Tak polscy piloci uciekali z rumuńskich obozów, aby walczyć Hitlerem. Ich historie to gotowy scenariusz na film

Strona główna » II wojna światowa » Tak polscy piloci uciekali z rumuńskich obozów, aby walczyć Hitlerem. Ich historie to gotowy scenariusz na film

W trakcie II wojny światowej polscy piloci zestrzelili setki niemieckich maszyn. Przytłaczającą większość zwycięstw odnieśli podczas walk na froncie zachodnim. Aby jednak dotrzeć do Francji, a później Anglii wielu z nich musiało najpierw wydostać się z rumuńskich obozów, gdzie zostali internowani po kampanii wrześniowej. Ich ucieczki to gotowe scenariusze komedii sensacyjnych!

W okresie międzywojennym stosunki polsko-rumuńskie układały się doskonale. Warszawę i Bukareszt łączył sojusz militarny i gospodarczy, a wzajemne wizyty dygnitarzy były niemal na porządku dziennym. Pod koniec lat trzydziestych XX wieku państwo rządzone przez króla Karola II znalazło się jednak pod silnym wpływem III Rzeszy.


Reklama


Obawiając się wojskowej potęgi Hitlera, bałkańska monarchia ogłosiła we wrześniu 1939 roku neutralność. W efekcie polscy żołnierze przekraczający po 17 września granicę musieli liczyć się z tym, że zostaną zamknięci w obozach internowania. Wśród nich znaczny odsetek stanowili piloci.

Jak uciec z obozu?

Większość naszych lotników nie załamała się klęską i jak najszybciej chciała dotrzeć do Francji, aby wstąpić w szeregi formujących się nad Sekwaną Polskich Sił Zbrojnych. W tym celu należało w pierwszej kolejności uciec z obozu.

Polski żołnierz internowany w Rumunii (NAC).
Polski żołnierz internowany w Rumunii (NAC).

Początkowo Rumuni niespecjalnie przeszkadzali żołnierzom znad Wisły, którzy poczuli zew wolności. Jak pisał w swoich wspomnieniach – cytowanych w książce Sławomira Kopra Polskie piekiełko. Obrazy z życia elit emigracyjnych 1939-1945 – internowany w Calafat Władysław Kisielewski:

Pierwsza partia uciekła z obozu w bardzo prosty sposób. Wyciągnęli z szopy wielką beczkę na kółkach służącą normalnie do przewożenia wody, władowali rzeczy w środek i ciągnęli, krzycząc po rumuńsku:

– Apa! [czyli woda – przypis autora art.]

Wartownik przekonany, że jadą po wodę otworzył bramę i wypuścił całe towarzystwo. W piętnaście minut później wymaszerowała z obozu duża grupa żołnierzy, niosąc w plecakach deski ze specjalnie w tym celu rozebranego budynku. Prowadził ich kolega przebrany w mundur rumuńskiego strażnika. I tych również wartownik wypuścił bez przeszkód.

Niektórzy byli jeszcze bardziej bezczelni. Kilkunastu lotników w trakcie kąpieli w Dunaju po prostu odpłynęło z prądem w łódkach wypożyczonych wcześniej od miejscowych chłopów. Pilnujący ich strażnicy sądzili, że nieszczęśnicy się potopili, bowiem dla niepoznaki na brzegu pozostawiono ubrania. Oczywiście były to najgorsze łachmany, jakie udało się znaleźć na terenie obozu.


Reklama


Takie postępowanie w końcu zirytowało podwładnych króla Karola II. Mieli serdecznie dosyć robienia ich w konia! W efekcie wzmocniono straże i wstrzymano wydawanie przepustek.

Dla uskutecznienia ucieczki wpierw należało zdobyć i ukryć cywilną odzież. Rzecz jasna dla pomysłowych Polaków nie stanowiło to większego problemu. Miejscowi chętnie sprzedawali ubrania – co prawda były one marnej jakości – zaś idealną kryjówką dla internowanych w Celafat okazały się… grobowce na pobliskim cmentarzu.

Polscy piloci na zdjęciu wykonanym we Francji w Marcu 1940 roku. Wielu musiało uciec wcześniej z rumuńskiego internowania (Czesław Datka/domena publiczna).
Polscy piloci na zdjęciu wykonanym we Francji w marcu 1940 roku. Wielu musiało uciec wcześniej z rumuńskiego internowania (Czesław Datka/domena publiczna).

Nawiedzony cmentarz

Należało tylko sprawić, aby nikt niepowołany nie kręcił się w okolicy nekropolii. W tym celu rozpuszczono plotkę, że na cmentarzu straszy. Aby uwiarygodnić historyjkę, co wieczór jeden z internowanych, ubrany w prześcieradło, udawał ducha.

