Polskie miasta już przed II wojną światową zmagały się na wielką skalę z problemem przeludnienia i „głodu mieszkaniowego”. Sytuacja, wcześniej ciężka, stała się prawdziwie koszmarna w następstwie polityki prowadzonej przez okupanta niemieckiego.
Do Generalnego Gubernatorstwa masowo przesiedlano ludność ziem wcielonych do Rzeszy. Co więcej trwały też wysiedlenia w obrębie miast, gdzie całe kwartały ulic rezerwowano na potrzeby okupanta.
Reklama
Polacy – zwłaszcza posiadający większe, komfortowe mieszkania, w standardzie, jaki władze uważały za właściwy dla Niemców – byli eksmitowani do dzielnic obrzeżnych, lub wyrzucani na bruk, bez jakiejkolwiek alternatywy.
Dziesiątki tysięcy wygnanych warszawiaków
Za organizację rekwizycji lokali odpowiadały utworzone na polecenie Niemców Urzędy Mieszkaniowe, podległe bezpośrednio naczelnikom powiatów lub miast.
W Warszawie z samego tylko obszaru „dzielnicy niemieckiej” – umiejscowionej na południu Śródmieścia – wysiedlono do połowy roku 1943 około 20 000 osób. Konspiracyjny „Biuletyn Gospodarczy” szacował jednak, że łącznie w okupowanej stolicy było w tym czasie 60 000 osób wygnanych ze swoich mieszkań i pozbawionych innego lokalu.
Z tym samym zjawiskiem zmagano się także w mniejszych miastach. Profesor Sebastian Piątkowski szacuje, że chociażby w Radomiu na samym początku wojny z ulic zajętych na potrzeby „dzielnicy niemieckiej” wysiedlono co najmniej 500 osób, „rozproszonych odtąd po peryferyjnych rejonach”.
Reklama
Eksmisje nasiliły się jeszcze po likwidacji getta latem 1942 roku. Do opustoszałych kamienic zamieszkanych dotąd przez Żydów przenoszono Polaków, by tym sposobem „oczyścić” centrum Radomia i poszerzyć dzielnicę niemiecką.
Warunki jak z horroru
Szacuje się, że w Krakowie w roku 1943 na jedną izbę w polskim mieszkaniu przypadało średnio trzech lokatorów. W Warszawie nawet jawna, kolaborancka prasa przyznawała – latem roku 1941 – że istnieje 550 lokali jednoizbowych, gdzie mieszka po 12 osób. Faktyczna liczba takich klitek z piekła rodem była zapewne o wiele wyższa.
Także w ośrodkach prowincjonalnych ciasnota przekraczała wszelkie granice. Można przytoczyć, za profesorem Czesławem Łuczakiem, przykład powiatu dębickiego, skąd donoszono: „Ludzie mieszkają we wszystkich możliwych do schronienia głowy pomieszczeniach. Luźne rodziny mieszkają w komórkach bez okien, w stajniach, drewutniach”.
Także w Radomiu, jak pisze profesor Piątkowski, zagospodarowywano każdą wolną przestrzeń: „Prowizoryczne mieszkania, rozdzielone zazwyczaj drewnianymi przepierzeniami, powstawały przede wszystkim na strychach i poddaszach”.
Reklama
Wreszcie koszmarny ścisk stał się nieodłącznym elementem życia w okręgach przemysłowych. W Zagłębiu Dąbrowsko-Sosnowieckim często zdarzało się, że w jednym pokoju mieszkało po 25 osób.
Z kolei w odniesieniu do części Górnego Śląska zagarniętej przez Niemców w roku 1939 oficjalny raport władz hitlerowskich podawał: „Stłoczenie 10, a nawet 15 i więcej ludzi w jednym małym pomieszczeniu nie należy do rzadkości”.
****
Powyższy tekst przygotowałem na potrzeby książki Okupowana Polska w liczbach (Bellona 2020). To wspólna publikacja autorstwa członków zespołu portalu WielkaHISTORIA.pl, ukazująca realia życia Polaków w latach II wojny światowej.
Prawdziwy obraz życia w okupowanej Polsce
Wybrana bibliografia
- Łuczak C., Polityka ludnościowa i ekonomiczna hitlerowskich Niemiec w okupowanej Polsce, Poznań 1979.
- Madajczyk C., Polityka III Rzeszy w okupowanej Polsce, tom 1–2, Warszawa 1970.
- Piątkowski S., Radom w latach wojny i okupacji niemieckiej (1939–1945), Lublin–Warszawa 2018.
- Szarota T., Okupowanej Warszawy dzień powszedni, Warszawa 1978.
- Winstone M., Generalne Gubernatorstwo. Mroczne serce Europy Hitlera, Poznań 2015.