Ogrom okrucieństwa, jaki przyniosła Polakom wroga okupacja trudno opisać słowami, a jeszcze trudniej pojąć. Ze wszystkich nazistowskich bestialstw najbardziej nieludzkie wydawały się te, na które narażano dzieci. Świadkiem szczególnie brutalnej sceny, doskonale ilustrującej charakter niemieckiej władzy nad Wisłą, stała się nastoletnia Jadwiga. I do dzisiaj nie może zapomnieć tego, co zobaczyła.
Jadwiga Wolf, z domu Przybylska, w momencie wybuchu wojny miała dwanaście lat. W ciągu zaledwie miesiąca jej życie zmieniło się nie do poznania. Musiała – jak wszyscy Polacy – przyzwyczaić się do atmosfery ciągłego zagrożenia, biedy, strachu o siebie i najbliższych.
Przebywając w okupowanej Warszawie, Jadwiga widziała mnóstwo przejawów niemieckiego okrucieństwa. Zwłaszcza jedna scena utkwiła jej w pamięci. „Zobaczyłam obraz, który prześladuje mnie do dzisiaj. Coś tak straszliwego, że wydaje mi się to po prostu niewyobrażalne” – wspomina na łamach nowej książki Anny Herbich zatytułowanej „Dziewczyny sprawiedliwe”.
„Tylko nie odsłaniaj firanki…”
Działo się to jeszcze przed wybuchem powstania w getcie warszawskim, na przełomie 1942 i 1943 roku. Nastolatka odwiedzała właśnie koleżankę, która mieszkała na jednej z ulic przylegających do getta. Obydwie stanęły przy oknie. „Tylko nie odsłaniaj firanki” – ostrzegła Jadwigę znajoma. Widok, który im się ukazał, był przerażający:
Stałyśmy przy szybie i obserwowałyśmy, co dzieje się po drugiej stronie. Niemcy wchodzili do kamienic, z których właśnie wysiedlili Żydów. Zaglądali do mieszkań, piwnic, stryszków. Widziałyśmy ich przez okna tych mieszkań, krzątali się też po podwórkach. Szukali Żydów, którzy nie poszli na Umschlagplatz i ukryli się w budynkach.
Reklama
Żadna z nich jednak nie spodziewała się tego, co nastąpiło później. Jeden z Niemców wszedł na balkon kamienicy, znajdującej się naprzeciwko mieszkania, w którym ukrywały się dziewczynki. Stał tam dziecięcy wózeczek. W rozmowie z Anną Herbich Jadwiga opowiada:
Niemiec lufą karabinu odrzucił leżący na wierzchu kocyk. Nachylił się i wyciągnął z niego niemowlę. Żywe… Malutkie dziecko… Nie wiem, czy płakało, czy nie. Było zbyt daleko, żeby je usłyszeć. Ta scena była niema, jak na starym filmie. Nagle… ku naszemu przerażeniu, Niemiec z impetem uderzył głową tego dziecka o ścianę! A potem wyrzucił zwłoki z balkonu na ulicę. Jak szmacianą lalkę.
Wstrząśnięta dziewczynka nie wierzyła własnym oczom. „Patrzyłam na to ze zgrozą. Jak zahipnotyzowana” – relacjonuje w książce „Dziewczyny sprawiedliwe”. – „Czy to się naprawdę wydarzyło? Dlaczego ten człowiek to zrobił? Co mu zrobiło to dziecko? To było dla mnie po prostu niepojęte”.
Ta manifestacja bezwzględności ze strony okupanta była dla niej tym bardziej porażająca, że ona sama, wraz z rodzicami, angażowała się w pomoc eksterminowanej ludności getta. W domu Jadwigi od jesieni 1942 roku ukrywały się dwie Żydówki. Karą za udzielanie im schronienia była śmierć – a teraz Jadwiga miała dowód na to, że funkcjonariusz, który ich zdemaskuje, nie będzie się wzdragał przed zabijaniem dzieci.
Polecamy:
Bibliografia:
- Anna Herbich, Dziewczyny sprawiedliwe. Polki, które ratowały Żydów, Znak Horyzont 2019.
Ilustracja tytułowa: zdjęcie z powstania w getcie warszawskim (fot. domena publiczna).