Naval to wielokrotnie odznaczany weteran Jednostki Wojskowej GROM. Były specjals, który aż 10 razy brał udział w misjach w Iraku oraz Afganistanie, w swojej nowej książce zatytułowanej Afganistan na kołach z goryczą pisze, że „nasze polskie bazy, w których przebywałem w kolejnych latach, nie były przygotowane do zagranicznej służby, ale i do zwykłego życia też nie”.
Życie w wojskowych bazach, z dala od domu, kraju, rodziny i prozy codzienności, powoduje, że żołnierz, jakim by nie był twardzielem, to w samotny wieczór po prostu zatęskni. Za dziećmi, ukochaną kobietą, mamą, tatą, a i psem…
Reklama
Tacy jesteśmy, tego nie da się oszukać, tym bardziej w samotną noc, leżąc pod afgańskim niebem i będąc przykrytym kocem w drewnianej bichacie.
Dbanie o morale
Mądre armie i mądrzy dowódcy dbają o to, by żołnierze w takiej właśnie jak ta nasza bazie w Kandaharze, w wolnym czasie od służby czy boju, choć na chwilę znaleźli odskocznię od wojennego znoju, stresu i samotności. Najczęściej tęsknotę koi coś, co choć trochę dawało namiastkę tego, co zostało w kraju.
Dbanie o dobry stan ducha nazywa się po prostu podtrzymywaniem morale, czym ono wyższe, tym łatwiej w boju, a i prościej utrzymać armię chłopów w cuglach oraz motywować do działania. To przydatne również dla samych dowódców, bo i oni miewają chwile słabości.
Broń Boże nie użalam się tu nad nami, taka robota, ale kto nie poczuł smaku miesięcznej, sześcio-, a nawet ośmiomiesięcznej rozłąki, ten może nie rozumieć tego, o czym mowa, i pomyśleć, że narzekam, a ponoć my wszyscy to tacy twardziele.
Reklama
„Zaraz, zaraz – czas wolny? Po co!?”
Nasze polskie bazy, w których przebywałem w kolejnych latach, nie były przygotowane do zagranicznej służby, ale i do zwykłego życia też nie. Owszem, była stołówka i dach nad głową, ale brakowało miejsca, gdzie można by było po prostu choć na chwilę zapomnieć o tym, gdzie się jest, i trochę się zrelaksować.
Nasza narodowa tradycja wpaja nam, by mieć we krwi Boga, Honor i Ojczyznę, miejsca na tęsknienie i rozrywkę nie wpisano w regulamin, więc i wyższym dowódcom nie spędza snu z powiek troska o duszę żołnierza. No właśnie, skoro mowa o duszy – niby dba o nią kapelan, a miejsce na kaplicę jest obowiązkowe. Ale czy tego potrzebuje na wojnie dorosły facet, by odetchnąć po ciężkim dniu?
Ja nie. Kiedyś przeczytałem z niedowierzaniem, jak jeden ze znamienitych, wydawałoby się, generałów mówił o naszych potrzebach mniej więcej tak, że żołnierz bojowiec nie powinien mieć czasu na tęsknienie. A może lepiej zacytuję za portalem Z Afganistanu.pl tę generalską wypowiedź z 2010 roku:
– Zaraz, zaraz – czas wolny? Po co!? – odpowiedział pytaniem na pytanie mój rozmówca. – Przecież wtedy żołnierz zaczyna myśleć. Nie o walce, tylko o rodzinie. Zaczyna tęsknić, dopada go frustracja, słowem, obniża się jego zdolność bojowa. Uważam, że żołnierz przez te 6 miesięcy powinien walczyć, spać – bo sen regeneruje – i jeść. A odrobinę czasu wolnego przeznaczać na przygotowanie sprzętu do walki – kontynuował generał.
– Siatkówka, piłkarzyki? Żołnierz bojowy nie ma na to czasu. Wraca do bazy, bierze kąpiel, je i idzie spać.
Czy jest co komentować…?
„Czemu odpoczynek, rozrywka i salsa są tak ważne?”
Inne armie, potężniejsze od naszej, patrzą na swoich żołnierzy zupełnie inaczej, tam nie ma potrzeby ściągać aż tak bojowych twardzieli, jak nasz generał sobie wymarzył, patrząc na żołnierza bojowca zza sztabowego stołu.
W innych wojskach uwzględnia się czas na telefoniczny i internetowy kontakt z rodzinami, piłkarzyki, siatkówkę, a nawet na salsę i inne rozrywki, kino i siłownię. Do tego bardziej okazała rozrywka się trafia, a to za sprawą światowych gwiazd i gwiazdeczek, że wspomnę koncert Marilyn Monroe, który odbył się w lutym 1954 roku dla tysięcy żołnierzy w Korei Południowej.
Reklama
Czemu o tym piszę? Czemu odpoczynek, rozrywka i salsa są tak ważne i czy, na miłość boską, na wojnie jest na to miejsce i czas?
Tacy jesteśmy, tacy są młodzi ludzie, a i ci starsi też tego potrzebują w trudnych warunkach. Po co? Po to, by po prostu nie zwariować. Wczytajcie się we wspomnienia naszych powstańców warszawskich i ludności cywilnej płonącej Warszawy.
Trwało powstanie, waliły się kamienice, płonęły ulice i bezwzględnie mordowano na ulicach miasta mieszkańców, a w krótkiej chwili wytchnienia odbywały się koncerty, zawierano małżeństwa, urządzano potańcówki i teatrzyki, gdzieś tam w ruinach był czas na uśmiech, miłość, wszystko po to, by choć na chwilę uciec od tragicznej rzeczywistości. Młodzi i starzy chcą się bawić niezależnie od tragedii, jaka rozgrywa się wokoło.
