Terrorystyczna organizacja stworzona przez Osamę Bin Ladena działała od początku lat 90. XX wieku. W swojej zaciekłej wojnie przeciw Stanom Zjednoczonym przeprowadziła kilka spektakularnych zamachów. Dziś mało kto o nich pamięta. Pozostają w cieniu lotniczego ataku na Amerykę z 11 września 2001 roku.
23 lutego 1998 roku pewien mało znany działacz islamski, Osama Bin Laden, wydał dekret religijny – fatwę – w którym ogłaszał rozpoczęcie wojny ze Stanami Zjednoczonymi. Tekst fatwy, przesłany faksem do arabskiej gazety w Londynie, głosił, że obowiązkiem każdego muzułmanina jest walka w obronie zasad islamu.
Reklama
Bin Laden wyliczał najważniejsze „przewinienia” Amerykanów: obecność ich wojsk na świętej ziemi, po której stąpał prorok, agresję, jaka z ich strony dotknęła Irak i wreszcie wsparcie, jakiego udzielali Izraelowi.
„Wszystkie te zbrodnie i występki popełnione przez Amerykanów stanowią oczywiste wypowiedzenie wojny z Allahem, jego posłańcem i wszystkimi muzułmanami” – biegły słowa fatwy. Bin Laden wzywał każdego muzułmanina do zabijania Amerykanów i ich sojuszników w każdym kraju i w każdym miejscu.
Zniszczyć szatana
Gwałtowne wystąpienie zwróciło uwagę mediów na Bin Ladena. Ten syn bogatego przedsiębiorcy budowlanego z Arabii Saudyjskiej już na studiach zafascynował się radykalnym islamem. W latach 80. XX wieku wyjechał do Afganistanu, gdzie rodzinnymi pieniędzmi wspierał mudżahedinów walczących z Sowietami.
Gdy wojna dobiegła końca Saudyjczyk założył organizację Al-Ka’ida al-Askarijja (czyli Baza Wojskowa) grupującą byłych afgańskich bojowników. Rychło też znalazł sobie nowego wroga: Stany Zjednoczone, które w 1991 roku w obronie Kuwejtu zaatakowały Irak i rozmieściły (za zgodą władz) swoje wojska w Arabii Saudyjskiej. Bin Laden uznał to za zbezczeszczenie świętych miejsc islamu – Mekki i Medyny – oraz za upokorzenie muzułmanów.
Odtąd celem bojowników Bin Ladena stały się USA i Amerykanie. Al Kaida znienawidziła amerykańskie wartości i styl życia: demokrację, liberalizm, świeckość, a nawet muzykę rozrywkową i hollywoodzkie filmy. Sposobem na zniszczenie zamorskiego szatana miała stać się wspomniana fatwa ogłoszona w 1998 roku i wojna wszystkich muzułmanów ze śmiertelnym wrogiem. Rozproszeni po świecie członkowie Bazy przystąpili do działania.
Bomba z nawozów sztucznych
Piątek 26 lutego 1993 roku był słoneczny. W dwóch wielkich biurowcach kompleksu World Trade Center na nowojorskim Manhattanie pracownicy powoli szykowali się do lunchu i myśleli już o zbliżającym się weekendzie. Spokój piątkowego południa został przerwany o godzinie 12.18, gdy Wieżą nr 1 targnął silny wybuch.
Reklama
W podziemnym garażu eksplodowała bomba, wyrywając w stropie otwór o średnicy ponad 30 metrów. Z krateru zaczął wydobywać się czarny, duszący dym, który z podziemi dotarł aż na 93 piętro i nieustannie unosił się coraz wyżej. W budynku zgasły światła, stanęły windy, przestała działać klimatyzacja.
Służby ratunkowe rozpoczęły akcję. Do wieżowca skierowano ponad tysiąc strażaków. Z kompleksu zaczęto ewakuować ludzi, których było – bagatela – 50 tysięcy. Przedstawiciele służb przegrzebywali też gruzowisko, by odnaleźć zwłoki zabitych i ewentualnych zasypanych.
Po 14 godzinach dowództwo akcji ratunkowej ogłosiło, że sytuacja została opanowana. To nie do uwierzenia, ale w potężnym wybuchu zginęło tylko sześć osób. Ponad tysiąc zostało rannych i poszkodowanych, głównie w skutek zatrucia dymem.
Kto dokonał groźnego zamachu? Sprawcami była grupa sześciu arabskich terrorystów, przeszkolonych wcześniej w obozach partyzanckich w Afganistanie, kierowana przez 26-letniego Pakistańczyka Ramziego Jusufa.
Reklama
Przez dwa miesiące zamachowcy gromadzili chemikalia – nawozy sztuczne potrzebne, by uzyskać wybuchowy azotan mocznika. 600 kg środka wybuchowego umieścili w wynajętej furgonetce, którą następnie zaparkowali w podziemnym garażu pod Wieżą nr 1. Ładunek odpalili za pomocą lontu.
