Lato 1848 roku było na Podolu wyjątkowo upalne i suche. Poziom wody w rzece Zbrucz, wówczas wyznaczającej granicę między Galicją podporządkowaną Austrii a Imperium Rosyjskim, znacząco się obniżył, odsłaniając niespodziewane znalezisko. Dzisiaj jest znane jako idol ze Zbrucza albo Światowid zbrucki. Ponoć najważniejszy ślad po kulturze wczesnych Słowian.
W okolicach Husiatyna z nurtu wyłonił się osobliwy kamienny posąg zwieńczony rzeźbami ludzkich sylwetek z wyraźnie wykutymi twarzami spoglądającymi w czterech kierunkach. Całość była jeszcze nakryta zaokrąglonym stożkiem, przywodzącym na myśl wielką czapkę. Widok nie tylko zaskoczył, ale chyba też przestraszył okolicznych mieszkańców.
Reklama
Wydobycie Światowida z nurtu rzeki
O rzeźbie zaczęto opowiadać niestworzone historie. Plotki i domysły szybko dotarły do pograniczników z pobliskiego posterunku. Przebieg późniejszych wydarzeń nie jest jasny, minęło kilkadziesiąt lat, zanim ktoś dokładnie odpytał miejscowych, a wówczas historia była już dalece zniekształcona.
Najbardziej prawdopodobne wydaje się, że inicjatywę w sprawie posągu podjęli pogranicznicy oraz okoliczny gajowy. Wezwali oni na pomoc leśniczego z Postołówki, położonej w odległości kilkunastu kilometrów. Na brzeg przyprowadzono też woły. Zostały one przywiązane do rzeźby i pogonione. Posąg złamał się, na brzeg wyciągnięto tylko jego górną część, ale nie podstawę, której nikt już później nie odnalazł.
Zachowana część słupa miała 2,5 metra wysokości. Okazała się o wiele bardziej misternie zdobiona niż pierwotnie sądzono. Poza sylwetkami na szczycie pokrywały ją ze wszystkich stron jeszcze dwa kolejne pasy płaskorzeźb, wyobrażających stojące i klęczące postacie – zarówno mężczyzn, jak i kobiety.
Dało się też dostrzec charakterystyczne detale: wydatne, sumiaste wąsy mężczyzn, rysunek konia, szablę przewiązaną u pasa czy róg trzymany przez jedną z sylwetek.
Reklama
Jak (rzekomo) słowiański posąg trafił do Krakowa?
Posąg dociągnięto początkowo tylko do najbliższej wioski o nazwie Liczkowce. Po kilku miesiącach trafił jednak do zamieszkałego niedaleko ziemianina Mieczysława Potockiego. Tam przeleżał do roku 1850, traktowany jako lokalna osobliwość, ale nic poza tym.
Być może znalezisko pozostałoby tylko ciekawostką nieznaną poza Podolem, gdyby nie apel, jaki Towarzystwo Naukowe Krakowskie skierowało do „wszystkich światłych obywateli” Galicji. Proszono w nim o przekazywanie instytucji wszelkich pamiątek historycznych, mogących „przyczynić się do rozjaśnienia przeszłości”.
Na odezwę odpowiedział między innymi Mieczysław Potocki. W efekcie zagadkowy posąg w 1851 roku trafił do Krakowa i znajduje się tam do dzisiaj – obecnie jako najsłynniejszy skarb w posiadaniu Muzeum Archeologicznego.
Archeologiczna sensacja
Kamienny słup natychmiast zrobił furorę oraz rozpalił wyobraźnię miłośników historii z całych ziem polskich i nie tylko. Popularność nie wystarczyła jednak, aby zapewnić, że okoliczności odnalezienia rzeźby zostaną skrupulatnie przebadane.
Towarzystwo Naukowe Krakowskie wysłało nad Zbrucz tylko jednego amatora, który wprawdzie obejrzał okolicę, ale nie przyszło mu do głowy, że powinien określić, gdzie dokładnie rzeźbę wyciągnięto z wody. Nie przeprowadził poza tym skrupulatnych, krytycznych wywiadów z odkrywcami zabytku; nie upewnił się, jak i kiedy został on po raz pierwszy dostrzeżony.
