Rankiem 15 lutego 1944 roku nad klasztorem na Monte Cassino pojawiło się ponad 130 ciężkich bombowców B-17. Trwający ponad pół godziny nalot nie był jedynym tego dnia. W trakcie następnych kilku godzin naleciały jeszcze dwie fale bombowców, tym razem średnich. Przez cały dzień na zabytkowy kompleks zrzucono ponad 500 ton bomb burzących i zapalających. W efekcie średniowieczne opactwo obróciło się w stertę gruzów. O tym dlaczego alianci, próbujący przełamać niemiecką linię Gustawa, zdecydowali się na bombardowanie klasztoru pisze Matthew Parker w książce pt. Monte Cassino. Bitwa narodów II wojny światowej.
Alianci w pełni zdawali sobie sprawę ze znaczenia Monte Cassino dla Włoch i dla świata. Pewien Włoch z Cassino określił to jako odpowiednik zbombardowania przez Włochy opactwa Westminster.
Reklama
Eisenhower stawiał sprawę jasno
Już w październiku 1943 roku włoskie władze muzealne zwróciły uwagę 5. Armii na unikatowy status klasztoru i kwatera główna Clarka podkreślała potrzebę uchronienia budowli przed bombardowaniem. Pod koniec grudnia Eisenhower, wówczas ciągle jeszcze głównodowodzący na Morzu Śródziemnym, stale powtarzał, że należy podjąć wszelkie działania, by uniknąć zniszczenia licznych budowli Włoch o znaczeniu historycznym i religijnym. [W jego wiadomości do „wszystkich dowódców” czytamy:]
Walczymy dzisiaj w kraju, który wniósł bardzo wiele do naszego dziedzictwa kulturowego. W kraju bogatym w pomniki, które przyczyniły się do rozwoju cywilizacji, a teraz w swojej starości ilustrują rozwój cywilizacji, naszej cywilizacji. Jesteśmy zobowiązani uszanować te pomniki w takim stopniu, w jaki pozwala na to wojna.
Ale Eisenhower kończy przestrogą:
Jeśli będziemy zmuszeni dokonać wyboru między zniszczeniem słynnej budowli a poświęceniem naszych żołnierzy, to życie naszych żołnierzy ma nieskończenie większe znaczenie, a budowle muszą runąć. (…) Nic nie może przeważyć argumentu konieczności militarnej.
Życie żołnierzy ważniejsze niż zabytki
Na początku stycznia, po otrzymaniu skarg z Watykanu, że alianckie pociski artyleryjskie trafiły w klasztor, Alexander powtórzył rozkaz, żeby nie celować w budynek, ale na koniec stwierdził: „Względy bezpieczeństwa takich miejsc nie mogą ograniczać konieczności militarnej”.
Niemcy zapewnili Watykan, że ich wojska nie będą okupować klasztoru, ale mało kto po stronie aliantów wierzył w te obietnice. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych prasa zastanawiała się, czy klasztor powinien zostać zachowany.
Na początku lutego podczas debaty w Izbie Lordów arcybiskup Canterbury zabiegał o ochronę skarbów narodowych Włoch, które „należą do świata, (…) nie do żadnego określonego czasu”. Lord Latham odparł:
Reklama
Nie chcę widzieć Europy zapełnionej pomnikami kultury, czczonymi przez ludzkość w kajdanach i na kolanach. (…) Naród tego kraju nie złoży niepotrzebnie swoich chłopców w ofierze — ani jednego z nich — by ocalić jakąkolwiek budowlę.
Niemieckie umocnienia wokół klasztoru
Na początku stycznia Niemcy stworzyli wokół klasztoru strefę zamkniętą, a bramy strzegła Żandarmeria wojskowa. Dziennik prowadzony przez sekretarza opata, don Martina Matronolę, potwierdza, że Niemcy co do joty spełniali obietnicę, że nie będą umieszczać żołnierzy w budowli. Ale nie zmienia to faktu, że klasztor ciągle znajdował się pośrodku linii Gustawa.
Wszędzie wokół zbudowano umocnienia, a głęboką jaskinię pod murami wykorzystywano jako skład amunicji. Zabudowania gospodarcze klasztoru zrównano z ziemią, żeby oczyścić pole ostrzału, a w cieniu murów usytuowano stanowiska obserwacyjne i obronne. W tamtym czasie Niemcy próbowali też usunąć wszystkich ludzi z klasztoru.
Ewakuowano wszystkich uchodźców, z wyjątkiem trzech rodzin, które były zbyt chore, żeby je przewieźć, poproszono też opata, by wyjechał. Ten odmówił i został z szóstką braci, wśród których był don Martino. Przypadkowe trafienia artylerii obu stron zdarzały się nadal w styczniu, pomimo protestów Watykanu, a 5 lutego, gdy wojska amerykańskie kontynuowały natarcie wzdłuż Głowy Węża, pewnego cywila uśmiercił szrapnel, który wpadł do budynku.
