Nad miastem nie zawisło widmo strachu. Nie szerzyła się panika, mieszkańcy nie barykadowali drzwi domów, kobiety nie unikały samotnych przechadzek ulicami. Opinia publiczna nie była rozgorączkowana… bo też nie miała pojęcia, że powinna być.
Zimą na przełomie 1921 i 1922 roku swoją krwawą działalność rozpoczął pierwszy seryjny morderca przedwojennej Polski – Szczepan Paśnik. Jego sprawę, kulisy zbrodni i pościgu opisałem szeroko w swojej najnowszej książce (kliknij TUTAJ, by dowiedzieć się o niej więcej).
Reklama
W całej historii krwawego zbrodniarza, który w okolicach Warszawy uśmiercił co najmniej siedem kobiet, chyba najciekawsza jest zupełna obojętność społeczeństwa. Sprawca zabijał bezkarnie i niemal bez przerwy, a publika i służby śledcze w ogóle nie zwracały na jego działalność uwagi. Jak to możliwe?
Wiadomość z ostatniej strony
Jedno z pierwszych doniesień wydrukowano 17 stycznia 1922 roku w „Kronice policyjnej” gazety „Rzeczpospolita” — poważnego i poczytnego dziennika sponsorowanego przez eks-premiera, wybitnego pianistę i milionera, Ignacego Paderewskiego.
(!) TRUP W ZAGAJNIKU. Znaleziono w zagajniku pod Pruszkowem zwłoki kobiety lat około 40 niewiadomego nazwiska z poderżniętą nożem szyją. Przypuszczalna jest zemsta i porzucenie trupa w ustronnym zagajniku. Ślady zasypała śnieżyca. Śledztwo wdrożono.
Wiadomość upchnięto na końcowej, szóstej stronie gazety, gdzie zajęła przedostatnie miejsce w rubryce. To nie była sprawa numeru ani nawet najważniejsza historia kryminalna tego dnia.
Reklama
Obszerniej pisano o „śmiertelnym zaczadzeniu” (również w Pruszkowie, student przez sen kopnął drzwiczki pieca, umarli on i kolega) i o „wypadku z armatką” (podczas ćwiczeń w szkole podchorążych w Alejach Jerozolimskich niechcący strzelono z 75-milimetrowego działka, w gmachu pękło kilka szyb, kula poleciała gdzieś na południowy zachód).
Za najważniejszy temat policyjny uznano zaś najście na lokal przy ulicy Mariańskiej: czterech zamaskowanych i uzbrojonych w rewolwery bandytów wtargnęło do mieszkania połączonego z „zakładem golarsko-dentystycznym”, skrępowało domowników przy użyciu bielizny i wyniosło pokaźne łupy w banknotach oraz biżuterii. Przestępcy zabrali też, jak nie omieszkała poinformować gazeta, nowy płaszcz męski.
Do sprawy zaszlachtowanej kobiety dziennikarze już nie wrócili. Nie dociekano tożsamości ofiary ani nie informowano o przebiegu „wdrożonego śledztwa”. A gdy minęły dwa tygodnie, nikt nie pamiętał o temacie i nie był zdolny powiązać zbieżnych faktów.
Znów ta sama historia
W numerze wieczornym z 1 lutego redakcja doniosła o nowej zbrodni. Tym razem odnaleziono „kobietę lat około 30 w stanie brzemiennym”.
Reklama
Była odarta z wierzchniej odzieży, mając na sobie tylko lekką bluzkę i męskie kalesony. W pobliżu leżących zwłok znajdowało się kilka strzępów podartej chustki i butelka od wódki, w której jeszcze trochę wódki się znajdowało.
Ciało denatki leżało na polu nieopodal Ożarowa. Policja nie potrafiła ustalić danych osobowych ofiary. Gazeta prosiła o kontakt z komendą osoby mogące wiedzieć coś o zamordowanej kobiecie. Ale na tym zainteresowanie tematem się kończyło.
Nazajutrz pisano o pijanym szoferze (który oddał kierownicę równie upojonemu koledze, po czym wspólnie urządzili rajd po miejskich chodnikach) i o wyjątkowo przemęczonym złodzieju (który włamał się do piekarni, po czym zasnął pod przyjemnie rozgrzanym piecem). Morderstwo nie zasługiwało widać na więcej niż odosobnioną, zdawkową notatkę.
11 lutego znów taka sama historia. Jeszcze jedna śmierć, jeszcze jeden rutynowy anons pod koniec numeru:
Reklama
(!) MORDERSTWO. W nocy z dnia 9 na 10 b.m. na drodze prowadzącej od stacji Włochy do wsi Karolin, gm. Skoroszach, pow. warszawskiego znaleziono zwłoki zamordowanej kobiety lat około 30, nieustalonego dotychczas nazwiska.
