudonaukowych i artykułów publicystycznych podobnej wartości, broszur propagandowych.
Reklama
Sygnatariusze Układu
Wyprodukowano kilometry taśm filmowych z parad i ćwiczeń, wykonano niezliczone zdjęcia, a wszystko po to, by rzeczony byt bolszewicki utrwalić raz na zawsze w świadomości kolejnych pokoleń jako tych miłujących pokój i niosących światu gałązkę oliwną.
Obecnie te wszystkie kłamstwa razem wzięte nie wytrzymują próby czasu, jaki minął od powołania tej zbrodniczej machiny imperialnej ZSRS. Tym bardziej gdy jest się w posiadaniu wiedzy: kto ten układ powoływał i dlaczego miał wybrzmieć w Warszawie, czy była to wola obopólna, czy też kolejne jarzmo narzucone państwom zwasalizowanym przez Moskwę, które miały ją bezwarunkowo wspierać w krucjacie przeciwko państwom wolnego świata. W gruncie rzeczy, była to totalna dezinformacja podtrzymywana jeszcze na początku III RP.
Potwierdzają to m.in. również pierwsze akapity ujęte w poszczególnych artykułach „Układu o przyjaźni, współpracy i pomocy wzajemnej” między Ludową Republiką Albanii, Ludową Republiką Bułgarii, Węgierską Republiką Ludową, Niemiecką Republiką Demokratyczną, Polską Rzecząpospolitą Ludową, Rumuńską Republiką Ludową, Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich i Republiką Czechosłowacką.
Dlaczego Układ Warszawski?
Należy dodać, że również przedstawiciel Chińskiej Republiki Ludowej uczestniczył jako obserwator w tym zbrojnym konklawe, które trwało od 11 do 14 maja 1955 roku. Ostatniego dnia (14 maja) powołano Układ Warszawski. Dlaczego warszawski, a nie przykładowo moskiewski, budapeszteński, praski, bukareszteński – to proste! Warszawa to miasto symbol trwałości w oporze zbrojnym, bezpardonowej walki z najeźdźcą niemieckim, z tym samym, który teraz – jako Niemiecka Republika Federalna (NRF) – aspirował do wstąpienia do paktu NATO.
Sowieci nic lepszego by nie wymyślili, mieli pod ręką tzw. gotowca – i z niego skorzystali. Zanim ten twór zimnowojenny zaistniał w przestrzeni publicznej, wcześniej jego formalne zasady określił pierwszy sekretarz KPZS Nikita Chruszczow, co znękani wasale z bloku wschodniego jedynie przyklepali w formie deklaracji bukareszteńskiej. Takie spotkanie miało miejsce w marcu 1955 roku, kiedy to rządy ośmiu państw przeprowadziły tzw. konsultacje.
W oficjalnym komunikacie opublikowanym 22 marca stwierdzono, że „konsultacje wykazały całkowitą zgodność poglądów co do zasad układu o przyjaźni, współpracy i wzajemnej pomocy, a także organizacji Zjednoczonego Dowództwa Państw”. Po czym było już tylko z górki, Sowieci przejęli stery i parli do celu – Układ Warszawski stawał się coraz bardziej faktem.
Reklama
Zachód nie dał się nabrać
Wcześniej kremlowscy włodarze niemal taśmowo zgłaszali kolejne inicjatywy pokojowe, próbując w ten sposób dogłębnie zbajerować państwa zachodnie, proponując im m.in. powszechny układ bezpieczeństwa zbiorowego w Europie, co wyartykułowali w Berlinie na konferencji ministrów spraw zagranicznych ZSRS, USA, Wielkiej Brytanii i Francji, która miała miejsce od 25 stycznia do 18 lutego 1954 roku.
Zachód nie dał się już na to nabrać, mając świeżo w pamięci, w jaki sposób tuż po wojnie Sowieci bezwzględnie spacyfikowali państwa Europy Środkowo-Wschodniej, po drodze wycinając w pień elity przywódcze i niepodległościowe, mordując je oraz skazując na długoletnie więzienie czy zsyłając do łagrów, które były niczym innym, jak obozami koncentracyjnymi. Wszystko po to, by w ich miejsce osadzić na szczytach władz państwowych swoje marionetki komunistyczne.
