Życie większości mieszkańców przedwojennych niemieckich miast, z Berlinem na czele, niewiele miało wspólnego z nowoczesnością czy nawet – z ludzką godnością. W czasach Republiki Weimarskiej nędza, bród i ciasnota były zupełnie powszechne. Jak podkreśla Harald Jähner na kartach książki Rausz. Niemcy między wojnami, przedstawiciele miejskiej biedoty cieszyli się, „jeśli w ogóle mieli dach nad głową”.
W biednych dzielnicach miast Republiki Weimarskiej, w tym stołecznego Berlina, ludzie żyli w takiej ciasnocie, że wirusy i bakterie miały ułatwione zadanie. Było wilgotno, brudno, a nierzadko zdarzało się nawet, że dwoje obcych sobie ludzi dzieliło łóżko jeden po drugim.
Reklama
Zbiorowe łóżka, kołdry i wanny
Gdy pierwszy lokator wychodził z domu, w tym czasie nierzadko wchodził do niego ktoś inny i zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami wślizgiwał się pod jeszcze ciepłą kołdrę, by ponownie zniknąć po powrocie tego pierwszego.
To samo dotyczyło wanny, jeśli w ogóle się ją posiadało. Zawartość jednego wiadra musiała wystarczyć dla całej rodziny, ostatni wchodził do wody zupełnie zimnej i brudnej.
Chaos i obowiązkowa knajpa
W wielu mieszkaniach szczególnie zaniedbanych kamienic panował nieopisany chaos. W latach 1901–1920 lokalna kasa chorych w Berlinie przeprowadziła przegląd sytuacji mieszkaniowej w robotniczych dzielnicach Berlina i udokumentowała je na stu siedemdziesięciu pięciu zdjęciach, które dały szokujący wgląd w pomieszczenia, w których przyszło żyć wielu osobom.
Wnętrza pełne rupieci, wilgotne, odrażające. Ponieważ nie było pieniędzy na kupno szafy, wokół leżały porozrzucane sprzęty domowe, ubraniami na gwoździach obwieszone były ściany, a pranie suszyło się na sznurach rozciągniętych w poprzek mieszkania.
Reklama
Przy jedynym dostępnym stole siedziała matka i wykonywała pracę chałupniczą, szyjąc worki. Brakowało krzeseł dla wszystkich mieszkańców, niektórzy leżeli więc na materacach, działając sobie na nerwy.
W co trzecim domu w Berlinie była knajpa, gdzie wielu szukało ukojenia w alkoholu. Byli to jednak sami mężczyźni – w proletariackiej knajpie, w przeciwieństwie do karczm dzielnicy mieszczańskiej, widok kobiety był rzadkością.
„Człowieka można zabić nie tylko siekierą”
Wszędzie zalegali kaszlący, sapiący i gorączkujący. Gruźlica, a przede wszystkim grypa hiszpanka z milionami zmarłych nauczyły ludzi żyć w strachu przed nowymi odmianami zarazy.
Spostrzeżenie Heinricha Zille’a, że człowieka można zabić nie tylko siekierą, ale i mieszkaniem, było podwójnie zasadne. W tych dzielnicach także przestępczość działała jak wirus; ciasnota tworzyła wprawdzie więzi, ale jeszcze więcej konfliktów. Wywoływała znaczne zaniepokojenie w Republice Weimarskiej.
Reklama
W 1925 roku liberalny filozof i pisarz Theodor Lessing opisał takie miejsce socjalnego upadku w paradokumentalnym eseju o masowym mordercy Fritzu Haarmannie.
Haarmann, „kanibal”, który brutalnie zamordował i poćwiartował dwudziestu czterech chłopców i młodych mężczyzn, mieszkał w obskurnej części starego miasta Hanoweru, „wylęgarni pozbawionych światła, dotkniętych ubóstwem pokoleń oddychających rozkładem i pleśnią, przeklętych, skazanych na nieszczęście”.
„Ciężka, wychudzona, obszarpana”
Wszędzie w większych miastach fragmenty ich średniowiecznych centrów były zaniedbane, teraz dawały schronienie najbiedniejszym z biednych w swoich budynkach, które z daleka niekiedy wciąż wydawały się malownicze.
„Wieczorami, kiedy księżyc wisiał nad przegniłymi dachami oraz szarymi kominami i wysrebrzał upiorną czarną rzekę, wyłaniała się ze swych starych nor ciężka, wychudzona, obszarpana, wymęczona, cierpiąca ludzkość, przykucała i siadała nad śmierdzącą laguną”. Tak pisał Theodor Lessing – nie o średniowiecznym Paryżu, ale o Hanowerze z 1924 roku.
Reklama
Problemem nie był wiek tych dzielnic, najgorsze było ich przeludnienie. Niezależnie od tego, czy domy miały cztery dekady, czy pochodziły z XV wieku, efekt był ten sam, gdy zalewała je nędza. Pół miliona ludzi w ogóle nie miało dachu nad głową.
Coraz więcej mieszkańców wsi opuszczało je i próbowało znaleźć szczęście w przeludnionych metropoliach. Problemu przeludnienia nie dawało się rozwiązać, można go było jedynie łagodzić.
Źródło
Powyższy tekst stanowi fragment książki Haralda Jähnera pt. Rausz. Niemcy między wojnami (Wydawnictwo Poznańskie 2023).
Tytuł, lead oraz śródtytuły pochodzą od redakcji. Tekst został poddany podstawowej obróbce korektorskiej.