Ich zamiarem było wysadzenie północnej Wieży, tak aby zwaliła się na sąsiednią i pogrzebała całe World Trade Center. Jednak fundamenty budynku wytrzymały i plan spalił na panewce. Gdyby jednak samochód zaparkowano w nieco innym miejscu skutki ataku byłyby znacznie poważniejsze.
Więcej kasy i środków wybuchowych
Śledztwo prowadzone przez FBI doprowadziło do szybkiego aresztowania czterech uczestników zamachu. Dwóch pozostałych – w tym przywódca grupy Ramzi Jusuf – kilka dni po wydarzeniu spokojnie odleciało z nowojorskiego lotniska JFK do Europy. Jusuf przedostał się do Pakistanu, gdzie planował kolejne zamachy. W lutym 1995 roku został aresztowany przez tamtejsze służby, a następnie przekazany Amerykanom.
Mitchell Zuckoff, autor książki 11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat przytacza taką oto historię:
Kiedy przewożono go helikopterem nad Manhattanem, jeden z agentów FBI zdjął mu przepaskę z oczu i wskazał na jarzące się w ciemnościach wieże World Trade Center, po czym powiedział z drwiną: „Popatrz, nadal stoją”. Na co Jusuf odparł: „Nie stałyby, gdybyśmy mieli więcej kasy i środków wybuchowych”…
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Amerykański sąd w 1998 roku skazał zamachowca na dożywocie. Jak podaje Zuckoff, Ramzi Jusuf był bratankiem Chalida Szajcha Muhammada, który później opracował plan lotniczego ataku na Amerykę przeprowadzonego 11 września 2001 roku.
Zamachy w rocznicę
Był piątek 7 sierpnia 1998 roku – dzień, w którym przypadała ósma rocznica przybycia amerykańskich wojsk do Arabii Saudyjskiej. Dobry moment, by przypomnieć niewiernym, że nie są tam mile widziani.
Reklama
O godzinie 10.35 na tylny parking amerykańskiej ambasady w stolicy Kenii, Nairobi, podjechała ciężarówka. Z kabiny wyskoczył człowiek, który podszedł do strażnika w budce i zażądał podniesienia szlabanu. Gdy strażnik odmówił, nieznajomy wyciągnął z kieszeni granat hukowy i rzucił go na dziedziniec.
Zamieszanie wywołane eksplozją odciągnęło uwagę od ciężarówki, której kierowca nacisnął detonator. Samochód, wypełniony kilkuset kilogramami materiałów wybuchowych, został rozerwany na strzępy. Fala uderzeniowa zwaliła mury ambasady, zniszczyła sąsiadujący z nią biurowiec, a także przejeżdżający obok autobus. Ogień zabił wielu postronnych, jeszcze więcej pogrzebały gruzy. Zginęło 213 osób, w tym 12 Amerykanów. Rany odniosło 4500 ludzi.
Niemal o tej samej porze inna ciężarówka wjechała na parking amerykańskiej ambasady w mieście Dar es Salaam w Tanzanii. Kierowca uruchomił detonator podłączony do deski rozdzielczej. Wybuch poderwał w powietrze stojącą obok cysternę z wodą, która spadła na dach kancelarii ambasady miażdżąc go.
Fala uderzeniowa zniszczyła budynek zabijając 11 osób i raniąc 85. Ofiar było niewiele, bo tego dnia w Tanzanii przypadało święto narodowe i ambasada była zamknięta. 7 sierpnia terroryści zaplanowali też atak na ambasadę USA w Kampali, stolicy Ugandy, ale udaremniła go tamtejsza policja.
Skoordynowane i samobójcze
Zamachy na afrykańskie ambasady były pierwszymi atakami Al Kaidy wykonanymi w nowy sposób – w postaci serii skoordynowanych aktów samobójczych przeprowadzonych w jednym czasie. Przygotowania do nich zaczęły się krótko po ogłoszeniu fatwy przez Bin Ladena.
Śledztwo wdrożone przez FBI wykazało, że organizatorami afrykańskiej akcji było dwóch ludzi: pochodzący z archipelagu Komorów Fadil Harun oraz Egipcjanin Abu Mohammed al-Masri. Amerykanom nie udało się ich schwytać.
Reklama
Harun został zastrzelony przypadkiem przez somalijskich żołnierzy podczas kontroli w Mogadiszu w czerwcu 2011 roku. Al-Masri zgiął w sierpniu 2020 roku w Teheranie, zabity przez agentów izraelskiego Mossadu. Ujęto za to kilkanaście osób uczestniczących w przygotowaniu ataków, dziewięć z nich skazano w USA na dożywotnie więzienie.