Nawet na tonącym Titanicu orkiestra grała do ostatniej chwili. I nie piszę tego jako usprawiedliwienie moich wspomnień z życia toczącego się w takiej bazie jak ta w Kandaharze. Piszę to po to, by pokazać, jak ważne jest to dla zachowania równowagi psychicznej po powrocie do kraju, by tam na wojnie łapać chwile normalności; wszystko po to, by powrót do krajowej codzienności, do domu po tych sześciu czy ośmiu miesiącach udał się nie tylko w jednym kawałku, ale i ze zdrową duszą i psychiką.
Reklama
Typowy dzień
W większości tutejszych dużych wojskowych baz, poza tradycyjną wojskową służbą i walką z talibami, a raczej spędzaniu czasu na ich szukaniu, cykl dnia podporządkowuje się rutynie codziennej służby. Typowy dzień można by porównać do pracowniczej doby, którą przyjął trzyzmianowy zakład pracy w dużym przedsiębiorstwie, gdzie znajduje się cała logistyczno-operacyjna machina zapewniająca działanie firmy.
Takie miejsce pracy potrzebuje biur do wytwarzania kwitów niezbędnych do usystematyzowania ciągłości zaopatrzenia. Są więc dostawy, odbiory, gonią terminy, towar przylatuje w kontenerach, ktoś go musi rozpakować i wciągnąć na stan magazynu, a z magazynu dalej w drogę, by na końcu klient czyli żołnierz, jako odbiorca, dostał to co trzeba na czas. Taką bazę trzeba też nakarmić, umyć, ubrać, oprać, zapewnić prąd i dbać o sprawną kanalizację, by nasze własne gówno kiedyś wszystkiego nie zalało.
Co więcej, dostępny jest tu regularny transport kołowy, a że baza leży na lotnisku, to ten powietrzny lata tam i z powrotem na wszystkich światowych kierunkach. Taka baza często jest niczym średniej wielkości miasto z infrastrukturą, które wymaga elektryczności, w którym są sklepy, stołówki, warsztaty samochodowe, stacje paliw, magazyny, poczta, szpital.
Drewniany spacerniak
Od cholery ludzkiego wysiłku i stresu na różnego rodzaju stanowiskach pracy. Szeregowi to robotnicy, menedżerami są oficerowie, a dyrektorem generał. Sami widzicie: do słownie jak w ogromnym przedsiębiorstwie. Więc po służbie, podobnie jak i w cywilu po robocie, by nie zwariować, potrzebna jest chwila odsapnięcia, toteż musi być i miejsce na rozrywkę.
Reklama
Takim popularnym punktem spotkań w Kandaharze jest miejsce potocznie zwane wordwok. Drewniany spacerniak w kształcie litery L, dosłownie jakby ktoś zamierzał zrobić tam klasyczną zasadzkę. Tu można na chwilę zapomnieć o wojnie i zyskać miłą odskocznię lub po prostu miło spędzić czas i choć na chwilę nie tęsknić i nie myśleć o zagrożeniach codziennego życia w bazie, wokoło której jednak toczy się przedziwna wojna.
Wordwok to drewniany deptak, ze sklepikami, fryzjerem; jest i salon masażu, pralnia, krawiec, restauracyjki i kawiarnia z pączkami. Miejsca, jak ja to nazywam, dla rozrywki tworzy się dla wszystkich, bo przecież z nich nie korzystają tylko szeregowi bojowcy, ale i logistycy, sztabowcy, piloci, pracownicy cywilni, a i niejednego generała można było spotkać na siłowni…
No ale jak generał nie chodzi na pakę, nie gra w piłkarzyki ani w siatkówkę, to może i nie kumać, że ma się uczucia i tęskni; tu w Kandaharze widocznie generałowie z Kanady, USA, Anglii i Holandii je mają, na równi z bojowcami.
Stołówka
W większości przypadków za pierwszy poziom rozrywki można byłoby uznać pobyt na stołówce. Wyjazd na posiłek był wpisany w miłą prozę dnia, bo przede wszystkim trzeba było zawsze dobrze wyglądać, w końcu reprezentujemy Rzeczpospolitą, tak… nas szkolono, by nie tylko skutecznie walczyć, ale by się też nie kręcić i dobrze wyglądać, jak mówi nasze wewnętrzne przysłowie: nie kręć się i dobrze wyglądaj, a jak już się zakręcisz, to choć dobrze wyglądaj. Taki wyjazd na stołówkę to czas spędzony wśród ludzi, jak cię widzą, tak cię piszą…
Na stołówce w różne dni tygodnia przyjęte jest menu odpowiadające jakiejś narodowej kuchni. Dni kuchni latynoskiej, azjatyckiej, włoskiej, gdy zaś przypadało święto narodowe któregoś z państw, to można było zakosztować smaku rodem z Holandii czy Kanady.
Akurat w najbliższych dniach wypada narodowe święto Kanadyjczyków i kraj spod znaku klonowego liścia zaprasza na uroczysty posiłek – naleśniki polane sosem klonowym, tak przynajmniej się ogłaszają, trzeba się śpieszyć, by zasmakować tych smaków. Ale zanim przyjdzie czas na naleśniki, a raczej na pancakesy, trzeba popracować, taka kolejność, nie inaczej.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książkę Navala pt. Afganistan na kołach. Ukazała się ona w 2022 roku nakładem wydawnictwa Bellona.