"To był jeden z najgorszych dni naszej niewoli". Tak wyglądała selekcja "do gazu" w Auschwitz

Strona główna » II wojna światowa » "To był jeden z najgorszych dni naszej niewoli". Tak wyglądała selekcja "do gazu" w Auschwitz

Andriej Pogożew trafił do Auschwitz jako jeden z tysięcy radzieckich jeńców. Był świadkiem wprost niewyobrażalnego okrucieństwa ze strony kapo i esesmanów. Ale to właśnie selekcja „do gazu” stanowiła jeden z najgorszych momentów kilkunastomiesięcznego pobytu w obozie. Oto jak ją wspominał.

Pewnego styczniowego dnia [1942 roku], po zwykłej pobudce, kazano nam się ubrać i wyjść na zewnątrz. Pogoda była okropna, bardzo silny wiatr przewracał ludzi. Drobinki zamarzniętego śniegu siekły nas po twarzach, gdy ustawialiśmy się w miejscu, gdzie zwykle formowała się kolumna.


Reklama


Czy to już koniec?

Trzęsąc się z zimna, opieraliśmy się szalejącej zamieci każdą odrobiną wykrzesanych z siebie sił. Wichura wyła między blokami i kręciła śniegiem we wszystkich kierunkach. Widoczność spadła niemal do zera. Zimno wciskało się w każdą szczelinę ubrania, kąsało nasze ciała, a umysły zatruwała dręcząca myśl: „Naprawdę już koniec ze mną?”.

Zmysły miałem przytępione, myśli mąciły mi się w głowie, gdy szukając nawzajem wsparcia, plątaliśmy się bezładnie i próbowaliśmy znaleźć nasze miejsca. O ukryciu się przed burzą śnieżną w pomieszczeniu lub choćby za rogiem mogliśmy tylko pomarzyć.

Niemcy wzięli do niewoli miliony żołnierzy Armii Czerwonej. Co najmniej kilkanaście tysięcy spośród nich trafiło do Auschwitz (Bundesarchiv/Vorpahl/CC-BY-SA 3.0).

„Tak właśnie ludzie zamarzają na śmierć – mówiłem sobie w duchu. – Najpierw jest zimno i boli, potem robi się lepiej i pojawia się wrażenie ciepła…”. Myśl, że to może być koniec cierpienia, opanowała mój umysł, ciało zaczęło się odprężać. Serce łomotało w rytm: „Koniec, koniec, koniec…”.

Jednak po chwili w przeszywającym podmuchu usłyszałem zdławiony okrzyk:

– Do środka, szybko, do środka!

<strong>Przeczytaj też:</strong> „Otrzymały zastrzyki w okolice serca”. Ile dzieci zginęło w Auschwitz?

Wiatr rozmywał słowa, ale powłóczący nogami tłum nieszczęśników podchwycił go, rozległ się gwar głosów pełnych radości, bólu, gniewu, złości. Ludzie ruszyli z powrotem do bloków jak lawina. Wielu współtowarzyszy nie wróciło tego ranka: ale prawdziwa męka czekała nas po południu…

Test sprawności fizycznej

To był jeden z najgorszych dni naszej niewoli. Nie zdążyliśmy jeszcze się rozgrzać ani dojść do siebie, kiedy padł rozkaz, przekazany od sztuby do sztuby, żeby się rozebrać i ustawić w kolejce. O co chodziło? Pijani sadyści będą się znowu nami zabawiać? Raczej nie, nie ostrzegliby wszystkich sztub.


Reklama


– Może badanie lekarskie? – zasugerował ktoś.

Zapanowała paraliżująca cisza oczekiwania, gorączkowa niecierpliwość, baliśmy się straszliwych i śmiertelnych mąk. Komuś puściły nerwy. Usłyszeliśmy szloch i suchy, rzężący kaszel. Serce mi ciążyło, prawie nie mogłem oddychać. Nagle Zimin przerwał ciszę, ze złości wyrwał mu się stek paskudnych przekleństw.

– Pieprzone sukinsyny! Szkoda, że rano nie zamarzłem na śmierć! Patrzcie, krematorium nie pracuje. Piwnice są puste od wieków…

Tekst stanowi fragment książki Andrieja Pogożewa pod tytułem Ucieczka z Auschwitz (Świat Książki 2020).

Z korytarza dobiegły chaotyczne odgłosy, które rozwiały wątpliwości: chodziło o test sprawności fizycznej.

