Podpalali więźniów, a potem leczyli ich oparzenia. Testowanych przez Niemców preparatów używa się do dziś

Strona główna » II wojna światowa » Podpalali więźniów, a potem leczyli ich oparzenia. Testowanych przez Niemców preparatów używa się do dziś

Chcąc znaleźć skuteczny preparat pomagający w leczeniu głębokich oparzeń nazistowscy zbrodniarze w kitlach nie cofnęli się przed niczym. Na więźniach KL Buchenwald przeprowadzono serię barbarzyńskich eksperymentów. Ich wyniki są wykorzystywane do dzisiaj.

19 listopada 1943 roku przez prowadzącą do bloku [numer 46] bramę przeszło pięciu zdrowych więźniów z Niemiec i Holandii. W ciągu kilku dni do gabinetów zabiegowych wprowadzano ich pojedynczo.


Reklama


Przeraźliwe krzyki niosły się po obozie

Rozebranych przywiązywano do stołów zabiegowych, a na przedramionach rozsmarowywano im żółtozieloną gęstą ciecz. Była to mieszanka fosforu, kauczuku i benzyny. Taką zawartość miały bomby i kanistry zrzucane przez bombowce RAF na niemieckie miasta.

Z kanistrów lepka ciecz wylewała się nad dachami i ulicami, ładunki przebijały się przez dachy i stropy budynków i rozpylały zawartość w ich wnętrzach. Niemcom udało się wydobyć żółtozieloną substancję z niewybuchu.

Więzień KL Buchenwald na zdjęciu wykonanym po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów (domena publiczna).
Więzień KL Buchenwald na zdjęciu wykonanym po wyzwoleniu obozu przez Amerykanów (domena publiczna).

Zbadano jej skład i właściwości palne, a potem zarządzono testy na ludziach. Gdy skórę więźnia pokryła odpowiednia warstwa mazi, nadzorujący zabieg lekarz SS wyciągał zapałki.

Fosfor pali się w temperaturze 1200 stopni, bardzo intensywnym płomieniem, wydzielając gęsty, toksyczny dym. Straszny wrzask więźnia zapewne słychać było poza murami bloku. Po kilkudziesięciu sekundach płonące ramiona gaszono.


Reklama


Efektem eksperymentu było powstanie bardzo głębokich ran. Gdy obeschły, lekarz SS smarował ją maścią i zakładał opatrunki. Proces gojenia wnikliwie obserwowano.

W poszukiwaniu leku na głębokie oparzenia

Tę serię barbarzyńskich eksperymentów zlecił profesor Karl Brandt, generalny komisarz do spraw sanitarnych i służby zdrowia oraz przyboczny lekarz Adolfa Hitlera. Domagał się sprawdzenia skuteczności maści na głębokie oparzenia wywoływane przez brytyjskie bomby zapalające.

Artykuł stanowi fragment książki Bartosza T. Wielińskiego pt. Wojna lekarzy Hitlera (Agora 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Bartosza T. Wielińskiego pt. Wojna lekarzy Hitlera (Agora 2021).

Brandt w swojej karierze odwiedzał obozy koncentracyjne, wiedział, w jaki sposób lekarze SS prowadzą badania, znał wreszcie niemieckie prawo, które zabraniało przeprowadzania jakichkolwiek eksperymentów bez zgody pacjenta. Mógł więc sobie wyobrazić, jak będą wyglądały próby z fosforem, i wiedział, że będą one nielegalne.

Nie miało to dla niego znaczenia. Brandt uważał, że skoro dziesiątki tysięcy ciężko poparzonych Niemców czekają na lekarstwo, to etyczne zastrzeżenia trzeba zignorować. (…)


Reklama


Raporty [opisujące skutki trwających od 24 lipca do 4 sierpnia 1943 roku alianckich bombardowań] Hamburga członkowie nazistowskiej wierchuszki czytali z rosnącym przerażeniem. Ta baza marynarki wojennej i ważny ośrodek przemysłowy, drugie co wielkości miasto Rzeszy, zostało (jak się okazało, na krótko) wyłączone.