Nawet jak na realia tych czasów, nieznających jeszcze naukowego rygoru, z jakim dzisiaj prowadzi się badania archeologiczne, było to podejście niesamowicie niedbałe. Aura tajemnicy, zamiast wzbudzać wątpliwości, tylko jednak pogłębiła zainteresowanie rzeźbionym słupem.
Relikt słowiańskiego świata sprzed chrystianizacji?
Ekspresowo przyjęła się interpretacja, zgodnie z którą posąg pochodził z wczesnego średniowiecza i był wyobrażeniem słowiańskiego bóstwa. Miał zostać wykonany w IX lub X wieku, a następnie wrzucony do rzeki, gdy Ruś przyjęła chrześcijaństwo.
Formę rzeźby szybko skojarzono z kronikarskim opisem czterogłowego pogańskiego bałwana ogromnych rozmiarów, jaki miał być czczony na również słowiańskiej wyspie Rugii nad Bałtykiem.
Reklama
Rugijski obiekt kultu nie przetrwał, wiadomości o nim pochodziły zaś dopiero z końca XII wieku – z czasów późniejszych przynajmniej o dwa stulecia od momentu, gdy zbruczański posąg miał zostać utopiony. Okolice Husiatynia dzieliło poza tym od Rugii aż 1200 kilometrów.
Co zaś do kronikarskiego opisu, był on podobny głównie ze względu na liczbę głów i drobne, choć dyskusyjne detale. Różnił się jednak w kwestii zasadniczej. W Arkonie posąg miał przedstawiać jedną wielogłową postać. Na tajemniczym zabytku z Podola wyobrażono tymczasem wiele różnych sylwetek. Takiej formy nie dało się porównać z jakimkolwiek źródłem pisanym naświetlającym wierzenia Słowian.
Nieścisłościami niewiele się jednak przejmowano. Co zaś do złożonej kompozycji – wyciągano z niej przeróżne, choć zawsze szumne wnioski. Badacze sugerowali, że na słupie został ukazany cały panteon słowiańskich bogów albo też wizja świata, dzielonego na ten niebiański, ludzki i śmiertelny.
W układzie widziano poza tym na przykład podział na pory roku albo na cykl życia, od narodzin, przez małżeństwo, po śmierć. Żadnej z tych wizji nie da się w żaden sposób potwierdzić ani ugruntować.
Fakty nie są wcale tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać
Wyłowiony filar został okrzyknięty Światowidem ze Zbrucza – tak bowiem odczytywano imię rugijskiego bóstwa. Nazwa funkcjonuje do dzisiaj. Także ogólne wyobrażenia niewiele się zmieniły przez ponad 170 lat.
Reklama
W powszechnym odczuciu Światowid to najlepszy, namacalny dowód na to, że Słowianie mieli własną, złożoną religię. I że ich spójne wierzenia oplatały cały region, od Zbrucza po Połabie.
Nawet osoby, które nic nie wiedzą o wczesnej Słowiańszczyźnie, znają posąg przechowywany w Muzeum Archeologicznym w Krakowie. I są święcie przekonane, że to zabytek słowiański. Fakty nie są jednak wcale tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać. Warto je naświetlić, bo rzekomy Światowid doskonale ilustruje całą dziedzinę badań nad życiem duchowym najdawniejszych Słowian.
Słynny posąg został wykonany z bryły wapienia: materiału, którego nie da się datować żadnymi precyzyjnymi metodami. Ponieważ dokładne miejsce jego odnalezienia nie jest znane, nie da się też stwierdzić, czy spoczywał on w otoczeniu innych zabytków, wiązanych z konkretną cywilizacją.
Sama forma rzeźby budzi wprawdzie skojarzenia ze sztuką słowiańską, ale budzi je dzisiaj, i to zupełnie niesłusznie. Światowid ze Zbrucza wydaje się nam typowo słowiański, bo jego zdjęcia i rysunki nieustannie trafiają do podręczników szkolnych i na okładki książek, nawet ściśle naukowych. Wszędzie posąg jest opisywany jako rzecz słowiańska. Odruchowo więc bierzemy jego styl za właśnie taki.