Tym woltom towarzyszyła potworna woń zbrodni, która snuła się za Sowietami od dekad. Po śmierci Stalina wręcz cuchnęła przenikliwym odorem, choć ujawniono zaledwie wierzchołek góry lodowej. Czy świat przejrzał wreszcie na oczy przynajmniej częściowo? Może chwilowo rzeczywiście tak było, ale potem znowu wszystko wróciło i było jak wcześniej.
Powódź pustosłowia
Konferencja powołująca niniejszy układ rozpoczęła się 11 maja o godz. 10.00. Na czele poszczególnych delegacji rządowych stali szefowie aktualnie sprawujących władzę ekip komunistycznych. Delegacji polskiej przewodniczył premier Józef Cyrankiewicz, który poza ogólnie oklepanymi zwrotami propagandowymi nie miał nic istotnego do powiedzenia. Jego wystąpienie było typową nowomową, którą komuniści opanowali do perfekcji.
Reklama
Najistotniejszy był dzień 12 maja, kiedy to na tajnym posiedzeniu konferencji przedłożone zostały przez sowieckich decydentów mundurowych konkretne informacje dotyczące struktur dowodzenia i zarządzania układem. Oddajmy zatem głos gen. Tadeuszowi Pióro (członkowi sekretariatu konferencji powołującej Układ Warszawski), który tak zrelacjonował te wydarzenia ku pamięci potomnych:
Trzy dni wielka sala Pałacu Namiestnikowskiego w Warszawie (oficjalnie gmach Urzędu Rady Ministrów przy Krakowskim Przedmieściu) tonęła w powodzi pustosłowia, premierzy, występujący w kolejności liter alfabetu rosyjskiego, wygłaszali tasiemcowe referaty różniące się głównie innym porządkiem słów. Wszystkie uchwały, deklaracje i postanowienia końcowe Rosjanie przywieźli ze sobą, pozostawało tylko przetłumaczyć tę masę papierów na siedem języków i przygotować do uroczystego podpisania.
Wybór dowództwa Układu Warszawskiego
Jak więc z powyższego wynikało, nikt z nikim się nie układał, jak to ujęto w większości artykułów wspomnianego układu, chyba że Sowieci sami ze sobą.To nie koniec tej farsy. Oto w jaki sposób został wybrany głównodowodzący wojskami Układu Warszawskiego, oddajemy głos ponownie gen. Pióro:
Zagajenie [Georgija] Żukowa (wówczas ministra obrony ZSRS) było krótkie, rzeczowe, wygłoszone w charakterystycznym dla niego władczym tonie, z góry przesądzającym sprawę:
Reklama
„Na naczelnego dowódcę połączonych sił zbrojnych proponuję siedzącego tu obok mnie marszałka [Iwana] Koniewa (wiceministra obrony ZSRS); na szefa sztabu – generała armii [Aleksieja] Antonowa (szefa X Zarządu Sztabu Generalnego), znacie ich wszyscy. Zastępcami naczelnego dowódcy będą ministrowie obrony narodowej państw sygnatariuszy, to zostało uzgodnione przez kierownictwo polityczne. Czy ktoś ma jakieś inne propozycje”.
Oczywiście, że nikt nie śmiał mieć żadnych innych propozycji, gdyby taki osobnik się pojawił i podniósł rękę w geście zgłoszenia woli zabrania głosu, to prawdopodobnie byłoby to jego ostatnie wystąpienie w karierze.
Obecni na tej uroczystości notable partyjno-mundurowi od lat byli poddawani wnikliwej obróbce ideologicznej, jak również testowani i selekcjonowani na setki i tysiące sposobów znanych sowieckim służbom specjalnym – więc coś takiego nie mogło się po prostu wydarzyć.
