Fidel Castro był tyranem, który pobił rekord, jeśli chodzi o liczbę nieudanych prób zamachu na jego życie. Miało ich być blisko 640. Chcąc wyeliminować kubańskiego dyktatora CIA chwytała się nawet najbardziej absurdalnych metod.
Zanim jeszcze rebelianci pod wodzą brodatego El Comandante 1 stycznia 1959 roku przepędzili z Hawany dyktatora Fulgencia Batistę, Waszyngton uznał Castro za niebezpiecznego komunistę. Powód: zapowiadał nacjonalizację gospodarki i posługiwał się retoryką marksistowską.
Reklama
Interes USA na pierwszym miejscu
Ocena sytuacji na Kubie padła z ust szacownego Williama Wielanda, szefa wydziału karaibskiego w Departamencie Stanu: „Wiem, że wielu Batistę uważa za sukinsyna. Ale pierwszeństwo mają interesy Ameryki. A on jest naszym sukinsynem”.
Bardziej elegancko, jak przystało na absolwenta uniwersytetów Harvard i Yale oraz syna anglikańskiego biskupa, groźbę wyjaśnił sekretarz stanu Dean Acheson w najbardziej lodowatym okresie zimnej wojny. „Jak jabłka w beczce psują się od jednego zgniłego”, tak przejęcie przez komunistów Kuby, z której brzegów widać odległe o 40 mil wybrzeże Florydy, zainfekowałoby rewolucją i antyamerykanizmem cały tzw. Trzeci Świat; obszar największej konfrontacji obydwu bloków.
W Waszyngtonie malowano diabła, przeceniając niebezpieczeństwo ze strony charyzmatycznego Kubańczyka. Partyzanckie bitwy, jakie wygrywał, były w istocie manewrami propagandowymi „Obecność zachodniego dziennikarza, najlepiej Amerykanina, była dla nas ważniejsza niż sukces militarny”, przyznał po zwycięskiej rewolcie najbliższy towarzysz walk, Che Guevara.
Wizyta Fidela w USA
W ostatniej bitwie rewolucji, o miasto Santa Clara, Castro stracił raptem sześciu ludzi. Nie był też zagorzałym marksistą. Narzędziem swojego oddziaływania uczynił nie tajny komitet jak Lenin i Stalin, ale inscenizowane dęcia w bojowe trąby. W stylu Hitlera, Mussoliniego i Peróna. Strącając Batistę, mianował ministrami kubańskich liberałów, nim sam zgarnął dla siebie stołek premiera.
Castro „to nie komunista”, zapewnił zastępca szefa CIA gen. Charles Cabell. Wizyta Castro w Waszyngtonie trzy miesiące po przejęciu przez niego władzy przebiegła tak, jakby składał ją zaprzyjaźniony z USA dyplomata. Respekt dla założyciela kraju Jerzego Waszyngtona był tego papierkiem lakmusowym.
Raziło tylko zachowanie latynoskiego macho (dziewiątka dzieci z pięcioma kobietami) – nie bacząc na obecność urodziwej narzeczonej był zbyt wylewny wobec eleganckich dam. Prawie czterogodzinne rozmowy z wiceprezydentem Richardem Nixonem zakończyły się jednak fiaskiem. „Przekonywałem go do przyjęcia deklaracji popierającej najwcześniejszy termin wyborów”, oświadczył Nixon.
Reklama
Wybory „w przeszłości wyłaniały złe władze”, kontrował premier Kuby. W efekcie USA odwróciły się plecami od dotychczasowego satelity. Protektorat nad wyspą przejęło drugie supermocarstwo. Włącznie z funkcją skarbnika. Podpisanie pierwszej umowy gospodarczej podczas wizyty radzieckiego premiera Anastasa Mikojana słusznie oceniono w Waszyngtonie jako przejście Moskwy „z ostrożnego stanowiska do aktywnego wsparcia”.