Absolutna unikatowość „słowiańskiego” posągu
Mało kto zdaje sobie sprawę z faktu, że popularność Światowida wynika głównie z jego absolutnej unikatowości. Nigdy nie udało się znaleźć innej kamiennej rzeźby z czasów przedchrześcijańskich, którą można by uznać za posąg bóstwa i związać z kulturą słowiańską. Nieliczne zabytki, o których wspomina się w literaturze, albo są wyraźnie starsze, datowane na czasy antyku, albo w oczywisty sposób niesłowiańskie, albo wreszcie dalece niepewne lub wprost sfałszowane.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Światowid ze Zbrucza nie ma precedensu, nie da się go porównać z niczym podobnym na Słowiańszczyźnie. Entuzjaści lokalnej genezy dzieła zakładają, że takich rzeźb musiało być mnóstwo, ale wszystkie zaginęły lub zostały doszczętnie zniszczone po tym, jak Słowianie przyjęli chrześcijaństwo. Sceptycy zwracają jednak uwagę, że właściwie nie ma żadnych mocnych przesłanek pozwalających sądzić, że posąg ze Zbrucza został wykonany przez Słowian i że pełnił funkcję religijną.
Historyk Dariusz A. Sikorski podkreśla, że przedstawienia wyryte na filarze są „tak mało charakterystyczne”, że nie sposób rzetelnie przypisać ich do konkretnej epoki. Mogły powstać w średniowieczu, ale równie dobrze też w czasach starożytnych albo w kilku ostatnich stuleciach.
Reklama
Badania i wątpliwości
Po drugiej wojnie światowej posąg poddano wprawdzie dokładnym badaniom, ale zamiast jakiegokolwiek rozstrzygnięcia, przyniosły one tylko nowe pytania. Udało się ustalić, że przynajmniej częściowo rzeźba była pomalowana, przetrwały na niej resztki czerwonego barwnika.
Konserwator Rudolf Kozłowski potwierdził poza tym, że posąg musiał przez jakiś czas leżeć w wodzie. Był jednak przekonany, że Światowid znajdował się w Zbruczu najwyżej przez dekady, a nie stulecia. Gdyby bowiem leżał tam dłużej, nie mógłby zachować się w tak dobrym stanie.
Kozłowski domyślał się, że rzeźba pierwotnie była zakopana blisko koryta. Dopiero po wielu stuleciach, gdy brzeg rzeki został stopniowo podmyty, wpadła do wody. I choć była wykonana z bardzo kruchego materiału, to jakimś cudem nie rozpadła się, a na dodatek trafiła niemal na środek rzeki, gdzie stanęła na sztorc, a nie przewróciła się na płasko, by na dobre zaginąć w głębinie.
Wielu sceptyków takie wyjaśnienie nie przekonuje. Zdaniem archeologa Władysława Duczki nawet gdyby posąg od X do XIX wieku znajdował się nie pod wodą, lecz pod ziemią, to nie pozostałby tak wyraźny. Nie widziałoby się na nim dzisiaj śladów dłuta i czytelnych reliefów.
A może to jednak fałszerstwo?
Niemal od początku pojawiały się głosy, że rzeźba to nie zabytek, lecz zupełnie świeży falsyfikat. Ginęły jednak wśród entuzjazmu, jaki wywołało odnalezienie domniemanego dowodu dawnej słowiańskiej świetności.
W latach międzywojnia kwestię wyłożył szeroko profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego Tadeusz Sinko. W XXI wieku do takiej interpretacji powróciło też dwoje badaczy ukraińskich – Ołeksij Komar i Natalia Chamajko.
Przekonują oni, że rzeźba nie nosi śladów upływu czasu, a jej forma i sposób wykonania nie odpowiadają reliktom słowiańskim z wczesnego średniowiecza. Pewne detale mają też ich zdaniem cechy chrześcijańskie – zwłaszcza czapka wieńcząca posąg i bardzo podobna do nakryć, jakie w późniejszych wiekach ukazywano na ikonach wyobrażających prawosławnych świętych.
