Ciągła przemoc była, jak podkreślał w XIX wieku etnograf Adam Bohdanowicz „duchowym cementem” pańszczyźnianej rzeczywistości. Skutki tego stanu rzeczy sięgały daleko poza dwór i folwarczne pole. Chłop, bez litości okładany przez rządcę i szlachcica, przyzwyczajał się, że bicie to symbol zwierzchności, dowód siły. Sadyzm, którego był ofiarą, przenosił do własnej chaty.
W wiejskich księgach sądowych z czasów nowożytnych można odnaleźć setki spraw, których kanwą była przemoc w rodzinie i w relacjach sąsiedzkich. To tylko kropla w morzu faktycznej brutalności. Przysiężnym lub panu skarżono się przecież tylko w sytuacjach skrajnych: gdy ofiara zmarła, była ranna i niezdolna odrabiać pańszczyzny, albo gdy do maltretowania dochodziło stale, jawnie oraz z wyjątkową zapamiętałością.
Reklama
„Mając wzgląd na miłość małżeńską”
W roku 1764 przed sądem dominialnym stanął Jędrzej Strojek, mieszkaniec jednej z licznych osad należących do biskupa krakowskiego. Oskarżono go o „ustawiczne bicie i kaleczenie żony swojej oraz o hałasy po wsi czynione”.
Trybunał przeprowadził „inkwizycję”, a więc przesłuchanie świadków, a także „obdukcję żony”, Zofii Strojek. Potwierdzono, że mężczyzna „niemiłosiernie, opanowany złością, żonę zbił i skrwawił”. Udało się nawet wyciągnąć z niego przyznanie do winy, oraz ustalić, że już po rozpoczęciu procesu – pomimo surowych napomnień sędziów – furiat raz jeszcze rzucił się z pięściami na połowicę.
Dowody były niepodważalne, a w księgach kustosza katedry krakowskiej zapisano, że „uparty i zuchwały” Strojek niewątpliwie „na sto plag [batów] zasłużył”. Sąd jednak, „mając wzgląd na miłość małżeńską”, narzucił mu tylko pokutę i niewielkie grzywny na Kościół. Poza tym zaś napomniał, by Strojek „żonę szanował”. Czy rzeczywiście to robił, czy raczej natychmiast zemścił się na kobiecie, która śmiała szukać dla siebie sprawiedliwości – nie sprawdzono.
Krąg przemocy
Inne sądy też na pierwszym miejscu stawiały „miłość małżeńską” i okazywały wyrodnym mężom wyjątkową wyrozumiałość.
Reklama
Znane są poza tym sprawy synów, którzy bili matki, ojców „osobliwie” i „niemiłosiernie” pastwiących się nad córkami. Sądy gromadzkie najczęściej jednak zajmowały się brutalnymi konfrontacjami różnych gospodarzy, nie zaś prywatnymi dramatami, do których dochodziło w czterech ścianach tej czy innej nędznej chatynki.
Z samej tylko Kasiny Wielkiej w Małopolsce można przytoczyć kilka różnych historii. W 1684 roku, gdy Matiasz Popławski pobił Błażeja Trzepaczkę, za karę wymierzono mu trzydzieści plag i nakazano publiczne przeprosiny.
W 1705 roku Kacprowi Pucie, który pobił i „ranił motyką” swego brata Szymona też zagrożono trzydziestoma razami. Ponieważ zaś doszło do recydywy, miał dodatkowo na tydzień trafić do więzienia i uiścić srogą grzywnę.
W roku 1745 powodem procesu było „zbicie suchymi razami”, a szerzej też „ustawiczne kłótnie, hałasy, przekleństwa”. Sąd, pragnący „uczynić między [sąsiadami] doskonałe uspokojenie, żeby podobnych hałasów i bitwy na dalszy czas nie było”, skazał domniemanego sprawcę konfliktu, Bartłomieja Kalitę, na pięćdziesiąt razów. Gdyby zaś ten znów podniósł rękę na swego stryja, Staśka Kalitę, miał już dostać razów 180, a poza tym zapłacić szesnaście złotych – ponad 800 w naszych pieniądzach.
Bat, bykowiec, kańczug, karcer
Nikt nawet nie próbował przerywać kręgu przemocy. Karą za bicie zawsze było bicie. A poddawani mu chłopi, niezależnie od dotkliwości sankcji, nadal okładali żony, dzieci, sąsiadów, dalszych krewnych. Co najwyżej robili to nieco dyskretniej.
Francuski podróżnik z XVIII wieku Hubert Vautrin podkreślał, że nie tylko na wsi pańszczyźnianej, ale i w każdej chłopskiej chacie „bat, bykowiec, kańczug, karcer to kardynalne pobudki posłuszeństwa”. „»Bij, bij!«” – pisał – „to najpospolitszy okrzyk, jaki dziecko słyszy w ojcowskim domu. Nieszczęsny ten, na kogo krzyczą, a bardziej może świadek”.
