Skala zbrodni, jakiej dopuścili się Niemcy w położonym nieopodal Starogardu Gdańskiego Lesie Szpęgawskim była przerażająca. W zaledwie cztery miesiące nazistowscy oprawcy zamordowali tam od 5000 do 7000 Polaków. Wstrząsającą relację z jednej z masowych egzekucji pozostawił Julian Hein.
Niemcy przystąpili do planowej eksterminacji polskiej ludności Pomorza już w drugiej połowie września 1939 roku. Ich głównym celem stała się inteligencja. Zbiorowe egzekucje obywały się między innymi w położonym na północny wschód od Starogardu Gdańskiego Lesie Szpęgawskim.
Reklama
Nie próbujcie uciekać
Po wojnie odkryto tam aż 32 masowe groby. Do jednego z nich miał trafić 23 listopada 1939 roku również Julian Hein z Rzerzęcina w powiecie tczewskim. Udało mu się jednak w ostatniej chwili uciec.
Po wojnie dokładnie opisał to czego był świadkiem. Jego relację przytoczył Marian Podgóreczny w książce Albert Forster. Gauleiter i oskarżony.
Hein na miejsce kaźni został przywieziony wraz z niemal 50 innymi Polakami i Polkami. Wśród nich był również jego zaledwie 18-letni syn Mieczysław Robert. Po latach ocalały tak wspominał tamten dzień:
Dojechaliśmy do polany, gdzie były świeżo wykopane mogiły. Nasz samochód podjechał pod wykop. Otoczyło nas wnet dwudziestu pięciu SS-manów, którzy byli już tu wcześniej. Mieli dwa ciężkie i jeden lekki karabin maszynowy.
Reklama
Wśród nich był również leśniczy z Lasu Szpęgawskiego. Jeden z Niemców ostrzegł, że jeśli ktoś z nas spróbuje ucieczki, będzie zdychał godzinami. Po opuszczeniu samochodu rozkazano nam rozebrać się do bielizny i ściągnąć buty.
„Tata, zostańcie z Bogiem!”
Ofiary podzielono na piątki. Hein znalazł się w drugiej z nich. Zanim Niemcy otworzyli ogień jego syn zdążył jeszcze krzyknąć: „Tata, zostańcie z Bogiem!”. Gdy padła pierwsza salwa autor relacji rzucił się do ucieczki, otrzymał jednak silne uderzenie w plecy i stracił przytomność. Po odzyskaniu świadomości starał się ustalić, co stało się z jego synem. Nigdzie go jednak nie widział.
Tymczasem kierujący egzekucją oficer zauważył złoty łańcuszek od zegarka, który Hein miał przy kamizelce. W momencie, gdy Niemiec starał się go zerwać Polak dostrzegł swoją szansę:
Uderzyłem z dołu całą siłą w szczękę i rzuciłem się do ucieczki. Wszyscy SS-mani zbaranieli i zanim ocknęli się z wrażenia, byłem o trzynaście, czternaście kroków od nich. Dopiero wtedy rozległy się pojedyncze, chaotyczne strzały.
Reklama
„Robota szła sprawnie”
Po ucieczce oprawcom autor relacji wdrapał się na wysokie drzewo i z pewnej odległości obserwował co działo się później. Jak wspominał, Niemcy stali się znacznie bardziej czujni, nie zamierzali już nikomu pozwolić na ucieczkę:
Przedtem szło pięciu–sześciu skazańców, za nimi kilku SS-manów. Tym razem szło ich czterech i każdy był pod lufą SS-mana. Uprzednio kazano składać biżuterię do walizki, która stała przy samochodzie. Ubrania rzucano na kupę, a potem zwalano je do samochodu, którym przywieziono skazańców.
Robota szła sprawnie, tak że pięćdziesięciu straceńców z tego samochodu wykończono w ciągu pół godziny. Ponieważ był lekki powiew, słyszałem jęki, których nie można odtworzyć.
Były to nadludzkie wycia. Kobiety, które nie zdjęły swych kolczyków lub pierścionków, szarpano i kopano, rozrywano im uszy.
Gdy ktoś przed egzekucją zemdlał – bo działy się tam straszne rzeczy, ludzie mdleli i dostawali napadów szału – cucono kopniakami. Z tego drzewa widziałem egzekucję ludzi przywiezionych trzema samochodami.
Należy przy tym pamiętać, że Las Szpęgawski był tylko jednym z licznych miejsc kaźni Polaków na Pomorzu. Szacuje się, że tylko od września 1939 do kwietnia 1940 roku Niemcy zamordowali tam łącznie od 30 do 40 tysięcy naszych rodaków.
Reklama
Bibliografia
- Jerzy Matynia, Na szlakach walki i męczeństwa województwa gdańskiego, 1939-1945, Wydawnictwo Morskie 1967.
- Marian Podgóreczny, Albert Forster. Gauleiter i oskarżony, Wydawnictwo Morskie 1977.
4 komentarze