Określenie „test sprawności fizycznej” miało w obozie szczególnie smutne znaczenie: było to wybieranie słabszych więźniów do zgładzenia. Selekcję stosowano regularnie, miała na celu pozbycie się tych, którzy stali się bezużyteczni.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Esesmani zrobili z niego bestię. Aby przeżyć stoczył 77 walk i żadnej nie przegrał<br />

Próg pokoju to granica

Już raz tę procedurę, okrutnie cyniczną samą w sobie, przeszliśmy, a teraz miała się ona powtórzyć. Mieliśmy stanąć przed rzeźnikami, od których zależał nasz los. Dziś postanowią, którzy z nas będą żyć, a którzy umrą…

W rogu pokoju przy małym stoliku siedzi gruby esesman w średnim wieku z nienaturalnie wielką czapką leżącą na kolanach. Przed nim piętrzy się stos dokumentów zawierających kolumny liczb. Wygląda na znudzonego. Obok niego siedzi pisarz w więziennym pasiaku, czystym i odprasowanym.


Reklama


Tymczasem przed stolikiem stoją na baczność blokowy oraz tłumacz i patrzą esesmanowi w twarz z psim oddaniem. Jedno okno jest szeroko otwarte. Co jakiś czas podmuch wiatru wrzuca do pokoju tuman śniegu, który natychmiast topnieje na podłodze, zostawiając ciemne plamki. W pokoju jest duszno od potu, nagie postacie jedna za drugą wchodzą z korytarza i stają w rzędzie pod ścianą naprzeciwko stolika.

Próg pokoju to nasza granica. Moja kolej nadejdzie wkrótce. Jednak jeszcze przed wejściem do pokoju moje ciało oblewa zimny pot: kontrolę stanu zdrowia nadzoruje SS-oberführer Josef Klehr, sanitariusz w obozie, rzeźnik z zawodu.

W czasie selekcji więźniowie musieli rozebrać się do naga. Na zdjęciu radzieccy jeńcy z obozu w Mauthausen (Bundesarchiv CC-BY-SA 3.0).
W czasie selekcji więźniowie musieli rozebrać się do naga. Na zdjęciu radzieccy jeńcy z obozu w Mauthausen (Bundesarchiv CC-BY-SA 3.0).

„Każdy chciał przecież dalej żyć”

To on z zimną krwią zabił mego kolegę za złapanie rzepy z przejeżdżającej obok taczki; wstrzyknął mu dawkę fenolu przed „publicznością” złożoną ze zebranych specjalnie na tę okazję więźniów. „Taki los czeka każdego złodzieja!” – oświadczył po dokonaniu ohydnej egzekucji.

Poziewując niedbale i obojętnie, Klehr decydował o ludzkim losie. Nie tolerował żadnej dyskusji i zwykle odsyłał ofiary szybkim kiwnięciem głowy i machnięciem ręki. Przed jego stolikiem każdy więzień powiadał swój numer, a tłumacz wykrzykiwał komendy:

– Przysiad! Powstań! Obrót!

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Podobne ćwiczenia trudno wykonać wycieńczonym ludziom, wyniszczonym maltretowaniem i niedożywieniem. Najtrudniej było wstać z przysiadu, większość nie dawała rady tego zrobić bez pomocy i przewracała się. Oczywiście, napięcie nerwowe również robiło swoje. Każdy chciał przecież dalej żyć, choćby w tym strasznym obozie.

Tymczasem fakt, że sprawdzian odbywał się na oczach innych więźniów, jeszcze pogłębiał upokorzenie. Całe to postępowanie było starannie zaplanowaną demonstracją psychologicznej dominacji, mającą budzić grozę i wpajać respekt dla rasy aryjskiej.


Reklama


„Zabić, udusić, rozedrzeć na strzępy…”

W takich chwilach, kiedy człowiek staje twarzą w twarz ze śmiercią, pamięć często biegnie wstecz. Kłębią się wspomnienia, myśli:

„Och, jak krótko żyłem, jak mało zrobiłem, jakiż to smutny i bolesny sposób na opuszczenie tego padołu, głupi, bezcelowy, w kwiecie wieku.

Fragment pomnika w Wolfsburgu przedstawiający radzieckiego jeńca wojennego z literami „SU”. Właśnie tak oznaczano ich w Auschwitz-Birkenau (Kirchenfan/domena publiczna).
Fragment pomnika w Wolfsburgu przedstawiający radzieckiego jeńca wojennego z literami „SU”. Właśnie tak oznaczano ich w Auschwitz-Birkenau (Kirchenfan/domena publiczna).