Morderstwa dokonano przez poderżnięcie gardła, prawdopodobnie w celach rabunkowych, albowiem trup odarty był z wierzchniej odzieży. Przy zamordowanej znajdowały się dwa bilety kolejowe: jeden z Włoch do Warszawy z datą dawniejszą, drugi z Warszawy do Torunia z datą 9-go lutego, co wskazuje, że morderstwa dokonano tegoż dnia, kiedy znaleziono zwłoki.
Pęknięcie wodociągu ważniejsze od zbrodni
28 lutego jak co dwa tygodnie: ponowna wiadomość, robiąca wrażenie powtórki z poprzednich. „W lesie między Miłosną a Wawrem na 10 kilometrze od Warszawy znaleziono trupa zamordowanej kobiety niewiadomego nazwiska. Trup leżał już od kilku dni, albowiem znajdował się on w stanie rozkładu”.
„Rzeczpospolita” zamieściła notkę na pierwszym miejscu w „kronice policyjnej”. Znacznie szerzej opisano jednak „katastrofę wodociągową” (pękła rura i zalała piwnice dwóch sklepów; handlarz tekturą Pinkus Finkelkraut był zrozpaczony) i „podstępny rabunek” według metody na brylanty (dwóch cwaniaków zwabiło przechodnia do bramy, obiecując korzystną sprzedaż kamieni szlachetnych; gdy tylko ten wyciągnął paczkę z banknotami, wyrwali mu ją, pogrozili nożem i uciekli).
Konkurencyjna „Gazeta Poranna 2 Grosze” drukowała tę samą kronikę wypadków, ale sprawę morderstwa przesunęła na sam koniec. Z kolei poczytny „Kurier Poranny” donosił o brylantach, ale morderstwo uznał najwyraźniej za nieciekawe i nieistotne. Na łamach tego pisma nie mówiono o nim w ogóle.
Epoka zbrodni
Dziennikarze wciąż nie łączyli elementów układanki w jedną całość. Może zresztą nie należy im się dziwić. W Warszawie trup ścielił się gęsto.
Codziennie notowano śmierć w nienaturalnych okolicznościach. Od początku roku, wedle oficjalnych statystyk, doszło do 28 samobójstw. Co drugi dzień ktoś wyskakiwał z okna, łykał truciznę, albo się wieszał. Jedna osoba zginęła pod kołami samochodu, 2 zostały śmiertelnie potrącone przez tramwaje, 13 zabiły pociągi.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Nie brakowało również oczywistych zbrodni. Akurat w lutym doszło do jednej z najbrutalniejszych w całej tej epoce. W Skolimowie (obecnie część Konstancina) grupa bandytów napadła na zagrodę młynarza, po czym poddała domowników nieludzkim torturom. Łamano im nogi, okładano ich kijami, zabito niemal wszystkich, nawet dzieci chowające się pod łóżkami. Ocalał tylko jeden ranny chłopak — bo choć okropnie go katowano, to skutecznie udawał, że już nie żyje…
Gdy wciąż trwało śledztwo w tej sprawie, inni bandyci zabili w Warszawie udekorowanego orderami żołnierza Legionów i dla niepoznaki rzucili jego zwłoki pod pociąg. Z kolei na Pradze pewna kobieta zginęła we własnym domu, od wielokrotnych uderzeń żelazkiem w głowę. Nieznany sprawca ukradł 70 dolarów, które ofiara właśnie dostała od męża pracującego w Ameryce.
Reklama
Co rusz pod miastem, w ustronnych miejscach, znajdywano też denatów, bez pewności, czy zostali zabici, czy umarli na skutek nieszczęśliwego wypadku. Bosego mężczyznę, którego ktoś zrzucił z mostu i którego zwłoki nadżarły psy. Kobietę, która prawdopodobnie zamarzła razem ze swoim niemowlęciem, po czym z jej ciała zdarto wierzchnią odzież…
Warszawiacy zewsząd byli bombardowani informacjami o dokonanych zbrodniach. Morderstwa nie były, jak w spokojniejszych czasach, budzącymi dreszczyk emocji, niegroźnymi historyjkami o zupełnie obcych ludziach, ale elementem ponurej codzienności. I to elementem, którym mieszkańcy stolicy wyraźnie się już zmęczyli.
Polacy nie mają serca do pitawali
Ludwik Kurnatowski, w 1922 roku wiceszef warszawskiego Urzędu Śledczego, otwarcie przyznawał, że pod tym względem w ciągu zaledwie paru lat nastąpiła radykalna zmiana. Przed wybuchem pierwszej wojny światowej „dzienniki bardzo szczegółowo opisywały większe przestępstwa, jak zabójstwa, wielkie afery i kradzieże, a publiczność z wielkim zajęciem śledziła bieg spraw tego rodzaju”.
Naczelnikowi policji kryminalnej przyczyny tego stanu rzeczy wydawały się jasne: „przestępczość wtedy była rzadszą, a równocześnie, z uwagi na stosunki polityczne te jedynie sprawy przerywały monotonny bieg ówczesnego życia”. Teraz sytuacja wyglądała zgoła inaczej. Nie było już zaborców, ścisłej cenzury i politycznego kagańca. W sejmie partie prowadziły bezpardonową walkę, kraj ledwie dźwigał się po wojnie z bolszewikami, galopowała inflacja.