I marszałek Żukow był tego w pełni świadom, stąd od razu – jak relacjonował gen. Pióro – „sięgnął do leżącej przed nim teczki, wyciągnął z niej plik papie-rów i wręczając je Antonowowi, powiedział: «Proszę czytać». I tenże generał posłusznie to uczynił”. Ten moment był bardzo ważny w przyjętym porządku uroczystości, gdyż w sposób jednoznaczny ukazywał, jak ZSRS faktycznie traktował „koalicjantów”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Innych propozycji nie było
Gen. Antonow, podobnie jak wcześniej Żukow, nie pytając nikogo o zgodę, zaczął wymieniać siły i środki, w tym dywizje wojsk lądowych, jednostki lotnicze, okręty wojenne, jakie „proponowano” wydzielić z każdego państwa w skład zjednoczonych sił zbrojnych Układu Warszawskiego.
Oczywiście, że to nie była „propozycja”, a kolejna narzucona wola Moskwy, wyraźnie wyartykułowana w myśl postanowienia: „Tak ma być, a nie inaczej” – i słowo stało się ciałem. Mało tego, w trakcie tej monotonnej wyliczanki Sowieci ani razu się nie zająknęli, co oni wydzielą w skład wojsk UW. Tak już pozostało do końca trwania tego upiornego tworu militarnego, Sowieci nigdy nie ujawnili własnych zasobów militarnych.
Reklama
Kiedy gen. Antonow zakończył odczytywanie tej specyficznej listy zobowiązań sojuszniczych, ponownie udzielił sobie głosu marszałek Żukow, który za-dał sakramentalne pytanie, które brzmiało: „Czy są inne propozycje” – oczywiście nie było! I tym to sposobem zakończono powołanie naczelnych organów wojskowych i podporządkowanych im wojsk UW. Nie sposób też nie zauważyć, że przybysze z Moskwy nie przewidywali wspólnych struktur kierowniczych z udziałem przedstawicieli pozostałych państw członków UW.
Czysto kurtuazyjne powołania
Stanowiska kierownicze w strukturach układu były zarezerwowane dla przedstawicieli Kraju Rad – i niech nas nie zmyli przydział funkcji w charakterze zastępców naczelnego dowódcy UW, którymi zostali z urzędu ministrowie obrony państw sygnatariuszy. To były czysto kurtuazyjne powołania, powiem więcej, bez jakiegokolwiek znaczenia strategicznego dla przyszłych działań wojennych.
Wiem to z pierwszej ręki, co wynikało z wywiadu, jakiego mi udzielił gen. Tadeusz Tuczapski (…). W tym akcie założycielskim powoływanego układu zabawne było również to, że Niemiecka Republika Demokratyczna (NRD) nie posiadała w tym czasie jeszcze armii, istniał co prawda Grenzschutz (90-tysięczna służba ochrony pogranicza), ale to nie były jednostki zbrojne przyszłego pola walki.
Niespełna rok później powstała Narodowa Armia Ludowa (NAL NRD) licząca 180 tysięcy żołnierzy – i dopiero wówczas stało się możliwe ustalenie, ile sił i środków wydzielą enerdowcy w skład wojsk Układu Warszawskiego.
Pewną konsternację wywołał też fakt, że ta organizowana wschodnioniemiecka armia miała być odziana w mundury Wehrmachtu, co jak tłumaczono wynikało z oszczędności, gdyż w magazynach zalegały stare hitlerowskie komplety mundurowe, których wystarczyłoby na wyposażenie armii czterokrotnie większej od NAL. Zostało to zaakceptowane przez pozostałych z nieskrywanym grymasem na twarzach. I to by było na tyle. Układ powołano!
Stara sowiecka śpiewka
Protokół z powyższej narady liczył zaledwie jedną stroniczkę, a ostatecznie zdecydował o tym szef sowieckiej dyplomacji – obecny w Warszawie – Wiaczesław Mołotow (…). Postać nikczemna, ale jakże wymowna, zwłaszcza w takich chwilach, jak powyższa. To była ciągle ta sama Bolszewia, kreująca się po wojnie na pierwszą „demokrację wśród państw tzw. demokracji ludowej, które zdążyła sobie podporządkować.