A wszystko zależy od kaprysu tego uprzedzonego, tępego zera, mającego – złośliwość losu – decydować o życiu porządnych ludzi, z których większość przewyższa go intelektualnie! I nie wie nikt, co przeszedłem w tym piekle….

Jak wolno płynie czas! Jakie to żałosne robić krok do przodu raz na dwie, trzy minuty, do miejsca, gdzie rozstrzygnie się mój los. Nie da się opisać słowami emocji tamtych chwil. Im bliżej do stolika, tym bardziej chaotyczne stają się myśli, tym ciężej oddychać.

<strong>Przeczytaj też:</strong> Operacja Barbarossa. Rzadkie niemieckie zdjęcia z inwazji na Związek Radziecki w 1941 roku

Twarz płonie, ciało pokrywa zimny pot. Serce wali jak wściekłe, próbując przepompować krew przez zesztywniałe ciało. Nie można się pozbyć myśli: zabić, udusić, rozedrzeć na strzępy tego nadętego, odkarmionego rzeźnika, przewodzącego widowisku, jakby wymagało to jakichś specjalnych umiejętności. Nie byłoby trudno go zabić.

Zemsta Niemców byłaby straszna

Tak naprawdę większość ludzi stojących w kolejce zrobiłaby to z rozkoszą. Ale nikt nie kiwnie nawet palcem. I to nie z tchórzostwa. Bolesne doświadczenie nauczyło nas, jak lekkomyślne są tego typu heroiczne wyczyny, powodujące zemstę na naszych kolegach. Właśnie poczucie koleżeństwa powstrzymywało nas od jakichkolwiek kroków, które mogły wystawić na niebezpieczeństwo przyjaciół.

Więźniowie Auschwitz pałali morderczą nienawiścią do swoich oprawców. Jednak wiedzieli, że zabijcie jednego z nich pociągnęłoby straszne konsekwencje (PerSona77/CC BY-SA 3.0 PL).
Więźniowie Auschwitz pałali morderczą nienawiścią do swoich oprawców. Jednak wiedzieli, że zabijcie jednego z nich pociągnęłoby straszne konsekwencje (PerSona77/CC BY-SA 3.0 PL).

Nie chodziło tu o usprawiedliwianie się ani bojaźliwość, ale o zasadę zaakceptowaną przez wszystkich w obronie życia. Nie rozmawialiśmy o tym ani nawet nie myśleliśmy, był to odruch uwarunkowany okolicznościami. Mógłbym zaczekać, aż Klehr skaże mnie na śmierć swobodnym machnięciem ręki, potem, nie mając nic do stracenia, rzucić mu się do gardła.

Bez wątpienia inni by mi pomogli w przypływie gniewu i nienawiści, ale zdrowy rozsądek wzbraniał się przed tym. Co bym osiągnął? Doświadczenie podpowiadało: skutki byłyby niewyobrażalne. Próba pozbawienia życia tej miernoty pociągnęłaby za sobą brutalne tortury i śmierć setek moich towarzyszy. A esesmani tylko cieszyliby się z pretekstu do sadystycznej rzezi.


Reklama


„Tym razem szczęście się do mnie uśmiechnęło”

Wreszcie straszliwa próba była za mną. Tym razem szczęście się do mnie uśmiechnęło, choć tylko kącikiem ust wykrzywionych bólem. Po wszystkim, po tym niewyobrażalnym fizycznym i nerwowym napięciu, tylko chęć natychmiastowego wyjścia stamtąd dała mi siłę, by się poruszać, a nawet sprawiać wrażenie dziarskiego.

Przeczytaj również o największym buncie i ucieczce polskich więźniów w Auschwitz. Zemsta Niemców była potworna

Źródło

Tekst stanowi fragment książki Andrieja Pogożewa pod tytułem Ucieczka z Auschwitz. Autor opisał w niej swój kilkunastotysięczny pobyt w największej niemieckiej fabryce śmierci, który zakończył się udaną ucieczką w listopadzie 1942 roku. Wspomnienia ukazały się nakładem Świata Książki.

Polecamy

Tytuł, lead, fragmenty w nawiasach kwadratowych i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.

Autor
Andriej Pogożew
Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.