Reklama
Do pitawalowej tematyki ludzie nie mieli ani serca, ani czasu. Czołówki gazet właściwie zawsze zajmowały doniesienia o sprawach państwa lub wiadomości z areny światowej.
Nawet najważniejsze procesy kryminalne relacjonowano gdzieś w środku numeru. Nie zapowiadały ich krzykliwe nagłówki, krew nie tryskała ze stron gazety. Najczęściej zresztą tytuł był ten sam z numeru na numer: Życie i sąd, Z Sali sądowej, Z sądów, i tak w kółko.
Są głośniejsze tematy
O wszystkich przestępstwach — a nie tylko o niezidentyfikowanych trupach kobiet — informowano na ostatnich stronach, jakby z pewną obojętnością i tylko dla porządku. Nikomu nie przyszłoby do głowy marnować głównych szpalt na podobne wiadomości. Zresztą nie było takiej potrzeby. Zbyt wiele się działo.
Marionetkowy sejm w Wilnie właśnie zdecydował o przyłączeniu „Litwy Środkowej” do Polski. Południe kraju pustoszyła powódź — było co najmniej dwadzieścia zerwanych mostów, spiętrzona kra zbliżała się do Warszawy, a saperzy zapewniali, że są przygotowani do wysadzania lodu dynamitem.
Co więcej, władze, dotąd bezwładnie tolerujące bankructwo kraju, niespodziewanie wprowadziły nadzwyczajną „daninę”. Miliony Polaków miały w ciągu kilku tygodni uiścić kwoty przekraczające wysokość wszelkich podatków płaconych od czasów przedwojennych. Chaos był trudny do opisania, kolejki w urzędach absurdalne, protesty — powszechne.
„Od pewnego czasu słyszy się stale o trupach kobiet”
Atmosfera nie sprzyjała zadumie nad pojedynczymi zbrodniami na nieznanych ofiarach. W efekcie zupełnie przeoczono, że w okolicach Warszawy ktoś na porażającą skalę, metodycznie i regularnie morduje kobiety. Dopiero 1 marca w „Rzeczpospolitej” i w kilku innych gazetach zamieszczono pierwszy tekst sugerujący, że pod miastem grasuje jeden, niezwykle groźny zbrodniarz.
Reklama
(!) TAJEMNICZE MORDERSTWA KOBIET. Od pewnego czasu słyszy się stale o znalezionych tu i ówdzie trupach kobiet. Trupy te są zawsze odzierane z wierzchniej odzieży i mają na sobie znaki od uderzeń tępym narzędziem. Wynika z tego, że morderstwa te dokonywane są według jednego systemu, należy przeto przypuszczać, iż działa tu jedna ręka.
W ciągu ostatnich dwóch tygodni znaleziono już 7 takich trupów w okolicach Warszawy, w okolicach Rakowca, pod Ożarowem, Otwockiem, Pruszkowem, w lesie między Miłosną a Wawrem i w innych okolicach. Należy zwrócić jeszcze uwagę na to, że dzieje się to w pobliżu torów kolejowych.
Wczoraj donosiliśmy o jednym takim wypadku, dziś znowu wypada nam zanotować o dwóch trupach kobiet, znalezionych w pobliżu toru kolejowego, na łąkach folwarku Święcice (pow. Błoński) i w zagajniku majątku Teresin (pow. Sochaczewski). Oba trupy odarte są z wierzchniej odzieży i na obu są ślady uderzeń tępym narzędziem. Twarze są podrapane, co wskazuje, że ofiary stoczyły z mordercą walkę.
„Czy nie należałoby na tajemnicze mordowanie kobiet zwrócić uwagi?”
Oceniano, że nieznany sprawca ma na sumieniu już przynajmniej dziewięć ofiar zabitych w przeciągu zaledwie dwóch miesięcy (w tym kilka takich, o których prasa w ogóle nie pisała). Ale dziennikarze nie uważali tego szacunku za powód, by bić na alarm.
Reklama
Doniesienie, tak jak poprzednie, zamieszczono pod sam koniec numerów. W większości pism nie stanowiło nawet głównego materiału kronik bieżących wydarzeń. A „Kurier Warszawski” — będący wtedy gazetą o bodaj największym nakładzie — nawet nie puścił materiału w całości, zadowalając się jego skrótem.
I tylko jakby z kurtuazji, w ostatnim zdaniu nieśmiało dopytywano: „Czy nie należałoby na tajemnicze mordowanie kobiet zwrócić baczniejszej uwagi władz policyjnych?”.
Całą historię zbrodniczego małżeństwa Paśników możecie poznać TUTAJ.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Kamila Janickiego pt. Seryjni mordercy II RP (Wydawnictwo Literackie 2020). Możecie ją kupić na przykład w Empiku.
Także w książce znajdziecie bibliografię do sprawy Paśników i źródła wszystkich przytaczanych cytatów.
2 komentarze