W czerwcu 1943 roku do obozu zagłady w Sobiborze – przy stacji kolejowej Chełm-Włodawa – przybył wielki transport ze Lwowa. Relacji z tego wydarzenia jest kilka i choć różnią się w szczegółach, główne informacje są spójne i przerażające.
Transport mógł mieć do 50 wagonów. Leon Felhendler zapamiętał, że dwadzieścia pięć było z żywymi, a druga połowa już z trupami. Szlomo Podchlebnik naliczył wagonów 45, ale upierał się, że żywi i nieżywi byli w każdym.
Ponieważ był to ogromny transport, esesmani zdecydowali, że do rozładunku zostaną spędzeni wszyscy obozowicze. Gdy ci podeszli do pociągu, uderzył ich nieprawdopodobny fetor. Cofnęli się. Wtedy rzucili się na nich wachmani i esesmani, zaczęli okładać kijami i pejczami. Kto się ociągał, był szczuty psem.
„Próbowałem wyciągnąć z wagonu zwłoki, w rękach została mi tylko skóra”
Gdy drzwi zostały otwarte, oczom więźniów ukazał się straszliwy widok. Transportowani musieli przebywać w wagonach bardzo długo, nawet dwa tygodnie, może dłużej.
Jak pisał Felhendler: „Ludzie byli spleceni w ostatnich śmiertelnych skurczach, pognieceni, zduszeni, stanowili nierozerwalną całość. Ciała były na wpół zgniłe. Odpadały kawałkami. Z niektórych tryskała krew, pracujący brodzili po kostki we krwi”.
Hella Fellenbaum-Weiss: „Trupy były zielone, a skóra oddzielała się od reszty ciała”.
Filip Białowicz: „Niektóre dzieci miały tak nabrzmiałe ciała, że wyglądały jak dorośli. Próbowałem wyciągnąć z wagonu czyjeś zwłoki, lecz w rękach została mi tylko skóra”.
Szlomo Podchlebnik: „Chłopcy musieli sobie nabierać piasek w ręce, gdyż z każdego trupa ściągała się już rozkładająca skóra i ciało”.
„Żydzi, ja jeszcze żyję”
Aharon Licht: „My z bólu zgrzytamy zębami. Pozostali skaczą z wagonów, są bici, też pomagają taszczyć kobiety za włosy. Wszyscy [z transportu] idą do ognia. Ale w tej masie byli jeszcze żywi”.
Filip Białowicz: „Ci, którzy jeszcze żyli, byli wycieńczeni i bliscy szaleństwa”.
Podchlebnik: „Kobiety i dzieci, mężczyźni wyglądali jak obłąkani. Włosy rozwichrzone, oczy wytrzeszczone, z szklanym wyrazem mąk i strach”.
Hella Fellenbaum-Weiss: „Opowiadali nam o okropnym zdarzeniu: byli gazowani chlorem w wagonach podczas drogi. Szlochali, gdy wysiadali z wagonów”.
To właśnie wtedy Aharon Licht chwycił jakieś zwłoki i okazało się, że ten ktoś żyje. Była to kobieta, krzyknęła: „Żydzi, ja jeszcze żyję”. Nikt nie mógł jej pomóc. Została zastrzelona.
„Błagałem go, mówiąc, że nie mogę znieść tego zapachu”
Filip Białowicz był u kresu wytrzymałości. Dostrzegł kobietę z dzieckiem. Nie żyli, ale nadal byli do siebie przytuleni.
Wlepiłem w nich wzrok i wstrząśnięty nie mogłem się poruszyć. Miałem już dość tego piekła. Wolałem umrzeć, niż nadal wykonywać tę straszną pracę. Chcąc nakłonić któregoś z Niemców, aby mnie zastrzelił, położyłem się na ziemi.
Frenzel natychmiast podszedł i zaczął okładać mnie pejczem. »Wracaj do pracy!« — wrzeszczał. Błagałem go, mówiąc, że nie mogę znieść tego zapachu. »Zapal sobie przy pracy« — odrzekł Frenzel, wsadził mi w usta papierosa i zaczął się śmiać ze swojego chorego dowcipu.
Tę scenę każdy zapamiętał nieco inaczej. Lejba Felhendler, Symcha Białowicz i Aharon Licht utrzymują, że czteroletnie dziecko jeszcze żyło. Siedziało na zwłokach matki i nie rozumiało, co dzieje się dookoła. Licht dodał nawet, że się bawiło. To on był w pobliżu, jego wspomnienie jest najbliższe prawdy.
W tym momencie do Lichta podszedł Niemann. „Ach, jakie śliczne dziecko” — powiedział jakby do siebie. Filip Białowicz utrzymuje, że był to Frenzel: „Cóż za piękny widok” — miał zareagować. I wtedy wyciągnął aparat. Zrobił zdjęcie. (…)
Nie wiadomo, co się z tymi zdjęciami stało potem. Czy klisza została wywołana w obozie, czy może esesmani zawieźli rolki do Chełma i tam oddawali do wywołania. No i co potem z tymi zdjęciami. Po coś przecież je robili, komuś musieli pokazywać.
„Ta kobieta, to śliczne dziecko, tańczą mi przed oczami”
Świadkowie twierdzą, że rozładunek transportu ze Lwowa trwał cztery godziny. Przez ten czas więźniowie cały czas byli popędzani i bici. Po skończeniu esesmani rozkazali im coś zaśpiewać, przecież jest niedziela, czas odpoczynku i zabawy. A potem pozwolili im się umyć, wyrzucić zakrwawione ubrania i dobrać sobie ze stery po zagazowanych — czyste.
Licht: „Załamany padam na swoją pryczę i zalewam się łzami, w spazmatycznym płaczu. Wszyscy moi towarzysze płaczą wraz ze mną. Jestem zmęczony, przybity, z trudem zasypiam — myśląc, w jaki sposób moglibyśmy zemścić się na tych bandytach”.
Podchlebik nie mógł zasnąć tej nocy. Rano wypił tylko kawę, nic innego nie mógł wziąć do ust. Cały czas zdawało mu się, że w ręce wżarł się odór trupów. Taki stan utrzymywał się dwa tygodnie. Uratował go szwagier. Podawał mu jedzenie do ust, tylko w ten sposób mógł coś jeść.
W podobnie złym stanie był Licht. Nie mógł jeść, nie mógł skupić się na pracy.
Ta kobieta, to śliczne dziecko, inni martwi tańczą mi przed oczami i krzyczą: »Zemsta, bracia! Zemścijcie się za naszą niewinną krew żydowską!«.
Łapię się za różne roboty, ale wszystko wypada mi z rąk. Myślę, co dalej. Wracamy do obozu. Spotykam się z moimi towarzyszami. Każdy z nas ma to samo uczucie: raz na zawsze musimy skończyć z naszą męką.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Michała Wójcika pt. Zemsta. Zapomniane powstania w obozach Zagłady: Treblinka, Sobibór, Auschwitz-Birkenau. Ukazała się ona nakładem Wydawnictwa Poznańskiego w 2021 roku.
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.
5 komentarzy