Reklama
Proponuję teraz skoncentrować się na moment na wyrywkowej jedynie analizie wspomnianego wyżej aktu założycielskiego Układu Warszawskiego, tylko wybiórczo, gdyż tekst jest tak oderwany od rzeczywistości i zbałamucony propagandowo, że szkoda na to czasu. Dokument ten zawiera jedenaście artykułów. W preambule „układające się strony potwierdzają” – no właśnie, cóż takiego pragnęły ogłosić?
Otóż okazało się, że nadal pałały wolą stworzenia systemu bezpieczeństwa zbiorowego w Europie. To była stara sowiecka śpiewka, jedynie w nowym opakowaniu, w przededniu powołania UW. „Bracia Moskale” nie przestawali liczyć na rozerwanie więzi państw Europy Zachodniej, więc co jakiś czas zgłaszali podobne idiotyzmy „o zbiorowym bezpieczeństwie europejskim” z ich udziałem i z udziałem pozostałych państw zniewolonej koalicji.
Wzniosłe słowa kontra rzeczywistość
I tak, w art. 1 ww. aktu założycielskiego wart podkreślenia jest ten oto akapit, w którym m.in. zapisano, że układające się strony postanowiły „swoje spory międzynarodowe rozwiązywać za pomocą pokojowych środków, aby międzynarodowy pokój i bezpieczeństwo nie zostały zagrożone”.
Co za blamaż! W praktyce bowiem wyglądało to tak! W czerwcu 1956 roku utopiono we krwi bunt robotniczy w Poznaniu, pod dowództwem i nadzorem sowieckich wojskowych, m.in. marszałka K. Rokossowskiego i gen. S. Popławskiego (zginęło 74 demonstrantów, oficjalnie przyznano się do 53, plus setki rannych).
Reklama
Dużo tragiczniejszy wymiar miała natomiast zbrojna napaść sowieckich hord wojskowych na Węgry, by stłumić zarzewie rewolucji w tym kraju. Od 23 października do 10 listopada 1956 roku w walkach z Sowietami poległo 2,5 tys. demonstrantów, 24 tys. aresztowano i więziono, dziesiątki tysięcy internowano, zaś skazano na śmierć i stracono 500 osób. Ostatni wyrok śmierci za „udział w kontrrewolucji zapadł w 1961 roku. Po stłumieniu buntu Węgry opuściło blisko 200 tys. obywateli udając się na emigrację.
Ci buntownicy, zarówno w Polsce, jak i na Węgrzech, pragnęli jedynie godnie żyć, nie w warunkach urągających godności. Tak właśnie wyglądało rozwiązywanie problemów środkami pokojowymi w wersji sowieckiej. Zważywszy na fakt, że Polska i Węgry były w tym samym Układzie Warszawskim co ZSRS – to zapis powyższego art. 1 był i pozostawał czystą farsą. A to przecież nie koniec, podobny los spotkał Czechosłowaków – też członków UW – których wespół zaatakowali pozostali członkowie tego wspólnego tworu militarnego (poza Rumunią), a co odnotowano 20 sierpnia 1968 roku. (…).
Wysyp pobożnych życzeń
W kolejnych artykułach (2, 3, 4) mamy wysyp pobożnych życzeń wyartykułowanych przez Moskwian, jak chociażby w wypadku redukcji zbrojeń, zakazu użycia broni atomowej, wodorowej i innych rodzajów broni masowej zagłady. Tymczasem Rosjanie do dziś straszą świat jej użyciem i zbroją się po zęby oraz podbijają inne narody, choć nikt im nie zagraża.
W art. 4 strony gwarantowały sobie wzajemną pomoc w wypadku napaści z zewnątrz, co przynajmniej było już jakimś konkretem. Z tym że taka pomoc mogła mieć miejsce tylko w części europejskiej, stąd, gdyby Sowieci uczestniczyli w konflikcie militarnym w azjatyckiej części ZSRS, musieliby liczyć na samych siebie. Artykuł 4 by nie zadziałał.
