Patrząc na „Portret małżonków Arnolfinich” pędzla Jana van Eycka trudno oprzeć się wrażeniu, że jest to wizerunek późnośredniowiecznej ciężarnej mieszczanki. Zdaniem ekspertów przedstawiona na obrazie dama wcale nie była jednak w ciąży. Nie ma natomiast wątpliwości, że jej męża otaczało mnóstwo przedmiotów o symbolicznym znaczeniu.
Określenie „jeden z najbardziej tajemniczych obrazów świata” nie jest figurą retoryczną. Namalowany w 1434 roku portret zadziwia przede wszystkim tematyką. Sportretowana została nie Święta Rodzina, nie Matka Boska ani nawet żadna święta lub święty, lecz zwykła para śmiertelników.
Reklama
Kupiec zrównał się majątkiem z księciem
Co więcej, nie są to członkowie rodziny królewskiej ani wysoko urodzeni przedstawiciele burgundzkiej arystokracji. Na obrazie przedstawiony jest kupiec. Rzecz to niezwykła w piętnastowiecznej Europie. Kupiec zadaje bowiem kłam naturalnemu porządkowi, w którym stany społeczne powinny być rozdzielone przepaściami stanu posiadania.
Kupiec, postać było nie było z nizin społecznych, dorobił się wielkiej fortuny i zrównał majątkiem z księciem. Kupiec jest tak bogaty, że może, niczym król, zamówić swój portret u nadwornego malarza. Temat obrazu jest więc zapowiedzią głębokich przemian społecznych, jakie miały nastąpić w zachodnim świecie.
Nie bez powodu dokładnie ten czas i to miejsce wybrał holenderski autor Johan Huizinga, aby zilustrować w dziele „Jesień średniowiecza” burzliwy czas przemian i przejścia ludzkości od średniowiecza do nowożytności.
Giovanni Arnolfini, handlarz towarami luksusowymi, oraz jego małżonka Giovanna przebojem wtargnęli na płótno, symbolicznie reprezentując kondycję i przyszłość całego swojego stanu.
Reklama
Rozrzucone buty i wypukłe lustro
Zastanawiająca jest też warstwa symboliczna i dobór symboli. O ile bowiem koncept, aby stworzyć równoległą opowieść z przedmiotów posiadających podwójne znaczenia jest mocno zakorzeniony w estetyce średniowiecza i długo jeszcze będzie realizowany w kulturze, to dobór przedmiotów jest, delikatnie mówiąc, zagadkowy.
Porozrzucane buty: duże drewniane klapki o dziwnym kształcie oraz czerwone sandały, kudłaty piesek, miotełka (?), wypukłe lustro, wielkie, czerwone łoże i pomarańcze. Zestaw doprawdy oryginalny, nawet jeśli zastosować klucz symboliczny.
Jeśli do tego doda się szereg wątpliwości: czy aby na pewno jest to scena zaślubin, czy mężczyzna to faktycznie Giovanni Arnolfini (a może artysta muzyk Arnoldus de Fine?) i czy kobieta jest w ciąży, to okazuje się, że portret jest autentycznie tajemniczy.
Usprawiedliwieniem obecności szeregu, zdawałoby się, przypadkowych przedmiotów, w tym pomarańczy, jest chęć opisania wzniosłej teologii małżeństwa. Taka jest jedna z koncepcji. Należy jednak pamiętać, że w przypadku obrazu z Arnolfinimi nic nie jest pewne.
Reklama
Psinka symbolem wierności
Według tej teorii, opracowanej przez Erwina Panofsky’ego, kobieta i mężczyzna biorą ślub. Dlatego jest pies – symbol wierności, i zapalona świeca – obecności Zbawiciela. Jeżeli w pomieszczeniu dokonuje się sakrament, to obecna jest tam łaska Boża – stąd porzucone buty, analogia do wersetu ze Starego Testamentu o Mojżeszu: „Zdejm sandały z nóg, gdyż miejsce, na którym stoisz, jest ziemią świętą”.
Jeżeli zabawić się w „wytęż wzrok”, dostrzeże się szereg innych przedmiotów. Jest więc mała rzeźba depczącej smoka św. Małgorzaty Antiocheńskiej, bursztynowy różaniec, dziesięć medalionów wokół wypukłego lustra, zawierających sceny drogi krzyżowej. Wszystko to gładko wpisuje się w koncepcję o symbolice sakramentu małżeństwa.
Ukryci świadkowie
Nawet brak księdza i mało oficjalne, jak na wzniosłą chwilę, wnętrze, w teorii tej wytłumaczone jest poprzez matrimonium per fidem, czyli praktykowany wówczas zwyczaj prywatnych zaślubin. Stąd też obecność lustra – efekt bardzo nowatorskiego zabiegu malarskiego.
W wypukłym zwierciadle ukradkowo odbija się autor portretu. Daje to intrygujący wgląd w drugą, nigdy nie oglądaną, stronę obrazu. W odbiciu dostrzec można jeszcze jednego mężczyznę. Te dwie dodatkowe postacie to świadkowie konieczni do zawarcia sakramentu prywatnych zaślubin. Rolę potwierdzającą obecność świadka ma także inskrypcja na ścianie: Johan-nes de eyck fuit hic 1434 – Jan van Eyck tu był. Jest ona niczym podpis złożony w księdze parafialnej.
Co z tą ciążą?
A jak sakrament ma się do ciąży narzeczonej? Oficjalne stanowisko National Gallery głosi, że kobieta na obrazie nie jest w ciąży. Drapowana na brzuchu suknia to typowy strój z epoki, a gest zakasywania drobną dłonią szat na wysokości pasa potęguje wrażenie, że kobieta jest brzemienna. Poza tym miotełka oraz gładka tafla lustra (Speculum sine macula – zwierciadło bez skazy, jeden z symboli czystości Maryi) obrazują czystość oblubieńców.
Czy jednak faktycznie są to zaślubiny? Tego już nigdy nie uda się jednoznacznie rozstrzygnąć. To, co wiemy na pewno: jest to jeden z pierwszych obrazów olejnych na świecie, wykonał go Jan van Eyck, wynalazca tej techniki, przedstawiona jest na nim kobieta w zielonej sukni i mężczyzna w kapeluszu, którzy trzymają się za ręce, a pod oknem leżą pomarańcze.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Joanny Łenyk-Barszcz i Przemysława Barszcza pt. Wielkie sekrety arcydzieł sztuki. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Fronda.
Podróż tropami błysków geniuszu wielkich mistrzów
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.