Wbrew dawnym domysłom i opowiastkom, jakie krążą na temat wszystkich zamków, rezydencja królewska na Wawelu nie posiadała tajnych podziemnych przejść, pozwalających dotrzeć do miasta lub niepostrzeżenie przemknąć się do innych budowli na wzgórzu. Nie oznacza to jednak wcale, że piwnice pałacu nie zasługują na uwagę.
Poniżej poziomu ziemi znajdowała się ogromna, niedoceniana część budowli. Pałac miał aż 25 piwnic o łącznej powierzchni ponad 1400 m2.
Reklama
Były to w większości komory bardzo przestronne, wysokie i pojemne, poza tym powiązane z sobą portalami lub korytarzykami. Jako magazyny wszelkich dóbr odpornych na wilgoć, a zarazem nieodzownych do funkcjonowania pałacu, odgrywały kluczową rolę. Były również, o czym rzadko się przypomina, zamieszkane.
Piwnica królowej
Skrzydło zachodnie posiadało tylko jedną piwnicę, całkowicie ciemną i oddzieloną od reszty podziemi pałacu. Podobnie jak gmach znajdujący się powyżej komora należała do królowej.
Trzymano tam zapasy piwa przeznaczonego dla dwórek, a pewnie też przynajmniej część win znajdujących się w posiadaniu monarchini. Była to poza tym spiżarnia Bony Sforzy.
Ze względu na znaczne oddalenie od kuchni i utrudniony dostęp, możliwy wyłącznie od strony dziedzińczyka przy łaźni, składowano w niej zapewne głównie trudno psujące się, wyjątkowo smakowite rarytasy.
Reklama
Komory pod domem króla
W domu króla (a więc w skrzydle północnym) konstrukcja piwnic została w większości przejęta po starszych, średniowiecznych budowlach zamkowych. W efekcie dzieliły się one na odrębne części, odpowiadające dawnym gmachom, gruntownie przebudowanym na początku XVI stulecia.
Cztery komory znajdowały się po stronie zachodniej, pięć po wschodniej, jeszcze jedna zaś pod Kurzą Nogą – a więc pod narożnikiem zamku, mieszczącym część skarbca, sypialnię monarchy i jedną z sal audiencyjnych.
Prowadziło do nich kilka zejść ze schodkami, a także pochylnie, pozwalające na przykład na prostsze wytaczanie beczek. Wszystkie pomieszczenia miały małe okienka, wychodzące zazwyczaj na dziedziniec. Wpuszczały one całkiem sporo światła, bo opisane piwnice, jako jedyne w obrębie samej rezydencji, wystawały wyraźnie ponad poziom ziemi.
Mieszkańcy zamkowego lochu
Bez dwóch zdań najciekawszym zjawiskiem była tak zwana piwnica tatarska, umieszczona w tym punkcie, gdzie na piętrach znajdowały się izba stołowa króla i wielka sala audiencyjna.
Reklama
Przynajmniej od roku 1510, a może nawet wcześniej, Tatarzy wzięci do niewoli podczas walk na Wschodzie byli kierowani na Wawel jako niewolnicza siła robocza. Wykorzystywano ich do samego końca budowy, zapewne głównie przy pracach, które uchodziły za szczególnie nużące lub niebezpieczne.
Niedaleko wieży Lubranki (czyli najwyższej baszty zamkowej) dla jeńców wzniesiono drewniany budynek, gdzie mieli izbę i kuchnię. Niektórzy chyba tam sypiali, ale tych niebezpieczniejszych prowadzono na noc do piwnicy z zakratowanym oknem. Dla pewności zakładano im też pęta.
Warunki były ciężkie, ale chyba nie należy ich nazywać nieludzkimi. W rachunkach znajduje się na przykład wzmianka, że dla Tatarów zakupiono ubrania i buty. Tradycja wykorzystywania jeńców okazała się w każdym razie trwała. Jeszcze w drugiej połowie XVII wieku w inwentarzach stanu Wawelu wymieniano piwnicę, „gdzie Tatarów chowają i zamykają”.
Co trzymano w piwnicach Wawelu?
Pozostałe komory skrzydła północnego, wraz z tą umieszczoną pod Kurzą Nogą, służyły przede wszystkim do przechowywania monarszych trunków.
Reklama
Takie ich przeznaczenie nie stanowiło żadnej tajemnicy. Justus Decjusz w swoim pełnym zachwytów opisie rezydencji wprost wspomniał o piwnicach na wino. Obfite zapasy przedniego alkoholu były dla każdego władcy powodem do dumy, a nawet swoistym wyznacznikiem statusu. W końcu tylko dzięki stertom beczek dało się organizować prawdziwie spektakularne uczty.
Zachowane dokumenty z XVI wieku potwierdzają, że trunki były składane w przynajmniej pięciu podziemnych komorach Wawelu. Istnieje nawet dokładny „spis win w piwnicach Króla Jego Mości”.
Z dokumentu wynika, że w jednym momencie pod pałacem zalegały łącznie 83 beczki i beczułki win węgierskich oraz niemieckich. Niestety nie wiadomo, czy był to stan zwyczajny, wysoki, czy może wręcz przeciwnie – mocno przetrzebiony po jakiejś suto zakrapianej biesiadzie.
Można dodać, że według rachunków dworskich tylko w 1547 roku na wino wydano niemal 800 florenów, czyli równowartość niespełna pół miliona dzisiejszych złotych. Za nadzór nad zapasami i stan komór, gdzie były trzymane, odpowiadał specjalny służący: piwniczy od wina.