Reklama
Z kolei w art. 5 jest mowa o potrzebie utworzenia Zjednoczonego Dowództwa, a w jaki sposób zostało ono powołane, to uświadomił nam już wcześniej marszałek Żukow, co należałoby uznać za wersję nie do podrobienia, jedyną w swoim rodzaju, możliwą tylko w wydaniu sowieckim. O potrzebie powołania kolejnej struktury w ramach UW dowiadujemy się z art. 6, gdyż „demokraci sowieccy” wpadli na pomysł, że dobrze byłoby w przyszłości wzajemnie się konsultować i stąd postanowili powołać Doradczy Komitet Polityczny, który notabene istniał już, gdy najechali Węgry i CSRS, a wcześniej zgnietli bunt poznańskich robotników.
To kolejna iluzja, gdzie treść zapisu nie miała żadnego przełożenia na czyny podejmowane z użyciem siły. O art. 7 i 8 można powiedzieć tyle, że były zupełnie zbędne, bo cóż to oznaczało, że: „Układające się strony oświadczają, że będą działać w duchu przyjaźni i współpracy […], kierując się zasadami niezawisłości i suwerenności oraz nieingerencji w ich sprawy wewnętrzne”.
Była to typowa nowomowa komunistyczna. W istocie to Sowieci wyznaczali pozostałym sygnatariuszom UW granice ich niezawisłości i suwerenności. Które z państw koalicji tego nie zrozumiały, były dotkliwie tłamszone, po czym najeżdżane, a ekipy dotychczas rządzące w tych krajach, po prostu wymieniane. To było tak oczywiste, że aż przerażające.
20 lat z opcją przedłużenia
Reguły gry każdorazowo ustalali „Bracia Moskale”. Kolejny bałamutny fałsz na poziomie bolszewickim – jak nie wychodziło ze „zbiorowym bezpieczeństwem europejskim”, to zapraszano państwa zachodnie do wstępowania w szeregi Układu Warszawskiego, co ujęto w artykule 9. Wieńczą te wynaturzenia propagandowe artykuły 10 i 11, w których odnajdujemy trochę konkretów. Przyjęto bowiem, że niniejszy układ będzie podlegał ratyfikacji przez państwa, które do niego przystąpiły, a dokumenty ratyfikacyjne zostaną przekazane na przechowanie rządowi PRL.
Reklama
Układ miał wejść w życie z chwilą złożenia ostatniego dokumentu – o czym miał poinformować pozostałe państwa rząd polski. Miał obowiązywać przez kolejne 20 lat, z możliwością przedłużenia o kolejne 10 lat – o ile na rok przed upływem tego okresu: „Układające się strony nie przekażą Rządowi Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej oświadczenia o wypowiedzeniu Układu”. Była też inna możliwość nieprzedłużenia niniejszego układu, gdyby w Europie został stworzony „system bezpieczeństwa zbiorowego” z udziałem państw UW i NATO. Na co oczywiście się nie zanosiło.
Powyższy dokument założycielski sporządzono w Warszawie 14 maja 1955 roku, po jednym egzemplarzu, w językach polskim, rosyjskim, czeskim i niemieckim, przy czym wszystkie teksty posiadały jednakową moc. Pomiędzy tymi poszczególnymi artykułami założycielskimi UW istniało silne sprzężenie – wówczas jeszcze nie dostrzegalne przez poszczególnych sygnatariuszy – obrazujące kontynuację ekspansji mocarstwowej ZSRS, tym razem pod przykrywką powołanego Układu Warszawskiego.
Uzasadnienie dla dalszych podbojów
Ten nowy twór militarny – tak naprawdę – miał uzasadniać dalsze podboje terytorialne, legitymizować totalitarną władzę na Kremlu oraz dawać uzasadnienie do permanentnej rozbudowy własnych sił zbrojnych i wojsk „sojuszniczych”. One z kolei, odpowiadając za coraz rozleglejsze rubieże bezpieczeństwa, przypisywałyby sobie prawo do kontynuowania dalszej ekspansji. To sprzężenie zwrotne samo się napędzające i asekurujące miało przed sobą szerokie perspektywy.
