Władysław Reymont. Czym zajmował się przyszły noblista, zanim został pisarzem?

Strona główna » XIX wiek » Władysław Reymont. Czym zajmował się przyszły noblista, zanim został pisarzem?

Choć może się to wydawać zaskakujące, przyszły noblista, Władysław Reymont, z wykształcenia był krawcem, a w młodych latach imał się zaskakujących zajęć. Nic nie wskazywało na to, że zostanie jednym z najważniejszych pisarzy w dziejach polskiej literatury.

Jedynym dyplomem związanym z edukacją, jaki Reymont uzyskał w swoim życiu, były uprawnienia czeladnika krawieckiego. Otrzymał je w lutym 1884 roku w Warszawie, nie zamierzał jednak pracować w wyuczonym zawodzie. W stolicy zachwycił się bowiem teatrem – fascynował go świat aktorski i mógł godzinami rozmawiać o gwiazdach sceny. W efekcie, w dyskusjach z rówieśnikami nie ukrywał, że nigdy „krawcem nie zostanie”.


Reklama


Wędrowna trupa zamiast szwalni

Pisywał wówczas wiersze, głównie o uczuciach, a ich adresatką była jego ówczesna miłość, Wiktoria Słupska. Po latach warto o nich wspomnieć wyłącznie dlatego, że były to pierwsze próby literackie przyszłego noblisty. Reymont nie przejawiał bowiem żadnego talentu poetyckiego, a dziewczyna i tak nie zamierzała się z nim wiązać.

W tej sytuacji niebawem po otrzymaniu uprawnień czeladnika zniknął Warszawy. Porzucił dom siostry i szwagra, u których przez kilka lat mieszkał i wraz ze swoim przyjacielem z Warszawy, Edwardem Oleśniewiczem, wstąpili do wędrownej trupy aktorskiej z Łęczycy.

Władysław Reymont w wieku 30 lat (domena publiczna).
Władysław Reymont w wieku 30 lat (domena publiczna).

„(…) Teatr nie jest takim złem, jak go przedstawiają – tłumaczył się Reymont siostrze w liście – a ma to dobre, że uczy żyć oszczędniej; trochę za oszczędnie, ale cóż robić. Do ojca pisałem dwa listy, na które ojciec uznał za stosowne nie odpowiadać wcale, nic dziwnego; aktorem – włóczęgą ma się zajmować?”.

Trudy aktorskiego życia

Szybko przyszło jednak otrzeźwienie nową profesją, gdyż początkujący aktorzy otrzymywali wynagrodzenie poniżej minimum socjalnego. Zdarzyło się, że Reymont nie miał pieniędzy, by zapłacić za mieszkanie, i musiał zastawić całą swoją odzież – „począwszy od spodni”, a „skończywszy na bieliźnie”.

Co gorsza, okazało się, że nie miał też warunków, by zostać dobrym aktorem. Był niewysokiego wzrostu, nie dysponował mocnym głosem, a na domiar złego miał poważną wadę wzroku. Konieczność używania silnych okularów ograniczała jego możliwości sceniczne, poza tym czasami nie potrafił przezwyciężyć nieśmiałości w kontakcie z publicznością.

„Wszedł na scenę nieprzytomny z tremy – wspominał aktor, Wacław Szymborski – a że grał »amanta«, więc grał bez okularów, co go do reszty obezwładniło. Skończył scenę i na pół ociemniały zamiast ze sceny wyjść normalnymi drzwiami, otworzył stojącą obok szafę i wszedł do szafy. Utłukł oczywiście cały spektakl (…)” .


Reklama


Powrót syna marnotrawnego

Mimo to utrzymał się w trupie aktorskiej, co jednak nie było specjalnym osiągnięciem. Zespół bankrutował, aktorom nie płacono już niemal nic i bardziej doświadczeni opuszczali ekipę. Doszło nawet do tego, że przedstawienia przeznaczane dla sześciu wykonawców dostosowywano do możliwości czterech aktorów.

Reymont pozostał na tonącym okręcie prawie do końca, nawet wówczas, gdy dyrektor trupy ogłosił niewypłacalność. Wreszcie Reymont zmuszony sytuacją powrócił do Wolbórki, gdzie jego apodyktyczny ojciec posiadał młyn. (…)

Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt.  Nieznane losy autorów lektur szkolnych Wstydliwe tajemnice mistrzów pióra (Wydawnictwo Fronda 2020).
Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Nieznane losy autorów lektur szkolnych Wstydliwe tajemnice mistrzów pióra (Wydawnictwo Fronda 2020).

Ojciec wprawdzie przyjął niedoszłego krawca, jednak nie zamierzał go utrzymywać i załatwił mu posadę na Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej. Linia przebiegała niedaleko od Wolbórki, Reymont mógł więc mieszkać w domu rodzinnym, co znacznie obniżało koszty utrzymania.

Jednak określenie „posada” można uznać za dość wyolbrzymione jak na zakres obowiązków przyszłego noblisty. Reymont został bowiem najniższym funkcjonariuszem nadzoru – kontrolował stan torów na powierzonym mu odcinku. W praktyce oznaczało to codzienne długie wędrówki i opukiwanie szyn za pomocą metalowego drąga.

Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.

Koniec marzeń o karierze aktora

W tej sytuacji na początku 1890 roku porzucił pracę na kolei i dołączył do trupy teatralnej z Piotrkowa Trybunalskiego. Rozczarowanie przyszło jeszcze szybciej niż poprzednio. Reymont doszedł do wniosku, że nic go już w aktorstwie nie pociąga.

„Wszystko, co tam kiedyś w sercu drgało w tym kierunku, zgasło – skarżył się bratu. – Przerażali mnie ci ludzie służący niby sztuce, swoim cynicznym wyuzdaniem, swoją głupotą, pyszałkowatością zapoznanych kretynów… ignorancją”.