„W związku z Castro ogarnęła nas histeria”
W odpowiedzi prezydent Dwight Eisenhower zatwierdził program tajnych działań przeciwko reżimowi Castro Dyletancka inwazja prezydenta Johna Kennedy’ego w Zatoce Świń (1961) nakręciła spiralę amerykańsko-kubańskiego konfliktu. Castro rozpętał terror przeciwko wewnętrznym oponentom, ogłosił wyspę krajem socjalistycznym, zawiesił wybory, gdyż – jak wykrzyczał – „odbywają się one teraz codziennie, odkąd rządy rewolucyjne stały się wyrazem woli ludu!”. Młoda ekipa Kennedy’ego uległa zgubnej ekscytacji.
„W związku z Castro ogarnęła nas histeria”, przyznał samokrytycznie sekretarz obrony i gołąb w administracji Kennedy’ego Robert McNamara. Metafizyka owej histerii wyraziła się w kolportowaniu pogłosek o kubańskim liderze jako biblijnym antychryście.
Pozbycie się go było wyzwaniem, bo Castro miał jedną z najlepszych ochron na świecie. „Podróż samolotem ogłaszano publicznie nie wcześniej niż dzień przed wylotem. O niektórych z nich informowano już post factum. I nigdy nie było wiadomo, do której z trzech gotowych do lotu maszyn Castro wsiądzie”. Co CIA zmuszało do nietypowych akcji.
Reklama
Cygara i kobiety
W pierwszych wykorzystano dwie słabostki Castro: do cygar marki Cohiba i kobiet. Plan z pierwszą przynętą zakładał eksplozję cygara podczas zapalania. Wybuchające egzemplarze przemycano na Kubę. Potem plany zmodyfikowano i cygara faszerowano trucizną.
Za każdym razem podejrzane sztuki wychwytywał kubański wywiad. Fidel mógł zaciągać się bezpiecznie. A nawet utrzeć nosa CIA, wygrywając organizowane przez Ernesta Hemingwaya zawody wędkarskie i odbierając z rąk noblisty główną nagrodę. Zdjęcie z ceremonii zdobiło od tej pory kafejki w Hawanie
Misją wyeliminowania Castro obarczono więc jego byłą kochankę Maritę Lorenz, Niemkę z Bremy, która po II wojnie światowej z rodzicami wyemigrowała do USA. Agent Frank Sturgis spotkał się z nią w Miami i nakłonił do działania. Jesienią 1960 roku spotkała się z Castro, ale zadania nie wykonała, za to zyskała sławę jako kochanka i niedoszła zabójczyni.
Setki prób zamachu
W kolejnych latach na panewce spaliła cała seria zamachów. Szef kubańskiego wywiadu z tego okresu Fabián Escalante doliczył się „638 sposobów pozbawienia życia Fidela Castro”.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
W większości pozostały na papierze. CIA przyznała się do ośmiu. W tym do najbardziej egzotycznego: zwabienia kubańskiego przywódcy, miłośnika nurkowania, w pobliże wypełnionej materiałem wybuchowym muszli umieszczonej na rafie koralowej u wybrzeża Kuby. Muszla miała być pomalowana na jaskrawy kolor, by rzucała się w oczy. Ostatecznie nie znaleziono takiej, która pomieściłaby ładunek wybuchowy, i nie dysponowano miniłodzią podwodną do podłożenia jej na rafie.
Łatwiejszy wydał się wariant z dostarczeniem kombinezonu do nurkowania zainfekowanego pałeczkami gruźlicy i grzyba. Ale i tego planu nie zrealizowano. Większość planowanych zamachów wzór brała z morderstw mafii przypominających scenariusze filmów z Jamesem Bondem.
Reklama
Castro na celowniku mafii
Raz CIA posłużyła się mafiosami z Kuby. Ci powiązani z amerykańską cosa nostrą za dyktatora Batisty zarabiali krocie na prostytucji i hazardzie. Biznes ukrócił Fidel. John Roselli, gruba ryba chicagowskiego podziemia, mający kontakty z kubańskimi uchodźcami na Florydzie, spotkał się w nowojorskim Hiltonie z agentem FBI Robertem Maheu. Roselli nie dał się jednak nabrać na fikcyjną historię o milionowych stratach poniesionych na skutek działań kubańskiego dyktatora przez międzynarodowe firmy, które chciały zapłacić za jego głowę 150 tys. dolarów.
