Trudno zrozumieć powiedzenie o kupowaniu kota w worku, bo nawiązuje ono do praktyki, która odeszła do historii już setki lat temu. I dobrze, że odeszła – bo chodzi o rzecz wyjątkowo bestialską.
Łatwo wyjaśnić, co dzisiaj oznacza powiedzenie „nie kupuj kota w worku”: nie kupuj towaru, którego nie obejrzysz, nie daj się oszukać płacąc za coś w ciemno. Skąd jednak wzięło się to osobliwe stwierdzenie?
Reklama
Związek między kotem ukrytym w worku a formą szwindlu nie jest z XXI-wiecznej perspektywy zrozumiały. Czy brzydszy kot będzie słabiej łapał myszy? A może po futrze kota da się poznać czy się będzie łasił i czy skorzysta z kuwety zamiast zasłon? Oczywiście nie.
Do tego pytanie chyba podstawowe – do kroćset, po co ktoś miałby trzymać kota w worku i w taki sposób go sprzedawać?! Nie dość, że to absurdalne, to jeszcze biedny zwierzak mógłby się udusić.
Wszystko robi się jasne dopiero, kiedy uwzględnimy do czego dawniej „służyły” koty, szczególnie te bezpańskie. Nadawały się one nie tylko na obiad (o czym już pisałem), ale też… na ubranie. A w workach sprzedawano albo martwe zwierzęta, albo same tylko ich skóry.
Podatek od beczki albo od tysiąca kocich skór
W pełnym i późnym średniowieczu w Zachodniej Europie istniała cała branża „kociarska”.
Reklama
Specjalni łapacze wynajdywali i chwytali koty, kuśnierze zdejmowali z nich skórę i wykonywali z niej ubrania, a handlarze objeżdżali jarmarki i targowiska, oferując towary z kota.
Rynek kocich ubrań był na tyle duży, że wprowadzano specjalne przepisy odnośnie handlu tymi zwierzętami.
Na przykład w Saint-Vaast w Arras na początku XI wieku od kociej skóry płaciło się 2 dukaty podatku. W Montpellier około 1201 roku zasady były już bardziej szczegółowe: 2 dukaty za gotowe skóry i ubrania z kotów, ale za tuzin kotów jeszcze nieobrobionych – dukat.
Można też było zapłacić podatek od beczki kotów w wysokości dwóch dukatów. Interes musiał iść naprawdę przednio, jeśli w porcie Ipswich w 1303 roku ustalono cło nie od jednego kota czy od tuzina, ale od tysiąca skórek.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Kamizelka, płaszcz albo dywanik
Robiono kamizelki z kota, kapelusze, podszewki, płaszcze, rękawiczki albo i kocie peleryny. To jednak nie wszystko.
Koty można było nosić, ale chyba częściej stanowiły element wystroju. Laurence Bobis pisze w książce Kot. Historia i legendy, że zwłaszcza w mniej zamożnych domach kocich skór często używano „jako dywaników, dywanów, obijano nimi krzesła i szyto z nich pokrowce na poduszki”.
Reklama
Koty dzikie i kominkowe
Z dokumentów jasno wynika, że naprawdę opłacalne było łapanie dzikich kotów: ceny za ich skórę były wielokrotnie wyższe, a nosili je nawet królowie (Ludwik VI) czy dostojnicy kościelni. Z drugiej strony „kota kominkowego” (dokładnie taka nazwa pojawia się w tekstach z epoki) dużo prościej było złapać, czy też raczej ukraść.
Wielką popularnością w średniowiecznych miastach cieszyło się łapanie, zabijanie i sprzedawanie na futro kotów, które jak najbardziej miały właścicieli.
Czasem był to zwykły proceder przestępczy, czasem iście makabryczna zabawa. Pewne exemplum (kaznodziejska opowiastka) z XIII wieku wspomina o nieszczęsnym losie paryskiego kota:
<strong>Przeczytaj też:</strong> 15 największych mitów na temat średniowiecza. Czy ty też w nie wierzysz?Paryscy studenci bawili się, rzucając kotu kostkę do gry, i za każdym razem, gdy wyrzucił odpowiednią ilość punktów, dawali mu coś do jedzenia, ponieważ jednak kot w końcu przegrał, obdarli go ze skóry, którą następnie sprzedali.
Piętno na futrze
Przed takim losem swoich pupili właściciele bronili się w bardzo prosty sposób: przypalali kotom skórę, aby czasem nie dało się z niej uszyć niczego wartościowego.
Musiało to być naprawdę powszechne rozwiązanie, bo nawet księża pouczali ludzi, że Bóg zsyłający na nich karę (w tym przypadku pożar), „zachował się wobec mieszkańców (…) jak stara kobieta, która przypaliła sierść swojemu kotu nie dlatego, że go nienawidziła, lecz po to, by go ocalić”.
Reklama
W tym miejscu dochodzimy do sedna. O co najprawdopodobniej chodziło z przysłowiem o „kotach w worku”, które istnieje przynajmniej od późnego średniowiecza? Właśnie o przypalane skórki, które nieuczciwy handlarz próbował opchnąć kupcowi bez wyjmowania z worka.
W efekcie koci kuśnierze szybko zyskali równie kiepską reputację co lichwiarze – według niektórych źródeł nazywano ich powszechnie kłamcami, a nawet… zrównywano z diabłem.
Bibliografia
- Laurence Bobis, Kot. Historia i legendy, Avalon 2008.