W drugiej połowie lat 20. XX wieku nad Wisłą pojawił się pomysł, aby Polska przystąpiła do akcji kolonizacyjnej w Angoli. Krótko przed wybuchem II wojny światowej do działania zerwało się nawet polskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych, zainteresowane także ekspansją na obszarze Mozambiku. Oto co wyszło z planów zdobycia równikowego Eldorado.
W okresie międzywojennym Angola była największą portugalską kolonią. Milion dwieście tysięcy kilometrów kwadratowych na papierze robiło wrażenie. Kraj był jednak niezwykle słabo zaludniony.
Reklama
Równikowe Eldorado
Pod koniec lat 30. XX wieku zamieszkiwało go zaledwie około 2,5 miliona ludzi, w przeważającej mierze autochtonów. Obszar posiadał – i nadal posiada – wiele bogactw naturalnych, takich jak rudy metali (w tym szlachetnych), diamenty, ropa naftowa czy gaz ziemny. Dodatkowo z racji równikowego klimatu dobrze rozwijały się tam uprawy kawy, bawełny oraz kauczuku.
Wszystkie te czynniki sprawiły, że już w 1927 roku Angola znalazła się na celowniku Ligi Morskiej i Rzecznej (następnie przemianowanej na Ligę Morską i Kolonialną). Propagatorzy polskich kolonii na Czarnym Lądzie przystąpili do konkretnych działań wiosną następnego roku.
22 kwietnia do Lizbony udał się prezes Związku Pionierów Kolonialnych (jednej z sekcji Ligii), Kazimierz Głuchowski. Organ LMiR, miesięcznik „Morze” donosił, że celem podróży było „wdrożenie pertraktacji z rządem portugalskim względnie kompaniami kolejowymi w Angoli, w sprawie uzyskania terenów w Angoli, odpowiednich dla polskiej ekspansji kolonizacyjnej”.
W czerwcowym numerze „Morza”, już po powrocie emisariusza do kraju, pisano z kolei, że:
Reklama
Zbadanie sprawy w stolicy metropolii utwierdza jeszcze Związek w przekonaniu, że Angola nadaje się do kolonizacji rolnej i osadnictwa polskiego. Pan Gołuchowski spotkał się w Lizbonie z żywym zainteresowaniem u czynników miejscowych, związanych z Angolą gospodarczo, które są skłonne do całego szeregu ułatwień dla akcji polskiej.
Dalsze akcje potoczą się wobec tego żywo, idąc już w kierunku praktycznej realizacji projektu.
Rzeczywiście, sprawy potoczyły się „żywo”. Na łamach prasy (zarówno ligowej, jak i codziennej) pojawiały się liczne artykuły popularyzujące Angolę jako dogodne miejsce do przeprowadzki. Ukazało się nawet kilka broszur poświęconych kwestiom związanym z warunkami geograficznymi i realiami działalności gospodarczej w południowej Afryce. Co oczywiste, oceniano w nich bardzo pozytywnie perspektywy dla polskiej „ekspansji gospodarczej”.
Pół miliona złotych na start
14 grudnia 1928 roku Naukowy Instytut Kolonialny i Emigracyjny oraz Polska Stacja Badań Tropikalnych wysłały wspólnie specjalną ekspedycję do portugalskiej kolonii. Celem wyprawy, na czele której stał Franciszek Łyp, było zbadanie na miejscu szans powodzenia ewentualnej polskiej akcji osadniczej.
Rezultaty rekonesansu okazały się obiecujące, ponieważ w Angoli – w przeciwieństwie do np. Brazylii – liczyły się nie tyle „silne ręce”, co raczej kapitał, gdyż na miejscu nie brakowało taniej siły roboczej. Jednak aby odnieść sukces należało sporo zainwestować.
Jak podaje w swej książce Liga Morska i Kolonialna 1930-1939 Tadeusz Białas, Łyp szacował, iż kolonista powinien dysponować przynajmniej dziesięcioma tysiącami dolarów. Po ówczesnym kursie dawało to aż 89 tysięcy złotych (w przybliżeniu około pół miliona dzisiejszych PLN).
Reklama
Wydatki związane z zakupem i urządzeniem gospodarstwa miały pochłonąć osiem tysięcy, dwa tysiące powinny stanowić rezerwę, na „czarną godzinę”. Tak więc Angola była uważana za dogodny teren osadniczy, ale tylko dla ludzi z zasobnym portfelem.
Pierwsi polscy koloniści wyruszają do Angoli
Z racji tak optymistycznych prognoz rok 1929 upłynął pod znakiem przygotowań do wyekspediowania pierwszych polskich osadników. Utworzono w tym celu komitet organizacyjny spółki „Polangola”, mającej zająć się wymianą handlową oraz stosunkami ekonomicznymi z Portugalią i jej koloniami.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Powołano do życia również spółdzielnię kooperacyjną „Alfa” oraz Towarzystwo do Kolonizacji Angoli, których zadania zawierały się w nazwie drugiej organizacji. Zadbano nawet o to, aby w podpisanym jesienią tegoż roku polsko-portugalskim traktacie handlowym znalazła się poufna klauzula osiedleńcza, zapewniająca polskim obywatelem równouprawnienie pod względem opieki socjalnej i ochrony pracy.
