Tworząc w 1955 roku Układ Warszawski Sowieci w znaczniej mierze skopiowali strukturę powstałego sześć lat wcześniej NATO. Potencjał militarny obu paktów militarnych prezentował się jednak diametralnie inaczej. O tym, jakimi siłami dysponowały przeciwne obozy pisze doktor Lech Kowalski w książce Bracia Moskale a Układ Warszawski.
W skrytości ducha, przy powoływaniu Układu Warszawskiego „ojcowie założyciele z Kraju Rad” niewątpliwie wzorowali się na natowskich strukturach organizacyjnych, które począwszy od 1949 roku, tj. od roku powołania Paktu Północnoatlantyckiego, skrupulatnie analizowali oraz rozpracowywali w detalach. Oczywiście, że nigdy się do tego nie przyznali.
Reklama
Niemal kalka natowskich struktur
Kremlowscy włodarze już dużo wcześniej zdali sobie bowiem sprawę, że ich dotychczasowe sojusze bilateralne ze zwasalizowanymi państwami – zarówno w sferze wojskowej, jak i politycznej – stały się przeżytkiem, wręcz anachronizmem. Stąd postanowili zewrzeć szyki, by na wzór i podobieństwo natowskiego monolitu – pod jednolitym dowództwem i sztabem – skonfigurować nowy układ militarny złożony z areopagu zależnych od siebie państw tzw. demokracji ludowej, które jeszcze skuteczniej zamierzali ubezwłasnowolnić.
Zajęło im to trochę czasu. Niemal sześć lat, kiedy to podglądali, analizowali i rozpracowywali struktury natowskie, a w międzyczasie próbowali je spacyfikować i zneutralizować, by w końcu obwieścić światu, że powołują Układ Warszawski. Przy okazji kłamliwie obwieszczając, że była to decyzja wymuszona, czyli „konieczny akt samoobrony” ze strony państw socjalistycznych.
W rzeczy samej wystarczy porównać wiodące struktury organizacyjne powołanego UW z oryginalnym aktem założycielskim NATO, by stwierdzić, że „Bracia Moskale” najzwyczajniej popełnili w wielu miejscach pospolity plagiat. Nie przeszkadzało im, by niemal wszystko – choć tak wiele różniło ich od tzw. imperialistów, czyli ich struktury polityczne czy też gospodarcze, a zwłaszcza ideologiczne wizje świata – uznać za własne i warte skopiowania.
Wystarczy zapoznać się ze strukturą i zadaniami Kwatery Głównej NATO, czy też z organizacją Naczelnego Dowódcy Połączonych Sił Zbrojnych NATO w Europie i Dowództwa Połączonych Sił Zbrojnych oraz z innymi funkcjonującymi sztabami rodzajów wojsk i służb, dyrektoriatami, komitetami doradczymi, zespołami planistycznymi – i następnie porównać ze strukturami i założeniami organizacyjnymi UW, wyraźnie mamy do czynienia z niemalże kalką natowskich struktur polityczno-wojskowych.
NATO na drodze sowieckich podbojów
W akcie inaugurującym powołanie NATO założyciele odwołali się do działalności zgodnej z Kartą Narodów Zjednoczonych, podkreślając wolę zbudowania trwałego systemu bezpieczeństwa zbiorowego oraz wyrażając chęć współpracy ze wszystkimi państwami i narodami. Nie inaczej postąpili Moskwianie sześć lat później powołując Układ Warszawski – zwyczajnie podłączyli się pod powyższy zapis, choć w międzyczasie zdążyli już zniewolić wiele państw Europy Środkowo-Wschodniej – i ciągle było im mało.
Podobnie przenieśli zapis art. 5 aktu założycielskiego NATO do swojego art. 4 UW, później już było tylko z górki, powielili niemal wszystko. Szczytem obłudy było zaproponowanie państwom Europy Zachodniej przystąpienie do Układu Warszawskiego, tym bardziej że to przesłanie nie było adresowane do rządów tych państw, a głównie do lewackich środowisk intelektualnych, by podniosły wrzawę na świecie, jaki to ten Układ Warszawski jest otwarty na innych, pokojowo nastawiony, wręcz rozbrojeniowy.
Reklama
Dzisiaj Rosjanie podobnie bałamucą świat, a zwłaszcza tzw. pożytecznych idiotów, twierdząc, że z Ukrainą nie prowadzą wojny, a jedynie przeprowadzają „specjalną operację wojskową”. To wykapani bolszewicy, potomkowie stepowej dziczy mongolskiej, pokrętni i niewiarygodni w każdym momencie dziejowym.