Reklama
Zmiany w alianckim dowództwie
Tej nocy przeszła gwałtowna burza, a także doszło do gwałtownego ostrzału artyleryjskiego pobliskich pozycji niemieckich. Około 150 cywilów wyszło z jaskiń, w których się kryli, i stukało do drzwi klasztoru. Gdy zagrozili, że go podpalą, drzwi zostały otwarte i uchodźcy — zmarznięci, zagłodzeni i oszalali z przerażenia — wpadli do środka.
Następnego dnia zakonnicy, którzy zostali w klasztorze, robili wszystko, co w ich mocy, żeby uspokoić i rozlokować uchodźców, ale kończyło się jedzenie i woda, a wkrótce pogorszyły się warunki sanitarne. Jak było do przewidzenia, wybuchła epidemia, prawdopodobnie duru rzekomego. Nikt się nie spodziewał, że może być jeszcze gorzej.
Z powodu choroby generał dywizji Tuker musiał przekazać 6 lutego dowództwo 4. Dywizji Indyjskiej generałowi brygady Harry’emu K. Dimoline’owi. Lekarz Tukera, John David, nazwał to „złowieszczą zmianą. ( … ) [To] znaczy, że idą do tej następnej, jakże ważnej bitwy, bez staruszka!”. Ale Tuker nadal powtarzał Freybergowi, żeby ten ponownie zastanowił się nad swoim planem frontalnego natarcia na klasztor, i jednocześnie starał się sprawdzić, co może zrobić w sprawie samej budowli.
„Chcę, żeby go zbombardowano”
Nie otrzymawszy żadnej pomocy ze strony wywiadu 5. Armii, wysłał adiutanta do Neapolu, który w końcu znalazł wydaną w 1879 roku książkę, zawierającą szczegółowy plan budowli. 12 lutego Tuker poinformował o swoich odkryciach Freyburga:
Reklama
Główna brama ma masywne drewniane belki w niskim łuku, który składa się z wielkich kamiennych bloków o długości od dziewięciu do dziesięciu metrów. Tylko tamtędy można wejść do klasztoru.
Mury mają około 150 stóp wysokości, są solidne, a u podstawy liczą co najmniej dziesięć stóp grubości. (…) Monte Cassino to zatem współczesna forteca i należy ją zdobyć współczesnymi środkami. Bezpośrednio można ją zająć jedynie dzięki zrzuceniu z powietrza bomb burzących.
Wielkie historie co kilka dni w twojej skrzynce! Wpisz swój adres e-mail, by otrzymywać newsletter. Najlepsze artykuły, żadnego spamu.
Freyberg ostrzegał już wcześniej Clarka, że być może klasztor trzeba będzie „zburzyć”, i 12 lutego oficjalnie poprosił o zaatakowanie go z powietrza. Clark był w Anzio, więc Freyberg rozmawiał z amerykańskim szefem sztabu, generałem Gruentherem. „Chcę, żeby go zbombardowano — zażądał Freyberg. — Pozostałe cele są nieważne, ale ten ma zasadnicze znaczenie.
Dowódca dywizji, który przeprowadza natarcie, uważa, że jest to istotny cel, i całkowicie się z nim zgadzam”. Gruenther skontaktował się z Clarkiem i pozostałymi wyższymi dowódcami amerykańskich sił lądowych, z których żaden nie sądził, by bombardowanie było uzasadnione.
Nieustępliwość Freyberga
Generał dywizji Geoffrey Keyes, dowódca amerykańskiego 2. Korpusu, ostrzegał nawet, że bombardowanie „prawdopodobnie zwiększy wartość klasztoru jako przeszkody militarnej, ponieważ Niemcy uznają, że mogą go wykorzystać jako barykadę”. Dowódcy aliantów zdawali też sobie sprawę z obecności w budynku uchodźców.
W swoich wspomnieniach Clark utrzymuje, że gdyby Freyberg był jednym z dowódców korpusu amerykańskiego, po prostu odrzuciłby żądanie. Ale „ze względu na pozycję generała Freyberga w siłach zbrojnych imperium brytyjskiego” przekazano rzecz Alexandrowi, który instynktownie poparł Nowozelandczyka.
Reklama
„Gdy Żołnierze walczą o słuszną sprawę — napisał Alexander w uzasadnieniu swojej decyzji — i są gotowi na śmierć lub kalectwo, to Żadna budowla, bez względu na to, jak szacowna, nie może być ważniejsza od ludzkiego życia” . Ale decyzja należała do Clarka jako dowódcy armii, a on nadal utrzymywał, Że zbombardowanie klasztoru nie tylko da Niemcom do ręki świetny, gotowy materiał propagandowy, ale uderzy w cywili, a także ma wątpliwą wartość militarną.