Reklama
Oprócz win piwnice po stronie północnej mieściły zapasy cennych przypraw, a przynajmniej czasowo też drewno, potrzebne na zamku w ogromnych ilościach.
Zagadkowa część wawelskich podziemi
Odseparowane komory pod wieżą Duńską, do których dało się dostać tylko z apartamentu wielkorządcy na parterze, służyły za dodatkowy skład cennych sreber królewskich. Magazyn naczyń znajdował się poza tym na parterze dawnej rotundy Najświętszej Marii Panny, teraz połączonej z budynkiem starostwa.
Stosunkowo niewiele wiadomo za to o dokładnym przeznaczeniu łącznie ośmiu piwnic skrzydła wschodniego. Prowadziła do nich para schodów z dziedzińca, wszystkie miały małe okienka i były wzajemnie połączone.
Przynajmniej dwiema komorami dysponował wielkorządca. Miał tam swój skarbiec, a także skład win i octu. W innych pomieszczeniach przechowywano pewnie opał, żywność oraz piwo, nadzorowane przez osobnego piwniczego.
Wiadomo poza tym, że w roku 1531 do piwnic były zamawiane kadzie, specjalne naczynia i klepsydry. Na tej podstawie Andrzej Fischinger przypuszczał, że pod skrzydłem wschodnim działał pałacowy browar.
Reklama
„Tu mnie moje błędy sprowadziły”. Piwnica wieży Jordanki
Odrębna piwnica mieściła się jeszcze pod wieżą Jordanką. Był tam loch przeznaczony dla więźniów wielkorządcy. Zlokalizowano go dość osobliwie, bo do karceru dało się dostać tylko z ganku ogrodów królewskich. Aresztantów prowadzono zatem do ciasnej, pozbawionej okien celi przez prywatną przestrzeń wypoczynkową pary monarszej. Gdyby zaś doszło do ucieczki, przestępcy mogliby zagrozić bezpośrednio członkom rodziny panującej.
Komora więzienna miała wymiary 3,5 metra na 4 metry i głębokość aż 8 metrów, w związku z czym podzielono ją na dwa poziomy, wykorzystując prowizoryczną drewnianą podłogę.
Klemens Bąkowski, zawzięty badacz dziejów Krakowa, tworzący na przełomie XIX i XX wieku, twierdził, że w dolnej, nieotynkowanej części, oddzielonej zamykaną klapą, znajdowała się ponura ciemnica, pozbawiona jakiegokolwiek źródła światła czy świeżego powietrza.
Poziom wyższy, o wyrównanych ścianach, mieścił z kolei „więźniów widocznie lepszej klasy”. W ścianach brakowało wprawdzie otworów, ale jakieś zakratowane okienko musiało zostać umieszczone w drzwiach.
Wiadomo o tym, gdyż pozbawieni zajęcia aresztanci pisali po murach z użyciem odłamków węgla drzewnego lub resztek łuczywa. Bez promieni słońca nie byliby w stanie tego robić.
Bąkowski twierdził, że napisy wykonano rękoma przynajmniej trzech osób. Pochodziły jego zdaniem dopiero z wieków XVII i XVIII. Autor zdołał odczytać kilka z nich. Niektóre robią wrażenie komentarzy politycznych, czy może raczej majaczeń człowieka zepchniętego na granicę szaleństwa.
„Kto wytrwa, ten będzie koronowany”, „Dla samego Boga panuj” – nagryzmolili więźniowie. Jeden stwierdził też ze skruchą: „Tu mnie moje błędy sprowadziły”. Inna sentencja zachowała się tylko we fragmentach: „Tysiąc lat i dziesięć tysięcy nie jest… wieczność bez końca… boją się ludzie umierać, a żyć w niebiosach”. Napisy, częściowo czytelne na początku XX wieku, dzisiaj już nie istnieją.
Reklama
Ostatnia pozostałość po zamku Kazimierza Wielkiego
Dwie dalsze piwnice umieszczono pod Lubranką i łącznikiem między wieżą oraz kurtyną południową. Z racji położenia bardzo blisko kuchni za czasów zygmuntowskich mogły one stanowić dodatkową spiżarnię.
Większość planów Wawelu nie zawiera więcej podziemnych komór. Ale istniała jeszcze jedna, niemal zapomniana piwnica. Umieszczono ją w zaskakującym punkcie – nie pod gmachami pałacu czy którąś z wież, lecz poniżej powierzchni dziedzińca, w narożniku południowo-wschodnim.
Była to ostatnia pozostałość po wygiętym skrzydle zamkowym z czasów Kazimierza Wielkiego, wyburzonym w związku z renesansową przebudową Wawelu.
Pomieszczenie nie przylegało do żadnego innego ani do bryły budynków, nie musiano zatem obawiać się jego zawilgocenia. W związku z tym komora pod dziedzińcem mogła stanowić główną lodownię rezydencji, dokąd zimą – zgodnie z nazwą – zwożono bloki lodu wykuwane z jezior, latem zaś przetrzymywano żywność wymagającą szczególnie niskich temperatur.
****
Powyższy tekst powstał w oparciu o moją nową książkę pt. Wawel. Biografia. To pierwsza kompletna opowieść o historii najważniejszego miejsca w dziejach Polski: o życiu władców, ich apartamentach, zwyczajach, o setkach innych lokatorów Wawelu i o fascynujących zdarzeniach, które rozgrywały się na smoczej skale przez ponad tysiąc minionych lat.