Pierwsi w powojennej Polsce lekarze „od tych spraw” nie mieli łatwego zadania. Nie dość, że oskarżano ich o „mordowanie dzieci” i „demoralizowanie nieletnich”, to jeszcze ich pacjenci… dosłownie nie potrafili z nimi rozmawiać. Jak opowiadali o swoich problemach?
Niesienie kaganka oświaty seksualnej nie tylko w latach pięćdziesiątych wiązało się z przykrościami, a nawet ryzykiem, na przykład obrzucenia zgniłymi jajkami. [Michalina Wisłocka] nierzadko słyszała, że jest Hitlerem zabijającym polskie dzieci.
Reklama
Najgorsi wrogowie
Gdy jeździła po wsiach Rzeszowszczyzny, ostrzegano ją, że księża ją zjedzą. O dziwo, to nie księża, ale lekarze ginekolodzy byli jej nieprzychylni.
„Ksiądz się nie odzywał — przyznawała — a doktory skrobali dziewczyny i wcale takiej konkurencji jak my nie chcieli. Zarabiali pieniądze, a nagle ja przywoziłam krążki i z moją pielęgniarką kobietom dobierałam. […] Lekarze zadawali publicznie złośliwe pytania, żeby wyszło na to, że głupki jesteśmy. A ksiądz siedział i tajemniczo się uśmiechał. Kościół katolicki to instytucja zdumiewająca”.
Zaczęły się telefony z pogróżkami, zapytania o to, kiedy otworzy burdel dla młodzieży? Pytano, jakim prawem udziela porad dziewczynom bez wiedzy ich rodziców, czy nie boi się odpowiedzialności za demoralizowanie nieletnich?
Ale w świetle obowiązującego wtedy prawa, lekarz mógł udzielić porady pacjentowi od trzynastego roku życia bez udziału rodziców. Paragrafy zatem mieli za sobą, ludzi — nie zawsze. Poradnia nie przetrwała. Wybuchł pożar, po którym szybko rozebrano budynek. Nic dziwnego — poradnia była solą w oku komunistycznej władzy.
<strong>Przeczytaj też:</strong> Przyjaźń czy związek lesbijski? Co naprawdę łączyło Marię Konopnicką i Marię Dulębiankę?„To wszystko było świństwo”
Problemem było nawet słownictwo, co wynika z jej rozmowy z Dariuszem Zaborkiem:
„Jak pacjentki mówiły o seksie w latach pięćdziesiątych? — pytał dziennikarz „Dużego Formatu”.
— Oj tam, o seksie… Nawet o pochwie czy o członku się nie mówiło, bo to wszystko było świństwo. Pytałam po lekarsku, co ją boli i gdzie.
A ona jak odpowiadała?
— «Tu».
«TU mnie boli»?
— «Tu mnie boli, tam mnie szczypie».
«Tu» — to nie wiadomo gdzie?
— A palcem pokazywały. Już pan się nie martwi o to, jak ja się porozumiewałam.
Doskonale mi to szło.
„Gniazdka”, „psiochy” i „maćki”
A w latach siedemdziesiątych?
— Stopniowo już pisało się: «pochwa» i «członek».
A pacjenci jak mówili?
— One już mówiły: «cipa». Że cipcia ją boli albo swędzi. Mówiły też: «gniazdko». Było jeszcze określenie: «psiocha». Oni, że: «maciek». Albo bez nazywania: «No nic mi nie staje, co ja mam zrobić?». Prosto się mówiło.
Reklama
W latach siedemdziesiątych, gdy mówiłam w sposób bardziej naukowy, to niektóre już rozumiały, bo czytały książki.
Ale w latach pięćdziesiątych — nic. Na przykład chłopom rosła macica. O, ile razy przychodził, bo go macica dusi, rośnie mu tak, aż go dusi. Taki ogólny pogląd wiejski, że jak go coś dusiło, to macica. Nie jestem pewna, czy na głuchej wsi jeszcze do teraz nie dusi ta macica”.
Dzisiaj [Michalina Wisłocka] przez wielu nazywana jest ojcem, pardon, matką seksuologii polskiej. Z pewnością zyskała status guru od „tych spraw”. Rozśmieszyło ją przypisanie jej „pozycji biurowej”, której ani nie wymyśliła, ani nie nazwała.
Wiedziała jednak, że była prekursorką: „Teraz drogi są mocno przetarte, ale pierwszą ścieżkę zrobiłam ja (…)”.
Polecamy
Źródło
Tekst stanowi fragment nowej książki Jarosława Molendy pt. Gorszycielki. Dziewczyny, które łamały tabu i konwenanse (Lira 2019). Książkę znajdziesz w atrakcyjnej cenie na empik.com.
Tytuł, lead, śródtytuły i teksty w nawiasach kwadratowych pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: badanie pacjenta. Zdjęcie poglądowe (domena publiczna).
1 komentarz