Na sławnym portrecie pędzla Rubensa Władysław IV Waza jest postawny, wygląda zdrowo i silnie. Obraz powstał w roku 1624. Ledwie dekadę później król był już jednak wrakiem człowieka.
Władysław Waza, za młodu chwalony za sprawą „rycerskiej sylwetki”, jeszcze przed objęciem w 1633 roku zaczął w zastraszającym tempie tyć i tracić zdrowie.
Reklama
Król cierpiał między innymi na reumatyzm, dnę moczanową, czyli podagrę, kamicę nerkową, kiłę, chore zęby, stałe napady gorączki, okropne migreny. Anonimowy kronikarz twierdził, że nawet ceremonię wyniesienia go do władzy przesunięto w związku z atakiem jednej z wielu chorób. Potem zaś było tylko gorzej.
„Zbyteczna tusza” i „cielistość”
„Przyszedłszy do dojrzałego wieku, nabiera zbytecznej tuszy” — stwierdził oględnie nuncjusz apostolski Onorate Visconti w połowie lat 30. XVII wieku na temat wówczas mniej więcej 40-letniego władcy.
W innych źródłach wzmiankowano, że Władysław był „cielisty”. Po czterdziestce już tak bardzo, że służący mieli problem dźwigać jego krzesła.
Noszenie króla z miejsca na miejsce stało się konieczne, bo spuchnięte kończyny coraz częściej odmawiały mu posłuszeństwa. Zdarzały się okresy remisji, gdy Władysław chodził, a nawet ruszał na ukochane łowy. Zwykle jednak tylko leżał lub siedział.
Reklama
W łóżku spędzał czas przynajmniej do południa, tam słuchał mszy, spożywał obiady, przyjmował dworzan, urzędników, a także zagraniczne poselstwa. Były tygodnie, gdy nie wstawał w ogóle; zdarzało się też, że był zanoszony na leżąco na obrady sejmu.
Windy i wózki
Nawet w najlepszych momentach przeszkodę nie do pokonania stanowiły dla władcy schody. W podmiejskim pałacu ogrodowym (później nazwanym Kazimierzowskim) architekt Giovanni Battista Gisleni zaprojektował specjalną windę: szyb, gdzie na linach zawieszono krzesło, „w którym się spuszczał na dół Król Jego Mość”. Być może podobna konstrukcja trafiła także do głównej warszawskiej rezydencji – zamku królewskiego.
Gisleni – znany szerzej za sprawą kościołów, ołtarzy, zdobnych komnat zamkowych, fryzów i frontonów, w latach czterdziestych XVII stulecia zaczął się specjalizować także w projektowaniu specjalnych monarszych krzeseł. Były one następnie rzeźbione oraz składane przez nadwornego stolarza, Hanusa Hanlego.
Szkicownik Gisleniego, zachowany w zbiorach drezdeńskiego Gabinetu Miedziorytów, zawiera rysunki dwóch takich mebli.
Reklama
Większy z foteli został zwieńczony baldachimem na specjalnym trójkątnym stelażu. Konstrukcja zawiera też podnóżek z ogranicznikiem i gięte oparcia. Nie to jednak najbardziej zwraca w niej uwagę. Krzesłu brakuje nóg — są za to dwie wielkie obręcze ze szprychami.
Drugi mebel wyposażono nie w koła, ale kółka. Łącznie cztery, mniejsze z tyłu i większe z przodu. Funkcja jest jednak taka sama. To monarszy wózek inwalidzki.
Jeden z foteli, wywieziony po latach do Francji przez Jana Kazimierza Wazę, miał skórzane obicie zdobione „złotą frędzlą”. W innym zamiast kół zamontowano drągi, tak by nieśli go służący, albo muły. Był też wariant z zasłonkami, dającymi ułudę prywatności nawet bez wstawania.
Król psuje się od środka
W 1640 roku lewa noga Władysława nabrzmiała już tak bardzo, że według świadków stała się cztery razy szersza od prawej. Smarowano ją, owijano, umieszczano w specjalnych futrzanych bamboszach. Wszystko na nic. A przecież to nie była najbardziej bolesna z monarszych dolegliwości.
Reklama
Władysław dosłownie psuł się też od środka. W tym samym roku odnotowano charakterystyczny epizod.
Pierwsza żona władcy, Cecylia Renata Habsburżanka, rodziła syna przewidywanego na następcę tronu. Po pałacu niosły się straszne, wprost nieludzkie jęki i krzyki. Nie wydawała ich jednak z siebie położnica, leżąca niemal w ciszy, ale król, spoczywający w sąsiedniej komnacie… i rodzący kamienie nerkowe.
Gdy władca umrze, a jego zwłoki zostaną rozkrojone, okaże się, że jedną nerkę miał „obrzękłą, przegniłą, pełną nacieczy”. Z drugiej lekarze wyjmą całą garść kamieni. „Musiał cierpieć strasznie” — słusznie komentował biograf Władysława IV, Henryk Wisner.
I cierpiał, wypada podkreślić, zaskakująco długo. Pomimo braku dostępu do nowoczesnej medycyny i nasilających się z roku na rok objawów odszedł dopiero 20 maja 1648 roku. W wieku 53 lat i po przynajmniej 15 latach medycznego horroru.
***
O bolesnym życiu, okropnej śmierci i trudnych relacjach Władysława IV z żoną piszę znacznie szerzej w mojej nowej książce pt. Damy srebrnego wieku. Pozycję poświęconą wielkim kobietom XVII stulecia, które uchroniły Polskę przed zupełnym upadkiem, kupicie na Empik.com.
Powyższy tekst powstał właśnie na jej podstawie. Bibliografia tematu znajduje się w książce.