Reklama
Zdaniem archeologów z Kijowa rzeźba powstała dopiero na początku XIX wieku, z inicjatywy romantycznego poety Tymona Zaborowskiego, który był wówczas właścicielem Liczkowców. Mężczyzna wkrótce umarł, a rzeźbę zapewne wyrzucono. Gdy kilka dekad później odnalazła się w rzece, albo nikt nie skojarzył jej z poetą, albo też… nikogo o to nie zapytano.
Jaka kultura stworzyła posąg ze Zbrucza?
Inni badacze stoją na stanowisku, że Światowid powstał wcześniej, ale nie z inicjatywy jakichkolwiek Słowian.
Już w połowie XIX wieku w nauce sugerowano, że rzeźba ma wyraźne cechy sztuki stepowej. Ukazano na niej jeźdźca z zagiętą szablą w typie tych, jakimi posługiwali się koczownicy. Poza tym sylwetki mężczyzn wyobrażone u dołu posągu mają wąsy przycinane w sposób przypisywany właśnie stepowcom. Wysuwano w związku z tym teorię, że rzeźbę mogli wykonać na przykład Madziarzy albo Awarowie.
Obrońcy słowiańskości zdobionego słupa na dobrą sprawę dysponowali tylko jednym kontrargumentem. Uważali, że Światowid musiał być słowiański, bo okolice Zbrucza były z dawien dawna zamieszkane właśnie przez Słowian. Dzisiaj wiadomo już jednak dobrze, że był to obszar o znacznie bardziej zróżnicowanej i zmiennej kulturze, na który przybysze ze stepów napływali licznie jeszcze w XIII stuleciu.
Doktor Michał Łuczyński z Uniwersytetu Jagiellońskiego podjął się ostatnio dokładnego porównania Światowida ze Zbrucza z innymi wyobrażeniami znanymi z regionu. Potwierdził, że w rzeźbie nie ma nic w oczywisty sposób słowiańskiego. Jednocześnie doszedł do przekonania, że posąg pasuje do dzieł, jakie tworzyli w średniowieczu przedstawiciele ludów tureckich napływający nad Morze Czarne ze wschodu, zwłaszcza tak zwani Pieczyngowie czy też Połowcy.
Reklama
Na stepach nie znaleziono wprawdzie drugiego „Światowida”, ale według Łuczańskiego „płaskorzeźby reprezentują typ mający liczne odpowiedniki w kamiennej rzeźbie okresu starotureckiego”. Zgodnie z taką wizją Światowid nie byłby nawet wyobrażeniem jakiegokolwiek bóstwa, lecz swoistym posągiem nagrobnym, na którym wyobrażono sylwetki zmarłych liderów nomadycznej społeczności.
Czy prawdę o Światowidzie kiedykolwiek uda się odkryć?
Nowe światło na wiek i losy rzeźby ze Zbrucza mogłyby rzucić badania metodami, które nie były jeszcze dostępne w ubiegłym stuleciu. Archeolog Michał Parczewski postuluje, by przeanalizować ślady narzędzi rzeźbiarskich (tak zwana analiza traseologiczna), a także ponownie przyjrzeć się naciekom mineralnym.
Takie dociekania mogłyby uściślić wiek posągu i ewentualnie podważyć jego średniowieczną metrykę. Nie powiedzą one jednak nic o ludziach, którzy wykuli wapienny słup. Poza tym nie jest całkiem jasne, czy jakkolwiek rzetelna analiza w ogóle może zostać przeprowadzona. Dariusz A. Sikorski, którego zapytałem o tę kwestię, podkreśla, że nacieki na rzeźbie swego czasu wyczyszczono i częściowo usunięto w toku konserwacji.
Najważniejsza zagadka Światowida prawdopodobnie nigdy nie zostanie definitywnie rozwikłana. Coraz trudniej jednak nadal sądzić, że była to rzeźba wykonana przez Słowian i że mówi ona cokolwiek o ich przedchrześcijańskich wierzeniach.
****
Artykuł powstał na podstawie mojej nowej książki pt. Cywilizacja Słowian. Prawdziwa historia największego ludu Europy (Wydawnictwo Poznańskie 2023). To wnikliwe spojrzenie na początki Słowiańszczyzny, wykorzystujące najnowsze ustalenia naukowe. Poznaj życie codzienne, obyczaje i zagadkowe pochodzenie naszych przodków. Pozycja już dostępna w sprzedaży.