Polscy uchodźcy w Ugandzie. Jak w Afryce traktowano Polaków zmuszonych do opuszczenia ojczyzny?

Strona główna » II wojna światowa » Polscy uchodźcy w Ugandzie. Jak w Afryce traktowano Polaków zmuszonych do opuszczenia ojczyzny?

Członkowie rodziny Horowitzów, podobnie jak dziesiątki tysięcy innych polskich cywilów, w 1942 roku wyrwali się ze Związku Sowieckiego wraz z Armią generała Andersa. Najpierw trafili do Iranu, stamtąd popłynęli jednak do Afryki. Oto jakie warunki czekały na nich w obozie Nyabyeya w Masindi, tuż przy granicy Kenii z Ugandą.

Poniższy tekst sanowi fragment książki Sue Smethurst pt. Ku wolności. Przedstawia ona w zbeletryzowany sposób wojenne losy Mindli i Mojżesza (Kubusia) Horowitzów. Publikacja powstała głównie w oparciu o wielogodzinne rozmowy autorki z Mindlą, która była babcią jej męża.


Reklama


***

Mindla nigdy wcześniej nie postawiła stopy na łodzi, nie mówiąc o przemierzaniu oceanu, i teraz od wielu dni walczy z nudnościami. Jak okiem sięgnąć widzi tylko niebo i morze, ale przynajmniej Ocean Indyjski jest poza zasięgiem Hitlera, co bardzo podnosi ją na duchu.

Sześć dni temu wypłynęli z Karaczi, gdzie zatrzymali się w celu uzupełnienia zapasów. Potem para poszła w ruch i okręt wyruszył dalej. Obwieszczenie: „Ahoj, ziemia na horyzoncie” uspokaja nie tyle kapitana, co pasażerów, którzy desperacko pragną dostrzec skrawek lądu, na którym znajdą nowy dom.

Mindla wez z mężem i synem na zdjęcie z okresu międzywojennego (materiały prasowe).
Mindla wraz z mężem i synem na zdjęcie z okresu międzywojennego (materiały prasowe).

Prawdziwa ziemia obiecana

Kubuś, Mindla i Gad biegną na górny pokład i walczą o miejsce wśród setek Polaków wypatrujących białych piaszczystych plaż coraz bliższej Mombasy. Wkrótce dostrzegają postrzępiony zarys lądu porośnięty palmami, a potem woda wokół nich staje się krystalicznie czysta.

Pokonali dwa tysiące siedemset mil morskich i w końcu podróż dobiega końca. Tyle razy obiecywano im raj, ale wydaje się, że Mombasa właśnie jest tym rajem. Mindla nigdy w życiu nie widziała piękniejszego miejsca. W dokach roi się od brytyjskich żołnierzy, którzy są gotowi przetransportować uchodźców do ich nowych domów. Jakiś żołnierz wyciąga rękę do Gada, a chłopczyk grzecznie się z nim wita.


Reklama


– Witamy w Kenii, ma’am! – mówi żołnierz.

Mindla nie może się powstrzymać; całuje młodego mężczyznę w policzek, tak jak zrobiły to przed nią inne kobiety.

– To pocałunek dla króla! – mówi i uśmiecha się promiennie.

– Niech żyje król! – odpowiada żołnierz ze śmiechem.

Domem Mindli, Kubusia i Gada okazuje się kryta strzechą chatka w obozie Nyabyeya w Masindi, tuż przy granicy Kenii z Ugandą. Osada z jednej strony graniczy z gęstym lasem, a z drugiej z polami uprawnymi ciągnącymi się do Jeziora Alberta. W porównaniu z sięgającym kolan śniegiem w Tockoje oraz spieczonymi pustynnymi równinami Taszkentu i Persji to prawdziwa ziemia obiecana.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Polska wioska w sercu Afryki

W obozie Nyabyeya Mindla od razu czuje się jak w domu. Praktycznie rzecz biorąc, to tętniąca życiem polska wioska w samym sercu Afryki, w której dwa tysiące Polaków próbuje odbudować swoje zniszczone życie. Nikt, kto tutaj przebywa, nie został oszczędzony przez nazistów.

Pierwsza fala uchodźców zbudowała raj na wybiegach dla koni: setki szałasów, wspólną kuchnię, szkołę, kościół i kaplicę, nawet scenę, gdzie teraz się spotykają, by razem śpiewać, tańczyć i oglądać filmy. Większość osób mówi po polsku, więc Mindla natychmiast znajduje ukojenie w cieple ojczystego języka.

Artykuł stanowi fragment książki Sue Smethurst pt. Ku wolności (Rebis 2021).
Artykuł stanowi fragment książki Sue Smethurst pt. Ku wolności (Rebis 2021).

Na pierwszy rzut oka ich prymitywna chatka zbudowana z gliny i słomy nie wydaje się specjalnie wygodna. Ale ma dwa duże pokoje i kuchnię – w każdym pomieszczeniu są okna wychodzące na pola, a w sypialni jest nawet moskitiera. Prawdziwy raj.