Reklama


Mimo to jeszcze raz pojawił się w zespole teatralnym, tym razem w Pabianicach. Ostatecznie rozczarowany odszedł od sztuki scenicznej i raz na zawsze pozbył się marzeń o karierze aktora. Był to jednak ważny epizod w jego życiu – gdyby nie próby aktorskie, zapewne nigdy nie powstałyby „Fermenty” czy „Komediantka”. Pisząc te powieści, Reymont korzystał bowiem z własnych doświadczeń, a miesiące spędzone w trupach teatralnych umożliwiły mu plastyczne oddanie tego środowiska. (…)

Przyszły noblista w roli medium

Występy w trupach teatralnych łączył z zupełnie inną aktywnością. Wszystko zaczęło się w pierwszych dniach lutego 1890 roku, tuż przed przystąpieniem do zespołu z Piotrkowa. Reymont przebywał wówczas w Częstochowie, gdzie postanowił odwiedzić znajomego nauczyciela o nazwisku Push (Puszow?). Był to szwagier zawiadowcy odcinka kolejowego, na którym pracował Reymont – zapewne panowie wcześniej mieli okazję się poznać. Sytuacja wymknęła się jednak spod kontroli.

Portret Reymonta z 1896 roku autorstwa Antoniego Kamieńskiego (domena publiczna).
Portret Reymonta z 1896 roku autorstwa Antoniego Kamieńskiego (domena publiczna).

„Wchodzę, salon obszerny, osób ze trzydzieści kilka – zwierzał się bratu – wszyscy z jakimiś dziwnie nastrojonymi twarzami mnie przyjmują, powstając z miejsc. Pan P. zbliża się do mnie i schylając głowę, szepce »bądź pozdrowiony«.

Jestem zdumiony i mówię kilka słów usprawiedliwienia do pana P., ten usuwa się w głąb salonu i całe zgromadzone towarzystwo przechodzi przede mną, chyląc głowy i szepcząc, »bądź pozdrowiony«. Wyobraź sobie moje zdziwienie. Dopiero po jakimś czasie dowiaduję się, że znalazłem się w kółku tak zwanych spirytystów i widzę przed sobą najwybitniejszych przedstawicieli tej mrzonki czy nauki w Europie”.

Z kolei jego wizyta nie była dla tego grona żadną niespodzianką, albowiem podczas wcześniejszych seansów regularnie pojawiała się informacja, że człowiek specjalnie „wybrany do głoszenia i zwyciężania głosem materii” pojawi się w określonym miejscu i o określonej porze. Co więcej, jego rysopis był tak dokładny, że mógł uchodzić za „najdoskonalszą fotografię” Reymonta.

Przepowiednia literackiej kariery

W tej sytuacji przyszły pisarz niebawem wraz z grupą badaczy wiedzy tajemnej ruszył w podróż po Europie. Przebywał z nimi w Niemczech, podobno trafił też do Wielkiej Brytanii. Wprawdzie nie odniósł większych sukcesów, ale utwierdził się w przekonaniu, że musi się doskonalić pisarsko – odrzucić wiersze i spróbować pisać prozę. Decyzję tę podjął, gdy podczas jednego z seansów sam przepowiedział sobie wspaniałą karierę literacką.

Władysław Reymont miał sobie sam przepowiedzieć wielką literacką karierę (domena publiczna).
Władysław Reymont miał sobie sam przepowiedzieć wielką literacką karierę (domena publiczna).

Słabość do kontaktów ze światem pozamaterialnym pozostała mu jednak na całe życie. W 1894 roku wyjechał do Londynu na Zjazd Towarzystwa Teozoficznego, co później znalazło odbicie w jego w powieści zatytułowanej „Wampir”. Ślady zainteresowania ezoteryką można znaleźć również na kartach „Seansu” czy „Marzyciela”. Pisarz nie był w swoich fascynacjach odosobniony – nie bez powodu przełom XIX i XX wieku nazywano epoką wirujących stolików.

Zjawy i duchy wywoływali praktycznie wszyscy, a za szczególnych wielbicieli tej rozrywki uważano: Bolesława Prusa, Witkacego, Magdalenę Samozwaniec i Marię Pawlikowską-Jasnorzewską. W możliwość kontaktów ze światem pozazmysłowym szczerze wierzył nawet taki sceptyk, jak Tadeusz Boy-Żeleński. W seansach brał udział także sam marszałek Piłsudski.

Przeczytaj również o zapomnianym polskim nobliście. Zawsze powtarzał, że jest Polakiem, ale w naszej historii zabrakło dla niego miejsca


Reklama


Źródło

Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra pt. Nieznane losy autorów lektur szkolnych Wstydliwe tajemnice mistrzów pióra. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Fronda.

Wstydliwe tajemnice mistrzów pióra

Autor
Sławomir Koper
1 komentarz

 

Dołącz do dyskusji

Jeśli nie chcesz, nie musisz podawać swojego adresu email, nazwy ani adresu strony www. Możesz komentować całkowicie anonimowo.


Reklama

Wielka historia, czyli…

Niesamowite opowieści, unikalne ilustracje, niewiarygodne fakty. Codzienna dawka historii.

Dowiedz się więcej

Dołącz do nas

Rafał Kuzak

Historyk, specjalista od dziejów przedwojennej Polski. Współzałożyciel portalu WielkaHISTORIA.pl. Autor kilkuset artykułów popularnonaukowych. Współautor książek Przedwojenna Polska w liczbach, Okupowana Polska w liczbach oraz Wielka Księga Armii Krajowej.

Wielkie historie w twojej skrzynce

Zapisz się, by dostawać najciekawsze informacje z przeszłości. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.