Spróbujmy teraz wyobrazić sobie powojenną Europę bez NATO, mając na uwadze fakt, że do chwili powołania wspomnianego paktu Sowieci byli już panami życia i śmierci milionów obywateli Europy Środkowo-Wschodniej.
W dodatku na tym wcale nie zamierzali poprzestać, co dokumentują rozliczne sowieckie plany operacyjno-strategiczne z okresu zimnej wojny, które na szczęście są już dzisiaj tylko archiwalne. Czy NATO stanęło im zatem na drodze do kolejnych podbojów? Zdecydowanie tak! (…)
Ogromna przepaść
Mierząc siły na zamiary i porównując potencjały militarne UW i NATO oraz ich zasoby gospodarczo-ekonomiczne, nie sposób nie zauważyć, że była to przepaść na miarę Rowu Mariańskiego na Oceanie Spokojnym. Skład państw natowskich w znacznej mierze stanowiły byłe mocarstwa i potęgi kolonialne, jak chociażby Wielka Brytania, Francja, Belgia, Niemcy, a nade wszystko USA oraz pozostałe państwa natowskie: Włochy, Hiszpania, Portugalia, Holandia, Dania, Norwegia, które również przewyższały o kilka poziomów uprzemysłowienia pozostałe państwa bloku wschodniego.
Reklama
A przecież o ostatecznym wyniku w wypadku konfliktu zbrojnego to właśnie możliwości ekonomiczno-gospodarcze poszczególny państw (Paktu i Układu) zdecydowałyby o być albo nie być. Poza tym sprawność organizacyjna wspólnoty natowskiej, wysoki stopień integracji, jak również poziom cywilizacyjny i technologiczny wytwarzanych dóbr przemysłowych, nie pozostawiały złudzeń, że nie było konkretnych przesłanek, by Zachód mógł przegrać ze Wschodem ewentualny konflikt zbrojny.
Sojusznicy USA tylko w latach 1951–1954 otrzymali około 12 mld dolarów na cele wojskowe, co pozwoliło im zmodernizować i unowocześnić swoje armie narodowe. O czym tu więc dywagować dalej! Po stronie wschodniej mieliśmy sowieckiego kolosa na glinianych nogach oraz cały szereg drobniejszych państw, a niekiedy państewek, których potencjały gospodarczo-militarne miały się nijak do państw zachodnich.
Druga wojna światowa okrutnie doświadczyła narody i państwa bloku wschodniego, w sposób nieporównywalny do państw i narodów zachodniej części Europy – i było to nie do odrobienia. Ponadto należy uwzględnić też fakt, że ZSRS, aspirując do roli „czerwonego imperium”, był zmuszony częściowo ograniczyć swoje siły i zasoby militarno-gospodarcze na europejskim TDW, gdyż musiał uwzględnić w swej „mocarstwowości” również istnienie wielu innych bloków wojskowych rozrzuconych po całym świecie, a powołanych z inspiracji USA.
Inne sojusze antykomunistyczne
Mam tu na myśli chociażby ANZUS (Pakt Bezpieczeństwa Pacyfiku) powstały w 1951 roku w składzie: USA, Nowa Zelandia i Australia, czy też CENTO (Pakt Bagdadzki) zrzeszający: Turcję, Irak, Wielką Brytanię, Pakistan oraz Iran – istniejący w latach 1955–1959, który miał za zadanie podtrzymywanie łączności między NATO w Europie i SEATO w Azji.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Równie potężny był wspomniany Pakt SEATO w obszarze Azji Południowo-Wschodniej – w składzie: Australia, Bangladesz, Filipiny, Francja, Wielka Brytania, USA, Nowa Zelandia, Pakistan i Tajlandia, powstały w 1954 roku, którego celem było m.in. powstrzymanie postępów komunizmu w tej części świata. Pozostałym ww. paktom przyświecał ten sam cel, który zakładał utrącenie i wyeliminowanie wszelakich ruchów komunistycznych na świecie.
Wobec takiej sytuacji „Bracia Moskale” nie mogli pozostawać obojętni, więc co mogli, to czynili, a to kosztowało i wymagało ogromnego arsenału sił i środków na podtrzymywanie wrzenia rewolucyjnego na świecie, co z kolei prowadziło prostą drogą do drenażu własnych zasobów gospodarczo-militarnych. W tych okolicznościach ZSRS nie był w stanie podołać samodzielnie tym wyzwaniom narzuconym przez Stany Zjednoczone, dlatego część z nich przerzucał na barki „sojuszników” z Układu Warszawskiego.