Na blacie kuchennego stołu wykonanego z sosnowego drewna czeka na nich podarunek od połączonych sił amerykańsko-brytyjskich. To paczka z nowymi ubraniami, książki i małe radio, dzięki któremu będą mogli słuchać najświeższych wiadomości z frontu. Dobroć aliantów sprawia, że w oczach Mindli pojawiają się łzy. Po raz pierwszy, od kiedy rozpoczęła tę koszmarną podróż, pozwala sobie na płacz, a uczucie, że ma miejsce, które może nazwać domem, jest wprost obezwładniające. (…)


Reklama


„Każdy musi zarobić na swoje utrzymanie”

Kiedy już się zadomawiają, otrzymują polecenie, by wziąć udział w odprawie, którą organizuje komendant obozu. Dowiadują się, że zasady funkcjonowania w obozie Nyabyeya są względnie proste. Jeśli wszyscy będą ich przestrzegać, czeka ich szczęśliwe i zasobne życie.

– Każdy musi zarobić na swoje utrzymanie – mówi komendant. – Wszyscy pracujemy na farmach i terenach wokół wioski, żebyśmy mieli co jeść. Potem zwraca się bezpośrednio do dzieci. – Musicie mnie wysłuchać, to bardzo ważne – mówi, uciszając maluchy. – Nie wolno drażnić zwierząt – ostrzega i grozi palcem. – Nigdy, przenigdy, w żadnym wypadku!

Ulica osiedla Masindi. Zdjęcie z wtdawanego w latach 194301945 dwutygodnika "Polak w Afryce" (domena publiczna).
Ulica osiedla Masindi. Zdjęcie z wydawanego w latach 1943-1945 dwutygodnika „Polak w Afryce” (domena publiczna)

Jeśli zobaczycie słonia, spokojnie odejdźcie. Nie zbliżajcie się do niego. To samo dotyczy lampartów i hien. Dzieci, bardzo proszę, żebyście nigdy nie chodziły same nad jezioro, zawsze z kimś dorosłym, bo w przeciwnym wypadku krokodyle zrobią sobie wykałaczki z waszych kości!

Jezioro Alberta to popularne miejsce wypoczynku, zwłaszcza w upalne dni. Oprócz ludzi pływają w nim ryby, ptaki i hipopotamy, ale czasem w jego ciepłych wodach pojawiają się również krokodyle nilowe. Komendant opowiada dzieciom historię o małym chłopcu, który uciekł z obozu i poszedł się wykąpać w jeziorze, a potem już nigdy się nie odnalazł. Czy to prawdziwa opowieść? To bez znaczenia, bo osiąga zamierzony efekt; maluchy są tak przerażone, że będą przestrzegać reguł.


Reklama


Dobroć sąsiadów

Obóz składa się z ośmiu małych osad i większych wiosek połączonych główną drogą zwaną oficjalnie ulicą „Rób, co chcesz”. Horowitzowie mieszkają w wiosce „Małpi Gaj” i Mindla szybko się orientuje, skąd wzięła się ta nazwa. Ich ulica przylega do lasu pełnego szympansów, które każdego ranka witają ją w kuchennym oknie, szukając jedzenia. Jeśli nie zamyka okna, znajduje je w kredensie albo nawet pod swoim łóżkiem.

Niektórzy uważają, że małpy to tylko utrapienie, ale Mindla je lubi i przy każdej okazji głaszcze ich miękkie futerka.

– Mango, soczyste mango – odzywa się w drzwiach czyjś śpiewny głos.

Dwa dni po przyjeździe Mindla i Kubuś są oszołomieni szczodrością swoich sąsiadów, którzy przynoszą im warzywa, świeże mleko, a nawet mięso. Pierwszego wieczoru Mindla podała na kolację tak gruby stek, że ledwie mogła zmieścić go w ustach. Gdyby miał to być jej ostatni posiłek w życiu, umarłaby szczęśliwa. (…)

Afrykańska codzienność

Rodzina szybko przyzwyczaja się do codziennych obowiązków. Gad chodzi do szkoły z dziećmi z innego obozu, a Kubuś pracuje na plantacji trzciny cukrowej i kukurydzy. Matka natura wyposażyła tę część Afryki w żyzne gleby i tropikalny klimat, w którym rośnie niemal wszystko, więc Polacy zasadzili olbrzymie połacie kukurydzy, ziemniaków, marchwi i kapusty.

Cegielnia w Masindi (domena publiczna)
Cegielnia w Masindi (domena publiczna)

Pola uprawiane przez całą społeczność są bujne, zielone i niezwykle wydajne dzięki wodzie czerpanej z Jeziora Alberta, które jest również wodopojem dla stada bydła, a więc nie brakuje również mleka i mięsa.

Mindla rozkoszuje się pogodą. W wilgotnym klimacie pogoda zmienia się nieznacznie, a nawet jeśli pada, to deszcz jest ciepły – Mindla uwielbia tę przewidywalność. Po kolei poznaje sąsiadki – wszystkie kobiety są mniej więcej w tym samym wieku i rozmowy z nimi przypominają Mindli pogawędki z Jadzią i Ewą.


Reklama


Pyta wszystkich, czy mają jakieś wieści z Warszawy. Słyszała opowieści o getcie i obozach śmierci, ale nie może uwierzyć, że to prawda. Raz w tygodniu chodzi do komendanta, by zapytać o nowo przybyłych, ale nikt nie ma żadnych informacji. Modli się za ojca, Jadzię, Ewę i Jakuba. Och, jakże spodobałyby mu się te rozległe farmy i dziki tropikalny las, który je otacza ze wszystkich stron. Serce podpowiada jej jednak, że nie ma żadnej nadziei.

Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Sue Smethurst pt. Ku wolności. Jej polskie wydanie ukazało się w 2021 roku nakładem Domu Wydawniczego Rebis

Niezwykła historia ucieczki przed koszmarem Holokaustu

Autor
Sue Smethurst
2 komentarze

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.