Zakon kawalerów mieczowych został założony w 1202 roku przez biskupa ryskiego Alberta von Buxhövdena. Zgromadzenie przyjęło regułę templariuszy, a bracia rycerze nosili białe płaszcze z czerwonym mieczem i krzyżem cnót rycerskich. W teorii jego członkowie mieli bronić dopiero co schrystianizowanych ziem diecezji i rozszerzać jej granice. Szybko okazało się jednak, że nad Bałtyk zaczęły przybywać wszelkiego rodzaju rycerskie szumowiny z całych Niemiec.
Wędrując po Inflantach, co chwila napotykamy średniowieczne zamki znajdujące się w bardzo różnym stanie technicznym. Wśród nich zdarzają się budowle w pełni odrestaurowane, ale także zabezpieczone ruiny czy też resztki murów zapomniane przez Boga i ludzi.
Reklama
Powolna chrystianizacja Inflant
Na terenie Łotwy stało kiedyś około 120 zamków, a ich budowniczymi byli kawalerowie mieczowi lub metropolici ryscy, chociaż nie brakuje też gmachów wzniesionych za sprawą biskupów kurlandzkich czy dorpackich.
Budowa zamków była zgodna z zasadą chrystianizacji i podboju przyjętą nad Bałtykiem. Powstawały w miejscach z natury obronnych, a po sąsiedzku lokowano miasto z kościołem i targowiskiem. Natomiast władzę nad puszczą pozostawiano tubylcom i zbytnio im nie przeszkadzano w oddawaniu czci wężom i świętym gajom. Mieli tylko płacić podatki i nie buntować się zbyt często.
W tej sytuacji chrystianizacja Inflant przebiegała bardzo opornie i jeszcze kilkaset lat później miejscowi wierni po-zostawali pod dużym wpływem dawnych kultów. Właściwie aż do reformacji inflancki katolicyzm ludowy stanowił syntezę rodzimych wierzeń pogańskich i chrześcijaństwa (z przewagą tych pierwszych). Nawet obecnie Līgo, czyli dzień przesilenia letniego, jest obchodzone wyjątkowo hucznie, a 23 i 24 czerwca są na Łotwie dniami wolnymi od pracy.
Innym powodem powolnej pracy misyjnej była wyjątkowa nieudolność kawalerów mieczowych. Wprawdzie wznosili swoje zamki i wyzyskiwali tubylców, ale zamiast walczyć z poganami, woleli się zajmować bardziej przyziemnymi sprawami. Najchętniej też zatrzymaliby swoje zdobycze tylko dla siebie, chociaż oficjalnie musieli oddawać biskupom ryskim 2/3 zdobytych terenów.
Zakon złożony z szumowin
Gorsza sprawa, że skład osobowy zakonu kawalerów mieczowych od samego początku pozostawiał wiele do życzenia. Nie byli to karni templariusze czy Krzyżacy, gdyż nad Bałtyk przybywały wszelkiego rodzaju rycerskie szumowiny z całych Niemiec.
Nie powstała bowiem jeszcze Legia Cudzoziemska, a wielu szlachetnie urodzonych bandytów odczuwało niechęć do morskich podróży, co przekreślało możliwość przyłączenia się do piratów. W tej sytuacji do wyboru mieli tylko kawalerów mieczowych, a władze zakonu przyjmowały właściwie wszystkich chętnych, nie wnikając specjalnie w motywy ich decyzji.
Reklama
Zgromadzenie nie było bowiem zbyt liczne – w pierwszych dekadach XIII wieku składało się zaledwie z półtorej setki braci rycerzy. Do tego dochodzili jeszcze półbracia, którzy nie złożyli ślubów zakonnych, oraz knechci. Sytuację ratowali nieco rycerscy goście z zachodniej Europy, którzy z reguły stanowili znaczną część armii zakonnej.
W teorii bracia rycerze składali identyczne śluby jak templariusze: ubóstwa, posłuszeństwa i czystości. Ich głównym zajęciem miały być modlitwa, post, kontemplacja oraz ćwiczenia wojskowe i walka z poganami. W rzeczywistości było jednak inaczej i kawalerowie mieczowi szybko stali się najbardziej patologicznym zakonem rycerskim w Europie.
Mordy i rabunki
Siedem lat po jego założeniu pierwszy wielki mistrz, Winno von Rohrbach, został zarąbany toporem przez innego z braci, Wigberta z Soest. Następcą ofiary został Volkwin von Naumburg, który również zginął w sposób gwałtowny, ale przynajmniej z rąk pogan, jak na krzyżowca przystało.
Skandal związany z zabójstwem pierwszego zwierzchnika zakonu nie był jedynym problemem zgromadzenia. Inflanty były wówczas stosunkowo ubogim krajem, który nie mógł się równać z Lewantem czy południową Hiszpanią. Kawalerowie mieczowi nie mogli mieć nadziei na zdobywanie bogatych miast Maurów czy Saracenów, ale nie zamierzali kultywować cnoty ubóstwa.
Reklama
Pieniądze zdobywali, rabując bez skrupułów dobra biskupie oraz nakładając nielegalne cła na towary transportowane Dźwiną. Nie wszystkim to jednak odpowiadało i kilkunastu idealistów oddzieliło się od zakonu, przenosząc się pod opiekę księcia Konrada Mazowieckiego. Otrzymali od niego nadanie na ziemi dobrzyńskiej i stworzyli niezależny zakon Pruskich Rycerzy Chrystusowych.