Ślązak Johann Joseph Kausch twierdził z kolei, że typowego polskiego wieśniaka cechuje skrajna „nieczułość wobec najbliższych” oraz „niepohamowana złość na równego stanem, gdy go obraził”. Dla niewolnika znad Wisły możliwość pobicia i pognębienia kogoś słabszego od siebie była jednym z ostatnich przejawów swobody. I chętnie z tego surogatu wolności korzystano.
Reklama
„Od młodości znają grozę”
Znęcanie się nad rodziną w stopniu, który nie odbijał się na pracy, a zwłaszcza znęcanie się po cichu, bez zaburzania życia społeczności, nie budziło oporów. Więcej nawet: powszechnie sądzono, że bicie – szczególnie dzieci – jest potrzebne. Tyle, że należy bić z umiarem, a nie do kalectwa.
Szlachecki poeta Wacław Potocki pisał w drugiej połowie XVII wieku, że brak przemocy domowej może nieść katastrofalne skutki. Jedną z fraszek poświęcił wsi Zawiśle, w której, w jego opinii, chłopi byli wyjątkowo „źli i dzicy”. Doszedł do wniosku, że ich warcholstwo wynikało z… braku lasu.
„Bo że lasu nie mają, nie mają też pręta [kija]” – pisał. – „Którym by wycinali [okładali] zuchwałe chłopięta. U nas w Podgórzu, gdzie nietrudno o brzozę, skromniejsi są chłopi, co od młodości znają grozę”.
„Czy nie biliście też żony brzemiennej?”
O powszechności codziennego bicia, które stopniowo wrosło w mentalność polskiej wsi, by pozostać jej częścią na całe stulecia, doskonale wiedzieli też księża.
Reklama
Marcin Nowakowski, autor instruktarza spowiedniczego wydanego w roku 1747, wymieniał najpowszechniejsze grzechy, do jakich dochodziło w chłopskich rodzinach i o które należało pytać penitentów. Rozdział W małżeńskim stadle zawierał odniesienia między innymi do zdrady małżeńskiej, seksu przy świadkach czy masturbacji:
Z żoną czy się nie kłóciliście? Czy do cudzych [żon] żądzy nie miewaliście? Sprawy Małżeńskiej czy nie miewaliście przy dzieciach albo czeladzi? Czy nie czyniliście dotykania nieuczciwie żony, albo siebie samego?
Na równi z tymi „występkami” Nowakowski wymienił też jednak bicie tak poważne, że prowadziło do poronień. Najwidoczniej i ono stanowiło więc grzech nagminny. „Czy nie biliście też żony brzemiennej?” – miał dopytywać spowiednik każdego kmiecia. – „Czy nie kazaliście jej robić takiej roboty, przez którą musiała poronić?”.
***
Przodkowie większości Polaków byli niewolnikami traktowanymi często gorzej niż zwierzęta. O tym, jak wyglądało ich codzienne życie i jak nowożytna szlachta korzystała z nieograniczonej władzy nad chłopami przeczytacie w mojej nowej książce pt. Pańszczyzna. Prawdziwa historia polskiego niewolnictwa (Wydawnictwo Poznańskie 2021). Do kupienia na Empik.com.
Przemilczana prawda o życiu polskich chłopów pańszczyźnianych
Wybrana bibliografia
- Czernik S., Z życia pańszczyźnianego w XVII wieku. Materiały i szkice, Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza 1955.
- Kausch J.J., Wiadomości o Polsce [w:] Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie, t. 2: Wiek XVIII–XIX, oprac. J. Gintel, Wydawnictwo Literackie 1971.
- Kimla P., Przywary niewolników pańszczyźnianych w XVIII-wiecznej Rzeczypospolitej w relacji Huberta Vautrina, „Annales Universitatis Mariae Curie-Skłodowska. Sectio G”, t. 58 (2011).
- Księgi sądowe wiejskie, t. 1–2, oprac. B. Ulanowski, Polska Akademia Umiejętności 1921.
- Nowakowski M.J., Przewodnik miłosierny, w drodze nayniebespiecznieyszey idących, wyd. D.W. Sierakowski 1747.
- Tokć S., Czy pańszczyzna byłą przyczyną chłopskiej biedy? (na przykładzie Grodzieńszczyzny w pierwszej połowie XIX wieku) [w:] Chłopi na ziemiach dawnej Rzeczypospolitej do czasów uwłaszczenia, red. D. Michaluk, Muzeum Rolnictwa im. ks. Krzysztofa Kluka 2019.
- Vautrin H., Obserwator w Polsce [w:] Cudzoziemcy o Polsce. Relacje i opinie, t. 2: Wiek XVIII–XIX, oprac. J. Gintel, Wydawnictwo Literackie 1971.
4 komentarze