Okazało się, że miejscowi łatwo uwierzyli w zjawy z zaświatów i nikt nawet nie próbował zbliżać się do nekropoli, zaś akcja „ewakuacyjna” rozwijała się pomyślnie. Nie obyło się jednak bez zabawnych wpadek.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Pewnego razu – w wyniku pomyłki w grafiku – do pełnienia „służby” wyznaczono jednocześnie dwa „duchy”. W efekcie – jak zanotował Kisielewski:

Ubrani w tradycyjne szaty, nic nie wiedząc o sobie, spotkali się niespodziewanie na środku cmentarza. Każdy z nich – bądź co bądź atmosferą cmentarza trochę podenerwowany – myślał, że ma przed sobą prawdziwego ducha. Skamienieli ze strachu, stali jakiś czas zupełnie spokojnie, przyglądając się sobie. Wreszcie któryś się poruszył. To wystarczyło, by obaj – wyjąc niczym syreny alarmowe – zaczęli uciekać.


Reklama


Nieszczęśnicy czym prędzej chcieli dopaść do jedynej cmentarnej bramy i już niemal im się to udało, gdy nagle wpadli na siebie. Dla jednego z nich było to stanowczo za dużo i ze strachu po prostu zemdlał.

Innym razem znudzony monotonną wartą „duch” postanowił opuścić cmentarz i postraszyć po okolicy. Miał jednak pecha. Rumun, którego chciał wpędzić w panikę, był mocno wstawiony – zresztą nasz pilot też wypił wcześniej sporo rumuńskiego wina. Ofiara, zamiast uciekać, złapała za kij i poczęła okładać „nocną marę”. W tej sytuacji Polakowi nie pozostało nic innego jak szukać schronienia w gęstej kukurydzy.

Polscy piloci chcąc nastraszyć miejscowych przebierali się za duchy. Ilustracja poglądowa (domena publiczna).
Polscy piloci chcąc nastraszyć miejscowych przebierali się za duchy. Ilustracja poglądowa (domena publiczna).

Łatwy zarobek dla rumuńskich policjantów

Po ucieczce należało zdobyć dokumenty uprawniające do opuszczenia Rumunii. Tutaj oczywiście niezastąpiona okazywała się polska ambasada w Bukareszcie. Zakwalifikowani do wyjazdu byli fotografowani i wymyślano im fałszywe zawody. Jak zauważa w swojej książce Sławomir Koper:

(…) młode panie pracujące przy tym procederze czasami nieźle się bawiły. Znany kobieciarz pilot Jan Zumbach, został seminarzystą, inny zaś pogromca serc niewieścich, Witold Urbanowicz – zakonnikiem.

Wyrobienie nowych papierów zajmowało mimo wszystko sporo czasu. Korzystali z tego rumuńscy policjanci, dla których uciekinierzy stali się świetnym źródłem dochodu. Stróże prawa wyspecjalizowali się w łapaniu polskich żołnierzy – którzy teoretycznie powinni siedzieć w obozach dla internowanych – i wymuszaniu od nich łapówek za zwolnienie. Na szczęście nie były one zbyt wysokie, a jako że z wymianą polskich złotych na leje nie robiono problemów, niecny proceder kwitł w najlepsze.

Kierunek Syria

Gdy już miało się cywilne ubranie i odpowiednie papiery w ręku, można było ruszyć w kierunku rumuńskiego wybrzeża i złapać statek płynący do francuskiej Syrii. Większość lotników wybierała port w Bałczik (obecnie w granicach Bułgarii). Również tutaj niezbędne okazywały się łapówki.

Wśród tych, którzy uciekli z rumuńskiego internowania był również Jan Zumbach. Na zdjęciu stoi w środku (domena publiczna).
Wśród tych, którzy uciekli z rumuńskiego internowania był również Jan Zumbach. Na zdjęciu stoi w środku (domena publiczna).

Dzięki nim policja i straż graniczna przymykały oko na tysiące Polaków kręcących się po nabrzeżu. Mimo wszystko starano się zachowywać przynajmniej pozory i kontrolerzy sprawdzający paszporty przed wejściem na pokład „nawet zatrzymywali kogoś do wyjaśnienia prawdziwych danych”. Znów plik banknotów szybko rozwiewał wszelkie wątpliwości.

Tak właśnie wyglądała droga niejednego z późniejszych asów przestworzy do tworzonego na Zachodzie polskiego wojska. Wielu z nich miało odegrać znaczącą rolę podczas bitwy o Anglię, ale gdyby nie ich pomysłowość oraz przychylność Rumunów pewnie nigdy by tam nie dotarli. Kto wie jak Anglicy poradziliby sobie wtedy bez naszej pomocy?

Bibliografia

  • Sławomir Koper, Polskie piekiełko. Obrazy życia emigracyjnego 1939-1945, Bellona 2012.
Autor
Rafał Kuzak

Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.