Jesienią 9 roku n.e. w Lesie Teutoburskim doszło do jednej z najsłynniejszych bitew starożytności. Trzy pełne legiony dowodzone przez Publiusza Kwintyliusza Warusa, zostały rozbite przez Germanów pod wodzą Arminiusza. Armia starożytnego Rzymu, wraz z oddziałami pomocniczymi straciła prawdopodobnie dwadzieścia tysięcy żołnierzy. Wydarzenie to często uważa się za kluczowy powód zatrzymania ekspansji Cesarstwa Rzymskiego na Renie. Profesor Peter Heather podaje jednak inne przyczyny tej decyzji.
W schyłkowym okresie cesarstwa obszar między Renem i Łabą wciąż pozostawał poza granicami imperium, a jego kultura materialna nie zdradzała żadnych z charakterystycznych cech rzymskiej cywilizacji. Nakreślona w starożytności linia na europejskim piasku jest do dziś widoczna jako geograficzna granica między językami romańskimi i germańskimi.
Reklama
Dla Rzymian Germanie nie byli głównym wrogiem
Na pierwszy rzut oka wyjaśniałoby to, dlaczego zachodnie cesarstwo zastąpiły w V wieku liczne królestwa oparte na zbrojnych grupach germańskojęzycznych. Leżąca na wschód od Renu Germania nie została połknięta przez Rzym w okresie podbojów, ponieważ jej mieszkańcy bronili się zębami i pazurami przed naporem legionów, a w końcu wzięli odwet, doprowadzając do zagłady imperium.
Takie wyjaśnienie skwapliwie podawali niemieccy nacjonaliści w XIX wieku; żywo dyskutowano nad nim w kręgach akademickich, trafiło też do szerszego kręgu odbiorców dzięki Feliksowi Dahnowi, autorowi świetnej pracy o królestwach germańskich, do dziś uznawanej za klasyczną. Napisał on również słynną powieść Ein Kampf um Rom („Wojna przeciwko Rzymowi”), której liczne wydania ukazały się pod koniec XIX i na początku XX wieku.
Najdziwniejsze jest jednak to, że gdybyśmy zapytali Rzymianina z IV wieku o największe zagrożenie dla imperium, bez wątpienia wskazałby na Persję. Całkiem logiczne, ponieważ około 300 roku Persja stanowiła nieporównywalnie większą siłę niż plemiona germańskie, a na żadnej innej granicy Rzymowi praktycznie nic nie groziło.
Wnikliwsze odczytanie źródeł, zwłaszcza w świetle odkryć archeologicznych nieznanych Dahnowi, nasuwa na myśl inną niż narodziny germańskiego nacjonalizmu przyczynę zatrzymania się legionów na linii Renu i Dunaju w początkach I wieku. Wyjaśnia też, dlaczego Rzymian z czasów późnego cesarstwa o wiele bardziej niepokoiła Persja niż prymitywni i podzieleni na plemiona mieszkańcy germańskich puszcz. (…)
Odwet wojsk starożytnego Rzymu
Dlaczego zatem Rzym w swej ekspansji nie wchłonął tego podzielonego świata w całości, jak to wcześniej uczynił z celtycką częścią Europy? Zatrzymanie legionów w marszu przez północne ziemie kontynentu tłumaczy się często wielkim zwycięstwem Arminiusza, ale podobnie jak klęska legionu Sabinusa i Kotty w 54 roku p.n.e. było to pojedyncze wydarzenie, zresztą odpowiednio później pomszczone.
Wypad Germanika do Lasu Teutoburskiego w 15 roku był częścią kolejnej wielkiej kampanii przeciwko Cheruskom. Rzymski oddział znów został wtedy wciągnięty w zasadzkę przez wojowników Arminiusza, ale tym razem rezultat był inny. To Rzymianie w ostatniej chwili wciągnęli przeciwnika w pułapkę z przewidywalnym skutkiem:
Reklama
Nieprzyjaciela, który wyobrażał sobie łatwą zagładę i niewielu tylko na poły uzbrojonych, dźwięk trąb, błysk oręża im niespodzianiej, tym bardziej zaskoczył i padali — jak w powodzeniu chciwi rabunku, tak w niepowodzeniu nierozważni. Arminiusz nietknięty, Inguiomerus z ciężką raną walkę opuścił; prostych żołnierzy rąbano, jak długo zawziętości i dnia starczyło.
Rzymianom pomagał Segestes, inny wódz Cherusków, który – jak wielu jego odpowiedników w celtyckiej Galii – widział istotne korzyści w przyłączeniu swoich ziem do imperium rzymskiego. Nawet sami Cheruskowie nie byli zatem zjednoczeni w oporze przeciw najeźdźcy i to nie Las Teutoburski zatrzymał pochód legionów.