Natomiast bezpośrednio po zamachach Amerykanie próbowali zabić ich inspiratora. Mitchell Zuckoff pisze w książce 11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat:
Prezydent Clinton autoryzował atak na sześć miejsc w Afganistanie, wykonany z użyciem pocisków manewrujących Tomahawk. Amerykanie byli przekonani, że pod jednym z tych adresów będzie przebywał Osama Bin Laden, ten jednak najprawdopodobniej uprzedzony przez Pakistańczyków, wyjechał kilka godzin wcześniej.
Łódką w niszczyciel
12 października 2000 roku amerykański niszczyciel USS „Cole” dowodzony przez kmdr. Kirka Lippolda wpłynął do portu w jemeńskim Adenie. Była to nowoczesna i zaawansowana technicznie jednostka, zwodowana zaledwie pięć lat wcześniej. Postój w adeńskim porcie był rutynowy, dla uzupełnienia paliwa.
Około godziny 11.18 do jednostki zaczęła zbliżać się niewielka łódź z dwoma osobami na pokładzie. Nie wzbudziło to podejrzeń, bo podobna łódka należąca do służb portowych została wcześniej wykorzystana do odebrania cum z niszczyciela.
Reklama
Poza tym płynący mężczyźni przyjaźnie machali do marynarzy. Gdy jednak ponton znalazł się odpowiednio blisko „Cole’a” nastąpiła eksplozja umieszczonego na nim dużego ładunku wybuchowego.
Wyrwał on w lewej burcie okrętu dziurę o wymiarach 12 na 18 metrów, zabił 17 członków załogi i ranił 39. Zginęli też obaj zamachowcy. Wybuch wystąpił na wysokości maszynowni pod okrętową stołówką, dlatego większość zabitych stanowili marynarze czekający w kolejce po posiłek. Do wnętrza jednostki zaczęła dostawać się woda, walka z przeciekiem i uszkodzeniami zajęła załodze trzy dni.
Uszkodzony niszczyciel załadowano na pokład przystosowanego do przewozu jednostek morskich norweskiego statku MV „Blue Marlin” i przetransportowano do Stanów Zjednoczonych, gdzie został poddany naprawie. Do służby wrócił po 14 miesiącach, w 2002 roku.
Atak został zorganizowany i przeprowadzony przez Al-Kaidę.
Masowe morderstwo w USA
W czerwcu 2001 roku upubliczniono nagranie rekrutacyjne Bazy, w którym Osama bin Laden chwalił się akcją w Adenie i zachęcał do podobnych czynów.
Al-Kaida już wcześniej próbowała przeprowadzić atak na inny amerykański niszczyciel – USS „The Sullivans” cumujący w porcie w Adenie w styczniu 2000 roku. Zamach nie doszedł do skutku, bo przeładowana materiałami wybuchowymi łódź terrorystów zatonęła.
Część uczestników ataku na USS „Cole” została aresztowana przez jemeńskie władze, ale do maja 2008 roku wszyscy uciekli lub zostali uwolnieni przez sprzyjających im jemeńskich urzędników. Amerykanie ścigali ich więc na własną rękę. Uznawany za organizatora akcji Abd al-Rahim al-Nasziri został aresztowany w 2002 roku i umieszczony w więzieniu w Guantanamo.
Inny ważny jej uczestnik – Abu Ali al-Harithi – został zabity przez amerykańskiego drona w Somalii w listopadzie tego samego roku. Amerykańska sprawiedliwość jest cierpliwa i ma długie ręce. W 2019 roku samoloty zbombardowały jemeńską kryjówkę kolejnego współautora ataku na niszczyciel, Dżamala al-Badawiego. Zamachowiec zginął.
Te i inne akcje terrorystyczne Al Kaidy powinny były uczulić amerykańskie służby na Osamę Bin Ladena i jego ludzi. Nikomu jednak nie przyszło do głowy, że brodaty człowiek w zwiewnych szatach może znów zaatakować w samym sercu Ameryki.
Reklama
Jak stwierdza Mitchell Zuckoff w książce 11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat, do amerykańskich polityków i szefów wywiadu nie dotarło „jaki jest zdeterminowany, by zrealizować swoją fatwę i doprowadzić do masowego morderstwa na terenie Stanów Zjednoczonych”. Otrzeźwienie przyszło zbyt późno, 11 września 2001 roku.
Dzień, w którym zatrzymał się świat
Bibliografia
- Mitchell Zuckoff, 11 września. Dzień, w którym zatrzymał się świat, Poznań 2021.
- Lawrence Wright, Wyniosłe wieże. Al-Kaida i atak na Amerykę, Wołowiec 2018.
- Peter Bergen, Osama Bin Laden. Portret z bliska, Warszawa 2007.