Ale nie wszystko tu było tak oczywiste. Sowieci, powołując powyższy Układ, mieli nadal problemy z identyfikacją geopolityczną – zawieszeni pomiędzy Eurazją, Europą i Azją, próbowali po trochę być wszystkim. Chyba jednak ich największym marzeniem było trwałe pozyskanie pozycji głównego rozgrywającego w relacjach Europy Środkowo-Wschodniej z Zachodem.
Reklama
Czynili to na swój sposób, ułomnie, ale skutecznie – na zasadzie narzuconego patrona bezpieczeństwa wobec państw mniejszych i słabszych, które wmontowali w struktury Układu Warszawskiego, co jednocześnie pozwalało im trwale przesłaniać postępującą degrengoladę wewnętrzną własnego państwa. Naród to kupił, chełpiąc się i zachłystując mocarstwową rolą ZSRS w świecie.
Wymowne pismo do Gomułki
Jest coś jeszcze, na co powinniśmy niezwłocznie zwrócić uwagę. Około półtora roku od powołania Układu Warszawskiego sowiecki generał broni – czasowo pełniący obowiązki ministra ON PRL – Jerzy (Jurij) Bordziłowski (Bordiłowskij) przesłał pismo do pierwszego sekretarza KC PZPR Władysława Gomułki dotyczące tzw. Memorandum w sprawie Układu Warszawskiego oraz planu rozwoju Sił Zbrojnych PRL (z datą 7 listopada 1956 r.).
Pismo było opatrzone klauzulą ściśle tajne. Nadawca zwracał uwagę, że zawarty w maju 1955 r. Układ Warszawski, a w szczególności dołączone niego porozumienia wojskowe oraz dwustronne porozumienia między PRL i ZSRS podpisane w okresie poprzedzającym powołanie Układu i uaktualniane już po jego zawarciu – wymagają gruntownej analizy i rewizji. Najbardziej szokujący pozostaje ten oto fragment z ww. memorandum, w którym ten sowiecki generał jednoznacznie stwierdza: „Porozumienia powyższe zawierają szereg zobowiązań niedających się pogodzić z polityką niezależności i suwerenności proklamowaną przez kierownictwo Partii i Rządu”.
Dalej jest to wyrażone jeszcze dobitniej: „Zobowiązania o charakterze wojskowym, wzięte przez Polskę na podstawie dwustronnych porozumień, pomimo wielokrotnych zmian i uaktualniania, są nierealne i niemożliwe do wykonania bez olbrzymich wydatków na armię i przemysł zbrojeniowy, co nie da się pogodzić z proklamowaniem przez kierownictwo Partii i Rządu stałego podnoszenia poziomu życiowego narodu polskiego” – czytamy.
Reklama
Lepszego adresata gen. Bordziłowski nie mógł sobie wymarzyć, gdyż kto jak kto, ale towarzysz Wiesław był szczególnie wyczulony na wielkość budżetów resortów siłowych, uważając, że były one powodem ograniczającym rozwój gospodarczy Polski. To był zresztą niezaprzeczalny fakt. Gdyby tenże sowiecki generał przesłał powyższe memorandum na ręce towarzysza Bieruta, ten prawdopodobnie z przerażenia nie byłby w stanie nic z tym zrobić i najpewniej powiadomiłby o tym włodarzy Kremla.
Nie inaczej byłoby z towarzyszem W. Jaruzelskim, jestem przekonany, że w pierwszym momencie podejrzewałby, iż była to prowokacja, kolejnym krokiem byłby błyskawiczny kontakt z rezydentem KGB w Warszawie gen. W. Pawłowem – i czekanie na informacje, co z tym fantem dalej począć.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Lecha Kowalskiego pt. Bracia Moskale a Układ Warszawski. Ukazała się ona w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Fronda