Ekspansja gdzieś musiała się zakończyć
W 16 roku przyszły kolejne rzymskie triumfy, mniej więcej trzy lata później zaś Arminiusz zginął zamordowany przez opozycję w łonie własnego plemienia. Jego syn wychował się w Rawennie. Germański bohater uhonorowany pomnikiem pod Detmold dzięki łutowi szczęścia odniósł jedno spektakularne zwycięstwo, ale prawdziwe powody wstrzymania marszu legionów na granicy ówczesnej Germanii były zupełnie inne.
Sama logistyka działań wojennych sprawiła, że europejskie granice rzymskiego imperium musiały gdzieś oprzeć się na rzekach. Transport wodny znacznie ułatwiał zaopatrzenie dużych oddziałów stacjonujących na pograniczu. Legion rzymski z wczesnego okresu imperium liczył pięć tysięcy żołnierzy, do których nakarmienia trzeba było siedmiu i pół tony zboża oraz niemal pół tony innego prowiantu dziennie, czy odpowiednio dwieście dwadzieścia pięć i kilkanaście ton na miesiąc.
Reklama
Większość rzymskich sił była rozlokowana właśnie na granicach imperium bądź w ich pobliżu, a w warunkach lokalnych – zanim gospodarka zaczęła się tam rozwijać na wzór rzymski – zaspokojenie ich potrzeb wyłącznie z miejscowych zasobów po prostu nie było możliwe.
Ustalenie zachodniej granicy na Renie, a nie na przykład na Łabie lub jakiejkolwiek innej płynącej z południa na północ rzece (których w zachodniej i środkowej Europie nie brakuje), miało też inną zaletę. Wykorzystując szlak wodny Rodanu i – z krótkim odcinkiem lądowym – Mozeli, można było transportować dostawy bezpośrednio z Morza Śródziemnego na Ren bez potrzeby żeglowania po znacznie burzliwszych wodach.
Zyski nie uzasadniały kosztów podboju
Prawdziwą przyczyną ustanowienia ostatecznie granicy imperium na Renie była interakcja motywów rzymskiej ekspansji ze zróżnicowanymi poziomami rozwoju społecznego i ekonomicznego w Europie preromańskiej. Zaborcza polityka Rzymu napędzana była wewnętrzną walką o władzę i wpływy między republikańskimi oligarchami (vide: Juliusz Cezar), później zaś – żądzą chwały cesarzy.
Ekspansja terytorialna jako droga do politycznego sukcesu w Rzymie nabierała rozmachu w chwili, kiedy wokół basenu Morza Śródziemnego było jeszcze wiele nie podbitych bogatych krajów, które po zaanektowaniu stawały się nowym źródłem płynących do stolicy danin, a przy tym przysparzały chwały wodzowi, który je zdobył.
Reklama
Z czasem jednak najlepszych kąsków ubywało, aż wreszcie we wczesnym okresie cesarstwa wchłaniane były terytoria, które nie wytwarzały dostatecznie dużego dochodu, jaki usprawiedliwiłby koszty podboju. Brytania na przykład, przyczyna stałego stresu w źródłach starożytnych, została włączona w granice imperium tylko dlatego, że cesarz Klaudiusz pragnął glorii zdobywcy.
Na granicy dwóch kultur materialnych
Ekspansja ostatecznie zatrzymała się w strefie rozgraniczającej dwie ważne kultury materialne: tak zwaną lateńską (od miejscowości La Tène w dzisiejszej Szwajcarii) i jastorfską.
Różniły się one istotnymi szczegółami stylu życia. Przed rzymskimi podbojami w Europie lateńskiej oprócz wsi pojawiały się też znacznie większe, dobrze ufortyfikowane osady, czasami nazywane miastami (po łacinie oppida – stąd inna stosowana nazwa: kultura oppidów).
Na niektórych obszarach w użyciu były monety, a część społeczności znała pismo. Cezar w Wojnie galijskiej opisuje złożone instytucje polityczne i religijne dominujące przynajmniej w niektórych z podbitych przezeń grup lateńskich, zwłaszcza u Eduów w południowo-zachodniej Galii.
Reklama
Cały ten system opierał się na gospodarce zdolnej wyprodukować dostateczną nadwyżkę żywności, by zaspokoić potrzeby warstw nie zaangażowanych bezpośrednio w rolnictwo, jak wojownicy, kapłani i rzemieślnicy. W kulturze jastorfskiej natomiast życie toczyło się na znacznie uboższym poziomie, z większym udziałem pasterstwa i znacznie mniejszą produkcją nadwyżek.
Ludy zamieszkujące okolice Jastorfu nie znały wymiany pieniężnej ani pisma i do początku naszej ery nie zbudowały większych osad – nawet wsi. Wśród pozostałych po nich artefaktów prawie nie ma dowodów istnienia jakiejkolwiek wyspecjalizowanej działalności gospodarczej.