Ale zaproponował dwóch kolegów z top-listy najbardziej poszukiwanych gangsterów: Salvatorego „Moma” Giancanę z sycylijskiego klanu i Santa Trafficantego Jr. Giancanę, brzydala i prostaka, który kochankami dzielił się z J F. Kennedym, a od pistoletu wolał truciznę. Sześć pastylek z laboratorium rządowego gangster dostarczył Juanowi Orcie z najbliższego otoczenia Castro, próbującemu wydostać się z finansowych tarapatów.
Orta wpadł jednak w panikę i nie wykonał zadania. Pastylki z trucizną wróciły do rządowego laboratorium. Co „skruszony” Roselli wyznał podczas tajnego przesłuchania przed komisją Kongresu USA (1975). Musiał mówić prawdę, skoro po tych zeznaniach jego zwłoki z połamanymi nogami (wcześniej został uduszony i zastrzelony) wyciągnięto z beczki po ropie naftowej dryfującej u wybrzeży Miami na Florydzie.
Wszystkie metody zawiodły
By pozbyć się Fidela, CIA wysłała na Kubę agenta, który udając kelnera, miał wrzucić cyjanek do czekoladowych shake’ów pitych w hurtowych ilościach przez dyktatora w ulubionej kawiarni. Plan zawalił się w ostatniej chwili, gdy agent-kelner chciał wyciągnąć ukrytą w zamrażalniku kapsułkę. Zamarznięta nie dała się oderwać od lodu.
Gdy fiasko poniósł wariant otrucia, analitycy z CIA sięgnęli po metody z wykorzystaniem materiałów wybuchowych. Największych szans upatrywano w zamachu przeprowadzonym na meczu koszykówki. Castro, który regularnie zasiadał w pierwszym rzędzie na Estadio Latinoamericano w Hawanie, miał zostać zabity granatem ręcznym rzuconym z szóstego rzędu.
Kilka dni wcześniej zamachowcy przeprowadzali trening na pustym stadionie. Zamiast granatów rzucali pomarańczami. Co ochronie wydało się na tyle podejrzane, że trafili do więzienia.
Dwukrotnie próbowano zabić Castro klasycznie, strzałem z pistoletu. W tym podczas wizyty u chilijskiego prezydenta Salvadora Allendego (1971). Zamachowiec Antonio Veciana z ukrytym w kamerze telewizyjnej karabinem wślizgnął się na konferencję prasową kubańskiego gościa. Nie wiadomo, dlaczego uciekł, porzucając narzędzie zbrodni. „Jeśli wyjście bez szwanku z zamachu na życie byłoby dyscypliną olimpijską, złoty medal miałbym w kieszeni”, rechotał Castro.
Wyjaśnienie jest proste. CIA nie miała agentury na Kubie i zdana była na niepewne osoby trzecie. Amerykanom nie pozostawało nic innego, jak tylko lansować pogłoski o śmierci dyktatora. Co Fidel skontrował kąśliwie: „Zabijają mnie każdego dnia. Kiedy umrę, nikt mi nie uwierzy”. Tak doczekał 90. roku życia, zmarł śmiercią naturalną, choć nie wiadomo na co, i pozostawił po sobie legendę „nieśmiertelnego underdoga”.
Reklama
Źródło
Artykuł stanowi fragment książki Arkadiusza Stempina pt. Większe zło. Polityczne zabójstwa, krwawe zamachy, kościelne spiski. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Agora.
Najgłośniejsze zamachy w historii
Tytuł, lead i śródtytuły pochodzą od redakcji. W celu zachowania jednolitości tekstu usunięto przypisy, znajdujące się w wersji książkowej. Tekst został poddany obróbce redakcyjnej w celu wprowadzenia większej liczby akapitów.
Ilustracja tytułowa: Castro na zdjęciu wykonanym w 1963 roku (Maria Romaszowa/CC BY-SA 4.0).