Reklama
Twierdzenie, że Układ Warszawski terytorialnie został przypisany tylko do części europejskiej, pozostaje więc czczym propagandowym zapisem. Jego członkowie podążali za Związkiem Sowieckim wszędzie tam, gdzie im wytyczył zadania do wykonania. Tak było m.in. w wypadku Kuby, Laosu, Kambodży, Bliskiego Wschodu czy też Angoli i Mozambiku.
Potencjał atomowy
Niektórzy z kadry zawodowej LWP w ww. regionach świata – zwłaszcza oficerowie lotnictwa – występowali w umundurowaniu wspomnianych wyżej państw. To nie był ich wybór, a decyzja Moskwian, której decydenci mundurowi z LWP bez szemrania się podporządkowali. W Muzeum Sił Powietrznych w Dęblinie pozostał po tym ślad, należy tylko nakłonić przewodnika, by chciał o tym opowiedzieć.
Niewątpliwie Europa Zachodnia stałaby się pierwszym poletkiem doświadczalnym, na którym Sowieci próbowaliby przetestować wolę podjęcia walki przez wojska natowskie. Każda ze stron miała tego pełną świadomość i każda z nich sposobiła się na taką okoliczność. Tuż po powołaniu Układu Warszawskiego „Bracia Moskale” mogli co najwyżej pobrzękiwać szabelką wobec ich 200 jednostek broni jądrowej, w tym czasie NATO dysponowało 3067 ładunkami.
Siły konwencjonalne
Co więcej, siły zbrojne NATO przeważały również liczebnie w obszarze europejskim, miały bowiem 3660 tys. żołnierzy wobec 3573 tys. żołnierzy reprezentujących UW. Później te stany ustabilizowały się na poziomie 1100 tys. po jednej i drugiej stronie. Chociaż to nie była zbyt duża różnica, to stopień wyszkolenia i doposażenia wojsk natowskich niewątpliwie był nieporównywalny z poziomem wyszkolenia i wyposażenia reprezentowanym przez siły zbrojne UW, które były tradycyjnie toporne i zapóźnione technologicznie. Taki stan rzeczy był uświęcony tradycją.
Tu od dekad niewiele się zmieniło, wystarczy spojrzeć dziś na sytuację militarną na Ukrainie, gdzie sowieccy okupanci prezentują opłakany stan wyszkolenia i wyposażenia. Powracając do głównego nurtu rozważań trzeba podkreślić, że była świadomość zarówno po jednej, jak i po drugiej stronie barykady, że wojska natowskie w Europie dysponowały także przewagą w sprzęcie i uzbrojeniu.
Reklama
I tak: w wypadku samolotów bombowych ta proporcja wynosiła, jak 1:1,5, z kolei w samolotach będących na wyposażeniu Marynarki Wojennej była na poziomie 1:2,4, a w śmigłowcach bojowych 1:1,9. Natomiast Sowieci dysponowali przewagą w czołgach oraz w wozach bojowych – w skali jak 1:1,5, zwłaszcza posiadali więcej taktycznych rakiet jądrowych, jak 1:12, co było naprawdę przerażające.
Wynikało to poniekąd z faktu, że Sowieci mieli na terenie Polski broń atomową, oczywiście bez jakiejkolwiek wiedzy peerelowskich władz komunistycznych. Ta broń była rozmieszczona wśród wytypowanych jednostek Północnej Grupy Wojsk (PGW) stacjonujących w Polsce.
W wypadku konfliktu Wschód-Zachód zgromadzony w granicach Polski arsenał nuklearny zostałby natychmiast uruchomiony, póki co jednak nie był ujawniany w oficjalnych statystykach uzbrojeniowych wojsk Układu Warszawskiego. Pojawiał się jedynie w zestawieniach sumarycznych, bez wskazania miejsca dyslokacji w terenie.
W rzeczywistości broń atomowa w Polsce była jeszcze przed utworzeniem Układu Warszawskiego, w strukturach wspomnianej PGW, w dodatku na samej rubieży konfrontacyjnej z NATO, tuż przy północno-zachodniej granicy Polski. Nie inaczej było w wypadku pozostałych sowieckich grup wojskowych stacjonujących na terenie NRD, Węgier, Rumunii, Bułgarii czy z czasem w CSRS. Tu również dyslokowano broń nuklearną poza wiedzą władz komunistycznych wspomnianych państw.
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Lecha Kowalskiego pt. Bracia Moskale a Układ Warszawski. Ukazała się ona w 2023 roku nakładem Wydawnictwa Fronda