Wzór pasujący nie tylko do starożytnego Rzymu
Kiedy teoria Kossinny cieszyła się uznaniem, a strefy kulturowe utożsamiano z „narodami”, tradycyjnie kojarzono kultury jastorfską i lateńską odpowiednio z Germanami i Celtami, ale takie proste porównania niestety nie są możliwe.
Obszary podobne archeologicznie odzwierciedlają rozmieszczenie geograficzne kultury materialnej – a ta może być nabyta. Ludzie nie rodzą się z jednym kompletem broni, garnków i ozdób, którym się posługują potem przez całe życie.
To prawda, że wzorce kulturowe La Tène pojawiły się na początku wśród niektórych grup celtyckich, a ich odpowiedniki z Jastorfu wśród Germanów, ale przecież żadne prawo nie zakazywało grupom germańskim adaptować elementów obcych. Kiedy rzymska potęga zaczynała przekraczać Alpy, niektóre plemiona graniczące ze światem Celtów rozwinęły kulturę o wiele bardziej odpowiadającą normom lateńskim niż jastorfskim.
Jak z tego wynika, rzymska ekspansja zatrzymała się nie na granicy etnicznej, ale na głównej linii podziału w europejskiej organizacji socjoekonomicznej: większość terytoriów lateńskich weszła w skład imperium, podczas gdy gros ziem Jastorfu pozostało poza jego granicami.
Reklama
Ta teza pasuje do znacznie szerszego wzoru. Jak zaobserwowano w wypadku Chin, mocarstwa zbudowane na bazie rolnictwa osiadłego wykazują ogólną tendencję do stabilizacji granic w strefie przejściowej, rolniczo-pasterskiej, gdzie miejscowa zdolność produkcyjna nie wystarcza do utrzymania imperialnej armii.
Germanii nie opłacało się podbijać
Ideologie ekspansji i żądza chwały wojennej indywidualnych władców prowadzą wojska jeszcze dalej poza tę linię opłacalności, ale trudności związane z aneksją kolejnych terytoriów przy względnie niskiej ich wartości dla zdobywców odbierają dalszym podbojom atrakcyjność, a nawet sens. „Europa dwóch szybkości” nie jest zjawiskiem nowym i Rzymianie wyciągnęli logiczny wniosek.
Następca Augusta, Tyberiusz, zorientował się, że Germanii po prostu nie opłaca się zdobywać. Szerzej rozrzucone społeczności tych gęsto jeszcze zalesionych połaci Europy można było pokonać w indywidualnych bitwach, ale strategiczna dominacja nad regionami kultury Jastorfu okazała się o wiele trudniejsza niż w wypadku skoncentrowanego i uporządkowanego osadnictwa wokół lateńskich oppidów.
To nic innego, jak logistyczna dogodność osi Ren–Mozela w połączeniu z relacją kosztów i korzyści związaną z ograniczeniami gospodarczymi Europy jastorfskiej doprowadziły do tego, że niezwyciężone rzymskie legiony dalej już nie pomaszerowały. Germania była zbyt podzielona politycznie, by stanowić realne zagrożenie dla bogatszych, już podbitych ziem.
Może dobrze się złożyło, że dziewiętnastowieczni niemieccy nacjonaliści postawili Hermannowi pomnik w niewłaściwym miejscu, skoro źle też oceniali znaczenie jego zwycięstwa nad Warusem. To nie sztuka wojenna Germanów utrzymała ich poza granicami imperium, ale ich materialne ubóstwo.
Granica, która przetrwała 300 lat
W rezultacie broniona rzymska granica ustaliła się w połowie I wieku na linii wyznaczonej przez Ren i Dunaj. Jeśli nie liczyć paru pomniejszych zmian, pozostała tam przez następne trzysta lat.
Konsekwencje tego stanu rzeczy były długofalowe. Na zachód i południe od tych granicznych rzek populacje europejskie – zarówno lateńskie, jak i jastorfskie – zostały wciągnięte w świat łaciny, tog, miast, a w końcu i chrześcijaństwa.
Mogąc jedynie być świadkiem zmian, jakie sąsiednie społeczności przechodziły wskutek romanizacji, zdominowane przez Germanów obszary na północ i wschód od granicy nigdy nie stały się częścią rzymskiej cywilizacji. W oczach Rzymian pozostały krainą na zawsze barbarzyńską. Tę samą etykietkę przypięto Persom ze Wschodu – jednakże ta druga główna grupa barbarzyńców przedstawiała zupełnie inny poziom zagrożenia.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Petera Heathera pt. Upadek cesarstwa rzymskiego. Jej nowe polskie wydanie ukazało się w 2024 roku nakładem Domu Wydawniczego Rebis. Przekład: Janusz Szczepański.