Jednak gdy Freyberg zwrócił uwagę na to, że wyższy oficer, który odmówi autoryzacji bombardowania, będzie musiał wziąć na siebie winę, jeśli natarcie się nie powiedzie, a następnie przywołał magiczną formułę Eisenhowera — „konieczność militarna” — Clark uległ i zgodził się wydać rozkaz, o ile zostanie on zaaprobowany na najwyższym szczeblu.
Błędne obserwacje
Tymczasem analizowano informacje, żeby ustalić, czy klasztor jest zajęty przez Niemców. Dotarły raporty od ludzi w terenie: Żołnierz zastrzelony przez snajpera, błysk szkieł lornetki polowej w jednym z okien, dobiegające z pobliża klasztoru odgłosy strzałów z broni ręcznej.
13 lutego generał Eaker, głównodowodzący wojsk lotniczych na Morzu Śródziemnym, przeleciał nad klasztorem na wysokości 200 stóp i wydawało mu się, że widział antenę wojskowego radia, a także wchodzący i wychodzący z budowli personel wojskowy.
Tego samego dnia generał Maitland Wilson, który zastąpił Eisenhowera na stanowisku głównodowodzącego wojsk alianckich na śródziemnomorskim teatrze działań, powołał się na „niepodważalne dowody”, że klasztor stanowi część głównej niemieckiej linii obrony. Uznano, że to wystarczy, i rozpoczęły się przygotowania do zmasowanego nalotu na lotnisku w Foggii, a także na lotniskach w Wielkiej Brytanii i Afryce Północnej.
W rzeczywistości „dowody” zajęcia przez Niemców klasztoru — o których bez końca od tamtej pory dyskutowano i które okazały się w znacznej mierze tendencyjne i błędne — były jakby tematem zastępczym, przynajmniej dla brytyjskich dowódców w terenie. Dla nich budowla i wzgórze stanowiły pojedynczy cel wojskowy i nie dawały się oddzielić. Co więcej, w notatce skierowanej do Freyberga Tuker zaznaczył:
Reklama
Bez względu na to, czy klasztor jest obecnie zajęty przez garnizon niemiecki czy nie, jest oczwiste, że będzie broniony jak twierdza przez pozostałość garnizonu na tym stanowisku. Zasadnicze znaczenie ma zatem to, by budowla została tak zniszczona, aby uniemożliwić jej skuteczną okupację.
Morale było najważniejsze
Spór toczył się nie o to, czy w tamtym czasie Niemcy znajdowali się w środku, a raczej o to, czy żołnierze będą atakować nieuszkodzony budynek z masywnymi murami i tylko jednym wejściem. Nowozelandczyk Kippenberger w tekście napisanym po wojnie poparł punkt widzenia Tukera:
W Korpusie Nowozelandzkim opinie co do tego, czy klasztor jest zajęty, były podzielone. Osobiście uważałem tę kwestię za nieistotną. Jeżeli nie był zajęty dzisiaj, mógłby być jutro, i nie wydaje się, że nieprzyjaciel miałby trudności ze sprowadzeniem do niego rezerw w trakcie natarcia lub że żołnierze mieliby trudności ze znalezieniem w nim schronienia, gdyby zostali wyparci ze stanowisk na zewnątrz.
Nie można żądać od żołnierzy przypuszczenia szturmu na wzgórze zwieńczone takim nienaruszonym budynkiem jak ten, który mógł zapewnić schronienie kilkuset żołnierzom piechoty, doskonale broniąc ich przed ostrzałem artyleryjskim, gotowym w krytycznym momencie wyjść z niego i przeprowadzić kontruderzenie.
We wspomnieniach Alexander przyznaje też, że zniszczenie klasztoru było „konieczne bardziej ze względu na morale nacierających niż z powodów czysto materialnych”. Dowodzi w ten sposób, że dowódcy brytyjscy lepiej niż Amerykanie orientowali się w nastrojach żołnierzy na froncie.
Reklama
„Wszechwidzące oka”
Dla ludzi zajmujących stanowiska w grząskich okopach w dolinie Rapido czy wspinających się mozolnie górskimi ścieżkami ku wysuniętej północnej części budowli masywny klasztor z małymi, przypominającymi cele oknami stał się czymś złowieszczym. Zdominował ich życie.
