Gdynia stała się propagandową historią sukcesu i kluczowym kołem zamachowym polskiej gospodarki. Nie był to jednak jedyny port zbudowany od zera w czasach II Rzeczpospolitej. Inwestycja we Władysławowie, choć nie tak spektakularna, zapewniała rzecz niemożliwą za pośrednictwem Gdyni: bezpośredni dostęp do otwartego morza.
Ważnym ogniwem polskiej gospodarki morskiej w latach międzywojnia było rybołówstwo. Poza Helem i Puckiem – dwoma małymi portami, przejętymi na mocy traktatu wersalskiego – Rzeczpospolita dysponowała też portem rybackim w nowo zbudowanej Gdyni oraz przystaniami w Jastarni i Borze.
Reklama
Wszystko to była jednak infrastruktura położona nad Zatoką Gdańską i Pucką, a Polsce potrzebny był też port rybacki od strony pełnego morza, dzięki któremu uległaby skróceniu droga do bałtyckich łowisk.
Na cześć niedocenianego króla. Władysławowo
Wybór padł na miejscowość Wielka Wieś. Pierwszy pal pod budowę nowego portu rybackiego wbito w marcu 1936 roku, a oficjalne otwarcie nastąpiło 3 maja 1938 roku. Nazajutrz prasa informowała:
W uroczystości wzięli udział przedstawiciele władz państwowych oraz tłumy mieszkańców z różnych stron Kaszub i Pomorza. Po wygłoszeniu przemóienia, p. minister Roman przeciął wstęgę i podszedł do pomnika, odsłaniając go przy dźwiękach Hymnu Państwowego, odegranego przez orkiestrę rybaków.
Nowy port nazwano Władysławowo, na cześć króla Władysława IV, który jako jeden z nielicznych polskich władców doceniał i starał się wykorzystać fakt położenia Rzeczpospolitej przedrozbiorowej nad Bałtykiem.
Reklama
Inwestycja poczyniona była z rozmysłem. Powierzchnia basenów portowych wynosiła aż 14,5 hektara. Na terenie portu we Władysławowie zbudowano też niezbędne dla obsługi jednostek rybackich warsztaty naprawcze, magazyny i chłodnie na świeżą rybę oraz bocznice kolejowe. Ponadto zarezerwowano tereny pod zakłady przetwórstwa rybnego.
Polskie rybołóstwo przed II wojną światową
Liczba polskich jednostek rybackich w 1921 roku wynosiła 919, natomiast w 1938 – 862. Spadek wynikał przede wszystkim ze zmian w strukturze floty połowowej.
W pierwszym okresie jej działalności dominowały przybrzeżne łodzie wiosłowe, natomiast w latach późniejszych na morzu coraz częściej zaczęły się pojawiać motorowe kutry rybackie, umożliwiające dalsze wyprawy.
Ponadto na początku lat 30. na łowiska Morza Północnego ruszyły dalekomorskie trawlery i lugry rybackie.
Reklama
Pięć milionów konserw rocznie
Wielkość połowów systematycznie rosła. W 1921 roku polscy rybacy pozyskali zaledwie 1300 ton ryb. W roku 1936, który okazał się szczytowy w dwudziestoleciu międzywojennym, było to 23 336 ton.
Krajowe połowy nadal nie zaspokajały jednak popytu na ryby i trzeba było je importować z zagranicy. W jednym tylko 1938 roku sprowadzono do Polski przeszło 62 000 ton.
Zwiększające się połowy własne oraz import sprawiły, że coraz więcej ryb trafiało do krajowych wytwórni konserw rybnych i wędzarni.
W roku obrachunkowym 1929/30 wyprodukowały one 1 800 000 konserw rybnych, natomiast w 1932/33, a więc gdy polscy rybacy łowili już na Morzu Północnym, wartość ta wzrosła do 5 700 000 sztuk.
****
Powyższy tekst przygotowałem na potrzeby książki Przedwojenna Polska w liczbach (Bellona 2020). To wspólna publikacja autorstwa członków zespołu portalu WielkaHISTORIA.pl, ukazująca jak naprawdę wyglądało życie w II RP.
1 komentarz