Albert Speer, minister do spraw uzbrojenia i amunicji, zachodził w głowę, jak odbudować zniszczone fabryki i infrastrukturę. Brandt szukał zaś sposobu, by ulżyć rannym. Łatwopalna mieszanka fosforu i kauczuku rozpryskiwana przez bomby zapalające przylepiała się do ubrań i ciał, ludzie zamieniali się w żywe pochodnie.

Karla Brandt. To na jego polecenie prowadzono potworne eksperymenty w poszukiwaniu skutecznej maści na głębokie oparzenia. Tutaj na zdjęciu wykonanym już po wojnie, gdy stanął przed sądem (domena publiczna).
Karla Brandt. To na jego polecenie prowadzono potworne eksperymenty w poszukiwaniu skutecznej maści na głębokie oparzenia. Tutaj na zdjęciu wykonanym już po wojnie, gdy stanął przed sądem (domena publiczna).

Maść doktora Madausa

Kontakt z niewielką ilością substancji powodował potworne oparzenia. Brandt szukał specyfiku, który przyspieszałby gojenie ran i chronił je przed zakażeniami. Znalazł ziołową maść produkowaną przez fabrykę farmaceutyczną z Radebeul w Saksonii.

Jej założyciel doktor Gerhard Madaus, zwolennik ziołolecznictwa (zmarł w 1942 roku), badał właściwości jeżówki, rośliny o dużych różowych kwiatach, której korzenie, łodygi i liście zawierają substancje zwalczające bakterie i wirusy. Fabryka Madausa opracowała preparaty do walki z infekcjami, zwiększające odporność, w końcu także maści na trudno gojące się rany.


Reklama


Brandt postanowił sprawdzić ich skuteczność w leczeniu oparzeń. Firma testowała maści na prawdziwych królikach, u których wywoływano podobne oparzenia. Wyniki były pozytywne, ale wciąż nie przekonywały lekarzy.

Latem 1943 roku Brandt skontaktował się w tej sprawie z SS-Obergruppenführerem Ernstem-Robertem Grawitzem, głównym lekarzem SS, który dziewięć lat wcześniej ratował Hitlera po zatruciu ballistolem. W międzyczasie został szefem Niemieckiego Czerwonego Krzyża, dowódcą służby sanitarnej SS i głównym lekarzem organizacji.

Grawitz postanowił załatwić sprawę drogą służbową. O zgodę bezpośrednio poprosił Heinricha Himmlera. Zielone światło dla eksperymentów dostał już po tygodniu. Zdjęcia zwęglonych ciał mieszkańców Hamburga robiły wrażenie również na szefie SS.

Preparaty stosowane do dzisiaj

Więźniów Buchenwaldu wykorzystano nie tylko do testowania maści, ale też sposobów neutralizowania rozpylanej przez brytyjskie bomby łatwopalnej mieszaniny. Okazało się, że takie działanie miała substancja o nazwie „R-17”, czyli tetrachlorometan, powszechnie używany wówczas rozpuszczalnik.

Ofiary pseudonaukowych eksperymentów w KL Buchenwald na zdjęciu wykonanym po wyzwoleniu obozu (domena publiczna).
Ofiary pseudonaukowych eksperymentów w KL Buchenwald na zdjęciu wykonanym po wyzwoleniu obozu (domena publiczna).

W bloku numer 46 za pomocą R-17 prowadzący eksperymenty lekarze gasili płonącą maź rozsmarowaną na przedramieniu więźniów. Substancją przemywano także spowodowane przez fosfor rany.

Po kuracji preparatami z jeżówki gojenie faktycznie postępowało szybko. Wyniki przekazano producentowi z zaleceniem kontynuowania eksperymentów. Według zeznań więźniów Brandt odwiedził Buchenwald i zapoznał się z efektami na miejscu. Uzyskiwane z jeżówki preparaty na trudno gojące się rany są w użyciu do dziś.

Przeczytaj również o nieludzkich eksperymentach na Polkach w KL Ravensbrück. Ból był niewyobrażalny


Reklama


Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Bartosza T. Wielińskiego pt. Wojna lekarzy Hitlera. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Agora

Lekarze, którzy zostali zbrodniarzami

Tytuł, lead, tekst w nawiasach kwadratowych i śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

Autor
Bartosz T. Wieliński
4 komentarze

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.