Teraz nie pozostało już nic innego, jak tylko wystartować z kolonizacją. Przecieranie szlaków przypadło w udziale hrabiemu Michałowi Zamoyskiemu, który 7 grudnia 1929 roku wraz z małżonką ruszył samochodem do Lizbony. Następnie 20 grudnia państwo Zamoyscy na pokładzie statku udali się w kierunku Angoli, gdzie zamierzali założyć plantację.
Jednocześnie hrabia piastował funkcję przedstawiciela spółki „Polangola”. Kolejna grupa kolonizatorów wyruszyła pół roku później. W jej skład wchodziło sześciu członków Związku Pionierów Kolonialnych, którym przewodził inżynier Adam Paszkowicz. Mieli oni w planach zajęcie się hodowlą bydła oraz działalnością przemysłową. We wrześniu 1932 roku dołączył do nich agronom Jerzy Chmielowski.
Oszustwo na Angolę
Rozdmuchanie w prasie tematu emigracji do Angoli dało okazję oszustom do mamienia naiwnych ludzi obietnicami przyszłego dobrobytu w Afryce. Na łamach „Morza” pojawiło się nawet w kwietniu 1931 roku ostrzeżenie przed takimi praktykami. Redakcja stwierdzała:
Reklama
Jak nas informują z prowincji, wielu włościan, a nawet większych posiadaczy ziemskich padło ofiarą tajemniczych agentów, którzy po zainkasowaniu znacznych ilości gotówki, zniknęli bez śladu. Nadużycia sięgaj kilku, a na nawet kilkudziesięciu tysięcy złotych w jednym wypadku.
Poza tym pojawiły się tajemnicze ogłoszenia w prasie warszawskiej, wzywające osoby zainteresowane, do zwracania się do nieznanych dobrodziejów, którzy nawet zamierzają wydawać pismo (sic) poświęcone wyłącznie Angoli.
Portugalczycy mówią dość
Na „szum medialny” w polskiej prasie wokół Angoli zareagowała również strona najbardziej zainteresowana, czyli władze w Lizbonie. Minister spraw zagranicznych Józef Beck w swoich wspomnieniach zanotował, że „rząd portugalski zajął wrogie stanowisko wobec naszej polityki, a w Anglii najpoważniejsze czynniki zastanawiały się nad niebezpiecznymi aspiracjami Polski”.
Portugalczycy, chcąc poskromić napływ nowych obcokrajowców do kolonii, wprowadzili szereg ograniczeń. Władze Rzeczpospolitej zmuszono chociażby do rezygnacji ze wspomnianej wcześniej poufnej klauzuli osiedleńczej.
Przy oporze metropolii kolonialnej przeciwko polskim projektom, sprawa naszej akcji osadniczej w Anglii na kilka lat ucichła. Nie był to jednak wcale definitywny koniec snów o równikowym Eldorado. Temat wrócił na krótko przed wybuchem II wojny światowej. Tym razem kołem zamachowym akcji była nie Liga Morska i Kolonialna ale polskie MSZ. Ministerstwo rozważało skierowanie do Angoli i Mozambiku (wówczas Portugalskiej Afryki Wschodniej) „ekspansji gospodarczo-ludzkiej”.
Wielkie plany MSZ
We wspomnianej już książce Tadeusza Białasa możemy znaleźć informacje na temat projektów zakupu nawet 20 tysięcy hektarów gruntów, w celu prowadzenia akcji kolonizacyjno-plantacyjnej. Z racji niechęci portugalskiego rządu miano posłużyć się fikcyjną spółką, która za kwotę ponad 13 tysięcy franków nabyłaby rzeczone tereny.
Rozważano również wykupienie za 1,8 mln złotych (w przeliczeniu około 18 milionów obecnych złotych) większościowego pakietu akcji kompanii „Cabinda”, działającej na terenach należących administracyjnie do Angoli.
Ostatecznie z obu pomysłów nic nie wyszło, a za najlepsze podsumowanie całej angolskiej „imprezy” może posłużyć artykuł Juliusza Gebethnera zamieszczony w kwietniowym numerze „Morza” z 1938 roku. Autor wymienił w nim zaledwie pięć polskich plantacji w tym kraju.
Reklama
Jakby na pocieszenie autor dodał, że „już w niedługim czasie będziemy mieli w Polsce własną kawę, sadzoną przez polskich osadników”. Oczywiście nic z tego nie wyszło. Półtora roku później wybuchła wojna i nikt nad Wisłą nie zakosztować smaku ziaren z polskich upraw w Angoli.
Mimo wszystko wydaje się, że władze w Warszawie traktowały całą sprawę bardzo serio. W planowanym na rok 1939-1940 budżecie Wydziału Polityki Emigracyjnej przeznaczono aż 395 tysięcy złotych (blisko 4 miliony dzisiejszych PLN) na prace związane z przygotowaniami pod polskie osadnictwo w Angoli i Mozambiku.
Prawda o życiu naszych pradziadków
Bibliografia
- M. Arcta. Nowoczesna encyklopedia ilustrowana, Warszawa [1937].
- Józef Beck, Ostatni raport, Warszawa 1987.
- Tadeusz Białas, Liga Morska i Kolonialna 1930-1939, Gdańsk 1983.
- Marek A. Kowalski, Dyskurs kolonialny w Drugiej Rzeczpospolitej, Warszawa 2010.
- „Morze” 1928-1930; 1931-1932; 1938.
- Wielka Encyklopedia Oxford, t. 1, Warszawa 2008.
2 komentarze