Ludwik Andegaweński zasiadał na polskim tronie przez ponad dekadę. Większość tego czasu poświęcił na przygotowania do sukcesji. Nie doczekał się syna, chciał więc, aby tytuł królewski przeszedł w ręce jednej z jego córek. Gdy odszedł projekty znalazły się jednak w zawieszeniu. Wdowa po władcy, Elżbieta Bośniaczka, zwlekała i kluczyła. W sytuacji, gdy przyjazd małej Jadwigi Andegaweńskiej do Polski się opóźniał, o koronę zaczął walczyć inny kandydat – członek bocznej linii dynastii Piastów. Domu panującego, który w żadnym razie nie wygasł w chwili śmierci Kazimierza Wielkiego w 1370 roku.
Opozycja zaczęła szukać innego kandydata do tronu. Swoje aspiracje ujawnił książę mazowiecki Siemowit IV. Persona ze wszech miar godna uwagi. Członek dynastii Piastów z krwi i kości. Nieodrodny potomek rodu słynącego z władców bezwzględnie dążących do celu, odważnych i w większości obdarzonych charyzmą.
Reklama
Niemal wybrany na króla
Jasienica wydał mu jako politykowi niezwykłą rekomendację, pisząc: „Aż do zgonu Ziemowit wykazywał tę samą giętkość, przezorność oraz brak skrupułów, który może niemile razić, zwłaszcza ludzi przyzwyczajonych do sentymentalnego traktowania polityki”. Tacy jednak nie powinni zajmować się polityką, do której Siemowit IV był idealnie powołany.
Nadchodziły jego wielkie dni — to on miał stoczyć walkę o odzyskanie dla Piastów polskiego tronu. I znalazł się od niego na wyciągnięcie ręki. W końcu marca 1383 roku podczas zjazdu w Sieradzu, popierany przez duchowieństwo na czele z arcybiskupem Bodzantą, rycerze „zgodnie i jednomyślnie zakrzyknęli, że należy Siemowita obrać i ukoronować na króla”.
Sprzeciw, który zmienił historię dynastii Piastów
I przez moment już mógł się nim czuć, ale jego marzenia rozwiał przedstawiciel dzielnicy, która najbardziej go popierała — Małopolanin Jaśko z Tęczyna, kasztelan wojnicki.
Wezwał on do powstrzymania się od decyzji o wyborze Siemowita IV w imię dochowania wcześniejszych umów i po wyznaczeniu daty przyjazdu Jadwigi do Polski: „Jeżeli ona nie przybędzie w oznaczonym terminie albo odrzuci nasze postanowienie, wtedy dopiero radzę przystąpić do wyboru i mianowania króla”.
Reklama
Wysłuchano jego apelu, ale nie bezkrytycznie i nie bez podjęcia ważnych postanowień. Zażądano bowiem od Elżbiety Bośniaczki, wdowy po królu [Ludwiku Andegaweńskim], aby Jadwiga przybyła do Polski najpóźniej w Zielone Świątki, czyli do 10 maja, i pozostała w niej już na zawsze.
Nie był to jedyny warunek. Drugim był zwrot na rzecz Polski Rusi Czerwonej oraz wszystkich ziem i zamków oddanych lekką ręką przez Ludwika Węgierskiego w lenno [Władysławowi] Opolczykowi.
Nieudany spisek
Zawiedziony i wściekły książę mazowiecki nie zamierzał jednak obejść się smakiem i przejść do historii jako niedoszły król. Czując za sobą poparcie znacznej części rycerstwa, Siemowit IV przystąpił do działania w stylu swoich przodków. Uznał, że droga do tronu wiodąca poprzez ślub z Jadwigą może się okazać nazbyt karkołomna, a wręcz niemożliwa do zrealizowania, postanowił więc porwać Jadwigę podczas jej podróży do Polski.
Plan tyleż prosty co brawurowy — książę, korzystając z faktu, że na spotkanie królewny wyruszyły liczne orszaki magnackie, pod bokiem Bodzanty w przebraniu poprowadził poczet jazdy przeznaczony do jego wykonania — jednak jego zamysły się wydały.
Reklama
Najśmieszniejsze zaś jest to, że przestępczy zamiar w żadnym razie nie mógł się powieść, gdyż królowa wdowa wstrzymała przyjazd córki z powodu wiosennych roztopów. Nie wywołało to jednak konsekwencji wskazanych w Sieradzu.
Akt desperacji
Możni z Małopolski nie zamierzali rezygnować z atutu, jakim była możliwość rozporządzania ręką węgierskiej królewny. Ponadto zaś odpowiadała im sytuacja panującego wciąż bezkrólewia i utrzymującego się bezhołowia, dających możliwość bezkarnego realizowania własnych interesów.
Wyszli z dobrej piastowskiej szkoły, ale przedłużający się okres zamieszania zdążył zepsuć wielu. Potwierdza to jednoznacznie kronikarski zapisek:
Magnaci i szlachta gnębią się wzajemnie grabieżą i pożogą i jest nawet takich niemało w królestwie polskim, którzy do tego dążą, aby nie mieć żadnego króla, lecz sobie samym przywłaszczać dobra koronne i obrócić wszystkie według upodobania na swój własny pożytek.
Jakże aktualnie, chociaż wyrażona w odniesieniu do sytuacji z końca XIV wieku, brzmi konstatacja Jasienicy: „Trudno wyobrazić sobie polityków, którzy by się zgodzili zmarnować taką okazję wzmożenia własnej roli”.
Reklama
Zdesperowany Siemowit zajął Kujawy, zwołał zjazd Wielkopolan, który obwołał go królem, z pomocą księcia oleśnickiego obległ Kalisz, a potem, jakby zupełnie nie w swoim stylu, dał się podejść niczym dziecko panom małopolskim.
Nieopatrznie przyjął bowiem propozycję zawieszenia broni i odstąpił od miasta, a parę tygodni później miał już do czynienia z zawezwanymi zawczasu oddziałami węgierskimi i małopolskimi. To było zbyt wiele jak na walecznego księcia, któremu przyszło porzucić marzenie o polskiej koronie.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Sławomira Leśniewskiego pt. Jagiellonowie. Złoto i rdza (Wydawnictwo Literackie 2024).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.