Za dnia niemożliwy był jakikolwiek ruch bez uprzedniego sprawdzenia, czy nikt cię nie widzi z klasztoru albo „wszechwidzącego oka” — jak to ujął jeden z weteranów. Fred Majdalany, który służył w fizylierach Lancashire w 78. Dywizji, opisał, co czuli żołnierze podchodzący do grzbietu zwieńczonego klasztorem:
Gdy droga stała się mniej zatłoczona, zacząłeś odnosić wrażenie, że klasztor cię obserwuje. Gdy walczysz od długiego czasu, zaczynasz instynktownie wyczuwać stanowiska obserwacyjne, (…) czujesz się tak, jakbyś nagle został pozbawiony ubrania. Gdy szliśmy w górę wąską dróżką pomiędzy gajami oliwnymi, każdy nasz krok obserwowały oczy w klasztorze.
David Cormack, który przeszedł znad Garigliano ze swoją grupą włoskich poganiaczy mułów, wspomina „gapiący się na nas przeklęty klasztor. Nie można było się podrapać, żeby tego nie zobaczono. To była sprawa psychiki. Im dłużej się tam było, tym było to silniejsze”.
Większość żołnierzy pochwaliłaby brawurę dowódcy sił powietrznych 15. Grupy Armii generała Johna Channona, który powiedział Alexandrowi: „Jeśli pozwoli mi pan użyć wszystkich naszych bombowców przeciwko Cassino, usuniemy go błyskawicznie jak martwy ząb”
Reklama
Ostrzeżenie przed bombardowaniem
13 lutego w rejonie Cassino szalały gwałtowne zamiecie, ale następnego dnia meteorolodzy zapowiedzieli na najbliższe dwadzieścia cztery godziny dobre warunki pogodowe. Bezzwłocznie zaplanowano bombardowanie na ranek 15 lutego. Dzień wcześniej nad klasztorem eksplodowały wypełnione ulotkami pociski artyleryjskie. Na ulotkach napisano po angielsku i po włosku:
Włoscy przyjaciele, uważajcie: do tej pory szczególnie staraliśmy się uniknąć bombardowania klasztoru na Monte Cassino. Niemcy wiedzą, jak na tym skorzystać. Ale teraz walki coraz bardziej zbliżają się do tego uświęconego miejsca.
Nadszedł czas, kiedy musimy wycelować nasze działa w sam klasztor. Udzielamy wam ostrzeżenia, abyście mogli się uratować. Ostrzegamy was usilnie: opuśćcie klasztor. Opuśćcie go natychmiast. Zastosujcie się do tego ostrzeżenia. To dla waszego dobra. — Piąta Armia.
Żadna z ulotek nie spadła w obrębie murów klasztornych, ale jakiś uchodźca złapał jedną na zewnątrz i pokazał ją osiemdziesięcioletniemu opałowi. Gdy wiadomość o ostrzeżeniu rozniosła się wśród uchodźców, jedni uciekli do pobliskich jaskiń, inni znaleźli głębsze schronienia, a jeszcze inni pokładali wiarę w Bogu, że nie pozwoli zniszczyć grobu św. Benedykta.
Reklama
Sugerowano, że wszyscy powinni opuścić budowlę pod białą flagą, ale uznano to za zbyt ryzykowne. Zamiast tego opat postanowił skontaktować się z Niemcami i poprosić o pomoc w ewakuacji klasztoru. Don Martino Matronola zanotował w dzienniku, że niemiecki oficer, porucznik Daiber, i jeszcze jeden żołnierz przyjechali następnego ranka, tuż przed piątą, na rozmowę z opatem.
Niemcy uważali, że to blef
Gdy oficer obejrzał ulotkę, oznajmił, że zrzucono to „dla zastraszenia i w celach propagandowych”. Podkreśliwszy, że natychmiastowa ewakuacja jest niemożliwa z powodu zaciekłych walk wokół klasztoru, stwierdził, że jeśli ludności chroniącej się w klasztorze „udałoby się przypadkiem uciec, to około jednej trzeciej, sądząc po poprzednim przypadku, zginęłoby na drodze”.
Mnisi podzielali sceptycyzm Niemców. [Mnich napisał:]
Z pewnością alianci nigdy nie zrealizowaliby takiej groźby? Ostatecznie ustalono, że wszyscy opuszczą klasztor następnego dnia o piątej rano. Po rozmowie oficer zapytał don Martina, czy może obejrzeć kościół. „Nie można było nic zobaczyć z powodu ciemności więc z wielką ostrożnością zapaliłem na krótko lampę i natychmiast potem wyszliśmy.
Porucznik Daiber był ostatnim obcokrajowcem, który widział wspaniałe sanktuarium na Monte Cassino. Cztery godziny później na niebie pojawiły się latające fortece z 13. Strategicznych Sił Powietrznych.
Źródło
Tekst stanowi fragment książki Matthew Parkera pt. Monte Cassino. Bitwa narodów II wojny światowej. Jej nowe wydanie ukazało się w 2024 roku nakładem Domu Wydawniczego Rebis. Przekład: Robert Bartołd.