Nazywano ich powszechnie braćmi dobrzyńskimi, ale ich zgromadzenie nie przetrwało długo, gdyż mazowiecki książę nie zaprzestał eksperymentów z zakonami rycerskimi i w tym samym czasie sprowadził Krzyżaków. Chociaż wchłonęli oni braci dobrzyńskich, to Pruscy Rycerze Chrystusowi zapisali się w dziejach jako jedyny zakon rycerski, który powstał na ziemiach polskich.
Legat papieski wtrącony do lochu
W tym czasie na Inflantach pojawił się legat papieski, Baldwin z Alny. Starał się uporządkować sytuację wśród kawalerów mieczowych. Bez skutku, gdyż gangsterzy w białych płaszczach wtrącili go do lochu, a setkę jego ludzi wymordowali. [Papieża poinformowano, że]:
Ciała ich wrzucili na stos a jednego, który szczególnie był oddany Kościołowi, na szczycie ustawili, jako Jego Świątobliwość przedstawiając i jakby tego było mało, nie pozwolili swojemu mistrzowi wydać ich do pochowku, aby nawróceni poganie, Rusowie i heretycy mogli ich oglądać i takim sposobem Braci Mieczowych za większych od Kościoła uznawać.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Złupiono też klasztor cystersów w Dyjamencie u ujścia Dźwiny (dzisiejsza dzielnica Rygi), a do walki z Duńczykami wynajęto pogańskich Estów i prawosławnych Rusinów.
W efekcie miało zginąć prawie 400 katolików, a zakonników zaczęto uznawać za ludzi „folgujących własnym skłonnościom, niedochowujących wierności regule, chcących tylko, aby dać im wolną rękę i nie kontrolować ich postępowania, chyba że za ich zgodą”. Nawet Krzyżacy twierdzili, że są to przestępcy wygnani z Niemiec, „którzy chcą żyć po swojemu bez króla i prawa”.
Reklama
Wyprawa na Żmudź
Mistrz Volkwin zdawał sobie sprawę, że stracił kontrolę nad podwładnymi, i zwrócił się do Krzyżaków z prośbą o przyłączenie swojego zgromadzenia do pruskiego zakonu. Spotkał się jednak z odmową, gdyż nawet rycerze Najświętszej Marii Panny nie chcieli mieć nic wspólnego z oprychami znad Dźwiny.
W tej sytuacji dostojnik uznał, że jego ludzie przestaną dokonywać rozbojów, gdy będą walczyć z poganami, i pod koniec lata 1236 roku zorganizował wyprawę na Żmudź. Wykorzystał fakt, że do Rygi przybył kontyngent rycerstwa z Holsztynu, i miał nadzieję, że triumf nad poganami umożliwi odzyskanie kontroli nad sytuacją.
Żmudzini okazali się jednak trudnym przeciwnikiem – unikali otwartej walki, atakowali z ukrycia, po czym wycofywali się w niedostępną gęstwinę. Najeźdźcy zajmowali wyłącznie opuszczone wsie, aż wreszcie wielki mistrz nakazał odwrót. Wtedy Litwini zablokowali bagnisty brzeg jednej z rzek i Volkwin, chcąc się przebić, wydał rozkaz do pieszego ataku. Dumne rycerstwo z Holsztynu odmówiło jednak jego wykonania i rano jeźdźcy przeprowadzili otwartą szarżę na pozycje pogan.
Ci jednak w nocy dostali posiłki, a ciężkozbrojni rycerze nie mogli się rozpędzić w bagnistym terenie. Bitwa zamieniła się w rzeź, zginęła połowa braci wraz z wielkim mistrzem, a z pogromu uszła tylko lekka jazda liwska wspierająca krzyżowców.
Łączne straty chrześcijan wyniosły ponad 2,5 tysiąca ludzi, co postawiło pod znakiem zapytania dalsze istnienie zakonu. Na domiar złego na wiadomość o klęsce wybuchło powstanie podbitych wcześniej Kurów oraz Semigalów i ziemie na lewym brzegu Dźwiny zostały stracone.
Podporządkowanie się Krzyżakom
Rok później kawalerowie mieczowi podporządkowali się Krzyżakom, przyjmując ich regułę. Od tej pory mieli funkcjonować jako inflancka linia Zakonu Najświętszej Marii Panny, aczkolwiek zachowali pewną autonomię wewnętrzną. Musieli też zwrócić Duńczykom opanowaną wcześniej Estonię. Sytuacja polityczna na Inflantach była bardziej niż skomplikowana. Oficjalnie zwierzchnikiem zakonu pozostał metropolita ryski i jemu też podlegali biskupi: Kurlandii i Dorpatu.
Do tego dochodziła jeszcze diecezja obejmująca wyspę Ozylię, natomiast Duńczycy utworzyli Księstwo Estonii i założyli Rewel (dzisiejszy Tallin). Wreszcie po długich mediacjach powołano Konfederację Inflancką złożoną z pięciu praktycznie niezależnych państewek, która w teorii uznawała zwierzchnictwo papieża. Pretensje metropolitów ryskich do prymatu aprobowali właściwie tylko biskupi Kurlandii i Dorpatu. Pozostali członkowie konfederacji ignorowali je, a Krzyżacy postawili twarde warunki.
Zgodzili się na oddawanie arcybiskupom tylko 1/4 zdobyczy terytorialnych, a hierarchowie musieli się z tym pogodzić, gdyż pruscy zakonnicy byli znacznie potężniejszym zakonem niż kawalerowie mieczowi. Nie zmienia to jednak faktu, że często dochodziło tam do konfliktów i niejeden metropolita miał okazję trafić do krzyżackiego lochu.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Sławomira Kopra i Tomasza Stańczyka pt. Kresy północy. Wyprawa do polskich Inflant (Wydawnictwo Fronda 2022).